Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2016, 23:07   #20
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Pytanie maklerki było tym, które zadawała sobie także Ann, choć miało w sobie znacznie głębszy podtekst: Do jakiego stopnia sztuczna inteligencja może naśladować ludzi?
- Zasadniczo robot nie potrafi kłamać. - Stwierdziła Ann - To zbyt abstrakcyjne i w zasadzie typowo ludzkie. Może mieć jednak wprowadzony program odpowiednio modyfikujący jego odpowiedzi. Jednak to dotyczy tylko konkretnych pytań. Może ten szurnięty program, jeśli to on nim steruje, nie wpadł na pomysł, że należy blokować informacje o danych technicznych Alexa. Warto spóbować je zdobyć. Wraca powoli łączność, więc może wystarczy z nim porozmawiać przez holofon. Jeśli coś ci się uda dowiedzieć daj znać.
Niewprawnie poklepała Daniele po ramieniu:
- Nasze odkrycie to w zasadzie dobra wiadomość. Przynajmniej wiemy, kto jest naszym przeciwnikiem.
- Podziwiam twój optymizm, skarbie - Remo wyszczerzył się w uśmiechu. - To coś, co zamieszanie wywołało już można uznać za skończone. Nie wierzę, że zrobiło swoją kopię, nie był to byt myślący. Problem jest taki, że pozostawił po sobie pół miasta wierzącego w jakieś bzdury. Przypomina mi się, że West wspominał coś o pracach na temat gangów. To wszystko maszyna ładowała w przestrzeń, podejrzewamy gdzie, lecz ciągle nie mamy tego czarno na białym. A ktoś już o nas wie. Spróbuję wysłać Alexowi wiadomość z zapytaniem o jego namiary. Potrzebne nam przecież do śledztwa, on może nie umieć kłamać, ale ludzie są w tym ekspertami.
To mówiąc włączył holofon i wysłał krótką wiadomość do androida z zapytaniem o adres MAC jego głównych podzespołów sterujących, w tym procesora - elektronicznego mózgu, dodając adnotację, że potrzebne nam do działań związanych z wykonaniem woli Tomkinsa. Nie czuł się źle kłamiąc maszynie liczącej.
- Chyba będę musiała przeczytać kolejne prace naukowe. - Ann westchnęła teatralnie. - Jak tylko serwerownia na uczelni znowu zacznie działać, trzeba się tam będzie wybrać po kopie tych "dzieł" - Skrzywiła się przy ostatnim słowie. - "Luxury Goods" to doskonała nazwa dla firmy handlującej luksusowymi towarami, ale czy mogłoby to być aż tak proste? Daniele słyszałaś może o czymś takim?
- Jako nazwa firmy, chyba nie… znam kilka nazw, które mają w nazwie "Luxury Goods", ale łączą się z innymi słowami. "McKenna Luxury Goods" i tym podobne - odparła rudowłosa, przynosząc im ciepłe napoje. - Kto jednak nas śledzi? Ludzie, którym kazała robić to maszyna, czy inni ludzie? - zadrżała wyraźnie, informacje, które przynieśli wyraźnie nie poprawiły jej nastroju. - Bardzo bym chciała odnaleźć mordercę Scotta i Amandy, ale może czas przekazać policji to co wiemy?
Tymczasem Remo bardzo szybko otrzymał - bez żadnych dopytywań - adresy, o które prosił. Przeszukując deck w poszukiwaniu wyników, nie znalazł żadnych. Alex nie miał związku z Pace University. Nie bezpośrednio w każdym razie.
- Cóż… - Ann westchnęła rozczarowana. - To byłoby zbyt łatwe. Najwyraźniej musimy się trochę jeszcze pomęczyć z tym śledztwem. Na policję nie mamy nawet za bardzo z czym iść - Dodała jeszcze na sugestię prawniczki. - Przecież nie powiemy im, że na podstawie informacji zdobytej na nielegalnej aukcji wiemy, że alibi Alexa jest nieprawdziwe, a trop uniwersytecki, niestety tutaj nie prowadzi.
- Chodziło mi właśnie o ten trop z uniwersytetu - Daniela westchnęła. - Może przyjrzą się tym dzieciom. Nie wiemy do końca dlaczego nas śledzą i kto, ale przecież nie mogą pozwolić, aby coś takiego działało w Nowym Jorku! - wyrzuciła z siebie, lecz jednocześnie słychać było w jej tonie, że sama nie wierzy w skuteczność policji. - Inaczej jak się od tego uwolnimy?
- Sekty były są i będą tak długo jak długo będą znajdować gorliwych wyznawców, a tych jak widać nie brakuje. - Azjatka uśmiechnęła się smutno - Kye słusznie zwrócił mi uwagę, że nawet jak im uświadomimy jak to wszystko się zaczęło, nie będzie to miało znaczenia, przynajmniej dla większej części zaślepionych. Musimy jedynie udowodnić, że Amanda i jej ojciec zostali zamordowani i znaleźć sprawców oraz tych co pociągali za sznurki. Bułka z masłem.
- Oszalała - Remo ciągle pracował nad danymi z uniwersyteckiego serwera, szybko tracąc nadzieję na uzyskanie wyników. - Potrzebujemy ciągle potwierdzenia. White jest najłatwiejszy do osiągnięcia, skontaktowałem się z grupą pracującą nad Free Souls i umówiłem z nimi na dziewiątą wieczór. Mam jak widać nadzieję, że obiad zakończy się pomyślnie dla mojego zdrowia - zerknął na Ann. - Alibi Alexa i tak należy zbadać. Wybieranie się do niego jest zbędne, zakładam, że napisał mi prawidłowe numery. W razie czego mogę spróbować dostać się do bazy androidów i porównać to ze stanem pofabrycznym. Do tego wszystkiego jest mi potrzebna sprawna sieć, bez tego czuję się zaszczuty niemal jak Roy. Odnośnie policji, zgadzam się z Ann, lecz mogę im podrzucić materiały. Znając życie i tak będą się dopytywać co się w serwerowni wydarzyło. Cholera wie kiedy, mają na głowie chaos całego miasta. Jaka przy tym szansa, że rzucą się zajmować "Dziećmi Rajneesha"? - zapytał retorycznie.
- Nie pociesza mnie to co mówicie - Daniele usiadła głębiej w fotelu, podciągając nogi pod brodę i obejmując je ramionami. - Kiedy sprawa ze śmiercią Scotta się wyjaśni, chyba wyjadę z miasta do rodziny. Nie mam takich nerwów jak wy.
- Jeśli tak źle się czujesz może jedź tam od razu? - Zasugerowała Ferrick - Nie wiadomo jak długo to wszystko potrwa, ani jaki będzie koniec, a łączność wraca, więc może wystarczy nam kontakt holofoniczny.
- Dopóki nic nie wiadomo na pewno, to nie wiadomo też, czy ktoś nie podąży za mną i nie narażę w ten sposób swojej rodziny - odparła smutno Morrison. - Jak uda mi się z kimś połączyć to wynajmę na stałe jakiegoś ochroniarza.
- Zrób tak. Zmień też holofon, wygląd i może miejsce zamieszkania na kilka dni - zasugerował Remo. - Ostrożności nigdy nie za dużo w takiej sytuacji.
- Dobrze, w takim razie będziemy się zbierać. Mamy jeszcze dziś trochę spraw na głowie. - Azjatka zaczęła zbierać się do wyjścia, a gdy opuścili już mieszkanie Daniele powiedziała trochę niepewnie do Remo:
- Wiesz… może wróciłbyś do swojego normalnego wyglądu? Chyba nie ma potrzeby zanadto drażnić mojego ojca? Chyba nie jest dzisiaj do mnie zbyt dobrze nastawiony…
- Co z rodzinnym paktem o nieagresji? - uniósł brew z lekkim uśmiechem, szybko poważniejąc. - Taki miałem zamiar. Twój ojciec i tak wie kim jestem, postaram się go jednak nie drażnić bardziej niż to konieczne. W dodatku dobrze to też zrobi na tych, co nam siedzą na ogonie. Odwiozę cię, a potem pojadę do siebie, ok?
To był całkiem dobry plan, więc Ann przystała na niego z ochotą.

***


Ann przejrzała pospiesznie zawartość szafy, zastanawiając się jaki strój będzie najodpowiedniejszy na dzisiejszą okazję. Ostatecznie jej wybór padł na klasyczną, popielatą-srebrną suknię z długimi rękawami. Idealną dla kogoś, starającego się nie rzucać zanadto w oczy.
Zaledwie zdążyła się ubrać i poprawić włosy, gdy nadeszła wiadomość przez wewnętrzny interkom budynkowy.
- Pan Dupuy prosi o zezwolenie wjazdu na górę. Są z nim jeszcze dwie osoby i dużo pojemników. - odezwał bezosobowy głos robota obsługującego windę. Bez jej autoryzacji nie zostałaby ona uruchomiona.
- Akceptuję wejście. - Wpisała kod na wyświetlaczu i poszła jeszcze wybrać odpowiednie buty, pasujące do stroju. Wiedziała, że zanim obsługa z restauracji dotrze na dwudzieste ósme piętro, na pewno zdąży je założyć, goście nigdy nie byli wpuszczani windą ekspresową.
- Witaj Gaston – z uśmiechem przywitała jednego z najlepszych kelnerów z restauracji – Cieszę się, że to ciebie przydzielono do tego zadania. Moja mama też się ucieszy, Bouley to jej ulubiona restauracja, a ty jesteś jej ulubionym kelnerem.
- Specjalnie poprosiłem o to zlecenie panno Ferrick – Odpowiedział jej z typowo francuskim, czarującym uśmiechem i akcentem. - Nie przepuściłbym okazji obsługiwania pani Ferrick i jej czarującej rodziny.
Ann skinęła mu głową, zagryzając lekko wargę w powstrzymywany uśmiechu. Dawno już zauważyła z jakim zachwytem zawsze spoglądał na jej matkę. Choć pewnie mógłby być jej synem, Susan zdecydowanie nie wyglądała na osobę w średnim wieku. Ann miała tylko nadzieję, że nie dostarczą dziś temu Francuzowi zbyt wiele tematów do plotek.
Potem patrzyła jak sprawnie kieruje resztą ekipy, która zmontowała i ustawiła w salonie przyniesiony z restauracji stół oraz krzesła i nakryła go czarno-białym obrusem, pasującym do wnętrza. Gdy ustawiali na kuchennym blacie specjalne pojemniki, utrzymujące każdą z przyniesionych potraw w idealnej temperaturze, Gaston rozłożył zastawę i sztućce, a na środku stołu postawił smukły, czarny wazon z bukietem z białych tulipanów. Francuz doskonale wiedział, że są to ulubione kwiaty Susan Ferrick, a o tej porze roku ich cena z pewnością była dość wysoka. Młoda Azjatka była gotowa się założyć, że tej pozycji nie będzie w przedstawionym jej na koniec rachunku. Gdy wszystko zostało przygotowane, pozostali członkowie ekipy ulotnili się dyskretnie. Pozostało tylko czekać na gości.
Bez większego zaskoczenia, jako pierwsza pojawiła się jej rodzina, dokładnie co do minuty, jak zwykł to czynić zawsze Nathaniel Ferrick. Wjechali na górę, witając się z Ann zwyczajnie, bez zbędnych formalności. Tego dnia nie było sensu wracać do domu, więc oboje z Susan przyjechali prosto z pracy. U ojca i tak oznaczało to marynarkę, a matki białą bluzkę i czarną spódnicę. Prosta elegancja, dotyczyła także mniej z niej zadowolonego brata. David nie wyglądał na szczęśliwego z powodu tego spotkania. Ani pewnie z braku możliwości grania dzisiaj w gry sieciowe, co oznaczało straszne nudy podczas czekania aż rodzice skończą pracę.
- Też chcę jak najszybciej się wyprowadzić - skomentował na wejściu, ciekawie zaglądając w każdy kąt mieszkania.
- Twojego gościa specjalnego jeszcze nie ma? - bezpośredniość ojca miała wady i zalety. Widząc w jej oczach potwierdzenie, kontynuował sprawy nieprzyjemne. Zawsze tak było, najpierw to, a potem ewentualny relaks. - Dlaczego pozbyłaś się Dru? Do licha, dziewczyno, niczego cię nie nauczyłem? Ktoś chciał cię zabić!
Cóż, chyba nie myślała, że tego uniknie.
- W nocy odesłałam go do domu - Odpowiedziała spokojnie. - W tym budynku jestem bezpieczna. Skąd mogłam wiedzieć, że rano nie zdoła dotrzeć tutaj z powodu korków. Miałam sporo do załatwienia w związku ze sprawą Tomkinsa i nie mogłam na niego czekać.
Ojciec prześwidrował ją wzrokiem na wylot, wyglądając jakby ta dyskusja wcale się na tym nawet dobrze nie zaczęła, ale Susan położyła mu dłoń na ramieniu.
- Daj spokój, Nat. Nie teraz.
- Jak nie teraz to kiedy? Jak znowu nie będzie mogła czekać i coś się stanie to też będzie zły czas? Masz nie ruszać się bez niego, Ann. To niewielka prośba, bo najchętniej wywiózłbym wszystkich poza miasto aż do końca świąt.
Jeden Dawid już był w salonie, wyglądając przez okno, a potem zajmując miejsce przy stole.
- Tak jest sir! - Ann stuknęła obcasami, co wyglądało raczej zabawnie, bo miała buty na szpilkach. Wiedziała, że w takich sytuacjach nie ma co z ojcem dyskutować. - Zamówiłam obiad z restauracji Bouley. - Uśmiechnęła się do matki. - Będzie nas obsługiwał Gaston. - Mrugnęła do niej, wiedząc, że Suzan również bawiło zauroczenie sympatycznego Francuza.
Ojciec z dezaprobatą spojrzał na córkę, ale ostatecznie już nic nie dodał. Oboje podeszli do stołu. Widać było zmęczenie na ich twarzach.
 
Eleanor jest offline