- Kawa. Ława? Nie widzimy związku. Bezpośredniość, tak? Czy o to chodzi? Chyba tak. Nie musisz używać ludzkiego języka. Słyszymy Twoje myśli. Jeśli kierujesz je do nas, rzecz jasna. Nasz pakt jest... prosty. Prosty i uczciwy. My utrzymujemy twoją esencję, Ty pokazujesz nam świat. Ludzki świat. Wszystko to, co w nim ciekawe i nowe. Dawno tu nie gościliśmy. Chcemy zobaczyć jakie zmiany zaszły w waszym królestwie. W Jego królestwie? Tak.
Cały wywód sprowadzał się dla niej do prostych wniosków - po nieplanowanej kąpieli była w bardzo kiepskim stanie, a byty w jej głowie funkcjonowały jako szwy powstrzymujące ją przed zupełnym rozleceniem się na kawałki. Nie zanosiło się też na to, aby planowały zmienić ją w swoją marionetkę i zdesekrować pobliski cmentarz. Ignorując zagadnienia metafizyczne, na które i tak nie mogła teraz znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, największym problemem zdawało się obecnie określenie jej bieżącej lokalizacji. Podeszła do jednego z dwóch okien i wyjrzała na zewnątrz. Kuląc głowy między ramionami, ludzie dwa piętra niżej czmychali przed wyjącym wiatrem. Nieumiejętnie uchylali się przed zawirowaniami śniegu i granulkami gradu. Tu i ówdzie majaczyły jednorodzinne domki i pogrążone w śnie drzewa. Posypana piaskiem ulica owijała się wokół nich. Jej pomniejsze odnogi prowadziły do podjazdów i garaży, a drugi koniec znikał gdzieś za pokrytym bielą wzgórzem. Co niektórzy z opatulonych ludzi ściskali kolorowe pakunki. Inni próbowali nie złamać karku montując lampki i ustawiając ogrodowe dekoracje. Przygotowywali się na Boże Narodzenie... ale to oznaczało, że z życiorysu Lily wyparowały przynajmniej trzy tygodnie! Nie taki prezent spodziewała się zastać pod choinką. |