Chaaya stała na środku alejki, masując dłońmi skronie i zastanawiając się czy chce wejść do piekarni czy może do sklepu z ubraniami. Wybór był trudny… bo była i głodna… i lubiła zachodnią modę…
- Hej… ty przyleciałaś na smoku, co? - spytała kobieta wynurzająca się z zakładu krawieckiego przed którym to Chaaya miała dylematy. - Ciężko się na nim lata?
Miała przeraźliwie białe włosy, przeraźliwie duże nożyce i przeraźliwie mało na sobie. Bowiem te szmatki, które nosiła, ciężko było nazwać kompletnym ubraniem. Miała też dziwny skórzany gorset opinający talię.
- Dziwny masz strój - zaczęła, choć te słowa powinny paść z ust Chaai.
Tancerka z początku nie wiedziała, czy ma właśnie uciekać przed szaloną nożycoręką, czy dołączyć do dyskusji. Patrzyła spłoszona po energicznie otwierających się i zamykających ostrzach narzędzia, by dopiero później skupić uwagę na ubiorze “chyba” krawcowej.
- Nie, nie sądze by było to trudne… - odparła w lekkim rozbawieniu, spoglądając na swój strój. Dostała go podczas wyprawy na pustynię. Był zwykły i prosty… - Em… faktycznie trochę może tu nie pasować, przybyłam z dość daleka… - mruknęła, po dłuższym zastanowieniu, że w sumie szok kulturowy nie jest niczym nadzwyczajnym, chociaż nigdy nie spotkała się z taką dosadnością w wyrażaniu go.
- Toooo… co byś chciała kupić? Najlepiej wszystko, co? Poczynając od bielizny, po resztę… by tego twojego chłopaka oczarować? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem krawcowa.
Chaaya jeszcze słabo kumała, choć bardzo się starała nadążać za słowotokiem kobiety. Po pierwsze nie widziała żadnego problemu w swoim ubiorze… by dopiero po chwili doznać olśnienia, że przecież musi nie rzucać się w oczy. A w szarawarach i tunice w koloru piasku… dostrzegalna jest z kilku mil. Po drugie...
ALE ŻE BIELIZNĘ??!! A jej własna nie wystarczy?
- Eee… a co jest nie t… a zresztą wejdę i zobaczę. - Kobieta podeszła do sklepu, zaglądając niepewnie, nie przekraczając progu.
Jasnowłosa tylko na to czekała. Uśmiechnąwszy się drapieżnie pochwyciła Chaayę i wciągnęla do środka zamykając za nimi drzwi. Potem pociągnęła bardkę dalej, trajkotając jak najęta i zaczęła rozbierać wprawnie i szybko w między czasie podsuwając pod nos zdumionej dzieczycznie kolejne cylindry, kapelusze, czapki, berety… do koloru do wyboru.
- Czy to konieczne? - spytała lekko zniechęcona, trzymając cylinder w dłoniach. Nienawidziła nakryć głowy… chyba, że były turbanami.
- Z woalką dodaje szyku i tajemniczości - odparła dziewczyna, zabierając się już za pozbawianie Chaai bielizny… przed dużym lustrem w którym biedna bardka mogła to obserwować.
Nie miała problemu z byciem nagą… Przed kobietą, przed mężczyzną, przed kimś znajomym czy nie… co za różnica. - Wolałabym by było praktyczne i ciepłe… - Odłożyła cylinder na haczyk, przyglądając się woalkom. Tajemniczość… z której strony, jak to nawet całej twarzy nie zakrywa.
Natomiast problem pojawił się z dziwaczną bielizną. Jakieś pończoszki, rękawiczki, podwiązki, pas do pończoch, gorsety staniki. Tyle tego i w tylu kolorach i fakturach, koronkowe… z usztywniającymi wkładkami, bez nich… jak kobiety mogły to nosić? Jak mężczyźni mogli to z nich zdejmować. I jak krawcowa zdołała tak szybko wsadzić ciało Chaai w wybrane modele bielizny?
~ Gdzie jesteś? ~ znajoma myśl Jarvisa potwierdziła, że jest gdzieś w zasięgu ich ograniczonej magicznej telepatii.
~ W piekle… ~ wyjęczała bardka, poprawiając stanik, który wbijał się w jej piersi, spłaszczając je i unosząc do góry.
- Te majtki niczego nie zasłaniają! - stwierdziła ze zgrozą obracając się i przyglądając prawie nagiej pupie. - Nie przewiewa was? Po co ten pas… co to? - Uniosła jedną nogę, delikatnie szczypiąc materiał pończochy.
- Zasłaniają tyle ile potrzeba. Nie za dużo… by zachęcić do ich zdjęcia, ale dość by nie mógł dojrzeć wszystkiego - tłumaczyła cierpliwie krawcowa. - A pas jest do pończoch. Ale może w innym kolorze będzie ci lepiej. Zobaczysz… powalisz na kolana swoich kochanków.
~ Jak wygląda to twoje piekło? ~ dopytywał się Jarvis.
Bardka słuchała farmazonów jakimi obdarzała ją krawcowa. Nie umknęło jej uwadze, jak ta ciągle, na upartego podkreśla rolę mężczyzn w postrzeganiu jej ubioru.
To było przykre… ubierać się dla kogoś, a nie dla siebie. Tancerka z początku nie wiedziała jak ma zareagować, na tego typu “sprzedaż”... bo wszak nie czuła, że to ona jest klientką, a bliżej nieokreśleni “oni”. Popatrzyła krytycznie na majtki, które nie były wygodne… choć kusiły delikatnością wykonania.
- Nie obchodzi mnie jak będę wyglądać dla mężczyzn. Ma być wygodnie, praktycznie i nie rzucać się w tłumie - odpowiedziała spokojnie, drapiąc się po drętwiejącym sutku za wkładką miseczki stanika. - Chcę długie rękawy i spódnice lub spodnie... do ziemi… bielizna też ma być “normalna”. - Chaaya przez chwilę mocowała się z zapięciem stanika, lecz po chwili uwolniła, dwie półkule piersi, drapiąc się po nich z wyraźną ulgą. Jarvisowi zaś wysłała obraz wejścia do sklepu, do którego została brutalnie wciągnięta.
- Dużo podróżuje, takie kuse fatałaszki na nic mi się przydadzą podczas przedzierania się przez bagna… choć - urwała na chwilę, wypinając pupę i gładząc się po miękkich krągłościach. - jedna para takich koronkowych cudaczków na wspomnienia i do kolekcji pasują jak znalazł. - Bardka, choć wydawała się zagubiona, na pewno nie da się omamić pierwszej lepszej sprzedawczyni. Całe życie spędziła z podobnymi osobnikami. Doskonale znała ich wyuczone przyśpiewki. Chcą wcisnąć byle gówno za niebagatelną cenę. Wmówić, że potrzebujesz każdą pierdołę do funkcjonowania na tym świecie. Zapewne w innych warunkach, dałaby się namówić na wykupienie połowy towarów. Lubiła się stroić i wyróżniać. Dla zabicia rutyny rywalizowała z siostrami o miano najpiękniejszej, najmodniejszej, najseksowniejszej, najaktywniejszej, naj, naj, naj… teraz jednak miała smoka. Jednego pod udami a drugiego w głowie. Była bez domu i bez rodziny, a jej jedynym celem było znalezienie naczynia dla Starca. Uśmiechnęła się smutno do półnagiego odbicia w lustrze.
- Mam stroje na każdą okazję i z niespodziankami jeśli zajdzie tak potrzeba. - Uśmiechnęła się krawcowa wyciągając kolejne ciuszki. - Dokąd się to panna udaje?
Chaaya otworzyła szerzej oczy, najwyraźniej dając się zaskoczyć. Dokąd zmierzali? Była pewna, że nazwa miasta padała w rozmowach już z tysiąc razy, szkoda tylko, że od pewnego czasu nie potrafiła ogarnąć własnej głowy i myśli w niej kłębiących się.
- Dooo… dooo… Miasta we mgle? - spróbowała wybrnąć, oblewając się przy tym rumieńcem.
- Uuuu...to trzeba coś szykownego, koronki perły… coś co zwali nóg. Jeśli się panna nie zamierza chować po piwnicach w La Rasquelle to tam trzeba wyglądać na damę - zamyśliła się krawcowa i zaczęła przebierać w coraz bardziej ekstrawaganckich fatałaszkach.
- Zaczekaj z tym chwilę… - poprosiła Chaaya. Była pewna sprawa, która nie dawała jej spokoju, a teraz… gdy miała o nią spytać nagle się zawstydziła.
