Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 13:34   #4
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
~ Mrwf… gdzie ta ptica… ~ Nvery po dłuższej chwili obrażonego milczenia, w końcu skapitulował, a bardka wyraźnie odetchnęła, masując sobie skronie.
- Twój “przyjaciel” zwołał ekipę? - Kobieta popatrzyła na Jarvisa z cieniem zbolałego uśmieszku. - Nveryioth już odlatuje… - dodała pocieszająco, wbijając spojrzenie w kufel z kwasem przed sobą.
- Nie tyle “przyjaciel”, co… przyjaciele. Nazywają się Powietrznymi Rycerzami i są samozwańczymi rycerzami przestworzy polującymi na banitów, piratów, smoki, wywerny i inne powietrzne zagrożenia. A także wszystko co uznają za zagrożenie, lub co uznają za nie ich mocodawcy - odparł ironicznie czarownik. - To samozwańczy obrońcy prawa i ludności okolicznej. Niekoniecznie tak prawi na jakich się kreują.




W tym czasie smoki krążyły nad miastem wzbudzając niepokój wśród miejscowych. Wycelowane w nich harpuny i działa były ostrzeżeniem przed lekkomyślnymi działaniami. A same smoki wkrótce się rozdzieliły. Godiva znała to miasto ze wspomnień czarownika, więc szybko się oddzieliła od Nveryiotha, by zagłębić się w gąszcz dżungli.
Zielonołuski leniwie przelatywał nad miastem, obserwując dziwne, miejskie życie. Tajemnicze zapachy z różnych karczm na chwilę odrywały go od podziwiania nietypowej mody czy architektury, zawieszając gadzie ciało w powietrzu, niczym ważka… tylko, że węsząca. Zapamiętywał co ciekawsze szyldy sklepów, skręcał w ciemne zaułki, ciekawy tutejszego półświatka lub po prostu leniwie przepływał nad miastem, zapatrzony w coś oczami swojej partnerki, zajęty strofowaniem jej i zadawaniem wodospadu pytań.
Tę rozmowę między nimi przerwał ryk silników i syren… spośród chmur wynurzył się okręt powietrzny.

Okręt ten był dłuższy od Nveryiotha i wyraźnie zaniepokojony widokiem smoka, bo skierował lufy dział w jego stronę.
Zielonołuski gad najeżył grzbietnie łuski z podniecenia, gdy nagle zza chmur zobaczył ciekawego i żelaznego stwora.
Te kręcące się śmigiełka, jak wiatraczki... i chorągiewki i wiosła i multum ludzików krzątających się po pokładzie, zupełnie jak mrówki.
Rzeźbiony dziób statku i fikuśny czubek… nos… cokolwiek to było, co się właśnie obracało w jego kierunku.
Smok wyszczerzył zębiska w uśmiechu i zawisł niczym ważka w powietrzu. Łeb na długiej szyi, obserwował przybysza raz z przodu i raz lekko z boku, poruszając się niczym ciekawski peryskopik. Ogon zwisał luźno i dotykał końcóweczką ulicy, wprawiając ludzi w zadziwienie pomieszane z paniką.
W pewnym momencie wyglądało jakby gad po prostu się zwiesił, po zamarł w połowie ruchu. Przestał się “uśmiechać”, łuski się na powrót złożyły, a on sam nagle przypominał bardziej nabzdyczoną ropuchę, niźli dostojnego stwora.
- Gówno - zawyrokował w przesterzeń, a może bardziej do nosa statku, który okazał się lufą, podnosząc ogon i obracając łeb w kierunku najbliższego muru miasta.




- Chciałabym zobaczyć ten ich statek… - odezwała się cicho i jakby niepewna swojego zamysłu - myślisz, że mnie wpuszczą? - Dziewczyna podrapała się po głowie, spoglądając na powoli oddalający się zad machiny.
Była tradycjonlistką. Nie interesował jej ani statek, ani jak został zbudowany, ani czym był napędzany. Słyszała jednak głos smoka, który po tylu cichych dniach w końcu się ożywił. Słyszała też jak bardzo dławił go zawód kiedy musiał odlecieć w dżunglę. Chciała go pocieszyć i podziękować mu za cierpliwość. Pamiętała też, że wiązała ich pewna “umowa”... “umowa”, która będzie dla niej dość bolesna w skutkach, jeśli za wczasu nie przygotuje sobie podłoża.
Ta drobna uprzejmość, może sprawdzić, że zemsta Nveryiotha nie będzie aż tak wyszukana, jak się obawiała.
- Wpuszczą? Nie… raczej nie wpuszczą - odparł zdziwiony czarownik słysząc jej słowa. Po czym się wyraźnie zasępił. - A może jednak… trzeba by to zorganizować bocznymi kanałami. Wkraść się… uwieść i dostać do środka. Przejrzeć dzienniki pokładowe i być może coś ukraść. Taaak… nielegalnie możemy się rozejrzeć po statku.
