Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2016, 20:41   #3
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
- Obydwoje podchodzicie do tego wszystkiego bardzo beznamiętnie. - odparł ten, dotychczas milcząco się przysłuchując. Chociaż patrzył na noc za oknem ledwo widocznym przez moskitierę, Nadezhda wiedziała dobrze, że mógłby przytoczyć jeden z fragmentów ich rozmowy i zacytować jakby co najmniej robił notatki.
- Dla ciebie od zawsze wiedziałem, co to znaczy. - rzucił do Rosjanki - Ale zarazem próbujesz bronić się… przed takimi zajściami jak dzisiejszej nocy. I gorszymi rzeczami. I wiem, że nie masz wyboru, lub tak myślisz... Ale ty? - uniósł brwi, zwracając się teraz do Blacka - Mówisz mi, że jestem “typowym inkwizytorem” bo nie godzę się na żerowanie umarłych i potępionych na żywych, ale w imię swoich badań gotów jesteś pochwycić i torturować, upadłego, śmiertelnego, wszystko jedno? - wstał - Myślę, że nie zdeponuję broni w vanie, dziękuję. - mówiąc to spokojnie wyjął pistolet, z którego wysunął magazynek i pociągnięciem zamka wyładował nabój z komory, w locie łapiąc go w rękawiczkę i wrzucając do głębokiej kieszeni płaszcza.
- Dzisiejszej nocy nic już pani nie grozi. - zwrócił się do ghoula, a z jego oczu ulotniła się dezaprobata… co do której jednak wiedziała, że dalej gdzieś się tam kryje - Ja muszę się chyba przespacerować, pomiędzy sarkazmem, nieostrożnością, nonszalancją, odejściem upadłej duszy z tego świata, wywiadem z użyciem strachu i gościną. Wybacz, gospodarzu, ale słuchanie o “Tzimisce”, z tego co wymieniliście, w konktekście twoich sposobów zbierania wiedzy i twojej gościnności…
Zerknął na Aarona, chociaż bardziej był zmieszany niż gniewny. Koniec końców mężczyzna udzielił im schronienia. Ostatecznie młody mężczyzna podszedł, już nie kuśtykając, po płaszcz.
- Nie jestem inkwizytorem, więc muszę się przewietrzyć.
- Przyganiał kocioł garnkowi… - mruknął pod nosem Aaron - Nie będę cię uczył historii twojej organizacji Davidzie.
- Cicho już. - przerwała Aaronowi Nadezdha - Aaronie, możesz się napić mojej wódki, poprawi ci to nastrój. Mnie poprawia. - spojrzała na Davida - Wyjdę z tobą, bo musimy porozmawiać, dobrze? Ważna, bardzo ważna, sprawa. - zerknęła na gospodarza - Wrócę niedługo, bo w sumie nie pamiętam kiedy jadłam coś poza wódką.
- Wydawało mi się, że wam rosjanom to wystarczy. - rzucił przez ramię, ale nie zatrzymywał dwójki.
Nadezhda tylko westchnęła i mruknęła coś pod nosem po rosyjsku.

