Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 14:38   #26
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czas jest względny. Jego odczuwanie też.
Sekundy dzielące rozpędzony pojazd od jego celu, wydawały się rozciągnięte. Martwe drzewo o rozłożystej o koronie, upiornie wyciągające gałęzie w kierunku czerni nocnego nieba niczym dziesiątki dłoni o kościstych palcach, oświetlone światłami jadącego w jego kierunku autobusu. Jakby dusze zabitych ludzi tkwiły uwięzione w drzewie i desperacko próbowała się wyrwać z niego.
“A teraz i ty dołączysz April”- szeptała cicho podświadomość kobiety. Te naturalne instynkty ukryte pod cienką warstwą ogłady cywilizacyjnej.
A on.. czart kryjący się za tym wszystkim pewnie się śmiał.


Sekundy na odsunięcie ciała kierowcy autobusu jeszcze szarpanego ostatnimi przedśmiertnymi drgawkami. Sekundy… cholera nacisnął pedał gazu tuż przed skonaniem. Dla April był już tylko ciężarem, choć łapał ostatnie oddechy, Był martwy… nikt nie mógł przeżyć tego, co zobaczyła. Lekarz zawyrokuje atak serca, ale ona wiedziała lepiej.
Sekundy na zajęcie miejsca kierowcy, sekundy przybliżające ją do drzewa. Spokój… ocena sytuacji. Następne stracone sekundy.
Plan pierwotny, ominąć drzewo i utrzymać się na drodze. Niewykonalny. Bus nabrał już pędu jadąc wprost na drzewo. Mogła w nie walnąć czołowo, mogła walnąć bocznie, mogła ominąć jadąc w głęboki słabo oświetlony las. Żadna alternatywa nie była dobra… April wcisnęła hamulce do oporu. Bez względu na to jaką opcję wybierze, należało zmniejszyć prędkość do minimum.
Sekundy odmierzały jej czas życia. Czas na decyzję...


Huk, trzask pękającego szkła i jęk wyginającego się metalu. Uderzenie, wstrząs.
Nie pamiętała co krzyczała… chyba o przejściu na tył. Uderzenie boczne… w połowie autobusu. Jeśli nie uda się wyminąć drzewa i utrzymać na drodze. Taka decyzja padła. Nie udało się wyminąć drzewa. Nie udało się utrzymać na drodze. Kości losu potoczyły się inaczej.


Autobus przewrócił się na bok. April potłukła, rozbiła łuk brwiowy, potłukła się. Ale nie było tak źle. Nawet nie była za bardzo obolała. Miała szczęście. Wszyscy mieli. Tym razem drzewo nie dostanie nowych duszyczek do swej kolekcji. Rozpoczęły się dzwonienia, do znajomych, na policję, do straży pożarnej, pogotowia. Kilka minut później zaroiło się od jasnych i migających świateł radiowozów i karetek i straży pożarnej.
Zaczęły się standardowe procedury. Odpompowanie paliwa z baku autobusów, wynoszenie rannych pospieszne opatrywanie i odwożenie karetkami. Koce i herbata z termosu. April jako lekko poszkodowana nie była priorytetem. Sytuacja była szybko opanowana, więc była chwila na krótką rozmowę sąsiadów. Bo też i zjawił się tu troskliwy Eddie, który oczywiście wypytał czy dobrze się czuje, obejrzał jej obrażenia głowy. Ogólnie był czuły i opiekuńczy, jako strażak i w sumie bliska jej osoba. Niestety obowiązki szybko odciągnęły ją od czekającej na swoją kolej w karetce April. Miała więc czas przejść po okolicy wypadku zabezpieczanego właśnie taśmami policyjnymi. I przyjrzeć się pracy policjantów, poprawnej i przesadnie emocjonalnej. Ale to w końcu była prowincja nie duże miasto, gdzie takie sceny były rutyną a ni sensacją.
Natrafiła więc szybko na coś co odróżniało prowincję od wielkiego miasta.
Matta Constantine.


Ekscentryczny muzealnik w swym niemodnym prochowcu również się pojawił na miejscu wypadku. Bardziej jednak od samego autobusu interesowało go coś innego. Owo upiorne drzewo i ciemna pustka nocy nad nim. Spoglądał w górę szukając wśród upiornych gałęzi odpowiedzi… a może nie w nich, a w zimnej pustce kosmosu nad nimi?
Tak czy siak Constantine w swym prochowcu kojarzył się April z tymi ekscentrycznymi detektywami z groszowych kryminałów wzorowanych na publikacjach Agaty Christie i A. Conan-Doyle’a. Widzący coś czego zwykli policjanci odkryć nie byli w stanie. Ślady które umykały ich percepcji.


Szpital pracował na pełnych obrotach. Ale April nie zagrzała w nim miejsca. Kilka naukowych terminów jakie otrzymała na drogę, sprowadzały się do faktu nabicia sobie góza i niegroźnego rozcięcia skóry na czole oraz paru stłuczeń. Nawet szwów nie musiano jej zakładać. Żadnych poważnych obrażeń nie miała, więc nie mogła nawet liczyć na kilka chwil spokoju w szpitalnym łóżku.
Można więc było powiedzieć, że miała szczęście. W niedużym woreczku przepisane jej leki ograniczały się do kilku maści na stłuczenia i butelkę środków przeciwbólowych. I nic więcej.
Obecnie April siedziała w poczekalni i przeglądała zawartość portfela. Nie miała już karty, ale ktoś zostawił parę aparatów telefonicznych na żetony w szpitalnym przedsionku. Stały z boku, całkowicie zapomniane. Mogłaby zadzwonić ze swej komórki, gdyby nie fakt że… cóż… telefon akurat nie miał tyle szczęścia. Całkowicie rozwalony nie nadawał się do niczego. Oby kartę sim się z niego odzyskać. I zapisane na niej numery.
Miała trochę monet więc zadzwonienie nie byłoby problemem. Tylko do kogo zadzwonić? Do Aidy? Oznaczało to ciężką rozmowę i dużo pytań. Do Hannah? Tak samo, może nawet jeszcze ciężej.
Dużo wszak padłoby pytań, choć pewnie żadne z nich nie byłoby podszyte wyrzutem jak w przypadku rozmowy z Aidą. Na pewno powinna powiadomić Avę, żeby się nie martwiła. Ale czy dziś chciała wracać do swego domu?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline