Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2016, 16:44   #13
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Dobrze było poczuć się jak nowa… osoba. Stworzenie. Dzieło ręki ludzkiej i boskiego pierwiastka życia, jeśli ktoś jeszcze wierzył w te brednie. Kiedy technologia urosła do takich rozmiarów, wiara się zachwiała. Psyche podejrzewała, że niedługo wystrzeli w górę z niezwykłą siłą, bowiem ludzie potrzebują czegoś więcej.
Ona nie potrzebowała. Takich jak ona wrzucają na złom.
Co nie znaczy wcale, że pragnęła tam trafić. Wręcz odwrotnie, części można wymienić, człowieka nie - ciągle miała więc szanse na życie wieczne na doczesnym świecie. Zabawne.

~Musisz zgłosić pełen raport. Już i tak wie, niedługo przyjedzie…~
Nie. Tego nie dało się zrestartować. Tego kim była, świadomie lub nie. Wszystko się mieszało i gmatwało, w jej głowie i na zewnątrz, gdzie ponownie stała się zimną Psyche. Ubrania już na nią czekały, podobnie jak urządzenia do upiększania. Cudownie. To nie był pierwszy raz w klinice po restarcie, dobrze wiedziała jak się to odbywa. Wiedzieli i oni.
Sprawdziła holofon, dostrzegając od razu ikonkę braku zasięgu.
Jeszcze była szansa.

Wiedziała gdzie szukać. Mały kantorek, jeden człowiek, trochę urządzeń. Zaspane oczy technika i spódnica podwinięta nieco wyżej niż powinna i góra o dekolcie przyciągającym wzrok. Prosta technika, skuteczna na większość normalnych samców.
~I przyjemna, nie ukrywaj tego…~
Nie ukrywała, ciesząc się z tych spojrzeń.
- Potrzebuję, abyście usunęli moją dzisiejszą wizytę z rejestrów - piękny, równy uśmiech. Obietnica ukryta w oczach. O tak, lubiła to. - Jestem w trakcie ściśle tajnej misji związanej również z netrunnerami. Włamali się ostatnio do Corp-Tower, mogą namierzyć również mnie zanim ja namierzę ich grupę. To nie może więc zostać w systemie.
- Ale ja nie mogę bez zgody przełożonego… - spróbował słabo, nie wiedząc na co się gapić w posągowej piękności. Pokazała mu holofon.
- Jak widzisz, nie jest to obecnie możłiwe. Powiadomię go sama. I nie, nie wysyłaj mu wiadomości przez stałe łącze. Żadna komunikacja nie jest bezpieczna. Wiesz, jakie mam uprawnienia.

Udało się. Zdążyła.
Technik też nie żałował, ścierając delikatnymi ruchami szminkę ze swojego policzka, bardzo blisko ust. Potrafiła w końcu okazać swoją wdzięczność, wszystko zależnie od trudności przysługi.


Psyche bez trudu otrzymała potwierdzenie o nadaniu uprawnień i również bez problemu dowiedziała się, że netrunnerów trzymano trzy piętra niżej, na pierwszym poziomie pod ziemią, lecz ich stan jest ciężki i nie nadają się obecnie do mówienia. Wczorajszy wieczorny "atak" uderzył w nich jeszcze mocniej niż w innych zadrutowanych.
- Musimy pogadać z ich lekarzem prowadzącym - oznajmił Mik, który właśnie zjechał windą do recepcji.
Spod za małej, podziurawionej i lekko zakrwawionej kurtki (chyba zdobycznej) wystawała zielona szpitalna pidżama, z nogawkami wetkniętymi w glany. Maroldo był spokojny i poważny, nie zezował nawet na doskonale wyeksponowane kształty Psyche, jak magnes przyciągające wzrok mijających ją mężczyzn. Idealnie w tym pasował do towarzyszącej mu kobiety, która w tym miejscu straciła wszelkie poczucie humoru i swobodę.
- Albo technikiem. Zależy nam na tym, co mają w głowie. W ich obecnym stanie łatwiej byłoby wykraść dane niż próbować rozmawiać.
- Tutejszy personel może mieć opory - stwierdził Mik półszeptem, opierając się o ścianę pustej poczekalni. - To potencjalnie niebezpieczne. Ale możemy tu ściągnąć naszego technika, on zrobi co mu każemy. Jedna sprawa: nie ruszamy Michaela Waylanda, key? W końcu obiecaliśmy Felipie i Jinowi, że o niego zadbamy. Z pozostałą dwójką można zaryzykować. Najpierw jednak zobaczmy co już zdążyli tu ustalić.
Poczłapał wolno przez hol do recepcji, przedstawił i odebrał od pendrive z dokumentacją, po czym dodał zachrypniętym głosem, uśmiechając się do recepcjonistki, mimowolnie zezującej na plamy krwi na jego kurtce.
- Ja i koleżanka - wskazał skinieniem głowy na Psyche - chcemy rozmawiać z lekarzem prowadzącym tych netrunnerów. Potrzebujemy też wyników ich diagnostyki.
Ciemnoskóra pielęgniarka sprawdziła coś na komputerze, szybko przesuwając wzrokiem po holoekranie.
- Niestety doktor Ho nie jest obecny. Diagnostyka i historia nie są dostępne dla ogółu personelu, muszą się państwo udać na piętro minus jeden. Być może tam będą w stanie podać państwu więcej szczegółów.
- A kiedy będzie?
- Następny dyżur ma jutro - odpowiedziała kobieta, tak jakby to wszystko wyjaśniało. Może i Maroldo miał inną twarz, ale pewne rzeczy się nie zmieniały.
Mik skinął głową recepcjonistce, po czym zwrócił się do Psyche.
- Miejmy to z głowy - zaproponował, wskazując na schody.

