Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2016, 01:02   #4
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Bögenhafen nie było miejscem, w którym często można było spotkać przedstawicieli dumnej rasy Asur, we wspólnym znanej jako Wysokie Elfy. W ogóle ciężko było spotkać Wysokiego Elfa poza Ulthuan, starożytną krainą, z której wywodziły się wszystkie elfy. Te indywidua, które decydowały się na podróż poza granice swojego państwa, najczęściej stacjonowały na królewskich dworach lub w Kolegiach Magii, nauczając, służąc swoimi radami lub też samemu zajmując wysokie pozycje polityczne.
Co zatem sprawiło, że jedna z tej długowiecznej rasy zawędrowała do portowego miasta pełnego brudu, złodziejstwa i innego, parszywego tałatajstwa? Co skierowało jej ścieżkę, po której stąpała, do miejsca tak bardzo oddalonego od swojego rodzimego Ulthuan? Z dala od swoich braci i sióstr, pomiędzy często nieprzychylnie nastawionych ludzi i jeszcze bardziej uprzedzone krasnoludy?
Magia, tajemnica, ciekawość i wiedza. Te cztery czynniki nakreśliły nową ścieżkę dla Andariel z Ulthuanu, doprowadzając ją do Bögenhafen, o którym słuchy dotarły do niej już na altdorfskich dworach tamtejszych możnych. A właściwie o tajemniczym zamku pewnego czarnoksiężnika, nekromanty, od dawna martwego Drachenfelsa. Było to miejsce z pewnością przesycone tajemną magią, a także wielką wiedzą - czego Andariel tak po prostu nie mogła odpuścić.

Do Bögenhafen przybyła późnym wieczorem, na dzień przed tym, jak sigmaryta Maximilian rozpoczął mozolną próbę zebrania grupy śmiałków na niebezpieczną pogoń za kultystami.
Pod gospodę, w której zamierzała spędzić noc i odpocząć po ciężkiej podróży, przyjechała opłaconą kosztownymi elfickimi kamieniami karocą zaprzężoną w konie. Nie spodziewała się jeszcze wtedy, że już następnego dnia los podrzuci jej pod nos idealną okazję, by wyruszyć do owianego grozą zamku Drachenfelsa i to w dodatku z obstawą.

Lwią część nocy spędziła na rozmyślaniach. W wynajętej izbie stała przy otwartej okiennicy, wpatrując się w lśniące na granatowym niebie gwiazdy. Dumała w tym czasie nad przygotowaniami do podróży w okolice zamku, a także wspominała wszystkie chwile spędzone w Saphery - prowincji Ulthuanu, w której się wychowała. Myślami wróciła do pierwszej chwili, w której zrozumiała, że jej największym marzeniem było dostąpienie zaszczytu pobierania nauk w Białej Wieży Hoetha, której wysoki szpic widywała z okien swojej sypialni.
Wspomnienia swojej rodzimej miejscowości zawsze pozwalały Andariel wyciszyć się i rozluźnić w obcym jej miejscu, a Bögenhafen bez wątpienia takim było. Prawdą było, że w każdym miejscu na terenach Imperium Andariel czuła się jak intruz, choć nie przykładała do tego tak wielkiej wagi, jak otaczający ją ludzie, którzy za taką ją mieli. Ona jednak nauczyła się tolerować ich zachowania, nie zaprzątając sobie głowy błahymi problemami, jakie mąciły ich umysły. Nie potrafiła jednak nigdy zrozumieć, dlaczego tak bardzo poświęcali się takim drobnostkom, mając tak krótkie życia.

~ * ~

Nie skusiły więc jej obiecane pieniądze, a właśnie możliwość rozszerzenia swojej wiedzy, poznania nowych tajemnic i nowe, wartościowe doświadczenia, kiedy zdecydowała się przyjąć szaloną propozycję rzuconą przez sigmarytę Maximiliana.
Była pewna, że to Hoeth zaplanował dla niej taką ścieżkę i miała ona przybliżyć ją do jej prawdziwego celu - nauki w Białej Wieży.
Zdeterminowana i pewna siebie, Andariel wyruszyła wraz z innymi śmiałkami do kapłana Tottentanza.

