Kobieta skinęła głową twierdząco, dając sobie sprawę, ze zdaje sobie sprawę z powagi jego słów. Położyła dłoń na dłoni Acceliusa w której trzymał miecz, próbując łagodnie mu go odebrać.
-
Obydwoje jesteśmy wiernymi sługami bożymi. - odparła kobieta -
Turhaverowie zabili arcykapłana. Zniszczyli świątynię i napluli bogom w twarz. W tak trudnych czasach musimy trzymać się razem, jeśli nie dla siebie... - wskazała palcem na niebo -
To chociaż dla niego.
Przebijali się przez gęsty las, starając się wybierać jak najrzadziej uczęszczane i niewidoczne ścieżki, szli ostrożnie, co jakiś czas wypatrując żołnierzy Enivira. Nikogo nie było w pobliżu, kobieta kilkukrotnie zwracała Acceliusowi uwagę, ze mogą być śledzeni przez kruka, więc powinien się trzymać drzew z wysokimi i gęstymi koronami, aby nie było można dostrzec ich z góry.
Powoli zbliżał się wieczór, przykucnęli przed jednym z drzew, gdy Accelius zadał pytanie dotyczące jej imienia.
-
Dziś, nazywam się Evette - odpowiedziała kobieta -
Nie mam prawdziwego imienia. Przedstawiam się pod różnymi, ale tego jedynego, prawdziwego już dawno musiałam się wyrzec. Dziś mów mi Evette, ale wkrótce będę zwać się inaczej, będziesz musiał przywyknąć.