Krótką rozmowę z recepcjonistką Psyche w pełni pozostawiła Mikowi, skupiona na oglądaniu swoich idealnych, pomalowanych na fioletowo paznokci. Na dole również nie zabierała głosu, wydawała się wręcz… znudzona. Wyniki oględzin trzech netrunnerów potwierdziły przypuszczenia kobiety - nie znalazło się tam nic godnego uwagi. Wszczepy należały do grona tych z lepszej półki, zostały wsadzone w tych ludzi brutalnie i równie brutalnie wykorzystywane. Ich użytkownicy chodzili jak marionetki, nie mogąc się w pełni przeciwstawić obcej woli. Słabe próby zostały zauważone, co dawało wyobrażenie, że byli dobzi w tym co robili. Wieczorny atak sprawił, że zupełnie nie było z nimi kontaktu. Mężczyźni znajdowali się w stanie krytycznym, kobieta doznała uszkodzeń elektronicznych i zaraz mieli ją operować, próbując uratować prawdziwy mózg. Nie mieli wciąż nawet informacji, czy zachowały się jakieś dane w ich głowach. Psyche uważała, że nie, lecz sprawdzenie nikomu nie zaszkodzi. Z tych żywych, w każdym razie.
- Jedno z nich moglibyśmy poświęcić w imię nauki - zaproponowała tonem nie sugerującym nic. Ani jednej żartobliwej nuty. - Lub dziś skierować swoje kroki w inną stronę.
- Nie chcę mieć nikogo na sumieniu. - pokręcił głową cyborg. - W tym stanie samo podłączenie do komputera może ich zabić. Mało kto wie więcej o poświęceniu dla nauki ode mnie, ale ja robię to dobrowolnie. Ci tutaj… to jakby ktoś zgwałcił ich umysły - dodał z odrazą.
- Widziałam w nocy Felipę - zmieniła temat Psyche. - Jak się rozstawałyśmy, wyglądała na osobę mającą wszystkiego dość.
- Wcale się nie dziwię - odparł Maroldo, gdy już zmierzali ku wyjściu. Wcześniej nie mieli okazji pogadać na osobności, bo gdy Psyche zjawiła się w klinice Mik był jeszcze pod narkozą a potem przyjechał Dirkauer. - Miała chyba gorszy tydzień ode mnie a to osiągnięcie. Właśnie miałem spytać co porabiałaś w nocy, bo Alanowi nie powiedziałaś nic nowego a nie wierzę, że się nudziłaś. Nie z Fel. Ale opowiesz po drodze. Podrzucisz mnie najpierw na chatę? Muszę się przebrać - dodał, przed wyjściem przez obrotowe drzwi zapinając kurtkę na pidżamie.
- Sprawy prywatne - ucięła dociekanie Mika. - Felipa trafiła się przypadkiem. Wyskoczyła z TIR’a. - Psyche nadal mówiła oficjalnym tonem. - Ona i jej koledzy zabrali kilka dzieci z elektroniką, ale nie opowiadała mi co robiła. Kolejne miejsce dystrybuujące dzieci zostało usunięte. Mogę cię podwieźć. Ja też muszę wrócić do siebie i przestawić na tryb Marlene, nocny problem wymusił mój restart.

Motor stał tam, gdzie go zostawiła. Do Psyche pasował mniej, za to na oczach Mika nowoczesna tkanina spódnicy zamieniała się w obcisłe spodnie tego samego koloru. Jego pidżama niestety pozostała pidżamą. Naciągnął kaptur na głowę. Gdy wspomniała o dzieciach na nową twarz cyborga wróciły emocje.
- Dorwałyście ludzi porywających dzieci? - spytał zaciekawiony.
- Nie, zaledwie pionki w BloodBoysach - odpowiedziała, zakładając na głowę kask. - Koleś nazywał się Śmieciarz. Handlował i hodował. Miał piwnicę tak jak ten drugi. Felipa mogła wiedzieć coś więcej bo przyjechała TIR’em, który miał zabrać nową dostawę, ale nie zwierzała się.
Wsiadła na motor i odpaliła silnik.
- Posłuchaj. - położył Psyche dłoń na ramieniu, powstrzymując ją przed ruszeniem. Uniósł lekko głos, lecz elekryczny silnik nie był na tyle głośny, by musiał go przekrzykiwać. - Muszę wiedzieć wszystko - zaakcentował słowo “muszę”. - Macie tych ludzi? Wydobyłyście z nich dla kogo pracują?
Przeszyła go ostrym spojrzeniem, zerkając w stronę dłoni. Przez krótką chwilę w jej wzroku pojawiła się stal, ton odpowiedzi mimo to pozostał neutralny i bezemocjonalny.
- Większość zginęła. Nie znali konkretów, każdy miał swój wycinek wiedzy. Pojawić się tu, zabrać to, przekazać wtedy i wtedy. Śmieciarz znał swoją dostawę. Poczekałam na nią i razem z dostawą pojawili się Rustlersi wraz z tą twoją Felipą. Zabrali dzieci, nie interesowało ich za bardzo przesłuchanie. Nie wiem nawet komu mieli przekazać dostawę, była na wczorajszą noc, ale atak sprawił, że byłam na skraju i musiałam udać się do kliniki. Zadowolony? Teraz wsiadaj.
- Nie zadowolony. - zdjął dłoń z jej ramienia. - Wciąż łapiemy płotki, ale nie umiemy ich użyć do dojścia do grubych ryb. Jak się ogarniemy musimy ściągnąć technika, którego obiecał nam Alan. Z jego pomocą przesłuchamy jeszcze raz Higgsa, TechNicksa, tego całego Śmieciarza i kogo tam jeszcze upolowałaś. Wydusimy z kurwich synów wszystko co wiedzą. Dość pierdolenia się. Traciłem już entuzjazm do tej sprawy, ale teraz chcę dopaść wszystkich, którzy mają coś wspólnego z dzieciakami. Nie ważne z jakiego jest kurwa gangu czy korpo...
Westchnął i siadł na motor.
- Mówiłaś, że masz do załatwienia prywatne sprawy a pojechałaś na Bloodboyów - zauważył, gdy odrobinę ochłonął. - Czemu mi nie powiedziałaś?
- Skąd ta troska o bezdomne dzieci? - spytała, wkładając w to pytanie odrobinę ciekawości, która w niej siedziała. - Tego typu procedery istniały od zawsze i będą istnieć. Śmieciarz… zmarł, nad TechNicsem pracuję. To on mi dał namiar na Śmieciarza, ale ten netrunner albo udaje głupiego, albo nie wie wystarczająco wiele. Wczorajszy atak sprawił, że też przestał być użyteczny na chwilę, na szczęście ciągle żyje. - Psyche zawahała się na moment - Moje sprawy to moje sprawy. Oprócz Alana, podobnie jak ty, mam innego szefa. Bardzo… wymagającego - nie udało się w pełni ukryć emocji, kiedy o nim mówiła. I nie była to miłość. - To teraz nieważne. Trzymaj się.

Ruszyła, kierując się na mieszkanie Mika.
- Róg Alexander Avenue i East 139th - podał adres i zamilkł, świadom, że prowadzenie motocykla w obecnych warunkach wymaga pełnego skupienia. Było ślisko, miasto sparaliżowane a musieli przejechać pół Jersey i przeciąć Górny Manhattan. O ile poboczem autostrady jeszcze dało się jakoś jechać, mijając liczne pojazdy rozbite przez nienawykłych do manualnego prowadzenia kierowców to już mosty były całkiem zapchane. Po blisko godzinie dotarli na południowy Bronx, na Mott Haven, w rejon starej dziewiętnastowiecznej zabudowy.
Był to teren The Rustlers a wśród nielicznych przechodniów dominowali latynosi.
- To tu - Maroldo wskazał narożną, czteropiętrową kamienicę z czerwonej cegły. - Dzięks.
Zsiadł z motoru i znów położył Psyche dłoń na ramieniu, bezceremonialnie naruszając jej przestrzeń osobistą.
- Nie chcę zbawiać świata, key? - nawiązał do zadanego pod kliniką pytania. - Ale jak kurewstwo dzieje się mi pod nosem to nie mogę przejść obok. Mam siostrzeńców w tym wieku i z całej rodziny oni jedni mnie jeszcze lubią. Mogę ci pomóc w twoich sprawach jak ty pomożesz mi w tej. Przysługa za przysługę. Co powiesz, Stalowa Siostro?
Nie zdjęła kasku, miał mimo to wrażenie, że Psyche wpatruje się w niego z niezwykłą intensywnością. Milczała dobre dziesięć sekund, zanim odpowiedziała.
- Zastanowię się. Idź się ubrać, poczekam. Mój motor na obecne warunki jest i tak najszybszy.
- Chyba poproszę szefa o jeden dla siebie. – Mik wstukał kod domofonu i zniknął w budynku.
Wrócił po przeszło dziesięciu minutach, ubrany w wytarte dżinsy i ciężki skórzany płaszcz, z przewieszonym przez ramię, pomalowanym farbami w barwne wzory plecakiem.
- Sorki, musiałem zgarnąć parę rzeczy – usprawiedliwił się. – Nie dość, że mnie chuje wczoraj zastrzelili to jeszcze okradli. - pokręcił głową i wsiadł na motor. - Proponuję zacząć od Technicksa, to netrunner, kolejny atak może mu spalić obwody. Dokąd ściągnąć technika?
- Ja proponuję od Higgsa. Do TechNicsa nie potrzebuję technika, tylko pogorszy sprawę. Załatwię to sama. Upewniłam się, że w sprawie dzieci nie wie o nikim oprócz kontaktu, który mi wskazał i poprowadził do Śmieciarza. To był test jego prawdomówności. Jak dziś nie zdradzi mi z kim i jak jego szef umawia się na spotkania z tajemniczym gościem od netrunnerów, wtedy pomyślimy nad technikiem. Na razie on chyba ciągle wierzy, że jeszcze go wypuszczę. Podrzucę cię pod Corp-Tower, wypożycz motor i zabierz ze sobą technika. Wrócę jako Marlene, pasuje? Powinniśmy się spotkać z Jin-Tieo i ustalić dalsze ruchy.
Psyche ponownie odpaliła motor i ruszyła w stronę głównego budynku korporacji.
- W Corp-Tower nie rozdają motorów - zauważył trzeźwo cyborg, nachylając się ku kobiecie. - Magazyny sprzętu są chyba przy firmowych koszarach za miastem a technicy od wszczepów siedzą na labie. Ale Dickauer - zniekształcił swoim zwyczajem nazwisko Alana - wyraźnie mówił, że na czas zadania mamy się trzymać z dala od budynków firmy i w tym akurat przyznaję mu rację. Sprzęt podrzucają nam do wynajętego garażu w Port Morris. Pojadę z tobą, kołacze mi się po łbie parę pytań do TechNicksa. On może nie mieć nic wspólnego z dzieciakami, ale ten cały “zarządca” ma jak nic. W klinice powiedzieli, że wszczepy pochodzą z tego samego źródła.

