Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 14:06   #5
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
“Od szczegółu do ogółu…” surowy głos babki, ni to przypomniał, ni to rozkazał wnuczce jak ma postępować.
“Niewinna”
odezwała się młodziutka Chaaya lubiąca jeść słodkie mango i spać nago pod złotokapami w ogrodzie, do której zaraz dołączyła kolejna
“Ciekawa…”
poleciła usłużnie druga, która gnębiła swych kochanków nieprzeniknionym milczeniem, ale zaraz wtrąciła się następna.
“Głupiutka.”
“Pełna marzeń.”
“Troszeczkę roztrzepana.”
“Lekko wstydliwa panienka z dobrego domu.”
“Ale dojrzewająca do płomiennego romansu z przystojnym nieznajomym.”
“Pragnąca przygody.”
“Iiii zaspokojenia ciekawości…”
“I żądzy.”


Dziewczęta zaczęły wesoło chichotać, a sama tawaif poczęła najpierw zmieniać swoją postawę, prostując plecy, unosząc dumnie głowę, może nawet zbyt wysoko, jakby miała tendencję do uciekania myślami gdzieś daleko ponad niebo. Na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, niczym cień, lub zwiastun spełniania obietnicy. Objął i rozświetlił mętne spojrzenie, nadając mu pewnego, ukrytego charakteru. Jej rysy wygładziły się, nie tyle co ją odmładzając a ułagadniając… unniewinniając.
W końcu zmienił się też sposób oddychania, a bardka ruszyła przed siebie skromnym, pewnym, dumnym lecz lekko zagubionym(?) krokiem.




Panienka zatrzymała się raptownie gdy “dostrzegła” zacumowany statek powietrzny. Przyłożyła w zachwycie dłonie do ust, a oczy rozszerzyły się roziskrzając się. Podeszła szybszym krokiem do dziobu, oglądając wielkie działo, które najwyraźniej strasznie jej imponowało. Wszak było takie duuuże i okazzzałe.
W końcu wychyliła się spod statku i przeszła kawałeczek oglądając relingi i maszty konstrukcji. Nie wyglądała na taką, która się spostrzegła, że być może nie powinna tak blisko podchodzić, że może nie jest tu mile widziana… i słyszana? Bo w końcu ochy i achy zachwycenia wcale nie były takie ciche… Powoli zmierzała w kierunku rufy, ale spostrzegła małe okrągłe okienko w pokładzie i zapragnęła do niego zajrzeć. Otwór jednak był zbyt wysoko i choć Chaaya wyciągała się na palcach, nie dała rady niczego dostrzec, w końcu postanowiła podskoczyć i wtedy... zapinka od podwiązki puściła, a koronkowa pończoszka zsunęła się po nodze.
Sytuacją ją strasznie speszyła. Niczym spłoszona łania, rozejrzała się na boki i w końcu umknęła, oblana rumieńcem, między puste beczeki i pakunki, w złudnej nadziei, że nikt nie był świadkiem jej malutkiej hańby.
Na miejscu niby to przyczaiła się, ale w końcu postawiła nogę na jednej z pak i odsłoniła nagie udo.
Ponownie pokazując, iż jest zbyt głupiutka, by wpaść na to, że ludzie na ulicy, nie są tak dobrze wychowani jak jej służący i nie odwrócą pokornie wzroku, udając, że nic nie widzą, a może myśląc, że może faktycznie nie wpadła nikomu w oko?
Tancerka pogładziła się czule po skórze, delikatnie zwijając pończoszkę i powoli wsuwając ją na nogę. Ostrożnie, by nie porwać czy zaciągnąć delikatnej tkaniny.
Najpierw zapięła ją na górnej… później na dolnej stronie uda i w końcu zestawiła nogę, poprawiając spódnicę, jak przykładna uczennica przyklasztornej szkółki i… ponownie pognała pod statek, najwyraźniej jeszcze z nim nie skończywszy.