- Czy… czy tutaj, kobiety lekkich obyczajów ubierają się inaczej? Jakoś… “specjalnie” co by każdy wiedział z kim mają do czynienia? - Tancereczka wbiła spojrzenie w krawcową, czując jak z niezrozumiałego powodu pieką ją policzki.
- Och… nooo… bardziej prowokująco. Z szerokim rozcięciem w dekolcie i odsłaniają nieco nogi. - Krawcową to pytanie strapiło na moment. Nie zwróciła uwagi na natarczywe pukanie do drzwi jej przybytku. - Ogólnie lada… panny do towarzystwa ubierają się… eehmmm tematycznie. Należą zwykle do jakiegoś domu uciech i strojem podkreślają swoją przynależność. No i… tutaj nie lubi się konkurencji z zewnątrz. Trzeba mieć koncesję na te usługi.
Tawaif czuła, że obie rozmijają się trochę w temacie. Podumała chwilę, gładząc się po policzku.
- Chodzi mi o to… czy jest coś… co muszę nosić nawet wtedy gdy nie pracuję, tak by każdy wiedział, z kim ma do czynienia… - starała się uściślić, spoglądając w kierunku w którym mogły znajdować się drzwi.
- Aaa… to nie… chyba, że chcesz. Takie noszą zwykle… kwiat ostu. W formie broszy lub haftu - przypomniała sobie krawcowa. - W okolicy tak robią, w La Rasquelle może to być inny znak. I nie wszystkie tak czynią. Tylko te najlepiej opłacane i najdroższe.
Nveryioth ryknął dzikim i niepochamowanym śmiechem w głowie bardki, a swoim sykiem, wprawiał co ciekawszych ludzi, wyglądających za nim na ulicę w konsternację i niemałą panikę.
- Dziękuję za informacje. - Chaaya była jej wdzięczna. - Znajdź dla mnie coś ładnego… - poprosiła, uśmiechając się gorzko do swojego pupila.
- O to się panienka nie musi martwić. - I krawcowa zabrała się do szukania ignorując z początku łomotanie do drzwi. Po czym zaczęła sarkać. - Kto się do cholery dobija. Przecież jest wywieszka jak byk… zamknięte.
- To może być mój towarzysz… drugi ze smoczych jeźdźców. - Chaaya wskazała dłonią na wejście, jakby pytała się czy może iść otworzyć.
- W tym stroju? - zapytała retorycznie krawcowa mając przed sobą Chaayę nagą do pasa, a od pasa w dość figlarnej bieliźnie.
Bardka prychnęła rozbawiona i podeszła do drzwi otwierając je na oścież, sprawiając, że Jarvis miał trudności z zachowaniem kamiennej twarzy i jego spojrzenie ciągle skupiało się na dwóch atutach bardki sterczących dumnie przed nim.
~ Ostrzegam, że takie igranie ze mną może się skończyć łóżkowym zapasami ~ rzekł żartobliwie czarownik.
- Zamknij za sobą drzwi. - Chaaya wróciła przed lustro, pozwalając mężczyźnie patrzeć na równie apetyczny co przód, tył.
- Takie igranie ze mną cię bawi… przyznaj to - mruknął spolegliwie zamykając za sobą drzwi i podążając za nią.
- No nie wiem… bielizna powinna być raczej niespodzianką - stwierdziła krawcowa przyglądając się Jarvisowi. Po czym spytała. - Czy ja cię przypadkiem nie znam?
- Wątpię - stwierdził obojętnie czarownik, a kobieta dodała. - Gdzieś widziałam tą twarz i ten strój. Mam pamięć do strojów.
- Nie wiem od czego powinna być bielizna… w moim kraju jej nie nosimy - odparła rozbrajająco, rozkładając ręce. - A jego znają wszyscy… tylko on udaje, że tak nie jest. - Przy ostatnich słowach uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, po czym zabrała się za poznawanie tajników pasa do pończoch. Zaiste odpinanie i przypinanie, było prawdziwą czarną magią.
- Już wiem... parę lat temu wisiałeś na każdym słupie w okolicznych królestwach. Zajmowałeś się piractwem i napadami na osady… na jakimś latającym okręcie.- przypomniała sobie krawcowa. - O pompatycznej nazwie.
