Hargin
Krasnolud krytycznym okiem spojrzał na ostrze swego nowego topora dzierżonego w wielkich niczym łopata dłoniach. - Dobre, człeczyno – rzucił grubym, gardłowym głosem do kowala. - Ale krasnoludzcy kowale zrobiliby to lepiej. Prawda, bracie? - w tym momencie spojrzał na swego pobratymca, zapewne szczurołapa z zawodu, sądząc po klatce którą otrzymał. - Jestem Hargin Hargsson – mruknął. - A ciebie jak zwą? - zwrócił się do krasnoluda.
Hargin był niskim i przysadzistym krasnoludem o szerokich barach, dzięki czemu przy swojej wadze nie wygląda jak pień. Posiadał grubą, czarną brodę, związaną w dwa grube warkocze, zakończone klamrami. Włosy na głowie były krótko ścięte, zaledwie na długość kilku centymetrów. Oblicze krasnoluda było oszpecone. Niedaleko prawej skroni znajdowała się blizna z trzema odnogami. Na prawym przedramieniu miał wytatuowanego węża wijącego się wokół dłoni, głowa gada znajdowała się w wewnętrznej stronie dłoni khazada. Na sobie miał lekką kolczugę, hełm, skórzaną kurtę i nogawice. Uzbrojenia dopełniały otrzymany przed chwilą topór i tarcza. Kusza wraz z kołczanem bełtów wisiała na szerokich plecach krasnoluda.
Khazad spojrzał na człowieka z dziwnym, dużym nosem. Skądś go kojarzył. Co prawda Hargin nie przepadał za ludźmi ale wytrzymywał w ich towarzystwie. Nie mogli dorównywać intelektem i doświadczeniem Starej Rasie, ale byli dość znośni. Oczywiście dopóki któryś z nich nie zdenerwował potężnego khazada. - A ty co tutaj robisz, człeczyno? - khazad spojrzał na miecz dzierżony przez młodzieńca. Teraz przypomniał sobie, że tęgi człowieczyna jest sługą sołtysa. - I po co ci ten mieczyk? Zamierzasz walczyć tym czymś z wrogiem? - ostatnie słowa krasnoluda zabrzmiały bardziej jak drwina. Dla niego najlepszą bronią był topór i czuł się dość nieswojo gdy nie miał go pod ręką. Czarnymi, pełnymi szaleństwa oczyma wpatrywał się raz w swego pobratymca, raz w młodziana z mieczem oczekując odpowiedzi. |