Oczywiście… była obserwowana. Cały czas. Przez młodzika wartującego u trapu. Rudzielca z dużą spluwą, którą nonszalancko opierał o ramię, by dodać sobie ważności. Chaaya pozytywnie oceniła jego spojrzenie. Ciekawskie i pożądliwe… ale pozbawione podejrzliwości. Cała jego sylwetka mówiła bardce, że nie traktuje swego obowiązku zbyt poważnie. Widać było, że czuł się bezpiecznie i pewnie. I był bardzo znudzony. Nie zaczepił jednakże Chaai słowami, może bojąc się, że ją spłoszy… może licząc, że jeszcze coś ciekawego podejrzy.
Dziewczyna powróciła do buszowania przy burcie statku, a właściwie to ponownie starała się zajrzeć przez okno. Podskakując, trzymała ręce wysoko nad głową, jakby chciała pochwycić się ramy i podciągnąć.
Była zdeterminowana, choć bardzo nieudolna. Skakała za nisko, a sukieneczka krępowała jej ruchy. Falbaniasta spódnica otwierała się niczym wielki parasol, a piersi bujały się zamaszyście przeszkadzając nosicielce we wdrapywaniu się.
Po pewnym czasie Chaaya zrezygnowała, lekko zziajana i nadąsana, że nie może zaspokoić swojej ciekawości. Skrzyżowała ręce na biuście, tupiąc stópką o ziemię. Wyglądało, że obmyślała jakiś plan. Przyglądała się raz rufie, raz dziobowi. Oceniała wypukłość ścian burty, zadarła nawet głowę by przypatrzyć się relingom. Przez pewien czas hipnotyzowała jedno z olinowań, ale pokręciła głową, rezygnując z czegoś. Chyba miała zamiar odejść, rzuciła ostatnie, troszkę tęskne spojrzenie w kierunku okienka po czym jej wzrok padł na szczyt trapu, na którym ktoś ewidentnie stał… bo dostrzegła buty.
Zdziwiona, powiodła oczami w górę, omiatając sylwetkę młodzika lekko błędnym spojrzeniem, na chwilę zatrzymując się na broni, by w końcu oboje mogli spojrzeć sobie prosto w oczy.


Tancereczka cofnęła się o krok całkowicie zaskoczona. Chyba nie spodziewała się, że ktoś tu był, no ale jakby nie patrzeć, to kto normalny zostawiłby statek bez ochrony? No jak to tak? Głupia ona.
Chaaya mrugnęła raz, drugi, trzeci i w końcu spuściła wzrok dając nura pod trap, i jeśli owy majtek podejrzewał, że zobaczy dziewczynę wybiegającą z drugiej strony… to źle podejrzewał. Bo ona ukryła się centralnie pod nim, stojąc cichutko w cieniu, zawstydzona spotkaniem z tajemniczym nieznajomym.
Czas zwolnił dla nich obojga… minuty wlekły się niemal godzinami. On był na górze. Ona na dole. On jej nie widział, więc… się wychylił i… ich spojrzenia znowu się spotkały. Wyglądała z dołu wielkimi, migdałowymi oczami, zadzierając mocno głowę. Na policzkach rozlał jej się rumieniec, ale czy był to rumieniec zawstydzenia?


Trudno było powiedzieć bo znowu się schowała, wtulając się plecami w deski. Ale przynajmniej się odezwała. Cichutko, z nerwową chrypką, ale zaraz się poprawiła
- Jaaa… to nie tak jak pan myśli, ja nie chciałam się włamać oj… oj… ja, ja nie wiedziałam, że ktoś patrzy. Jak zobaczyłam ten statek przeganiający smoka… w dodatku taki dziwny bo bez balonu, zapragnęłam… zobaczyć z bliska. Nie chciałam przeszkodzić panu w pracy… - Chaaya miała tylko nadzieję, że Nveryioth doceni jej robienie z siebie totalnej idiotki i nawet jeśli nie zobaczy zbyt wiele co było w środku to przynajmniej ten będzie miał ubaw po pachy z całego zdarzenia.