Tancerka uśmiechnęła się pod nosem, przytakując mu na słowa.
- To co… teraz idziemy szukać pokoju?
- Zmieniłaś zdanie co do statku? - zapytał zaciekawiony czarownik, by po chwili pokiwać głową. - Tak… idziemy szukać pokoju. Nie powinno to być trudne, jeśli… “Stara Wierzba” nadal istnieje.
Wstał powoli.
- Mam robić włam z zakupami? - spytała słodko, wstając od stołu.
- Chyba nie masz moralnych oporów? - zażartował czarownik i ruszył do drzwi. - Pomyślimy później o tym.
- Tak… jestem moralną dziwką - puściła Jarvisowi oczko, odgarniając włosy z twarzy.
- “Stara Wierzba” zatem powinna wpaść ci w oko - zażartował czarownik i ruszyli razem przez miasto, oddalając się od portu i statku, który tam właśnie lądował. Gdy dotarli do nadal czynnej “Starej Wierzby” okazało się co miał na myśli. Zbudowany w olbrzymim i wyschniętym drzewie przybytek oprócz roli karczmy pełnił też rolę zamtuza. Małego co prawda, bo ledwie z trzema “pracownicami”, ale jednak zamtuza. Klientela była podejrzana, ale Jarvis najwyraźniej znał karczmarza, a i karczmarz znał Jarvisa bo omal nie upuścił kufla, gdy go zobaczył myśląc go z duchem.
Łysy brodacz o bliźnie przecinającej glacę przedstawił się jako Rachwol i obiecał im pokój o najwyższym standardzie, co w tym miejscu nie znaczyło zapewne wiele.
Chaaya omiotła ciekawskim spojrzeniem pomieszczenie, szczególną uwagę poświęcając podobnym sobie, czyli służącym mężczyznom. Nie do końca wiedziała jak ma się zachowywać w towarzystwie czarownika. Czy miała udawać, że są parą? Czy może, że była jego dziwką, czy może aktualnie pracowała jako wolny strzelec… czy może w ogóle była zwykłą kobietą w podróży?
Stała więc blisko jego boku, rejestrując wszystko dookoła.
- I pamiętaj… nie ma nas dla nikogo. Nie mamy tu pokoju i nie odwiedziliśmy tego przybytku - mruknął Jarvis odbierając klucz i w drugą dłoń biorąc dłoń Chaai, by poprowadzić ją krętymi schodkami, do dziupli wychodzącej na jeden z grubych konarów drzewa. Te opatrzone barierkami prowadziły do niedużych chatek zbudowanych na grubych gałęziach… jednopokojowych chatek.
Bardka ścisnęła dłoń mężczyzny, zaskoczona tym gestem. Szła lekko speszona, ale nie protestowała bo było to nawet przyjemne… takie odnoszenie się z “bliskością”. Przybytek w jakim byli, bardzo przypadł jej do gustu. Był niczym z opisów najegzotczniejszych wypraw. Chatki na gałęziach drzewa… wydrążony pień, kręcone schody…
- Ładnie tu - stwierdziła, gdy już była pewna, nikt jej nie dosłyszy.
- To miejsce ma swój urok, który pryska, gdy akurat jest burza. Wtedy cała karczma niepokojąco trzeszczy, a gałęzie się chwieją na wietrze - odparł z ironicznym uśmieszkiem Jarvis, gdy dochodzili. Otworzył drzwi i wpuścił bardkę pierwszą do środka. Było dość wąskie łóżko i stolik z krzesłem, był nocnik pod łóżkiem. Była też skrzynia na przedmioty gości i piękne widoki z okien rozciągające się na dolinę pod miastem.
Czarownik zamknął za nimi drzwi. - Nie ma śniadań do łóżka, więc by coś zjeść trzeba zejść na dół, ale poza tym… nie sądzę by mnie tutaj akurat szukali.
Delikatnie objął bardkę w pasie i mruknął do ucha. - Jak tam twoje siły... czujesz się już lepiej?
- Myślę, że jak jeszcze troszkę się postarasz, to wrócę do pełni sił. - Chaaya musiała się troszeczkę podroczyć inaczej nie byłaby sobą. Delikatnie gładziła Jarvisa po ramionach, dając się przytulać, głowę oparła o jego lewy bark a oczy lekko zmrużyła.
- Hmmm… - mruknęła rozmarzonym tonem. - Taki mały striptiz… - zachichotała przebiegle na samą wizję gibiącego się do niemej muzyki czarownika.
- Częściej byłem widzem niż tancerzem. Nie gwarantuję więc profesjonalizmu… ale jeśli poprawi ci to humor - mruknął do jej ucha czarownik, na moment mocniej obejmując w pasie dziewczynę i mocniej tuląc do siebie. - Zgoda…
Poczuła przez to, że widoki jakie mu zafundowała u krawcowej nie zostawiły go obojętnym. Wypuścił ją powoli ze swych objęć i dodał. - Usiądź wygodnie i podziwiaj występ.
Tego to się bardka nie spodziewała. Oniemiała odwróciła się do mężczyzny, sprawdzając, czy ten aby przypadkiem nie żartuje. Nie chcąc jednak peszyć Jarvisa posłusznie usiadła, niczym trusia na krawędzi łóżka. Pozycja jednak nie była wygodna, więc szybko się zreflektowała i wdrapała się na sam środek posłania i po krótkiej kontemplacji rozłożyła się na boku, podpierając głowę ręką. W takiej właśnie pozycji to ją obserwowano więc musiało coś w niej być, Chaaya nie miała jednak okazji przekonać się, czy była to praktyczność, czy może normy kulturowe.
Ochocze wypieki wykwitły jej na policzkach, a w oczach zabłysły iskierki ciekawości i wyczekiwania. Uśmiechnęła się zachęcająco i wzięła głębszy wdech przygotowując się na występ.
- Cóż… nie ma co liczyć na artyzm, więc… mam nadzieję, że na inne strony doświadczenia… - nonszalancko sięgnął do ronda i pochwyciwszy go, cisnął lekko cylinder w kierunku bardki. Wylądował na krawędzi łóżka. Obrócił się do niej plecami i zaczął podrygiwać lekko na stopach zsuwając raz jedną raz drugą... rękawice z dłoni. Zerknął za siebie. - Wiem, że jesteś specjalistką w takich pokazach… acz czy w każdym stroju? Zachodni zdejmuje się nieco inaczej, niż twój.
Kobieta tłumiła za wielkim uśmiechem chichot, gładząc palcami rondo cylindra.
- To nie problem… wszak zaoferowałeś się, że go ze mnie zdejmiesz… - Chaaya przygryzła dolną wargę, nie spuszczając wzroku z Jarvisa, najwyraźniej zupełnie nie przejmując się kwestią własnego rozebrania się.
- Ja to... sugerowałem w ramach groźby… - uśmiechnął się drapieżnie czarownik zerkając na Chaayę i rozbierając ją… wzrokiem. Gdy płaszcz osuwał się z jego pleców w dół, bardka mogła “podziwiać” jego pośladki opięte spodniami podrygujące na boki, niczym surykatka pustynna przed piaskową kobrą.
Tancerka wciągnęła usta do środka, nabierając i zatrzymując powietrze w płucach. Nie mogła się zaśmiać. Nie mogła… to by zrujnowało wszystko. Przez chwilę gryzła podwinięte wargi, mrużąc oczy i niemal drżąc z heroicznego wysiłku.
Westchnęła.
- Groźźźba? - zapiszczała cichutko, dziabiąc się w język. - Musisz popracować nad zastraszaniem kochaniutki…
- To prawda… ale ciężko mi się myśli, przy pokusie twojego biustu na widoku - odparł z ironią czarownik, odwracając się przodem i jedną dłonią rozpinając kamizelkę, drugą zaś kręcił zegarkiem na łańcuszku nadal do tej kamizelki przymocowanym.
“Jesteś pustnią… bądź pustnią… myśl jak pustynia…”
Chaaya jakby trochę spoważniała, gdy “tancerz” mógł podziwiać jej oblicze. Teraz to dopiero miała trudne zadanie przed sobą… zachować pokerową twarz.
- Teeeeraz są zakryte… może spróbuj jeszcze raz? - podpuszczała czarownika, spuszczając wzrok niżej… na jego biodra.
- Och… nie zamierzam próbować… zamierzam zdobyć. - Uśmiechnął się drapieżnie czarownik rozpinając koszulę i ściągając gwałtownie odsłaniając klatkę piersiową i odrzucając gniewnie ów kawałek garderoby, co na moment przyciągnęło uwagę bardki w górę… tam gdzie już nie było po nim widać cywilizacji.
Jarvis oparł stopę o stół, podwinął nieco nogawkę, by pozbyć się buta... chwilę potem oba kozaki wylądowały pod drzwiami. I Jarvis zabrał się za pas przy spodniach, powoli kręcąc biodrami.
Jedyny widz tego pokazu, przysunął do siebie cylinder, kryjąc za nim filuterny uśmieszek.
- Zdobyć powiadasz… no nie wiem, nie wiem… twój urok już tak na mnie nie działa… w dodatku chyba ciągle nie pozbierałam się po małej randce ze Staruszkiem. - Tawaif zdobyła się na zbolały głosik i smutne cmoknięcie. Opadła na poduszki bez siły, lecz nie oderwała wzroku od bioder mężczyzny.
- Powinnaś pamiętać, że jestem cierpliwy i uparty… najgroźniejsze połączenie. - Spodnie opadły zadając kłam jego słowom. Był bardziej twardy niż cierpliwy. I wszedł na łóżko klęcząc i przysuwając się do dziewczyny. By z bliska mogła podziwiać jak jego biodra energicznie poruszają się w budzący skojarzenia sposób. A potem… i bielizna osunęła się na biodra i… Chaaya z bliska mogła podziwiać jego gotowość w całej… gotowości.
Bardka odsunęła się nieznacznie, gdy czarownik zmniejszał odległość między nimi. Oczy miała szerzej otwarte, okrąglutkie niczym młódka na swym pierwszym razie. Kurczowo trzymała cylinder w dłoniach, trzymając go przy piersi i skrywając połowę twarzy za nim. Gdy ostatnia część ubioru pożegnała się ze swym miejscem na ciele mężczyzny, jej jedyną reakcją było tylko cichuteńkie: Och.
Po czym uciekła spojrzeniem, jakby zaczynała się rozmyślać.
- No… no nie wiem, może… może poleżymy obok siebie… tak tutaj, razem? - mruknęła, spoglądając w sufit jakby tylko on mógł uratować ją przed atakiem śmiechu.
- Myślisz, że to bezpieczne.... dla ciebie? - Czarownik położył się, ale jego dłoń zanurkowała szybko pod falbany sukni bardki. O ile jej strój był dla niej zagadką, o tyle tajniki szat, które teraz nosiła, były jemu znane… tak więc wodził po udzie dziewczyny palcami prowokująco i subtelnie. Podobnie jak to czynił na plaży… gdy kochali się pierwszy raz.
- Bezpieczne? - powtórzyła jakby nie rozumiejąc, ale ton jej głosu szybko się zmieniał. - Czyżbyś sugerował, że przy tobie coś mi grozi? - Nuta ironii pomieszanej z powątpiewaniem w groźność czarownika, ujawniła się w lekko lisim uśmieszku, a ona sama przekręciła się na bok twarzą do niego i zarzuciła mu nogę na biodro. Dalej dzielił ich cylinder, tak przez nią nienawidzony, a teraz jakby pieczołowicie hołubiony, jako ostatni strażnik moralności w tym pomieszczeniu.
- Oczywiście, że tak… bywały czasy, że rzuciłbym się na ciebie jak dzika bestia i rozerwał... ubranie. Co prawda… były to czasy eksperymentów z ziołami… narkotycznymi… - Palce wędrując po udach dziewczyny dotarły do owej fikuśnej bielizny. Żadnego oporu przed jego napaścią nie poczuła Chaaya. Równie dobrze mogłaby jej nie nosić. Czy po to je właśnie tutejsze panny zakładały? Dotyk czarownika pieszczotliwie muskał łono bardki rozpraszając nieco jej myśli.
- Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić… w tej chwili - dodała po krótkim namyśle, rozleniwionym głosem. Zaczynało być jej dobrze, rozluźniała się, a gnębiące myśli powoli ustępowały czystej przyjemności. Nie wyglądało jednak na to, że miała zamiar w jakikolwiek sposób się odwzajemniać.
- Postaram ci to ułatwić… wyobrażenie sobie tego. - Chwycił dziewczynę za udo i wykorzystał by obrócić ją na plecy. Klęknął w rozkroku nad nią, czyniąc widoki bardzo ciekawe z tej perspektywy. Tym bardziej, że zaczął gwałtownie rozpinać pas jej stroju.
Chaaya poddała się jego zabiegom bez sprzeciwu. Przez chwilę nie odrywała spojrzenia od ulubionej części Jarvisa, ale po chwili spojrzała mu prosto w twarz i uniosła jedną brew do góry.
- Aaa-cha - rozparła się wygodniej na łokciach i uśmiechnęła kwaśno, marszcząc charakterystycznie nosek. - Dalej tego nie widzę - wyszeptała kąśliwie, po czym się zaśmiała, opadając z powrotem na poduszki.
- Jesteś bardzo… niecierpliwa. - Dłonie mężczyzny szybko uwolniły piersi bardki od otuliny koszuli i oręż mężczyzny osunął się między nie nadal otulone bielizną. Przez chwilę czarownik przyglądał się temu, po czym ścisnął dłońmi piersi dziewczyny, nieco brutalnie i gwałtownie. Jego spojrzenie było pełne ognia, a choć w tej chwili korzystał z sytuacji to… Chaaya znała go na tyle, by wiedzieć, że na obecnej zabawie się nie skończy.
Bardka rozchyliła usta oddychając przez nie coraz płytszymi wdechami. Koniuszek języka, błądził po dolnej wardze, czasem przejeżdżając po niej, a czasem bawiąc się na zębach.
