Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2016, 23:14   #18
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

Zmierzch zapadał szybko o tej porze roku. Tylko skrawki nieba czerwieniły się jeszcze między budynkami, ustępując miejsca ciemnoszaremu całunowi. Dzień, w większości przespany, nie wiedzieć kiedy uciekł Mikowi tak jak teraz Psyche. Wraz oddalającym się dźwiękiem jej motocykla na pustej przemysłowej uliczce zapadała cisza. Po chwili szumiał już tylko mroźny wiatr oraz pobliska Bruckner Expressway.

Mik czuł, że partnerka coś przed nim ukrywa. Inny szef, inne zadanie na boku - w porządku, póki nie kolidowało z głównym. Ale TechNicks najwyraźniej podpadał pod to inne zadanie. I cholera wie kto lub co jeszcze. Dziwne, że rozbiwszy punkt dystrybucji porwanych dzieci i przechwyciwszy dostawę nie dowiedziała się praktycznie niczego. Mik był skłonny odpuścić - otrzymawszy sensowne wyjaśnienia. Tymczasem Psyche zaczynała zachowywać się jak Fel. Poniekąd zrozumiałe, obie były kobietami. O ile jednak de Jesus kręciła z wrodzoną i wyćwiczoną gracją, tak że aż przyjemnie się słuchało nawet najbardziej bezczelnych jej łgarstw to Psyche w tej dziedzinie nie dorastała jej do pięt. I dzięki Bogu. Nie zniósłby drugiej Fel.

W wynajętym garażu wszystko było na miejscu. Mik zaopatrzył się w nową kuloodporną czapkę i kamizelkę, sprzęt szpiegowski, paralizator oraz pistolet z tłumikiem i granaty. Załadował wszystko do granatowego vana, dotąd nieużywanego w akcji, i pojechał do domu. Według nadajnika GPS furgonetka, którą jego wczorajsi porywacze namierzyli pod barem dalej tam stała, ale była zdekonspirowana. Mogli ją sobie zresztą zabrać, była zarejestrowana na jakiegoś przypadkowego bezdomnego a pokładowy komputer nie zapamiętywał trasy. Firma dbała o szczegóły.

Korzystając ze stałego łącza w domu Mik wysłał wiadomość do Dirkauera:
"1. Potrzebuję motocykla, najlepiej terenowego. Muszę mieć możliwość szybkiego przemieszczania się po mieście. Dostawa tam gdzie zwykle, jak najszybciej.
2. Prześlijcie skany wszczepów dzieciaka i netrunnerów do Wydziału Analiz Konkurecji na labie. Niech porównają je z produktami Kalisto (a raczej ich spółek-córek, bo sami chyba nie robią wszczepów) i naszymi własnymi, w tym eksperymentalnymi."


Następnie napisał na numer technika:
"Witam, tu Mik od AD. 17:30 na stacji ładowania pojazdów Tesla przy Bruckner Blvd. Pasuje?"

Zjadł to co znalazł w lodówce, po czym siadł w fotelu diagnostycznym i sprawdził zgodność nowych wszczepów z dokumentacją. Upewnił się przy tym, że wszczepiony GPS jest wyłączony - miał włączyć się tylko na hasło lub w sytuacji ustawania funkcji życiowych, tak jak uwalniane automatycznie nanoboty. Nie zamierzał pozwolić firmie się śledzić.
Zrobił kopie nagrania obciążającego Madsena i jedną umieścił w prywatnej chmurze a drugą w oprogramowaniu fotela. Pendrive'a z oryginałem ukrył za kafelkiem w łazience.

Na holo widniały wiadomości od Tola, Steph i Michelle. Dopytywali się co się stało i czy wszystko w porządku. Mik uśmiechnął się do siebie. Nie mógł nazwać ich przyjaciółmi w pełnym znaczeniu tego słowa, lecz było miło, że komuś jego los nie był obojętny. Na moment zrobiło mu się ciepło na metalowym sercu.
"Hejka, dzięki za troskę. Podpadłem pewnym ziomkom. Trafiłem do szpitala, ale już wyszedłem. Muszę się zakitrać na jakiś czas. Nie chcę was narażać, więc nie spotykajmy się na razie. Nie szukajcie mnie w domu ani w pracowni, ale gdyby coś złego się działo albo ktoś obcy by o mnie pytał dajcie znać, pls. Jeszcze raz dzięki za wczoraj."
Tyle mógł napisać.

Chemia, którą go nafaszerowali sprawiła, że krótki sen na jaki sobie pozwolił, był niespokojny i rwany. Wychodząc z domu łyknął kolejną pigułkę.


***

Dowiedziawszy się, że technik przyjedzie metrem Mik zmienił miejsce spotkania na wyjście ze stacji nieopodal domu. Opisał jedynie swój wygląd, więc zdziwił się nieco, gdy technik okazał się być techniczką. I to aspirującą do tytułu drugiego najoryginalniejszego pracownika Corp-Techu, zaraz po Miku Maroldo. W każdym razie do wczoraj.
- Mik - uścisnął Loop dłoń na powitanie. - Długo w firmie? Nie kojarzę cię z labu a jakoś nie pasisz mi do C-Tower - uśmiechnął się kącikiem ust, ale nie było w tym drwiny z jaką czasem musiała się spotykać ze strony krawaciarzy. Retro moda na punk przeminęła bezpowrotnie wraz z modą na widoczne cyborgizacje, czyli mniej więcej wtedy, gdy wszczepy zaczęły doskonale imitować naturę. Przy stylówie wytrwali tylko nieliczni. W głosie cyborga pobrzmiewała czysta sympatia.
Wskazał kierunek i po chwili doczłapali nieodśnieżonym, słabo oświetlonym chodnikiem do vana. Pomyślał, że dobrze zrobił, że po nią wyjechał. Bronx po zmroku nie był teraz bezpiecznym miejscem dla samotnej białej kobiety. Chyba, że zrobionej z metalu, jak Psyche.
- Pracuję jako freelancer - odparła Loop, sadowiąc się na siedzeniu pasażera i pakując plecak między uda. - Już z kilka lat. Zdążyli mi zaufać, a ja nie dałam się wciągnąć do ich machinerii. Słyszałam, że to tutaj to tajne przez poufne. I nie siedzę w labie, to nudne. Jestem kobietą czynu - mrugnęła do Maroldo, czując się w jego towarzystwie zupełnie swobodnie. Wyglądała zresztą na typ, który w każdym środowisku czuje się swobodnie.
- Im dalej od C-Tower tym lepiej - zgodził się Maroldo, odpalając silnik. - Na labie jest ciekawie jak lubisz nowinki techniczne.
Ruszył, po chwili stając w korku przed światłami.
- Mówię ci, posrane rzeczy odpierdalają się na mieście. I tak co nieco usłyszysz, to ci powiem. - Mik nie miał pojęcia jak Dirkauer wyobrażał sobie zachowanie dyskrecji, wyznaczają do asysty w przesłuchaniach freelancera.
- O nowym dragu, co zdrowo ryje banię już pewnie słyszałaś. Do tego ktoś porywa ludzi, głównie dzieci i z pomocą wszczepów zmienia w jebane zombie. Niech nie będzie ci żal skurwieli, których będziemy przesłuchiwać.
- Słyszałam o próbach porwań dorosłych - Loop wyjęła gumę do żucia i jedną wsadziła sobie do ust. Podsunęła Mikowi opakowanie. Poczęstował się. - Ja się do przesłuchań nie nadaję, ale nie mdleję na widok krwi, bez obaw gościu. - Schowała gumy i wyjęła z plecaka niewielkie urządzenie, w którym Maroldo rozpoznał zmieniacz twarzy. - Miasto oszalało, bez kitu. Może w tym szaleństwie jest metoda. Co do nowinek technicznych, to wolę stare garażowe metody. Mamy takie rzeczy, że gały by ci wyszły na wierzch. Jak cię polubię to kiedyś ci pokażę.
- Zaciekawiłaś mnie - uśmiechnął się Mik, ruszając wreszcie ze świateł i zjeżdżając z zapchanej głównej ulicy. - Chociaż wczoraj zarobiłem dziesięć kulek i nie wiem czy garażowa technika by mnie uratowała.
- Cała sztuka w tym, żeby nie dać się trafić - zerknęła na niego, dokładnie się przyglądając. Mało kto po dziesięciu kulkach wyglądał następnego dnia tak jak on teraz. - Nie robimy tak jak korpo, wielkich nastawionych na sprzedaż projektów. Jesteśmy artystami, panie niemiec rodem sprzed siedemdziesięciu lat.
- Że co? - zerknął na nią zdziwiony.
- Widziałam kiedyś taki film - roześmiała się. - Główny aktor wyglądał prawie jak ty. To nic złego, nieźle wymiatał!
- Ok. - zaśmiał się Maroldo. - Wiesz, ubolewam, ale dobry design to coś czego brakuje produktom CT. Teraz to naprawdę muszę zapoznać twój kolektyw. Sam się trochę udzielam artystycznie. Wczoraj, zanim mnie zastrzelili miałem nawet wernisaż w Goodmans. Obczaj, ciekaw jestem czy ci podpasi. - przesłał jej na na holo trójwymiarowe zdjęcia swoich prac.
Przeglądała je w ciszy, obracając na wszelkie sposoby.
- Niezłe, ale nieruchawe takie. Gdyby dodać im silniki, kilka tłoków i pneumatyki, to by było coś. Takie kanciaste jak z terminatora. Czaisz mieć takiego ochroniarza idącego za tobą po mieście? Świetna sprawa! - kobieta wyraźnie napaliła się na taką myśl.
- Mówisz, żeby zająć się designem androidów? Yep, to by było coś. Nie jestem inżynierem, ale moglibyśmy wejść w spółkę - zaproponował półżartem.
- Mówisz jak pieprzony korpo, gościu - parsknęła Loop. - Ja mówię, żeby robić niepowtarzalne modele, a nie otwierać biznes na masową skalę. Inżynierem to ja jestem, ale nasz sprzęt czasami podobno wygląda zbyt topornie. Pieprzeni niewdzięcznicy.
- Korpo podążają za trendami a trendy są teraz gładkie i nijakie - skrzywił się. - Ale żeby robić na legalu androidy czy choćby autonomiczne roboty większe i sprytniejsze od kota, potrzebujesz pierdyliona zezwoleń, atestów Jajcarzy i tak dalej. W praktyce musisz podpiąć się pod korpo, tak już jest urządzony ten świat.
- W końcu jestem podpięta pod korpo, co nie? - Loop wydawała się lekko rozbawiona.
- Powiedzmy - uśmiechnął się, parkując Vana na Lafayette Avenue, pod blaszaną halą z na wpół wygasłym neonem “Tsue Chong Fortune Cookies”. - Jesteśmy na miejscu. Załóż - wskazał na maskę, którą trzymała na kolanach. Sam zapiął na głowie metalową siatkę, która pokryła się mozaiką hologramów, układających się w trójwymiarowy obraz innej twarzy, podczas gdy blond-włosy cyborga przekształciły się w ciemne dredy.
Manufaktura ciasteczek z wróżbą pracowała całą dobę. Powiadomiony przez Rustlersów stróż wpuścił ich tylnymi drzwiami.

Nawet po tylu latach, rozmawiając o sztuce stawał się innym człowiekiem, takim... zwykłym? Jego odskocznia. Potrafił w jednej chwili zapomnieć o wszystkim innym. Metamorfoza zachodziła błyskawicznie i nie było w niej udawania. Nie dwie twarze, ale dwie dusze.
 
Bounty jest offline