- Ciekawe czy można jeszcze zgarnąć za niego nagrodę… - zagadnęła niby to obojętnie.
~ Opowiesz mi kiedyś o tym? ~ nie wydawała się wstrząśnięta owymi rewelacjami, ani też zbytnio podekscytowana. Jednak błysk w oczach świadczył, że coś głęboko w swym umyśle kalkulowała.
~ O okręcie, napadach, czy piractwie? ~ stwierdził ironicznie czarownik, a krawcowa prezentowała kolejne wyszukane kreacje mówiąc. - Nie wiem. Może? To było kilka lat temu i… cóż… napady dawno ustały. Na pewno za okręt dostałabyś sporo.
~ A może o jednym i drugim? Zrobiłbyś to dla mnie gdybym cię… pogłaskała? ~ Dziewczyna skupiła swe spojrzenie na strojach. Nie znała się na tutejszej modzie, nie wiedziała czy coś jest “ładne”, czy raczej kiczowate… Na jej gust, wszystko było tu raczej to drugie. Te falbanki, puffki, zakładki, kokardki, wstążeczki, gorsety… ani nie podkreślały kobiecych walorów, ani nawet ich w kuszący sposób zakrywały.
- Zdaje się na ciebie… - skapitulowała, kręcąc głową przed krawcową.
~ Hmmm… pewnie tak. Za odpowiednie pogłaskanie ~ odparł nieco rozbawionym tonem czarownik, a krawcowa zaczęła szykować sześć kreacji. Od zjawiskowych po bardziej praktyczne stroje.
- Najwyżej sprzedam go jako niewolnika… w końcu czymś muszę opłacić za twoje wspaniałe kreacje - Chaaya skupiła się na bardziej praktycznych strojach. Nie wiedziała jak dokładnie wygląda miasto w którym przyjdzie im… mieszkać(?) przez jakiś czas… Wolała więc mieć na sobie coś, w czym łatwiej się porusza… i ogólnie oddycha. W końcu wybrała strój dość wygodny i odsłaniający nogi, ale dawało się w nim tańczyć i biegać, a pomiędzy falbanami były ukryte kieszenie i pochwy… do niektórych mogłaby nawet wsunąć wachlarz, albo krótki miecz.
No i prezentowała się
zabójczo, ale nie przesadnie wyróżniająco. Ot strój codzienny.
- Ta! - odparła dumnie, wskazując na wybrankę paluszkiem. Odwróciła się do Jarvisa szukając u niego potwierdzenia, jakby był on instancją wyższą wobec jej wszystkich decyzji… a raczej jakby po prostu jej ojcował na nieznanym terenie.
- Śliczna… - potwierdził Jarvis, ale krawcowa nie była do końca zadowolona. - To bardziej na co dzień, ale potrzeba czegoś na wieczór, zwłaszcza jeśli przyjdzie ci być na uroczystej kolacji.
Kolacji? Uroczystej? To oni będą na coś takiego chodzić? Nie… na pewno nie. A nawet jeśli… to się wykpi. W końcu obiecała kupić Nveremu talizman zmiany w człowieka. Nie mogła więc przepierniczyć połowy kasy w pierwszym sklepie z kieckami.
- Nie zamierzam pracować, ani też zwiedzać. Ta w zupełności wystarczy. - Chyba. Dodała w myślach, gładząc spódnicę czułym gestem. - Mogę ją już teraz założyć?
- Różne ciekawe rzeczy mogą się wydarzyć w tym mieście. Zawsze więc trzeba być przygotowanym - stwierdziła enigmatycznie kobieta, a potem skinęła. - Oczywiście, jeśli chcesz… klientka, naszą panią.
- Możliwe, że rzeczywiście przyjdzie nam odwiedzać takie bibki. Tak załatwiane są tam interesy - potwierdził Jarvis.
~ Nie mamy na to pieniędzy… przynajmniej teraz. Jeśli coś zostanie to tu wrócę. ~ Kobieta podjęła decyzję, ubierając się w ciszy i zastanawiając się dlaczego Jarvis stara się zmienić akcent, skoro i tak został rozpoznany.
~ Dobrze ~ stwierdził telepatycznie czarownik.
~ Czy… tu się targuje? Czy po prostu płaci? Czy… co? Czy kobieta też może? Czy lepiej byś to ty robił? ~ Chaaya po ubraniu się, zorietowała się, że nie wie co ma robić dalej.
~ Można się targować, ale można zapłacić. Możesz targować się ty, mogę ja… zapłacić. ~ wyjaśnił Jarvis cicho.
Tancerka popatrzyła niemrawo na czarownika. To jej pooomógł, jak cholera…
- Ile kosztuje ta sukienka? - wskazała na najszykowniejszą z przygotowanych dla niej kreacji.
- Taaa? Z 500 będzie - stwierdziła krawcowa, a Jarvis dodał telepatycznie. ~ Stać nas. ~
- A ta? - wskazała na strój, podobny do tego co sama właśnie nosiła. Jarvisa zaś zignorowała.
- Ta…. za 300 pójdzie… - oceniła krawcowa swój towar i zerkała na twarz bardki, co by wyczytać jej reakcję z wyraz jej oblicza.
- A to co masz na sobie? - pytała dalej bardka, która najwyraźniej miała jakiś plan działania. Choć minę miała neutralną, a ton głosu rzeczowy, acz miły.
- Ten stary łach? - wyraźnie ją tym zaskoczyła i zdezorientowana rzekła. - Ehmm… 200, 250… na jutro mogłabym uszyć.
Tancerka zastanawiała się przez chwilę, jakim cudem to co miała na sobie, kosztowało prawie tyle samo z tym co nosiła krawcowa. Materiał był tani? Krój prosty? Czy może ubrania miały jakieś defekty? Oczywiście z początku nie miała zamiaru niczego dodatkowego kupować. Badała teren. Porównywała ceny, sama przy tym oceniając, a i przydługi języczek Jarvisa pomógł jej w ogarnięciu sytuacji. Szwaczka nie chciała dużo, a więc zbytnie targowanie się, nie było potrzebne. Przez chwilę przyglądała się falbanom jednej z kreacji. Jeśli weźmie dwie sukienki, mogłaby zbić cenę jeszcze bardziej, niźli gdyby brała tylko to co ma na sobie.
- 600 za to i to plus bielizna - wystrzeliła nagle i bez ostrzeżenia pokazując na strój wieczorowy i to co ubrała, czekając aż kobieta się zapiekli i wykrzyczy.
- Za… osiemset… byłabym gotowa się zgodzić, ale 600 to rabunek w biały dzień. - Nie wybuchła, ale też niespecjalnie zamierzała dać upust. Nie od razu przynajmniej.
- Powiedz mi jakim cudem rabunkiem nie nazwałaś ceny zużytego półtora metrowego pasma materiału - wskazała na strój przedmówczyni. - Podobnej do ceny ile tu może być. - Chwyciła za spódnicę unosząc ją lekko do góry. - Trzy? Cztery metry?
- Nie liczy się ile zużyto, tylko jak… to pięknie skrojone dziełko sztuki. Prawdziwa piękność - odparła z zachwytem krawcowa niemal natchnionym głosem. - Ręczna robota, precyzyjna w każdym calu. Dlatego tyle kosztuje.
- Przed chwilą nazwałaś go starym łachem do zrobienia w niecały dzień - przypomniała uczynnie bardka, łapiąc krawcową za słówka, chcąc podważyć jej ustanowione ceny, na prostym przykładzie ubrania, które sama nosiła.
- Cóż… bo to stary projekt. Ale wykonany starannie i… eeem… nie na sprzedaż - dodała krawcowa szybko. - Poza tym dopasowany do mnie.
Chaaya cmoknęła w zadowoleniu, jakby przyłapała dziewczynę na podkradaniu ciepłych ciasteczek.
- Nie dość, że kręcisz to jeszcze sugerujesz coś na temat postury swojego klienta? - Bardka nie wyglądała na złą, nie była też rozbawiona. Neutralność biła po oczach… neutralność i rzeczowość, która mogłaby skłonić ją nawet do rozebrania się i pójścia do innego sklepu jeśli taka będzie potrzeba.
- Ależ skąd tyle... że była szyta na miarę… bardzo na miarę. Sama sprawdź. - Krawcowa jednak była skłonna do pewnych poświęceń dla godziwego zarobku.
- W takim razie zaproponuj mi nową cenę… - A się zastanowię.
Ostatniego nie wypowiedziała, ale w sumie nie musiała. Popatrzyła miło na białowłosą, a z jej ust nie schodził łagodny uśmiech.
- 690? - z wyraźną niechęcią krawcowa spuściła nieco z ceny. Oczywiście było to wszystko na pokaz, by klientela uwierzyła, że ona poświęca swój zysk.
- 50 - oczywiście Chaaya mogłaby tak w nieskończoność, co zresztą było widać, ale nie zależało jej zbytnio na tym czy przepłaci. Tutaj jej reputacja nie była, aż tak ważna… a krawcowa była nawet całkiem, może nie miła, ale tawaif nie pałała do niej niechęcią, jak do większości krawców przybywających pod wrota jej domu.
- Zgoda… zgoda - stwierdziła krawcowa zgadzając się z Chaayą.
Bardka uśmiechnęła się szerzej. - To… umowa stoi czy jak tu się u was potwierdza - odparła, odwracając się do Jarvisa.
~ Dobrze mi poszło? ~ zapytała mentalnie.
~ Idealnie ~ odparł z uśmiechem czarownik, po czym podszedł do krawcowej i zaczął płacić za zakupy tawaif. ~ Podobają ci się nowe suknie? ~
~ Są nietypowe… ale ładne ~ Pogładziła się po falbaniastej spódnicy, by zacząć składać rzeczy z których została rozebrana. ~ Śpimy w mieście czy rozbijamy obóz? ~
~ W mieście są łóżka, niektóre całkiem wygodne ~ stwierdził telepatycznie czarownik. ~ Wolisz osobny pokój, czy wspólne łoże? ~
~ A co wyjdzie taniej? ~ zaciekawiła się Chaaya.
~ Pojedynczy pokój ~ odparł czarownik zabierając od krawcowej paczuszki z zakupami i ruszając do drzwi. ~ Chciałabyś coś zobaczyć, albo się czegoś dowiedzieć o tym miejscu. Znam je dość.. dobrze. Tak sądzę. ~
~ Pojedynczy pokój… czyli wspólny? ~ Nie do końca wiedziała czy aby dobrze zrozumiała przekaz. Dwa pokoje z jednym łóżkiem jest tańsze od jednego z podwójnym, czy jak? ~ Chciałabym coś zjeść… jest tu coś ciekawego? Jakieś ładne budynki? Albo fontanny? ~ Tancerka pożegnała się ze szwaczką i podreptała za towarzyszem.
~ Pojedynczy ze wspólnym łóżkiem ~ wyjaśnił czarownik idąc nieco z przodu. ~ Najciekawsze to są podziemia, tylko że tam trzeba się przekraść. Podziemia bowiem zawierają ślady pierwotnych mieszkańców i twórców tego miasta.
~ Niech tak będzie ~ zawyrokowała, ale szybko się zreflekowała. ~ No chyba że… masz mnie już dość ~ wesoła i łobuzerska nuta rozbrzmiała w jego myślach. ~ To o której umawiamy się pod tajnym wejściem? ~ plan przekradania się do podziemi miasta wydawał się całkiem ekscytujący.
~ Chcesz się przekonać jak bardzo się mi nie znudziłaś? Wieczorem uciekniemy po północy z karczmy. A do północy… jakoś zajmiemy sobie czas w pokoiku. Zobaczymy czy potrafię jeszcze rozebrać kobietę w pół minuty ~ odparł telepatycznie prowadząc Chaayę ku niedużemu przybytkowi z wyraźnymi literami wypalonymi na drzwiach: “Ognista Rozkosz”. I wyraźnymi zapachami smażonego tłuszczu.
Chaaya podeszła do drzwi wyraźnie zaciekawiona napisem jak i zapachem w powietrzu. Mały łasuch na nowe, kulinarne doznania, przejął nad nią na chwilę kontrolę. Zafascynowana otworzyła drzwi, zaglądając do środka, by po chwili zniknąć we wnętrzu budynku.
W życiu były rzeczy ważne i ważniejsze… Jedzenie plasowało na prawie najwyższym miejscu.
~ Masz wchodzić to wchodzić. Jeśli mają ochotę cię tu zjeść, to i tak zjedzą ~ wtrącił czarownik i całkiem otworzył drzwi, delikatnie popychając bardkę do środka.
Do spelunki typowej dla portowych miast. Małej, ciasnej zadymionej… z kolekcją zakazanych mord na ciałach miejscowego folkloru i brudnych stolików. Ale zapachy jakie rozchodziły się z kuchni świadczyły o dużej ilości przypraw oraz tłuszczu. I budziły ssanie żołądka.