- Oczywiście oczywiście… - potwierdził jej słowa młodzik, który z pewnością nie myślał o tym, że ona próbuje się włamać. Zarówno bowiem reakcje jego ciała, jak i spojrzenie skupione na podskakującym biuście, potwierdzały że był myślami w innych rejonach. - To co właściwie… chciałaś zrobić?
Znowu nastała cisza, ale po chwili Chaaya wyszła z kryjówki i stanęła w takim miejscu, że oboje nie musieli się wyginać by na siebie patrzeć. Jej oddech był przyśpieszony, a spojrzenie lekko rozbiegane, jakby dziewczyna nie mogła się zdecydować, czy ma jeszcze popatrzeć na statek, czy w pełni oddać się obserwacji kogoś ciekawszego, czyli rozmówcy.
- Sprawdzić jak “on” lata… - odparła pełnym konspiracji i podekscytowania tonem. - No i… tak bez strachu przegoniliście tego zielonego gada… to było naprawdę niesamowite, sama straż miasta się na to nie zdobyła! - Bardka popatrzyła po trapie, jakby zastanawiała się czy by się przypadkiem po nim nie wdrapać.
- No to dla nas nic nowego… przeganiamy takie potwory cały czas i bandytów. Ja sam ubiłem… eee… Krwawego Martina, przywódcę bandytów z… jest taka mała wioska… - zaczął się przechwalać młodzik, a potem nagle spytał się dziewczyny. - A jak właściwie masz na imię?
Chaai wyraźnie to imponowało. Zakryła policzki dłońmi i słuchała jak zaklęta, wpatrując się w giermka jak w obrazek.
- Och… ja? - spytała zdziwiona, że ktoś tak znamienity pyta sie takiej głupiutkiej panienki o imię. Ale swoją drogą… jakie by tu wybrać dla siebie imię? - Mmm Haya panie… - dziewczyna dygnęła grzecznie.
- Zachwycające imię… ja mam zaś na imię Rodrico - odparł młodzik z entuzjazmem świadczącym o tym, że nie zwrócił na jej imię większej uwagi. - Podejdź bliżej Hayu, co się będziemy tak przekrzykiwać.
- Ale czy aby na pewno mogę? Nie chcę zakłócać twojej misji… - odparła zawstydzona, ale postąpiła kilka kroczków w górę po trapie, uśmiechając się przy tym szczęśliwie.
- To prawda… moja misja jest ważna. Tylko naprawdę sprawdzonym i godnym zaufania osobom powierza się pilnowanie statku w porcie - puszył się młodzian przyglądając dziewczynie. - Ale… mogę… no… wiesz… - Gdy podeszła bliżej, rzekł poufałym tonem kłamiąc. - Mam prawo i przywilej decydować kogo wpuścić na statek.
Najwyraźniej trafił w czuły punkt, bo Haya westchnęła przeciągle, jakby właśnie rozpakowała upragniony prezent. W rozmarzonych oczach pojawiła się jednak pewna ostrość, może zadziorność.
- Naaaprawdę? Nie mogę uwierzyć, że trafiłam na kogoś tak znamienitego. - Dziewczyna stała już całkiem blisko niego, jak na wyciągnięcie ręki. - Jakie trzeba spełnić warunki by móc wejść na statek i go obejrzeć? - Jej spojrzenie na chwile umknęło w dół, gdzie widniało okienko, do którego tak uparcie starała się zajrzeć.
- Hmm… - tu go zażyła. Najwyraźniej Rodrico nie wiedział co zażądać. To znaczy wiedział co chce i Chaaya też to wiedziała. Za często jego wzrok wędrował na jej biust. Z pewnością chciałby go zobaczyć bez opakowania sukni. Ale nie miał śmiałości by postawić takie żądania. - A eee… to zależy od tego, jak dalece panienka jest gotowa się… poświęcić. Trzeba mnie cały czas słuchać i wykonywać moje polecenia na statku. I chować się gdy tak każę.
Kobieta zachichotała filuternie, jeszcze bardziej zmniejszając między nimi odległość.
- Tooo… może mała wymiana? Pokazałbyś mi “statek”, a ja… - Haya pokraśniała przygryzając dolną wargę i spoglądając spod rzęs na Rodrico.
- Zgoda… - rozejrzał się nerwowo Rodrico i dodał cicho. - I dotknę?
- Ciiii… cicho sza… nikt nie może nas widzieć - Haya pochwyciła go za dłoń i rozejrzała dookoła, zwłaszcza w kierunku miasta, jakby ktoś miał zaraz stamtąd nadejść i zabrać ją do domu.
- Jasne.. oczywiście… chodźmy… pokazać ci kajuty, działa, maszynownię, ładownię… - zaczął wyliczać Rodrico i pociągnął dziewczynę za sobą. A ona nie stawiała oporów, chichocząc pod nosem i od czasu do czasu wzdychając gdy zobaczyła coś ciekawego i jej zdaniem nietypowego.


Zaczął od mesy w której ponoć mogło zjeść na raz nawet pięćdziesięciu ludzi i pokazał jej stolik z pięcioma fotelami górujący nad kilkoma długimi podłużnymi stołami otoczonymi zwykłymi krzesłami.
- Tak zwykł jadać kapitan, nawigatorka, bosman i… ci ważniejsi goście - rzekł wskazując to miejsce.
- Macie kobietę na statku? A czy to nie przynosi pecha? - zapytała głupiutko posłusznie patrząc za wskazującym palcem mężczyzny.
- Nie… to nie jest jednostka nawodna, a zresztą ona chodzi w wyjątkowo ciasnych spodniach i ma… więc no, przyjemnie popatrzeć. I jestem pewien, że ma na mnie oko - odparł z przekonaniem w głosie młodzik.
Chaaya powstrzymała chęć przewrócenia oczami. Tutejsza “młodzież” była jakaś dziwna… jakby infantylna, ale w przejaskrawiony sposób. Choć w sumie, może nie powinna ocenić po poznaniu pierwszego lepszego młokosa?
W zamian zachichotała w równie naiwny sposób, co on stwierdził swe rewelacje.
- Niegrzeczny… na pewno masz powodzenie u kobiet… - mruknęła z podziwem i aprobatą, świadczącym o tym jak bardzo imponuje jej przewodnik.
- Oczywiście - skłamał, po czym ruszyli na dalsze zwiedzanie. Tym razem do maszynowni. Tu Rodrico nakazał jej być cicho i rozglądał się ostrożnie idąc z przodu. Widać nie powinien prowadzić dziewczyny do tej części statku. Gdy tak szli, nagle oboje usłyszeli kroki. Rodrico otworzył pobliską szafkę z ubraniami roboczymi i najpierw Chaayę tam szybko wepchnął, a potem sam wlazł do niej, przymykając ją lekko. Ściśnięci byli razem, co młodzikowi mogłoby się spodobać, gdyby nie to, że nerwowo zakrył usta bardce, co by się nie odzywała. I nasłuchiwał kroków.
Maszynownia okazała się całkiem ciekawym miejscem, nawet dla kogoś takiego jak Chaaya, która nie znosiła tego całego żelaznego postępu. Ale te rurki, pokrętła, jakieś światełka, syki, przelewanie się, miganie, gwizdanie, wszech ogólne stuki i pomruki… które i tak były ciche, bo wszak maszyna była aktualnie w spoczynku, jawiły się istną “czarną” lecz nie złą a fantazyjną magią. Nveremu na pewno spodobają się te wspomnienia… a już tym bardziej te teraz.
Dziewczyna nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się, przyjemnie muskając wargami dłoń mężczyzny. Stała spokojnie i cichutko, oddychając szybko, troszkę jak zestresowana myszka.
Kroki… ciężkie stanowcze, przeszły obok nich. Powoli. Zatrzymały się, jako duży cień przy szafce. A potem ruszyły dalej. Rodrico poczuł tą pieszczotę i choć nic nie powiedział, to ciało jego zareagowało na nią, co poczuła… wszak jej ciało mocno przylegało do jego spodni, dość ciasno opinających sylwetkę.
- Co do? - rozległ się cichy syk owego ciężkiego cienia. Głos twardy i stanowczy. Chrapliwy. Przyłapał ich?
Najwyraźniej nie… bo nagle ruszył dalej biegnąc ciężko i głośno.
- Ufff… było blisko - westchnął Rodrico odsuwając dłoń od ust Chaai i ostrożnie odchylając drzwi szafki, by się rozejrzeć.

“Żarty sobie stroisz?”
Młoda Chaaya, która zazwyczaj okładała swoich kochanków jedwabnym pasem oraz przywiązywała ich w leża w różnych dziwnych pozycjach, prychnęła lekko pogardliwie.


“Jak bogów kocham trafił nam się prawiczek?”
Kolejna zachichotała trzpiotnie, by po chwili dołączyły do niej następne.


Haya tymczasem zamarła, gdy tylko wyczuła podniecenie u chłopaka. Bardzo chciała jeszcze trochę pomyszkować, zanim będzie musiała się bawić w podlotkowe macanie.
- M-możemy wyjść? - przebąknęła cicho, zawstydzona, starając się bardziej wtopić w ścianę szafki niż w sylwetkę Rodrico.
- No… chodźmy szybko… obejrzymy serce maszynowni - odparł Rodrico podając dłoń dziewczynie i rozglądając się nerwowo. Mimo pobudzenia i jemu amory nie były w tej chwili w głowie.
- Czy coś się stało? - Tancerka chwyciła mocno dłoń towarzysza, jakby kłębiące się w niej emocje, zamiast nakłaniać do ucieczki, zmuszały ją do skrycia się w bezpiecznych ramionach… kogo? No właśnie. Podlotka przed sobą.
Korzystając z okazji, przypatrywała się cudacznym urządzeniom, starając się wychwycić jak najwięcej szczegółów.
- Nooo… jest tu taki zadrośnik o moją sławę i potęgę… i… wolę nie wchodzić mu w drogę. Nie dlatego, że się boję, ale… kapitan nie lubi bójek - wyjaśnił Rodrico prowadząc ją w głąb maszynowni i docierając z nią do serca. Wielkiej iskrzącej się kuli roztopionego metalu wokół której umieszczone były obracające się obręcze. Każda oznaczona innym zestawem świecących glifów.
Kula ta unosiła się w powietrzu łącząc się z bolcami tkwiącymi w ścianach za pomocą błyskawic.
- Prawda, że robi wrażenie? - zapytał dumnie Rodrico.
Bardka puściła dłoń chłopaka, nawet ją troszeczkę strzepując ze swojej, by móc spokojnie podejść do serca maszynowni. Widok, faktycznie robił wrażenie. Może nie piorunujące ale i tak uznała, iż jest to coś… pięknego.
Obchodziła ostrożnie migotliwą kulę, przyglądając się obręczom z glifami.
- Jak… TO… działa? - spytała w końcu, nie odrywając spojrzenia od mechanizmu, który w jakiś sposób kojarzył jej się z istotą żywą.
- Cóóóż… to rdzeń lewitacyjny. Rzucono na niego potężny czar, a ta sala przenosi efekt na cały statek. No i… te okręgi pozwalają regulować wysokość. A może to wiatraki na zewnątrz - zamyślił się Rodrico. - W każdym razie… służy właśnie ku temu, by statek unosił się i opadał na żądaną wysokość. Jeśli rdzeń się zepsuje… statek runie w dół.
Chaaya nie sądziła, że młodzik odpowie jej coś sensownego, dlatego gdy powiedział coś… co w miare trzymało się kupy, odwróciła się do niego, szeroko uśmiechając.
- Dziękuję. - To były szczere podziękowania. Kobieta na powrót wyciągnęła dłoń do chłopaka, lecz wzrok ponownie utkwiła w kuli.
~ Jesteś już na statku? ~ spróbowała skomunikować się z Jarvisem, bo niestety Nveryioth był za daleko.
~ Działam już ~ potwierdził czarownik. ~ Co u ciebie? Wszystko w porządku? ~
Tymczasem Rodrico ruszył przodem prowadząc Chaayę w kierunku pokładowych armat, rozglądał się przy tym nerwowo jakby bał się, iż ktoś ich zauważy.
~ Zobaczyłam coś… coś bardzo ładnego ~ odparła ukontentowana, z niejakim żalem oddalając się od serca statku. Chyba naprawdę nie spodziewała się ujrzeć coś ciekawego. ~ Uważaj na siebie… ktoś już wie, że tu jesteś ~ poleciła mu ciepło, podążając za giermkiem.
~ Będę ostrożny… baw się dobrze ~ odparł w odpowiedzi czarownik, a Rodrico doprowadził dziewczynę do wąskiego pomieszczenia, w którym w rzędach stały przymocowane do podłogi żelazne rury, zakończone, żelaznymi czopami i mechanizmami przy nich.
Armaty.
Rodrico pochwalił się iż… miał okazję strzelać z nich, kiedyś.
Chaaya policzyła armaty, by zająć czymś swoje myśli, przeczuwała, że wycieczka powoli zmierzała ku końcowi. Zastanawiała się też, czy czarownik sobie poradzi i nie da się złapać, bo wyciągnięcie go... z na przykład więzienia, byłoby dość kłopotliwe… bo nawet nie wiedziała, czy tutaj mieli więzienia lub coś co je przypominało.


- I jak? Trafiłeś w coś? Nie było głośno? Ale z tego można zrobić kanonadę! - Tancerka na powrót się ożywiła, dość szybko wychodząc z melancholijnego nastroju.
- Trafiłem i bywa tu bardzo głośno podczas bitew. Kanonady są wtedy tutaj normalnością - stwierdził dumnie Rodrico opierając stopę o stalową lufę armaty.
Chaaya przyklasnęła w zachwycie, mrucząc w zadowoleniu.
- Miałam szczęście, że trafiłam na ciebie… dżentelmen i prawdziwy bohater! - Po raz kolejny, uraczyła go pełnym uznania i zachwytu spojrzeniem, po czym się mocno zarumieniła.
- Tooo… jak mam ci się odwdzięczyć? - spytała płochliwie.
- Nie.. no nie tutaj… chodźmy do kajut - rzekł pospiesznie, chwytając dłoń dziewczyny i prowadząc ją w głąb statku. Szybko i pewnie.
Widać, wizja nagrody go uskrzydliła. Dotarli do jego kajuty i po otworzeniu weszli do niej. Było tam ciasno i dość ciemno. Były hamaki... cztery. Widać nie mieszkał sam. - A jak byś… na co byś się zdobyła, by się odwdzięczyć?
Chaaya, jako Haya udawała zawstydzenie, dziewicze lecz nie płochliwe. Być może to nie był jej pierwszy raz gdy wymykała się z jakimś młodzikiem.
- Jestem dziewicą… tatko by się wściekł gdyby się dowiedział lub co gorsza zaszłabym w ciążę… - zaczęła lekko nerwowo, ale szybko się rozkręcała. - Ale, ale… no wiesz… - jej dłoń powędrowała po pierwszego z zapięć sukieneczki, odpinając go w figlarny sposób. - Och… a może sam chciałbyś…?
- Tatko… nie musi się dowiedzieć - mruknął młodzian przyglądając się jak palce dziewczyny rozpinają zapięcia sukni. Sam zaś już upuścił oręż… to jest broń przy pasie, wraz pasem.
- Nie… nie… ja się przygotuję. - I sam zaczął nerwowo ściągać pancerz, by zapewne nie tracić czasu na rozbieranie się po kolei.
- Oj dowiedziałby się… jest bardzo surowy… i na pewno by mnie srogo ukarał - ciągnęła czczą śpiewkę, nieśpiesznie odpinając zapięcia, by w końcu zsunąć szatę na ziemię i zaprezentować się w bieliźnie.
Była ciekawa, czy faktycznie tutejsi mężczyźni, tak mocno reagują na te wydziwiania w postaci bielizny.
Rodrico najwyraźniej tak, bo oczu od Chaai oderwać nie mógł. Jedynie skinął głową dodając. - Ale ja mu nie powiem, a i ty nie musisz… to będzie nasz mały sekret.
Haya pokręciła głową, nie dając się przekonać.
- Mogę… mogę zrobić do rękoma… a może wolisz ustami?
- Ustami… ale… wiesz... chcę zobaczyć też… twoje… no… skarby - rzekł zaskoczony nieco jej słowami Rodrico. Nie przeszkodziło mu jednak w uwolnieniu swojego skarbiku z więzi ubrania. Jak na doświadczenie Chaai, ani imponującego, ani też malutkiego. Ot standard.
Bardka zachichotała, zdejmując najpierw jedno ramiączko stanika, później drugie. Gdy chłopak pokazał się w swojej chwale, tancerka zsunęła miseczki z piersi, równocześnie głośno wzdychając i wpatrująć się w stojący sprzęt Rodrica.
- Och… jaki duży! - wypaliła zaskoczona podchodząc nieco bliżej.
- Twoje też… - mruknął Rodrico sięgając dłonią ku jej piersi i delikatnie ugniatając, by przekonać się o prawdziwości tej chwili.
Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać, jak gdyby ta “pieszczota” sprawiła jej nie lada przyjemność. Sama zaś wyciągnęła palce w kierunku berełka Rodrica, delikatnie go dotykając i drażniąc sam czubek.
Popatrzyła niepewnie na towarzysza, szukając potwierdzenia, że ma do niego uklęknąć.
Przez chwilę nie otrzymywała odpowiedzi, gdy jego dłonie macały jej biust, sprawiając przy okazji, że berełko pod palcami Chaai stawało się twardsze i bardziej gotowe do użycia. W końcu jednak Rodrico położył dłonie na głowie delikatnie popychając bardkę w dół. To był ten… znak.
Haya posłusznie uklękła, spoglądając nieco zlękniona na „armatę” przed sobą, po czym spojrzała z dołu na chłopaka, wsłuchując się z głosy w swojej głowie. Jedne z dziewcząt się śmiały, inne prychały z pogardą, babka uparcie milczała, gotowa karcić za każdy popełniony błąd.
Jako dziewica nie mogła go obdarzyć swymi wszystkimi sztuczkami. Nie mogła być finezyjna, ani zmysłowa, ani zjawiskowa.
Opuszki jej palców przesuwały się delikatnie po trzonie berełka, bardziej łaskocząc niż pieszcząc.
- Bądź dla mnie delikatny panie… - tancerka, spuściła wzrok, rumieniąc się i drżąc lekko przed tym co miała zaraz zrobić. Nie czekała jednak na odpowiedź, nie czekała na zachętę… po prostu go wzięła… na tyle na ile pozwalało jej gardło, bo przecież nie chciała się nim zachłysnąć. Jedną dłonią pomagała go sobie podtrzymywać, drugą, oparła na jego biodrze.
Dużo przy tym mlaskała, a jej język zataczał dziwne kółeczka, czasem poruszyła wprawniej głową to w przód to w tył, ale nie za mocno. Ciche jęki młodzika były oceną jej fachu, pozytywną oceną. Pieszczona sprawnymi ruchami języka buława Rodrico prowadzona była ku eksplozji szybko i dość gwałtownie. Pomagała ku temu dłoń mężczyzny, który delikatnie narzucał dość energiczne tempo Rodrico nie był może prawiczkiem. Ale też i znawcą tematu nie był… Wiele mogła wyczytać z jego zachowania. A to co wyczytała utwierdziło ją w jej podejrzeniach. Jego kochankami… bo miał pewnie kilka takich przygód, były niedoświadczone dziewczęta. Może i nie dziewice, ale takie które wiedziały że w odpowiednim momencie trzeba zadrzeć spódnicę w górę i… nic ponad to.
