Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2016, 00:03   #2
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wyobraź sobie, że żyjesz w koszmarze. Dzień po dniu. Dzień za dniem. Codziennie pośród tych samych twarzy, z tymi samymi twarzami śnisz ten sam sen. Ostatni salut. Powrót do domu. Ale nigdy nie wrócisz do domu, choćby nawet twoje ciało wróciło na znajome ulice.
Część ciebie na zawsze zostaje w koszmarze. A może to koszmar zostaje w tobie? To nieważne.

Kiedy patrzysz na szczątki i nie potrafisz rozpoznać które z nich należą do zamachowca-samobójcy, a kumpla, który jeszcze niespełna piętnaście minut wcześniej wmawiał ci:
- Mordo, niedługo to całe pierdolone gówno się skończy. Zobaczysz. Tylko mi się tu trzymaj, Bull. Jak wrócimy z tego pojebanego kraju, to zrobimy solidnego grilla, pokażę ci moją córeczkę, a potem napierdolimy się, że hej!

Wmawia tobie i sobie, bo obaj widzieliście jak głowy zespołu dziennikarzy oddzielane są od ciał tępymi maczetami. Ciągle w uszach słyszysz ten wrzask. Pierdoleni barbarzyńcy.

I przyglądasz się rozerwanym ciałom nie mogąc oderwać wzroku, choć czujesz obrzydzenie potęgowane przez fetor wnętrzności razem z ekskrementami. Gorące powietrze i prażące słońce czyni smród nieznośnym. Chcesz uciec, ale nie możesz. Nie chcesz uciekać, ale musisz. Wszystko jedno.

Twój towarzysz i druh uratował dupsko tobie i reszcie kompanii. Nikt nie dostrzegł zagrożenia w przechodniu. Nagle słyszysz przerażające zawołanie i jedyne, co możesz zrobić, to zesrać się w te prima sort portki. Wiesz, że nie możesz się ruszyć z przerażenia i zdajesz sobie sprawę z tego, że cała reszta czuje to samo. Dreszcz spływa ci wzdłuż kręgosłupa i pomimo skwaru ogarnia cię paraliżujący chłód, a potem uderza topiący kości żar. Myśli zatrzymują się jak tryby, w które ktoś wraził żelazny pręt. Potem zapierdalają jak szalone podsuwając ci wszystko, co było, jest i mogło być ci bliskie.

Tylko twój kumpel zachowuje zimną krew. Tylko twój kumpel jest szybszy niż twoje własne myśli, bo wszystko wkoło zamarło. Widzisz brodaty, zapluty ryj sięgającego pod koszulę terrorysty. I wtedy już wiesz. Do śmierci nie zapomnisz tego wyrazu ani rysów. I wiesz, że to już nie potrwa długo.

Widzisz jak twój kumpel działa, jakby wyłącznie do tego celu został zaprogramowany. Jebany Hermes. Wiesz, że w tej chwili, w pełnym rynsztunku, wyprzedziłby Bolta. Widzisz jak leci. To kurewsko fascynujące widzieć człowieka zawieszonego w powietrzu zaledwie na krótką chwilę. Potem drugie uderzenie stopą o ziemie i obraz powtarza się.

A ty zamiast ruszyć mu na pomoc, własnemu kumplowi, nie możesz się ruszyć i, przez krótką acz prawdziwą chwilę, masz nadzieję, że bomba zabije jego, a nie ciebie. Wiele dni później dalej nie możesz zasnąć z powodu tej myśli i nienawidzisz się za nią.
Żyjesz, ale jego mała córeczka nigdy więcej nie zobaczy swojego taty. Nie nauczy jej jeździć na rowerku, nie da w mordę jej chłopakowi za przyprowadzenie jej zbyt późno do domu, nie odprowadzi do ołtarza i nigdy nie zobaczy wnuków. Wiesz, że zostawił dziurę w sercach, rozpacz, cierpienie i morze łez. I będziesz żałować, że żyjesz.

Widzisz jak dwa ciała wpadają na siebie z impetem. Twój kumpel jest nie do zatrzymania. Dostrzegasz, jak na kiczowatym filmie przy użyciu zwolnionego tempa białka wybałuszonych oczu taliba niemal wyskakują z orbit po trafieniu barkiem twojego kumpla. Piach i kamienie strzelają spod podeszew brytyjskich butów taktycznych. Ręce zaciskające się na wrogu jak imadło.

Masz ochotę się śmiać, bo po całym tym wojskowym pierdolniku jedyne, co możesz zrobić, to machinalnie chwycić broń, choć w tej chwili gówno ci pomoże.

Nagle coś silnym pierdolnięciem wywala cię w powietrze. Podnosisz się i widzisz pierdolony krater, po pierdolnięciu pierdolonej bomby pierdolonego chuja. Ale nie rozumiesz na co patrzysz.
Zbierasz się z ziemi słysząc w uszach wyłącznie dzwonienie i wiesz tylko, żyjesz.

Świadomość dociera po chwili. Próbujesz zidentyfikować szczątki własnego kumpla, ale nie jesteś w stanie. Chcesz, w jakimś kretyńskim, spóźnionym odruchu lojalności pozbierać to, co z niego zostało, choć nawet jeszcze do głowy nie przyjdzie ci po co.
Wtedy zaczynasz rozumieć, że kamizelka kuloodporna uchroniła cię przed zrobieniem gulaszu z twoich wnętrzności. Wiesz też, że masz na sobie fragmenty własnego kumpla.

Kurwa mać.

Masz dług, którego nigdy nie spłacisz. Możesz się posrać, ale nie spłacisz. Jedyne, co możesz zrobić, to pozbierać te kawałki, które należały lub mogły należeć do kumpla i odwieźć je do jednostki. A potem nawet nie możesz swoim barkiem odprowadzić jego trumny, bo musisz zostać na tej jebanej wojnie.

Wiesz, że nigdy nie zapomnisz tej krótkiej chwili ciągnącej się w wieczność. I nigdy nie zapomnisz o swoim wybawicielu.

Frank Gilmour. Spoczywaj w pokoju, Jim.




Poderwał się natychmiast, jakby wcale nie spał. Jedynym odgłosem był efekt machinalnego, płynnego ruchu w postaci pojedynczego, cichego pyknięcia odbezpieczanej broni oraz dwa ciche kliknięcia sygnalizujące gotowość do wystrzału.

Bez wahania, wyuczonymi posunięciami ruszył w kierunku źródła dźwięku. Krok za krokiem, lekko zgarbiony, patrzący na świat przez muszkę i szczerbinkę poza wyprostowanymi rękami.

Przez chwilę zastanawiał się czy to przypadkiem nie Jenny. Mogła przecież chcieć zrobić mu niespodziankę i przyjechać kilka godzin wcześniej, choć bardzo w to wątpił.
Owszem, zdecydowała się spędzić z nim pierwszy dzień listopada, ale wątpił, by wpadła na tak nierozsądny pomysł, by jechać do niego w nocy.

Choć tak na prawdę cholera wie, co takim pannicom chodzi po głowie. Nie mógł przecież zastrzelić córki Franka.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline