Seks w dość ciasnawej balii był trochę niewygodny, ale i tak dali radę. Gdy skończyli się pieścić, Marcus po prostu poszedł się zdrzemnąć, jak to zwykle miał w zwyczaju po dobrym pieprzeniu. Gdy się obudził, Solveig siedziała przy niewielkiej szafce i konserwowała broń. Burczało mu w brzuchu, zatem zeszli na dół, gdzie zebrało się już trochę gości. Skrytobójca nie cierpiał takich tłumów, nieważne, gdzie się znajdował.
Skupił się na pierogach, gdy drzwi do gospody otworzyły się, a do środka wpadła jakaś chudzina, która na pierwszy rzut oka wyglądała Beisterowi na żebraka, przybłędę albo złodzieja. Trochę go zaskoczyło, że Anders na niego nie zareagował, ale w sumie mając tylu gości w karczmie, kto by się przejmował jakimś znajdą. Młody jednak wydawał się być zastraszony i co gorsza, po chwili zawitał do ich stolika.
Wysłuchali jego opowieści, skupiając się na żarciu, po czym Marcus posłał mu zupełnie obojętne spojrzenie.
- Pożyczyłeś, ta? Na zawsze? - zapytał, widząc jak tamten przewraca oczami na lewo i prawo. Nie ufał takim gnojkom nie od dzisiaj, ale sam tak zaczynał, więc klepnął siedzisko obok siebie i spojrzał na młodego. - Siadaj i mów, kto cię goni i z jakiego powodu. Tylko nie kłam, bo ja i moja towarzyszka bardzo źle reagujemy na oszukiwanie. Najpierw jednak powiedz, jak się nazywasz...