Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2016, 21:47   #3
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
6 listopada, Umbra.

Leżał na asfaltowej drodze. Czuł przeszywający ból w nodze, pod żebrami i na ramieniu. Tatuaż zawsze piekł jakby był świeżo robiony po rozmowie z totemem. Cóż, taki urok poświęcenia życia duchowi wprost z umbry. Bestia się podniosła. Wielki crinos o błękitnym futrze rozglądał się. Węszył. Wsunął pazurzastą łapę pod skórzana kurtkę. Krew była już zaschnięta. Noga zaś krwawiła. Cały czas. Kula musiała być w środku. Gniew nieba przyklęknął. Powoli zaczął ostrzyć pazur o asfalt. Po każdym ruchu wokół skakały iskry i wyładowania elektryczne. Po kilku minutach szpon był już ostry jak skalpel. W umbrze rozległo się głośne warknięcie, a po chwili wycie, gdy szpon wbił się w mięsień czworogłowy uda i zaczął go penetrować w poszukiwaniu kuli.
Wyładowania zaczęły przeskakiwać po grzywie Gniewu Nieba. Nawet jedna z minibłyskawic przeskoczyła po szponie trafiając wprost w ranę. Ale nie zmieniło to intensywności bólu. W końcu wyjął małą srebrną kulę. Piekła go na dłoni. Czuł, że nie zyskał wiele, bo rany od szponów będą goić się równie długo. Z drugiej strony rana ze srebrną kulą wewnątrz nie zagoiłaby się nigdy.

Kulę schował do wewnętrznej kieszeni kurtki. Po chwili zmienił się w ogromnego wilka, a kurtka i spodnie stopiły się z błękitną sierścią. Mistycznego wglądu dodawały mu przeskakujące gęsto maleńkie błyskawice.


Ruszył przed siebie utykając na lewą tylną łapę. Myślał o tym co zaszło. Jak ich znaleźli. To nie był przypadek. Zbyt dobrze przygotowani. Srebrne kule. Gaz łzawiący. Granaty ogłuszające. Broń automatyczna. Kamizelki kuloodporne. I smród trupów. Pijawki. Znajdzie ich i rozszarpie. Ale póki co musi znaleźć Noszącą Czerwień.

Kuśtykając dotarł w okolice swojego domu. Penumbra była zdradliwym miejscem. Chociaż nie dorastała do pięt umbrze, w której łatwo było się zgubić nie będąc teurgiem. W zasadzie w penumbrze jego domu nie było jeszcze widać. Beton, stal i szkło potrzebowały kilku lat, zanim ich cień pojawiał się w penumbrze. Co innego komputery. One miały swoje duchy, przykute do określonego miejsca. No i był też dar z tatuażu. Transmisja danych w penumbrze. Śliczne błękitno zielone strumienie wpływały i wypływały do miejsca pełnego duchów. Strukturę domu odwzorowywała złota sieć Tkaczki. W końcu wilk wszedł do wnętrza świetlistej złotozielonej bryły. Zawył i powoli zmieniał się najpierw w pół-człowieka, pół-wilka. Później w człowieka. Po chwili wrócił już do swoich naturalnych rozmiarów. Sięgnął do kieszeni kurtki wyjmując swojego smartfona. W umbrze nie miał zasięgu. To nawet dobrze, bo Jenny pewnie bombardowała go perwersyjnym zdjęciami całą noc. Spojrzał na swoje odbicie w wyświetlaczu ze wzmacnianego szkła. Skupił się i poczuł jak przechodzi przez zasłonę.