- I chcesz czekać na motor do jutra? - Psyche była wyraźnie zdziwiona. - Mamy odebrać technika i jechać do Higgsa. Ja wyglądam jak ja, jeśli ktoś mnie śledzi to i tak kojarzy.
Utrzymywała pełne opanowanie, ale ciągoty Maroldo do dzieci wywoływały u niej już zgrzytanie zębów. Nie rozumiał nawet pojęcia trofeum, którym dla niej był TechNics.
- To gdzie cię zostawić? - zapytała, nie mając tym razem zamiaru zabierać go na pełną wycieczkę po mieście i do swojego mieszkania.
- Przy garażu - podał jej adres kilka przecznic od swojego domu, w przemysłowym rejonie nad East River. - Pojazdy dostarczają nam w ciągu kilku godzin, nie zarejestrowane na firmę. Na razie wezmę służbowego vana, na Bronxie da się poruszać autem.
Istotnie, ruch był tu znacznie mniejszy. Większość mieszkańców dzielnicy nie miała samochodów a będąc bezrobotna i tak nie miała dokąd jeździć. Zaś z pośród tych, którzy pracowali w sobotę, wielu wzięło dziś wolne lub wyjechało z miasta w obawie przed wojną gangów.
Po paru minutach zatrzymali się na pustej ulicy pośród fabryk i magazynów. Między nimi znajdował się ogrodzony teren wypełniony rzędami szeregowych garaży.
- Odezwę się jak ściągnę technika - zaproponował Mik zsiadając. - Gdyby komunikacja znów padła będę na chacie. Najpierw Higgs, potem TechNicks. To netrunner, jeśli komuś warto pogrzebać we łbie to jemu.
Subtelne próby spławienia Mika w tej kwestii zdawały się zupełnie doń nie trafiać. Zdolności interpersonalne nie były mocną stroną cyborga, podobnie zresztą jak Psyche. Ich rozmowa na ten temat zaczynała przypominać dialog robotów, z których jeden mówi “0” a drugi “1”.
- Netrunner bez edytora bólu. Był na tyle dobry, że powierzali mu istotne fuchy. W jego elektronicznym mózgu nic nie znajdziesz - powiedziała jeszcze zanim odjechała. - Nie wierzę, że popełniłby taki błąd. Takie rzeczy ukrywa w bezpiecznym miejscu. Popracujemy nad dowiedzeniem się jakim. Do zobaczenia.
Odjechała, nie czekając na odpowiedź. Wzruszył ramionami i pomachał jej na pożegnanie, gdy wykręcała motorem. Patrzył przy tym na skrytą za szybą kasku Psyche trochę dziwnie, marszcząc czoło pod nową blond-czupryną, może zbity z tropu jej uporem w sprawie badania Bloodboya.


~Miotasz się we własnych kłamstwach…~
Och, gadaj sobie ile chcesz. Nie chcemy, aby się dowiedział, odkrył ilu rzeczy nie wie.
To była prawda. Niezależnie od przełożonych, Azjatka to as w rękawie. Takich nie wyrzuca się przy rozdaniu za kilka eurocentów. Maroldo potrafił być słodki, zwykle bawił w swoim dążeniu do ukarania winnych rozprowadzania dzieci. Był też jednak bardzo prosty i ślepy. Jak żołnierz, standardowy szeregowy, wciśnięty w nie swój mundur. Nie był przyzwyczajony do odmownych odpowiedzi. Do planów innych od własnych.
Czas najwyższy to zmienić.

Jedno było prawdą w ich rozmowie. Najpierw pojechała do siebie, ostrożnie wchodząc do mieszkania operacyjnego - w kasku i kurtce, aby nikt postronny nie dostrzegł bardziej rzucających się w oczy zmian. Odetchnęła z ulgą, wchodząc do środka. Nie czekał tam na nią. Czuła, że teraz jeszcze bardziej powinna go unikać. Zamontowała przy drzwiach kamerkę i skalibrowała ją ze swoim holofonem. Sieć wracała, mogła więc sprawdzać, czy się pojawi. Nie powinien, kiedy będzie w stanie zadzwonić. Na odległość jednak o wiele łatwiej odmawiać.
~Zdrajczyni! Powinnaś go błagać!~
To stawało się nudne. Te rozpaczliwe błagania i obelgi. Coraz łatwiej je odrzucała.
~Hahahaha...~
Nie. Skup się.

Kryjówka nie leżała daleko od mieszkania. Już w skórach, z długimi włosami, ćwiekami w uszach i kolczykiem w nosie oraz znacznie lżejszym i szybszym krokiem, weszła do środka jako Marlene. Nic się nie zmieniło, dwie postaci siedziały tak jak je zostawiła. Zwykli ludzie nie byli w stanie się stąd samodzielnie wyrwać. TechNics wyglądał lepiej. Napoiła ich i nakarmiła, niczym mamusia swoje niepełnosprawne pociechy. Uśmiechnęła się do netrunnera.
- Czas udowodnić swoją przydatność.
Podłączyła komputer do głowy Ayako, wyświetlając holograficzną klawiaturę przed dłońmi BloodBoya, dzięki czemu nie musiała go w pełni wyswobadzać.
- Czas start - powiedziała słodko i usiadła na krześle.
Odezwał się po raz pierwszy dopiero po chwili.
- Ona ma dobre zabezpieczenia, jaki kurwa czas start! - spojrzał na nią, z grymasem wściekłości na twarzy. - Podłącz mnie chociaż do niej, będzie…
- Nie - przerwała mu. - Pracujesz w ten sposób. Chyba umiesz, prawda?
- To trochę zajmie.
- Poczekam - odpowiedziała mu, nie zmieniając pozycji, śledząc uważnie jego postępy na własnym holoekranie.
 
Lady jest offline