Jarvis pociągnął bardkę do najbliższego stolika i poczekał, aż brodaty dryblas pełniący tu rolę służki podejdzie do stolika.
- Talerz z taepoltes - zamówił i dryblas skinął głową.
- Tylko delikatna wersja. Dla gości - rzekł za nim Jarvis. I po chwili czekania trafił im się talerz z dziwnymi placuszkami wypełnionymi farszem.
Mięso, zioła, tłuszcz, przyprawy. Bardzo aromatyczne.
Chaaya usiadła posłusznie na miejscu, ręce trzymając na kolanach. Jarvis zszedł gdzieś na baaardzo daleki plan. Widział to i czuł, gdyż ani z nim nie rozmawiała, ani nawet na niego patrzyła, pochłonięta rejestrowaniem każdego szczególiku w mordowni w jakiej się znaleźli.
Wszystko tu było takie inne… stroje, fryzury, biżuteria czy nawet tatuaże, a nawet postury mężczyzn posilających się w kątach sali.
Tancerka przez dłuższą chwilę kontemplowała wysokiego mężczyznę o masywnej i umięśnionej posturze… ale brzuchu jak w zaawansowanej ciąży pięcioraczków. Siedząc, wyglądał jakby miał zaraz pęknąć, a on uparcie dalej jadł i jadł i jadł...
Gdy talerze pojawiły się na stole, dziewczyna skupiła się na daniu, zanim do wszystkich w karczmie nie doszło, jak nachalnie wgapia się w jednego z bywalców.
- O...och, co to, co to? Jak to się je? Jak smakuje? Z czego jest zrobione? - Bardka uraczyła czarownika ukradkowym spojrzeniem, pełnym fascynacji i ciekawości nowym światem. Pochyliła się powąchać placuszki. Trąciła je nieśmiało palcem, przyglądała się drobno pociętemu mięsu. W końcu uszczknęła jeden z cienkich płatków, próbując jak smakuje.
Żuła długo, od czasu do czasu cmokając. Na jej twarzy toczyła się prawdziwa wojna zagubienia z nagłym olśnieniem. Raz rozpoznawała znajome smaki, uśmiechając się przy tym zwycięsko, by zaraz wpaść w sidła “tajemniczego” składnika, który wprowadzał ją w skołowanie, objawiające się intensywnym mruganiem.
W końcu pełne wyczekiwania spojrzenie brązowych oczu, spoczęło na Jarvisie, gdy Chaaya przełknęła kęsek mięsiwa. Nie popędzała go… choć prawdopodobnie miała na to wielką ochotę.
Gdy czarownik wziął pierwszy placuszek, pokazując jak go trzymać i gryźć. Dziewczyna ochoczo zabrała się do konsumowania własnego.
Wyglądała na szczęśliwą, jak Nveryioth kiedy zwiedzał leże czerwonych jeźdźców.
Czarownik wyjaśniał jak jeść posiłek dłońmi i ostrzegał przed wgryzaniem się za szybko w potrawę. Radził by czyniła to powoli, by przywyknąć do pikanterii i… innych smaków.
Były tu oprócz ostrej papryki, suszonych pomidorów i suchego mięsa, miejscowe przyprawy, które dodawały dziwnego lekko kwaskowatego posmaku posiłkowi. Coś czego tawaif nie umiała rozpoznać. Za to posiłek ten popito znanym Chaai acz rzadko próbowanym kwasem chlebowym.
Wśród narodów pustyni nie marnowano na niego wody i chleba, a w miastach… wykorzystywano chleb do lepszych trunków. Kwas był napojem biedoty… i to zwykle tej obcej na ziemiach jej ludu.
Ostrość potrawy nie była dla bardki wyzwaniem, ona sama lubiła dodatkowe papryczki chilli w swoich sosach curry, dlatego jadła z przyjemnością i radosnym uśmiechem na twarzy.
Kwaskowatość na języku była ciekawą odmianą, która kontrastowała z pikanterią, wzajemnie się balansując.
Napitku na razie nie tknęła, być może wolała delektować się smakiem potrawy, a być może kierowały nią inne motywy.
- Czy tu jest cytryna? - w połowie kolejnego placuszka, kobieta w końcu przełamała milczenie, w które dość często wpadała odkąd przekroczyła granice lądowiska.
- Jest… aczkolwiek najczęściej duszona lub smażona. Uważają, że nieprzetworzone owoce kryją w sobie jady miejscowej dżungli - wyjaśnił czarownik, dodając po chwili. - I czasem mają rację, niektóre węże zatruwają jadem świeże owoce i zjadają zwierzęta, które się na nią połakomią. Temperatura te trucizny rozkłada.
- Och - skwitowała Chaaya, oblizując paluszki. Słuchanie Jarvisa bez akcentu było nader przyjemne i takie nietypowe w jego wykonaniu. Nie wspominając, że mówił ciekawe rzeczy…
- Czy to przedsmak twojej rodzimej kuchni?
- Nie bardzo… miasto w którym mieszkam ma całkowicie inne kulinaria. Mam nadzieję, że lubisz czosnek, bo czosnkowe pieczywo jest dodawane do każdego posiłku - odpowiedział z uśmiechem czarownik.
- My też robimy czosnkowe pieczywo… parathę, taki zwijany podłomyk. - Chaaya pokiwała do swoich wspomnień lub do słów Jarvisa. - Daleko jeszcze do twoich ziem? Ile będziemy lecieć? - Kobieta trzymała dłoń na stole, bawiąc się chłodnym szkłem kufla. Uśmiechała się wesoło i ciepło. Większość czasu patrząc prosto na swojego kompana, czasami jednak drgnęła jakby ktoś ją szturnął… odwracała wtedy posłusznie wzrok i patrzyła się po zebranych w budynku ludziach, aż w końcu nie zatrzymywała na kimś wzroku. Wtedy też dłużej milczała.
- W tym przypadku mówimy o naprawdę dużej ilości czosnku. Ponoć odpędza on wampiry… a przynajmniej taki jest przesąd. Osobiście na odpędzanie wampirów polecam kule ognia. - Uśmiechnął się ironicznie Jarvis. Po czym dodał spokojniej. - Do samej przystani dotrzemy jutro. Potem pozostaje wynająć łódź. Przewodnika już mamy… mnie. Więc dopłyniemy w dwa dni. To tylko kwestia meandrowania wśród namorzynowych bagien.
Jego słowa przerwał ryk silników i syreny okrętowe. Uwagę wszystkich przykuła pojawiająca się za oknami olbrzymia sylwetka statku powietrznego obniżającego pułap. Także i Jarvisa, który wyglądając przez szybę gospody w której jedli, zaklął cicho pod nosem.
- Chaaya… odwołaj Nveryiotha… niech gdzieś odleci, skryje się, odsunie od statku… my też będziemy musieli się przyczaić - rzekł czarownik ponuro wyraźnie niezadowolony z tego co zobaczył.
Tak przyjemnie się go słuchało… Bradka ponownie zwróciła wzrok na Jarvisa, uśmiechając się, jakby z każdym słowem mężczyzny, upijała się coraz bardziej.
I wtedy jak coś zatrąbiło, to mało nie spadła z krzesła.
~ Staaateeek! O jaki śmieszny, nie to co Nakręcany Ptak, wygląda jakby był posklejany z różnych niepasujących do siebie części, chodź zobacz! ~ Nvery był tylko ciut bardziej, niż w przypadku Nakręcanego, rozemocjonowany widokiem żelaznego przybysza.
Chaaya wyjrzała posłusznie przez okno.
~ Ummm… no fajny ~ mruknęła gadziemu towarzyszowi, podziwiając zad maszyny, który wcale nie był ciekawy. ~ Jarvis powiedział, że Godiva znalazła stworzenia, które mogą ci się sposów ~ wypaliła bez ostrzeżenia i większego namysłu.
~ Godiva sriwa… ~ syknął niezadowolona smok.
~ Podobno do ciebie celują, ludzie zaczynają obstawiać kto wygra… ~ Przed tancerką nie było łatwe zadanie. Musiała przekonać swoje ciekawskie dziecko z zaburzeniami odczuwania lęku, że osoba, której nienawidzi, poleca mu się ukryć… Gdyby na nim siedziała, po prostu by go pacnęła i zagroziła szlabanem… lecz w aktualnej sytuacji, jaszczur był “wolny” i mógł robić co chce… jak się okazało, tylko w teorii.