Stał w swoim salonie. W samym środku. Ruszył najpierw do łazienki. Z apteczki wyjął bandaże, którymi próbował się opatrzyć. Szkolenie wojskowe przydało się, choć w porównaniu z profesjonalnymi opatrunkami wyglądały nieudolnie. Uruchomił telefon, aplikacja “Moi znajomi” zaczęła szukać telefonów członków watahy. Odruchowo kliknął “nie udostępniaj położenia”. Aplikacja była banalna, dostarczona przez producenta telefonów. Mogli się szybko odnaleźć. I ktoś, kto miał telefon kogokolwiek z watahy mógł teraz zlokalizować resztę. Dlatego ważne było wyłączenie lokalizacji. Gardło Jacka ścisnęło się, gdy zobaczył, że żaden z telefonów nie był aktywny.
"Niemożliwe, żeby wszyscy zginęli."
Cytat:
Niosąca Czerwień żyje.
Echo głosu ducha ich watahy rozbrzmiewało w głowie Jacka. Przeszedł do części biurowej swojego domu. Uruchomił dwa komputery, których zazwyczaj używał do projektowania. Postawił most sieciowy bezpośrednio do serwerów Micron Technology. Jego dom był tak zwanym “punktem zaufanym” dzięki czemu mógł pracować zdalnie. Wyszeptał kilka słów cichego wezwania do swojego totemu.
- Pomóż mi z duchami tych maszyn. Pomóż mi z tym dziełem ludzkich rąk. Pozwól mi znaleźć tych gnoi i wywrzeć pomstę.
Łysielec siedział przed komputerem i stukał w klawiaturę. Lokalizator Małej Mi był wyłączony. Dziewczyna ostatnio często nie dogadywała się z matką. Szukała prywatności. Nic dziwnego, że wyłączyła udostępnianie położenia. Wysłał maila:

Cytat:
“Skontaktuj się ze mną szybko. Mamy poważny problem”

Każda dodatkowa informacja niosła ze sobą szansę na to, że ktoś ich namierzy. Maile nie były dobrym kanałem komunikacji. Musiał ją znaleźć. Ale musiał też posprzątać na tyle na ile się da. W końcu nikt nie spodziewał się zobaczyć wiceprezesa firmy w formie wilkołaka rozszarpującego kogoś uzbrojonego w broń automatyczną. Zagryzł zęby i spróbował przejść ze swojego “tunelowego dostępu” do działu ochrony. Mimo tego, że cały czas czuł pulsujący ból w udzie, to duchy mu sprzyjały. Na moment tylko zaśmiał się do siebie, gdy z łatwością mijał kolejne zapory. Dotarło do niego, że skoro on sobie z tym poradził, to Mała Mi pewnie zrobiłaby to z jego smartwatcha. Albo z samochodowego GPSa.

Po chwili nagrania z różnych kamer były już na komputerze Jacka. Skopiował je na pendrive przypiętego do kluczyków samochodowych. Usunął kopie filmów z serwera firmy. Zerknął jeszcze w logi. Łączył się bezpośrednio z domu. Jeżeli to wyjdzie na jaw, to będzie spalony. W katalogu logów ukazał mu się szereg numerów i dziwnych komend. Nie było to problemem dla koderki-programistki. On za to w tym nie siedział. Przeglądał, przeglądał i do końca nie wiedział co usunąć. W końcu zaczął wyrzucać ostatnie logi. Gdy to zrobił rozłączył się z serwerem firmy i postanowił obejrzeć spokojnie nagrania. W między czasie spróbował połączyć się z Samanthą. Ale jej telefon nie odpowiadał. Może nie miała zasięgu, albo celowo go wyłączyła. Teraz to nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, że nie szło się z nią skontaktować. Film się otwierał.

Na ekranie monitora Jack ujrzał, jak podczas zebrania watahy do budynku wparowuje, dosłownie wjeżdża van. Pod budynkiem zaparkował czarny Chevrolet Impala bez tablic. Obydwa samochody były pełne ludzi - a raczej wampirów. Ten, który nimi dowodził, stał w dziurze w ścianie, z bezpiecznej odległości oglądając masakrę. Po chwili ujrzał samego siebie wypadającego z wyłomu, rozgryzającego głowę jednego z napastników. Przez dłuższy czas nic się nie działo, wszystko rozgrywało się wewnątrz. A później wsiedli do samochodów i odjechali.
Wilkołak kilkakrotnie przewijał film i oglądał go od początku. Już nie czuł smutku. Zaczynał czuć złość. Jak wtedy gdy zabili Lestera. Nigdy go nie lubił. Nikt z watahy nie złamał mu tylu kości. A jednak, gdy wampiry zabiły Lestera, to szlag trafił Jacka. To oni zaczęli wojnę. Spojrzał na zegarek. Z sejfu wyjął jeszcze swój pistolet wraz z kaburą i założył pod kurtkę i pokuśtykał do samochodu.
 

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-10-2016 o 22:01.
Mi Raaz jest offline