Zabawa, coraz wyraźniej jej się podobała i tak… była niecierpliwa, tak samo jak on.
Głośny i szybki klaps w pośladek mężczyzny jeszcze bardziej ponaglił go do zadania jakie czekało przed Jarvisem.
- Powiedz mi tylko… czy chcesz by poznali tu twoje nowe imię… - uprzejmie, a może łaskawie, zapytała zanim zabawa nie przybierze dynamiczniejszych obrotów, przy których nie będą w stanie się hamować.
- Nowe imię… może być… - sapnął w podnieceniu i wydobył piersi z owego koronkowego stanika. Pod tym względem nowa bielizna okazywała się wielce użyteczna. Teraz więc Chaaya czuła jak piersi otulały włócznię kochanka, trzymane przez jego dłonie niczym szpony drapieżnego ptaka.
- Jak mi cokolwiek porwałeś… to przysięgam, że nie usiądziesz na tyłku przez najbliższy tydzień - wysyczała gniewnie lecz z dużą dawką lubieżności, pozostawiając Jarvisowi pole do interpretacji jej groźby.
Sam zaś interesant, poczuł jak jej dłonie chwytają go za pośladki, wbijając pazurki w delikatną skórę.
- Groźba... czy obietnica? - zaśmiał się chrapliwie czarownik, potraktowany jak ogier przez dotyk Chaai. I tak jak dobry wierzchowiec przyspieszył ruchy bioder wpatrzony w równie rozpaloną jak on kochankę.
Palce tancerki zwolniły lekko uścisk, masując zmysłowo pośladki, czasem zjeżdżając na biodra, by gładzić je po całej długości, od czasu do czasu wbijała paznokcie w lędźwie mężczyzny, dając potwierdzenie jak jest jej dobrze w owej sytuacji.
Uparcie jednak milczała, co raz głośniej oddychając i nie odrywając dzikiego spojrzenia z twarzy Jarvisa.
Czarownik drżał i właściwie spoglądał ni to błagalnie ni to pytająco na Chaayę… spojrzenie którego znaczenie tancerka rozumiała. Uwięziona rozkosznie armatka maga pomiędzy dwoma wzgórzami gotowa była niemal do strzału. I Jarvis nie wiedział, jaki cel bardce by odpowiadał.
Widząc zmagania partnera, Chaaya położyła jedną dłoń na jego podbrzuszu, zatrzymując go i odsuwając od siebie. Sama zaś podniosła się niemal do pozycji siedzącej… niemal.
Ochoczo witając się całusem z najczulszą częścią ciała czarownika.
Była niczym niebezpieczna pirania, choć zaskakująco delikatna i zwinna. Dokończyła dzieła za Jarvisa, przełykając znany smak jego rozkoszy.
~ Myślałam, że to ty mnie zjesz a nie ja ciebie… ~ zażartowała telepatycznie, wciąż zajęta posłusznym i czułym zlizywaniem pozostałości po tej nietypowej grze wstępnej.
~ Właśnie zabieram się do konsumpcji. ~ Czarownik cofnął się i zwinnie podwinął falbany sukni tancerki.
Ukryty za nimi nie pozwalał podejrzeć swych działań. Nie musiała jednak widzieć, by czuć jego palce na swych udach przesuwające się powoli, jego usta i język muskające intymny zakątek bardki nawet przy zaporze jaką stanowiła bielizna. Zresztą tą wkrótce odchylił i sięgnął językiem głębiej. Teraz to on był jej niewolnikiem, a ona panią sytuacji.
Było prawie idealnie… prawie, bo jednak chciałaby widzieć z kim się kocha… albo raczej kto kocha ją. No chyba, że grali w mniej czyste gierki… ale spódnica, ani sytuacja do takich nie należała. Rozdrażniona, podwinęła falbany na siebie, całkowicie się przykrywając… razem z nosem.
Fuknęła rozdrażniona, ponownie nakrywając głowę Jarvisa.
Jego sprawny język nie pozwalał jej się skupić na działaniu, była w rozdarciu między rozkoszą a irytacją. Rozchyliła szerzej uda, ale to i tak nic nie pomogło. Namiot jak był… tak stał.
Wściekła oplotła głowę czarownika udami, krzyżując nogi na jego karku, po czym sprawnym ruchem, przewróciła i siebie i jego na bok.
- Zdejmij to ze mnie! - Uderzyła wściekle ręką w poduszki, ale jakoś nie wpadła na pomysł, by zwolnić swój uścisk.
- Na czworaka… i wypuść mnie… - w jego głosie brzmiało i zaskoczenie i wesołość. Nie spodziewał się tego po niej.
- Coooo? - Zdziwiona rozplotła nogi robiąc pokazowy szpagat a raczej… pół szpagatu. Gdy tylko wypuściła go ze swoich objęć, usiadła na łóżku parskając śmiechem, ale szybko się reflektując i ponownie nakładając maskę buńczuczności.
- Musisz wstać lub na czworaka, żebym łatwo i szybko ją usunął - rzekł Jarvis również siadając i przyglądając się dziewczynie… i dłonią delikatnie pracując nad osiągnięciem ponownej sprawności.


Chaaya wyskoczyła niczym struna momentalnie wstając na równe nogi obok łóżka. Chwyciła za spódnicę podciągając ją do góry, ale po chwili opuściła ją z powrotem na dół bo w sumie… spódnice można było po prostu z siebie zsunąć… a przynajmniej te spódnice, które nosiły kobiety na pustyni.
- Durne szmaty… - burknęła pod nosem, wyciągając jedną rękę z rękawa rozpiętej góry i spoglądając na czarownika jak dziecko… które właśnie się topi w za dużym ciuszku.
- Trzeba tylko nauczyć się sposobu… jak zawsze. - Jarvis podszedł i pomógł jej znaleźć zapięcia, których rozpinanie sprawiło, że ciuszek błyskawicznie opadł w dół. Kucając zsunął z niej bieliznę i nagą pochwycił w pasie sadowiąc na stoliku, a sam kucając pomiędzy jej udami i ustami przylegając do jej intymnego kwiatu. Nie dbał przy tym o to, że okna były dość duże i figle ich teoretycznie mógł ktoś podejrzeć… a już na pewno usłyszeć, gdy zrobią się za głośne.
No i od razu było lepiej. Gniew momentalnie spłynął z lica Chaai, ustępując nadchodzącej rozkoszy. Usadowiła się wygodniej i tak by czarownik miał do niej lepszy dostęp.
Jej dłoń szybko powędrowała do włosów Jarvisa, zatapiając w nich palce i delikatnie masując skórę głowy.
Oddech na powrót stał się przyśpieszony, a nawet z ust kobiety zaczęły wydobywać się, na razie ciche, pomruki zadowolenia i aprobaty. Tym większe, że Jarvis jak zwykle bawił się sytuacją. Nie śpieszył się wcale z tą pieszczotą. Jego język wił się niej testując reakcje bardki na jego działania, poruszając się raz szybciej, raz gwałtowniej, raz zanurzając się głębiej, raz wodząc po wierzchu. Przy tych wszystkich działaniach języka, dłonie czarownika również były zajęte. Jedna gładziła udo Chaai, druga załatwiała by Jarvis był gotowy, gdy tancerce jego język przestanie wystarczać.
Pomruki zadowolenia powoli acz nieustępliwie przemieniały się w ciche i coraz dłuższe jęki rozkoszy. Najwyraźniej Chaaya nie żartowała z tym, iż Jarvis musi się bardziej postarać niż zazwyczaj. Ogień w jej trzewiach rozpalał się powoli i jak na złość nie chciał rozprzestrzenić się po całym ciele istną pożogą namiętności.
Sprawne palce zaplątane w jego włosy, wprawnie masowały skórę głowy przyprawiając mężczyznę o przyjemne dreszcze na plecach, najwyraźniej tawaif potrafiły przynieść rozkosz kochankowi nie tylko poprzez spojrzenie, taniec, śpiew czy seks.
Bardka tak jak przy ich pierwszej wspólnej nocy zaczęła mówić wieloma językami. Większości słów nie rozróżniał, lecz po samym tonie głosu stwierdzał, że tancerka się nie uskarża, a on spisuje się nad wyraz znakomicie.
Padały też słowa, których znaczenie doskonale znał, choć były mocno nacechowane ostrym akcentem pustynnych ludów. „Kochhhany…”, „Jjjarrrvisie”, „Nie przzzessstawaj…”, „zossstańmy tak na zawhhhsze…”.
Powoli fala uniesienia zbierała na silne, usilnie starając się przebić przez tamę, która jakby nie pozwalała kobiecie dostatecznie się skoncentrować na przyjemności.
Chaaya zaczynała być u kresu. Rozchyliła szerzej uda w zapraszającym geście, biodra zaczęły się poruszać w rytm jego języka, a wygięte, nagie ciało zaczynało falować jak w ekstatycznym transie, lecz jej dłoń nie uwolniła jego głowy, najwyraźniej chcąc, by ten dokończył dzieła na klęczkach z ustami wpitymi w jej słodkie i wilgotne wrota.
Jarvis nie protestował. Zresztą nie mógł protestować z twarzą między udami kochanki. Ale i telepatycznie nie stawiał oporu. Właściwie to skupił się na sprawianiu przyjemności, którą Chaaya samolubnie chłonęła czując jego język wodzący gwałtownie w jej intymnym zakątku i trącający struny przyjemności w jej ciele. To było całkowicie egoistyczne doznanie dla bardki. Bo też trudno było stwierdzić jaką przyjemność czerpie czarownik… poza satysfakcją z uznania dla jego umiejętności jakie werbalnie okazywała mu Chaaya powoli poddając się ogarniającej ją rozkoszy.
W stosunkach zazwyczaj obierało się rolę. Raz było się dającym, a raz obdarowywanym. Czasami zdarzało się, iż role były podzielone po równo, kiedy to oboje kochanków brało i dawało, czerpiąc równomierną rozkosz. Czasami…
Chaaya nie była samolubna, wszak to ona pierwsza sprawiła Jarvisowi przyjemność, kiedy ona mogła tylko patrzeć lub smakować. Logicznym więc było, że zapragnęła zapłaty, którą teraz tak zachłannie odbierała.
Język mężczyzny delikatnie pociągał za struny, wydobywając z ust bardki erotyczną muzykę wzdechów i pojękiwań by w końcu zamienić się w głośny krzyk rozkoszy.
Tancerka w końcu doszła, drżąc na całym ciele. Jej uda w delikatny sposób objęły głowę mężczyzny by po chwili opaść na jego barki i plecy, leniwie spływając na boki.
Dłoń ześliznęła się z włosów, uwalniając go ostatecznie. Kobieta uśmiechała się niczym w pełni najedzona kotka, powoli wracając zmysłami do rzeczywistości.


- To jak teraz? - Rzuciła krótkim pytaniem, gładząc się po podbrzuszu.
- Skoro jesteśmy już na stoliku… to może głośno i szybko i intensywnie? - zaproponował czarownik z łobuzerskim uśmiechem. - A potem zobaczymy co da się zrobić w sprawie… latającego okrętu.
Chaaya zaśmiała się dźwięcznie, rozsuwając teatralnie nogi w szpagat.
- To zapraszam pana na zwiedzanie - kiwnęła wyzywająco głową, wyciągając do niego jedną rękę.
Czubek męskości czarownika musnął kwiat rozkoszy bardki i przesunął się niżej, muskając pośladki i obszar między nimi. - Którą norkę rozkoszy polecisz mi do zwiedzania?
- To zależy czy lubisz bardziej na ostro czy słodko - mruknęła filuternie.
- Słodkości… trochę już mieliśmy… - mruknął czarownik zdobywając powoli obszar przeznaczony do bardziej pikantnych zabaw. Tam gdzie Chaaya czuła jego obecność mocniej. I dlatego był delikatniejszy przy pierwszym szturmie. Pochwycił za szeroko rozłożone nogi i rzekł do dziewczyny. - Ułóż się wygodnie, bo jazda rzeczywiście może być nieco ostra.
Bardka opuściła rękę, rezygnując z pochwycenia Jarvisa. Podparła się nią z tyłu, oglądając się za siebie by w końcu oprzeć się wygodniej o zimną taflę okna.
- Tylko mnie nie wywal… - burknęła rozbawiona, uśmiechając się nieco wrednie, jakby faktycznie wierzyła, że takie zdarzenie może mieć miejsce.
- Będę trzymał mocno… - mruknął rozbawiony Jarvis wędrując spojrzeniem to po twarzy Chaai, to po biuście. Jego ruchy bioder były powolne z początku, dając dziewczynie czas na oswojenie się z jego twardym intruzem. A potem ruchy stawały się coraz szybsze i wywołując lekkie falowanie jej piersi.
Na początku była dziwnie milcząca, z nieprzeniknionym uśmiechem i intensywnym spojrzeniem orzechowych oczu. Gdy czarownik zaczął się rozpędzać, owa tajemnicza maska szybko pękła, wraz z pierwszym głośnym i wyraźnym krzykiem przyjemności.
Była równie odważna co wtedy, gdy kochali się na zapleczu karczmy z blondwłosą śpiewaczką. Sęk tkwił jednak w tym, iż pomieszczenie w którym teraz byli na pewno nie tłumiło tak dźwięków, jak tamto, specjalnie zbudowane na muzyczne ekscesy właścicielki.
W końcu… miało być głośno. Więc Chaaya postarała się by nie tylko ci na dole, ale i na górze przybytku dokładnie słyszeli, co teraz właśnie robili… a może nawet i przechodnie na ulicy stali się przypadkowymi świadkami ich szybkiej karuzeli erotycznej zabawy.




Jarvis znał to miasto na tyle dobrze, by prowadzić Chaayę bocznymi zaułkami. Ich celem znów były okolice portu w którym stał obecnie zadokowany latający okręt. Z bliska robił jeszcze większe wrażenie… wisząc w pobliżu płyty portu, na grubych linach. Kontakt między statkiem, a portem zapewniały dwa trapy… dziobowy i rufowy. Każdy z nich pilnowany przez znudzonego młodzika z bronią.