Szwajcar skinął tylko głową, narzuciwszy płaszcz na ramiona jak pałatkę o chowając dłonie do kieszeni. Nawykiem odsunął się od wejścia, pozwalając kobiecie wyjść pierwszej. Rozejrzał się jeszcze, odpasając kaburę z pistoletem wyglądającym na wojskowy model oraz pochwę z długim jak całe przedramię nożem o charakterystycznej, renesansowej rękojeści i rzucił je na pobliski mebel.
Nadezhda natomiast nie rozstała się ze swoim pistoletem i przez chwilę zastanawiała się czy nie zabrać kołka, ale z bolącym sercem zrezygnowała z tego zamysłu, wychodząc pierwsza z domostwa Aarona. Jej ochroniarz zamknął za nimi drzwi, przypatrując jej się uważnie.
Biorąc pod uwagę wiek Europejczyka oraz wygląd Nadezhdy wyglądali raczej jak para młodych ludzi wychodzących na skręta podczas domówki, niż Łowcy.
Kobieta zatrzymała się patrząc na niego poważnie.
- Powiedziałeś komuś o mnie?
- Po naszym ostatnim spotkaniu? - Szwajcar zachowywał profesjonalne nieporuszenie, ale kobieta mogła zapamiętać drobiazgowość, perfekcjonizm i schludność, nie przystające zupełnie do obecnej sytuacji. Facet wyglądał, jakby go na tydzień zamknęli i przed chwilą wypuścili - Nie, ale i tak są tacy co wiedzieli.
- Kto? - rozejrzała się z jakiegoś dziwnego tiku nerwowego.
- Kontakt pana Blacka, co oznacza może członków tego… Arcanum. - zauważył z miejsca - Oraz Stowarzyszenie Leopolda.
- Arcanum najwyraźniej myśli, że jestem komarem. - mruknęłą i spojrzała na Davida, który zobaczył w tym spojrzeniu dawkę nerwowości - Oni wiedzą? Oni wiedzą kim jestem? Po co tu tak naprawdę jesteś?
- Po kolei. Pan Black powiedział, że “magini” przekazała takie informacje na twój temat. Sam nie wygląda, jakby co tydzień jeździł na posiedzenia, może wcale ta grupa o tobie nie wie. - znowu zauważył precyzyjnie David. Chociaż nie grzeszył górnolotnymi rozważaniami, obserwacje zazwyczaj miał dość celne.
Zawsze.
- Stowarzyszenie natomiast zdaje się świadome, kim jesteś. Nie powiedzieli mi. Chcieli, żebym odnowił z tobą kontakt, a przy okazji unicestwił tego, kto na ciebie polował. - młody człowiek przejechał dłonią po krótkich włosach, odruchowo próbując zachować chociaż pozory schludności, ale mówił tonem jak gdyby nie miał ochoty na tę rozmowę - Ale nie zakazali mi o tym mówić. - wzruszył ramionami - Więc jestem. - dokończył rozbrajająco szczerze.
-I tak nie musisz się martwić, bo mnie zupełnie nie obchodzą sprawy twojego Stowarzyszenia. Chcę tylko, aby mnie zostawiono wreszcie w spokoju… - skrzywiła się - Ale fakt, że nie wiem o co tu chodzi wcale a wcale mnie nie raduje. Nie stanowię żadnego zagrożenia dla żyjących. - westchnęła - Do tego naprawdę nie mam pojęcia o co chodziło z dzisiejszym napadem na mnie.
- Jeśli chcesz spokoju, dlaczego wciąż polujesz? - przewrotne pytanie Davida dzięki skupieniu przeszło przez środek dygresji kobiety.
Nadezhda spojrzała zaskoczona i chwilę zajęło zanim odpowiedziała na to pytanie.
- Czemu poluję? Czemu poluję? - nabrała dużo powietrza - Czy to jest aż takie dziwne, że nie mam zamiaru się poddać niesprawiedliwej śmierci?
- Spotkało cię wiele niesprawiedliwych rzeczy w życiu, ale śmierć po prostu jest. - odpowiedział jej David.
- Nie poddałam się tyle czasu, pomimo tego wszystkiego, to i nie poddam się teraz. Mam uciec w objęcia śmierci? - parsknęła - Nie po to przetrwałam to wszystko.
- To już w twojej gestii, czy jesteś gotowa żyć za wszelką cenę. - oparł się plecami o ścianę, dłonie trzymając w kieszeniach dla ochrony przed chłodem gdy oddechy zamieniały się w parę październikowej nocy. - Ale biorąc pod uwagę, kim jesteś i co przeszłaś… dopóki choć jeden umarły kroczy po ziemi, nigdy nie zaznasz spokoju.
To arystokratka miała paranoję, ale to ochroniarz nie patrzył na nią, tylko cały czas na otoczenie. Jednak spokojnie i pewnie. Na chwilę tylko pozwolił sobie przenieść spojrzenie na ghoula, kobietę, która i tak żyła już tak długo.
- A to błędne koło, prawda?
- Mój los został i tak spisany dawno przez innych zanim zaczęłam naprawdę żyć. Zawsze to inni rzucali mną jak popadnie. - skrzywiła się na chwilę odwracając wzrok - Bo każdy walczył z każdym o stołek boga, czy to żywy, czy umarły.
- Kiedy ostatnio ktoś decydował za ciebie? - znowu zapytał spokojnie Condotierre, znając odpowiedź.
- Przecież znasz odpowiedź, więc czemu pytasz, Davidzie?
- Mówisz zgorzkniała, jak gdybyś nigdy nie miała wyboru, ale ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś mógł cię do czegokolwiek zmusić przez ostatnie pięćdziesiąt lat.
- Może i nie skaczę na każde zawołanie z uśmiechem na ustach przyjmując wszystko, ale czuję się zmuszana do ciągłej zmiany miejsc, nie mając domu. - spojrzała głęboko w oczy rozmówcy.
Ten ewidentnie nie był przekonany, nie dlatego, że kobieta nie była przekonująca, ale dlatego, że widział gdzie zaczyna się ta okrężna logika. Jednak tak jak w przypadku dwóch już rozmów z Aaronem, uznał, że nic wartościowego nie wyniknie z tej dyskusji i nie odpowiedział.
Kobieta wypuściła powietrze obserwując jak jej oddech uwidacznia się w powietrzu.
- Wciąż muszę oddychać i wciąż mogę oddychać, a to jest ważne. - pokręciła głową - Wybacz mi, ale muszę się napić. Potrzeba mi trochę spokoju dla duszy.
- Nie krępuj się. - odpowiedział tylko, odsuwając się od drzwi - Teraz śmiało możesz.
Kobieta ruszyła do drzwi, ale zanim przez nie przeszła zatrzymała się jeszcze przy Davidzie i nie patrząc na niego, tylko w przestrzeń przed sobą, powiedziała cicho:
- Dziękuję za uratowanie mi życia. - po czym zniknęła w środku domostwa.
- Za to mi płacisz. - westchnął do zamkniętych drzwi, obracając twarz bokiem i opierając na ścianie by na nie spojrzeć. Słysząc dwójkę pozostałych w pomieszczeniu, wyjął z głębokiej kieszeni telefon i wystukawszy “Wykonano. Znalazłem ją.” nacisnął “wyślij” i z powrotem schował komórkę, wyłączywszy.
Po chwili znów obserwował noc.

* * *

7 listopada 2016r., Poniedziałek, godzina 8:36,
Chicago, kawalerka Aarona.


W telewizorze leciały poranne fakty.


- Minionej nocy miał miejsce wybuch bomby w Bagdadzie. Zamaskowany napastnik został plecak-bombę tuż przy szpitalu wojskowym. – powiedziała pani z nijakim wyrazem twarzy. – Z rzeczy bardziej nam bliskim, miał miejsce napad w szpitalu dziecięcym w Salt Lake City. Około piętnastu uzbrojonych napastników weszło z bronią półautomatyczną do budynku i wszczęli strzelaninę. Wśród ofiar znajduje się prawie sześćset osób, w większości dzieci i personel szpitala. Do akcji włączyli się miejscowi antyterroryści... – pani ze smutnym wyrazem twarzy zakomunikowała tę wiadomość. Na ekranie pojawiło się zdjęcie innej kobiety.


- Rzecznik prasowy miejscowej policji, Amanda Taylor, twierdzi, że sytuacja została zażegnana dzięki szybkiej interwencji zespołu antyterrorystów. Wsparcie najnowszej technologii w postaci dronów pomogło naszym dzielnym funkcjonariuszom w opanowaniu sytuacji. Straciliśmy tej nocy wielu ludzi, taka sytuacja jest tragedią. Większość naszego zespołu jest ciężko ranna, kilku zginęło podczas odbijania szpitala. Od

Wizerunek rzeczniczki prasowej policji w Salt Lake City zniknął z ekranu, zastąpiony przez krótki filmik z zespołem antyterrorystów wbijających do szpitala po linach.


Chwilę później pojawił się filmik w którym samochód wznosił się w powietrze i przelatywał dobre piętnaście metrów, wbijając się w latarnię. – Zjawiska paranormalne, które się tam pojawiły, są w dalszym ciągu w toku wyjaśniania. Utworzona została specjalna komisja, która zajmie się tą sprawą. Póki co, wiemy jedynie, że w całą sprawę jest zamieszany ktoś, kto identyfikuje się pseudonimem „Boccob”, choć pojawiły się również takie pseudonimy jak „Vselovod” i „Haquim”. Gdyby ktoś był w posiadaniu jakichkolwiek informacji, prosimy o kontakt z SLCPD...

Dawka wiadomości, które podano z telewizora z całą pewnością dowodziła jednego – poniedziałek nie mógł być dobrym dniem...
 
Corrick jest offline