Przez większość czasu ukryta była pod głębokim kapturem granatowej peleryny, która w świetle mijanych pochodni mieniła się misternymi wzorami wyszytymi jakby złotą nicią. Dopiero kiedy przedostali się do ostatniej komnaty, w której za stołem czekał na nich stary przeor, Andariel zsunęła kaptur i rozpięła pelerynę tak, że zwisała swobodnie zakrywając jedynie jedno ramię.
Tym samym odsłoniła swoją smukłą sylwetkę. Lśniące, jasne jak księżyc w pełni, włosy miała upięte w misterną fryzurę podkreślającą delikatne rysy jej twarzy. Już wtedy można było zauważyć spiczaste uszy, tak charakterystyczne dla wszystkich elfów.
Ubrana była w długą szatę przypominającą dopasowaną do sylwetki suknię, z długimi rozkloszowanymi rękawami i odkrytymi ramionami. Nie było wątpliwości, że uszyta została przez utalentowanych elfich krawców.
W dłoni trzymała długi kij rozgałęziający się u szczytu i tworzący misterną plątaninę. Można też było zauważyć opasłą księgę przypiętą do jej pasa, tuż obok tajemniczo wyglądającej sakwy.

Andariel cierpliwie wysłuchała słów przeora, badawczo przyglądając się mu niebieskimi oczyma. Nie zaniepokoiły jej zagrożenia, które miały czyhać na nich na drodze. Nie interesowała się też za bardzo wynagrodzeniem, które oferował mężczyzna za wykonanie zadania. Myślami była już w zamku, odkrywając jego tajemnice, poszerzając swoją wiedzę, badając każdy zakamarek, każdą znalezioną księgę czy artefakt.

Zaciekawiła się tym, co się działo w komnacie, dopiero, kiedy na przód wyruszył jedyny w tej zbieraninie, poza nią, elf.
Przyjrzała mu się dokładnie. Na pierwszy rzut oka brakowało mu typowej dla elfów gracji. Być może zbyt długo przebywał wśród ludzi? A może po prostu taki był? Niewiele bowiem Andariel miała do czynienia z elfickimi wojownikami, a takim jawił się ów kuzyn.
Wtedy też zdecydowała się w końcu rozejrzeć po pozostałych zebranych wokół. Zaczęła się zastanawiać jakie były ich pobudki ku tej wyprawie. Pieniądze? Bardzo możliwe - wielu ludzi, jak nie większość, których spotkała na swojej drodze, dbała głównie o kosztowności. Ciekawość? Mniej prawdopodobne. Chęć pozyskania wiedzy? Na pewno nie.

Ostatecznie doszła do wniosku, że jej prywatne interesy w ogóle nie będą kłóciły się z interesami pozostałych, więc w duchu odetchnęła z ulgą - na zewnątrz bowiem stała nieruchomo, niczym posąg, jedynie skromny ruch unoszących się i opadających piersi świadczył o tym, że była żywą i oddychającą istotą.
Jej marmurowa twarz natomiast nie wyrażała żadnych emocji. Może poza dumą i bijącą od niej arogancją.

Podeszła do przeora i pergaminu, leżącego na blacie stołu. Jej ruchy były minimalne - wydawało się, że bardziej sunęła, niż kroczyła. Spojrzała z góry na tekst wypisany na papierze i szybko przeczytała jego treść. Potem przesunęła chłodny wzrok na przeora.
Po kilku chwilach sięgnęła po pióro i zamaszystym ruchem podpisała się na pergaminie w języku Wysokich Elfów. Nie czuła się tym samym wielce zobowiązana, ani też przerażona ewentualnym pościgiem. Jej cel bowiem i tak pokrywał się z celem sigmarytów, więc dlaczego miałaby im nie pomóc, samej na tym zyskując. A złote korony? Wzięła je bardziej z przyzwoitości, niż z musu.
 
Pan Elf jest offline