- Giermkowie. Najniższa forma życia na statku… zwykle zwana majtkami - ocenił czarownik. - Skoro tu są to znaczy, że większość załogi rozpełzła się po mieście. Przybyli tu uzupełnić zapasy.
Tancerka stała za plecami Jarvisa, wyglądając zza jego ramienia. Minę miała nietęgą, a to dlatego, że wcale, ale to wcale nie podobały jej się powietrzne statki. W ogóle… cała ta maszyneria, była jej zdaniem o kant dupy, no ale nie była tu dla siebie… a dla Nverego, który ostatnimi czasy był mocno zestresowany i sfrustrowany. Chciała zrobić dla niego coś miłego… wiedziała jak bardzo ucieszył się na widok latającej kupy złomu, oraz jak bardzo chciał dostać amulet przemiany w człowieka. Postanowiła, że załatwi dla niego jedno i drugie… Przemyszkuje pokład, by smok, mógł podziwiać niedostępne dla niego wnętrze, oraz kupi mu ten przeklęty wisiorek, broszkę, zwój czy to co będzie.
- To co teraz… Skoro to giermkowie w dodatku nieźle znudzeni to chyba dość łatwo polecą na cycki… - zastanowiła się, choć nie dawała z siebie stu procent, bo wiedziała, że zabawa ta i tak jest skazana na nudę.
- Tak też myślę… mógłbym posłać też mego kocura, by wywołał zamieszanie - zamyślił się czarownik zerkając w kierunku młodzików. - Z takim giermkiem uzyskasz dostęp do tylko części pomieszczeń statku. Ale pewnie wystarczy to tobie… maszynownia z pewnością jest w zasięgu twoich zdolności do perswazji. Ja zaś spróbuję dostać się do kajut oficerskich. I na mostek.
- Hmmm… - zastanowiła się, napierając na plecy mężczyzny i obejmując go w pasie. - I seks będzie zapewne równie rozczarowujący - stwierdziła skwapliwie, łapiąc czarownika w kroku. - Po co chcesz iść do kajut oficerskich? - zapytała ciekawsko, trącając go nosem między łopatki.
- Zobaczyć mapy, poznać trasę statku i zapisy kapitana. Każdy z nich prowadzi dziennik pokładowy dla swego mocodawcy. Można odczytać tam całą historię ich ostatnich podróży. Poza tym, jestem ciekaw dla kogo akurat ci pracują i czy mają jakiś inny powód do przybycia tutaj. Pamiętasz te metalowe latające okręty z pustyni? - zakończył swą wypowiedź pytaniem.
- Myślisz, że mają, ze sobą jakieś powiązanie… punkt wspólny? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Mogą mieć. Ten statek nie ma balonu, więc technologia służąca do unoszenia go, może być taka sama jak u tamtych okrętów. Możliwe, że ci którzy stoją za tamtymi okrętami finansują i te. Zresztą… warto wiedzieć jakiż to ród obrósł w takie bogactwa, że stać na taką ekstrawagancję jak własne siły do walki ze złem - wyjaśnił Jarvis wodząc palcem po dłoni dziewczyny znajdującej się w dość krępującym obecnie miejscu. Dodał żartobliwie. - A ty widzę nabierasz apetytu… zdrowiejesz. To dobrze.
- Jaaa? - spytała niewinnie, odsuwając się od maga, lecz nie dlatego, żeby go pognębić. Zaczęła majstrować przy jednej z podwiązek, przytrzymując zębami falbaniastą spódnicę. Czułość jaką go obdarzyła nie była niczym dwuznacznym nacechowana, no może troszkę… ale to było jej takie małe przyzwyczajenie.
- To fo… rofdzielafy fę? - zapytała niewyraźnie, odpinając tylną zapinkę, oraz poluzowując przednią, tak by przy chodzeniu puściła i pończocha spadła.
- Tak będzie wygodniej tobie… niewinnej panience chcącej zobaczyć wspaniały okręt - stwierdził Jarvis zerkając za siebie z uśmiechem. - I bezpieczniej. Wchodzenie do kajut oficerskich bez pozwolenia to ryzykowna sprawa. I przestępstwo.
- Jeśli liczysz na widzenia w więzieniu… - “to się przeliczysz”, jej wymowny wzrok i uśmieszek dokończył zdanie, choć nie wiadomo czy trzeba było je brać na poważnie.
Kobieta zajęła się sobą, przygładziła spódnicę, poprawiła włosy i przesunęła uwierający biustonosz troszkę niżej pod piersi, w końcu odwróciła się twarzą w kierunku statku, zamierając całkowicie.
Musiała przybrać kolejną maskę, sęk w tym, że nie grała ani na swojej scenie, ani przed jej gośćmi… ani nawet nie miała własnych rekwizytów. Musiała więc zdać się na improwizację, intuicję oraz wszech ogólny szablon.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline