Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2007, 20:56   #1
Diakonis
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany
[Forgotten Realms] Skrzydła Cormyru

SKRZYDŁA CORMYRU



Dzień przed uroczystością był bardzo pracowity. Cała stolica aż wrzała, nie było nikogo kto by nie odczuł poruszenia spowodowanego urodzinami księcia. W końcu Azoun miał wejść w wiek dorosły i zacząć przygotowania do objęcia tronu. Do Suzail zjeżdżali się licznie ludzie z całego Cormyru i nie tylko. Byli wśród nich posłowie, szlachta, arystokracja, a także zwykli mieszczanie, artyści, ludzie z niższych warstw społecznych, pielgrzymi. Wszyscy zjeżdżali się na wielką uroczystość. W mieście trwały cały czas porządki, jeszcze do godziny 20 robotnicy ustawiali sceny, namioty, trybuny. Słowem praca szła pełną parą żeby jutrzejszego dnia wszystko wypadło pomyślnie.




Elaraldur

Cały dekadzień spędziłeś w siodle, te dziesięć dni jasno dało Ci do zrozumienia że lepszy z Ciebie bard niż podróżnik. Zobaczyłeś na horyzoncie Suzail właśnie wtedy gdy twoja rzyć zdawała się wołać o pomstę do wszystkich bogów. Jesteś diablo zmęczony, co jest efektem nie tylko całodziennej jazdy, ale też kilku nocy spędzonych na trakcie. Około godziny dziewiętnastej przekroczyłeś bramę miasta. Pierwsze na co zwróciłeś uwagę w tym mieście to brud i smród. Odór jaki towarzyszył Ci gdy jechałeś brukiem portowej dzielnicy, zatykał twe nozdrza i odurzał umysł. Tego można było się spodziewać wjeżdżając najbiedniejszą dzielnicą. Wreszcie wyjechałeś z doków, zostawiając ten paskudny zapach za sobą. Miasto zdawało się interesujące, a także bardzo odmienione odkąd byłeś tu raz ostatni. Wysokie ceglane i kamienne kamieniczki były wyczyszczone, bruk też nie był zwyczajowo brudny. Wszystko świeciło czystością, w końcu jutro miała odbyć się uroczystość urodzin księcia. Zwróciłeś konia w kierunku pałacu. Przejeżdżając przez rynek zwróciłeś uwagę na ogromną scenę jaką właśnie robotnicy kończyli rozstawiać. Półkolem za nią ustawione były kolorowe namioty z których jeszcze teraz wylewało się światło i różnorakie melodie. Namioty artystów, mógłbyś się tam zatrzymać, ale Pani Alusair Obarskyr osobiście wysłała zaproszenie, co oznaczało że masz stawić się w pałacu. Słońce powoli zachodziło, miękko rozmywając się na dachach Suzail, stolicy Królestwa Lasów. Tymczasem Ty przybyłeś pod bramę pałacu. Ogromna budowla, górująca nad miastem miała niezwykła architekturę. Tradycyjnego Cormyrski Zamek Królewski z delikatnymi elementami elfiego wdzięku, lekkości oraz majestatu. Zostałeś wpuszczony do zamku. Dziedziniec zrobił na Tobie ogromne wrażenie, szczególnie statua pośrodku przedstawiająca skrzydlatą anielicę z mieczem, o ile pamiętasz było to jakieś bóstwo opiekuńcze rodu Obarskyrów. Służba odpowiednio zajęła się twoimi bagażami i koniem. Zostałeś odprowadzony przez lokaja do jednej z komnat zamkowych, która miała być twoim pokojem na czas pobytu. Zarazem poinformowano Cię że Namiestniczka spotka się z Tobą jutro. Pałacowy pokój jest wszechstronny, posiada wielkie okna wychodzące na Jezioro Smoków, a bogaty wystrój wnętrza dorównuję baldurskim standardom. Jednak nie zważając na otoczenie rzuciłeś się na kuszące miękkością łoże.

Everon

Jak burza gnałeś na swym rączym koniu w kierunku Suzail. Wystarczyło, że usłyszałeś imię Dagarond Silk, a zebrałeś swój ekwipunek, kazałeś przygotować swego wielkiego wierzchowca bojowego i udałeś się co prędzej w kierunku stolicy Purpurowych Smoków. W czasie drogi mknąłeś niczym burza, pchany jednym tylko uczuciem. W oczach widziałeś pożar, krew, bitwę, ojca, wszystkie te wspomnienia z tego straszliwego dnia. Zwykle jesteś opanowany, zimny i twardy, ale ta jedna kwestia roznieca płomienie w twoim sercu. Przejeżdżając jak sztorm przez miasteczka i wsie, ludzie oglądali się za Tobą, czasem można było usłyszeć pogłoski że to szaleniec na śmierć jedzie, a czasem tchórzliwi chowali się do chat i zamykali szczelnie swoje domostwa. Ty na to w ogóle nie zwracałeś uwagi. W końcu dotarłeś do Suzail, miasta znanego Ci z twoich poprzednich podróży. Wysokie, ciężkie, solidne kamienice, duży rynek, równy bruk i ta atmosfera surowości, zimna, nie wiesz właściwie czy to były tak naprawdę czy to tylko twoje własne odczucia. Teraz przejeżdżałeś przez te proste ulice, lekko zdziwiony. Wszędzie czysto, budynki nabrały koloru, pewnie nawet zostały odmalowane, ulice były bez śmieci. Najwidoczniej szykowało się jakieś święto. Przejeżdżając dalej utwierdziłeś się w swoim przekonaniu. Na jednej ulicy parobek z jakiejś małej karczmy malował tablicę głoszącą „Wivat Ksionżę Azoun IV, z ukazji 18 urodzin.” Będąc na rynku zobaczyłeś rozstawioną wielką scenę z ogromnym purpurowym szyldem „Bądź pozdrowiony książę Azounie IV”, za nią stało kilkanaście kolorowych namiotów. Zjechało się tyle ludzi, że miasto z trudem mieści tych wszystkich nowo przybyłych. Jadąc widziałeś, że karczmy są przepełnione. Nie znalazłbyś teraz miejsca w Suzail. Jednak Ty miałeś udać się na zamek. Zaproszenie do Pałacu nie mało Cię kosztowało, ale w sprawie najwyższej wagi nigdy nie oszczędzałeś. W pałacu zakwaterował Cię lokaj w przestronnym pokoju dla gości, zostawiając Cię samego z bagażami.

Volstagh

Wyszedłeś właśnie z ósmej karczmy, z kolejnej w której nie było nawet miejsca na ziemi we wspólnej izbie. Chodziłeś po Suzail już kilka dobrych godzin, do tych większych karczem nawet nie zaglądałeś. Wszystkie były przepełnione przyjezdnymi na uroczystości urodzinowe Księcia Azouna IV. W gospodach grali bardowie, występowali artyści, ale to była dopiero rozgrzewka przed jutrzejszymi obchodami. Zdesperowany myślałeś już o jakimś przytułku albo świątyni w której mógłbyś spędzić tę noc. Przechadzałeś się ulicami wielkiego Suzail. Pierwszy raz byłeś w tym pięknym mieście. Urzekła Cię jego atmosfera. Zabawa na każdym kroku, pełno ludzi, artystów. Dobre miejsce dla takiego gnoma jak ty. Tylko żeby jeszcze było gdzie spać. Twoje kroki skierowały Cię do portu. Nie przypominało to portu w Amn, okolica wyglądała na całkiem bezpieczną, gdyż wszędzie byli ludzie. Po ulicach mimo późnej pory chodzili marynarze i inni przyjezdni, niektórzy zapewne tak jak ty szukający noclegu. Spostrzegłeś kolejną gospodę, „u Beznogiego Warlicka”. Stanąłeś przed drzwiami, wahając się czy wstąpić w progi, tego przybytku. Kiedy miałeś już wejść do środka, drzwi otworzyły się nagle, a z karczmy wypadł ktoś rzucając Cię na bruk. Zdenerwowany podniosłeś się, otrzepałeś swoje kolorowe szaty, podszedłeś do jegomościa który potrącił cię opuszczając tawernę. Już miałeś go zbesztać porządnie za jego wychowanie, kiedy spostrzegłeś dziwnie znajomą twarz. Gnom nie zwracając na ciebie uwagi podniósł się i chwiejnym krokiem podszedł do muru. Opierając głowę o budynek, oddał wszystko co dzisiaj spożył. Dopiero wtedy odwrócił się do ciebie i otworzył usta tak jakby miał coś powiedzieć, ale zamarł widząc twoją twarz.
- Volstagh Jansen?
- Renivald Hooperlin?
- Mordeczko Ty moja, to naprawdę Ty kabacie zawszony!
- Do stu litraszy syropu rzepowego, kopę lat!
- Jak się okazało był to twój daleki krewny, chrześniak teścia ciotecznej kuzynki męża twojej siostry. Dawno niewidziany w Amn gnom koniuszy, jedyny w swoim rodzaju, sławny ze swojego przepisu na nalewkę rzepowo-trocinową, mającą działanie kojące na bóle stóp.
- Całe tony ludzisk się zjechały na te imprezę na jutro, ale ciebie młokosie nie spodziewałem się tutaj. –

Renivald był starszy od ciebie o jakieś 40 lat. Przywitaliście się gorąco, po czym wytłumaczyłeś krewniakowi swój problem. Jak się okazało Renivald pracował w królewskiej stajni, jako drugi koniuszy. Zaproponował Ci nocleg w swoim przybytku. W ten sposób znalazłeś miejsce na nocleg. Renivald poprowadził Cię w kierunku Pałacu, gdzie znajdowały się stajnie, racząc cię swoim sławnym rzepowo-trocinowym trunkiem wzmocnionym kilkoma kroplami syropu anyżowego wujcia Leona. Niecałą godzinę później, siedzieliście obaj w domu Hooperlina. Duży pokój był zarazem sypialnią, salonem i kuchnią w domu gnoma. Pachniało tam różnego rodzaju ziołami, a na ścianach wisiały różnego rodzaju przyrządy stajennego, których funkcji nawet się nie domyślałeś. Po godzinnej rozmowie na najróżniejsze tematy zaczynając od problemu z grzybicą cioci Ofelii, kończąc na projekcie maszyny do dojenia antylop kuzyna Auerbacha, udaliście się na spoczynek zmożeni mocą rzepowo-trocinowej nalewki. Spałeś na słomianym materacu, ale było ci to w zupełności wystarczające posłanie.

Splamiony

Jechałeś już cztery dni z hrabiną Mallereuse. Starsza kobieta zaproponowała Ci posadę ochroniarza, na czas uroczystości urodzinowych księcia Azouna IV. Miałeś wątpliwości co do tego pomysłu, ale przystałeś na jej propozycję. Dwie rzeczy skłoniły cię do tego. Po pierwsze, będziesz miał zakwaterowanie w Suzail i to w Pałacu, a po drugie hrabina Mallereuse, jadąca zielonym powozem w asyście dwóch zbrojnych, wiozła ze sobą swoją przeuroczą kuzynkę Latilien. Urodziwe dziewczę od razu zwróciło twoją uwagę. Choć zazwyczaj kobiet nie obdarzałeś zbytnim zainteresowaniem, to jednak gdy pięknolice dziewczę poprosiło Cię także o towarzystwo w drodze do zamku, nie mogłeś odmówić. Na zamek miałeś przyjechać jako szlachcic z domu Arrouzer, dalekiego krewnego hrabiny Mallereuse, a co za tym idzie towarzyszyć damom na wszystkich uroczystościach osobiście. Hrabina zdawała się nie wiedzieć nic o twojej reputacji. Przeciwnie nawet, widząc miecz przy twoim boku, tym bardziej zaczęła prosić o ochronę. Oczywiście twoja prawdziwa tożsamość nie została wyjawiona i tylko hrabina wiedziała o tym, że nie jesteś panem Arrouzerem. Co prawda gwardziści mieli wątpliwości co do twojej osoby, a nawet szemrali między sobą coś o rozbójniku i banicie, ale hrabina momentalnie ucięła ich domysły. Po kilku dniach spokojnej jazdy dojechaliście do Suzail. Po raz pierwszy przekroczyłeś bramy miasta Purpurowych Smoków. Było Ci to na rękę, bo zmniejszało to prawdopodobieństwo, że ktoś by Cię rozpoznał. Miasto było pełne ludzi, wszelkiej maści ras i plemion. Wszyscy zjechali się na uroczystości księcia Azouna IV. Dojechaliście na zamek. Piękna, majestatyczna budowla, nosząca ślady działań elfich architektów. Kilku lokajów zaniosło wasze bagaże do kwater i rozmieściło was po pokojach. Gwardziści, woźnica i chłopiec na posyłki zostali oddelegowani do kwater dla służby. Ty natomiast zostałeś ulokowany w pięknym pokoju dla gości tuż obok Latilien i naprzeciw pokoju pani Mallereuse. Hrabina jeszcze przyszła do ciebie zaraz po zalokowaniu. Powiedziała, że będzie rada jeżeli zostaniesz z nimi także na kilka dni podczas uroczystości, w charakterze towarzyszącego szlachcica i osobistego ochroniarza dla niej i Latilien.

- Zostawiam decyzję szanownemu panu do jutra. Jeżeli towarzystwo i uczestniczenie w uroczystościach to dla pana za małe honory to nie poskąpię także złota. Niech pan dobrze się nad tym zastanowi do jutra – Z jednej strony nie miałeś ochoty być czyimś najemnym ochroniarzem, a z drugiej strony ciągnęła Cię ciekawość. Otworzyłeś okno, przez które widać było pięknie oświetlone księżycem i gwiazdami Jezioro Smoków. Czas się zdecydować, czy zostaniesz tutaj do jutra?
 

Ostatnio edytowane przez Diakonis : 03-06-2007 o 14:03.
Diakonis jest offline