Dziewczyna odsunęła się od niego, ponownie speszona gdy ten skończył jej bezpardonowo w ustach. Nie żeby Chaai robiło to jakąś różnicę, ale Haya byłaby wdzięczna choćby za krótkie słowo typu “Uwaga” albo coś…
Otarłszy brodę, paluszkami, popatrzyła na Rodrico, podnosząc się z ziemi. Biust jej przy tym wesoło zafalował.
- Czy podobało się… panie? - spytała głupiutko.
- Tak.. bardzo mi się podobało. Bardzo podobasz się mi ty Hayu. Może spotkamy się gdzieś… później, po mojej wachcie?- zaproponował wędrując spojrzeniem po odsłoniętych atutach urody Chaai.
- Nie wiem czy tatko mi pozwoli. - Uśmiechnęła się kwaśno. - Wieczorem, stawia pod moimi drzwiami strażniczkę i nie mogę wyjść z pokoju. - Spuściła smutnie wzrok. - Ale może… może… sama nie wiem. Kiedy będziesz wolny?
- Jutro z samego rana… - rzekł w odpowiedzi Rodrico. - Jest taka tawerna, “Płochliwy Kuc”. Będę tam odpoczywał. Jak się zjawisz pokażę ci miasto i… coś jeszcze może.
Haya zachichotała, nakładając ramiączka i chowając biust. Podeszła do sukienki i schyliła się by ją podnieść, wypinając się centralnie przed chłopakiem. - Może mi się uda… - mruknęła prostując się i zaczynając ubierać.
- Nooo… może. - Rodrico miał ochotę ją klepnąć w wypięty zadek. Miał ochotę rzucić się na nią i zedrzeć z niej suknię. Miał straszną ochotę. I nie miał odwagi by to zrobić. Widziała to w jego oczach. Jak i nadzieję na rychłe spotkanie, bardziej intymne i gorące. I dłuższe.
Tancerka uśmiechnęła się tylko tajemniczo, dopinając ostatnie z zapięć. Gdyby chłopak się na nią rzucił to by ją miał… a tak, może sobie teraz tylko pomarzyć. Odwiedzać go też nie miała zamiaru. Bo i po co?
Zresztą teraz gdy było już po wszystkim, poczuła się nagle zmęczona… nie fizycznie a psychicznie. Westchnęła nieco ciężej.
- Odprowadzisz mnie?
- Tak… zresztą powinienem wrócić na swój posterunek. - Nagle przypomniał sobie o tym, że był na służbie. Chwycił ją za dłonie i przyciągnął do siebie składając na jej ustach “romantyczny” pocałunek. I zaczął prowadzić na zewnątrz.
Wyszli znów na pokład, blask słońca na moment oślepił dziewczynę, która nie zwróciła uwagi jak ciemno było w trzewiach owego statku.
Dotarli do trapu, gdzie obdarzył ją kolejnym pocałunkiem i szeptem powiedział - “Płochliwy Kuc”, pamiętaj.
A ona pokiwała tylko głową, dając znak, że będzie pamiętać, że się wykradnie i do niego przybiegnie. W końcu trafiła na swojego rycerza z bajki, prawda?
Zbiegła po trapie, rozkładając ręce na boki, balansując przy tym ciałem. Na dole odwróciła się do niego i uśmiechnęła po czym szybciutko potruchtała w kierunku miasta, co by nikt jej nie zauważył.
Jarvis czekał już na nią w cieniu budynków i zanim zdołała się zbliżyć spytał telepatycznie. ~ Jak było, dobrze się bawiłaś? ~
Bardka przewróciła oczami, nie zwalniając tempa. ~ Muszę się napić… i najlepiej zapomnieć… choć na pewno Nvery mi na to nie pozwoli. ~ odparła z pogardą i niespotykaną oziębłością. Najwyraźniej tylko z wierzchu uwielbiała swoich klientów.
~To dobrze się składa, bo w tym miejscu łatwo się napić każdego trunku z niemal każdego miejsca globu ~ odparł czarownik przyglądając się jak do niego podchodzi. ~ A i ciekawe wieści kryły się w dzienniku pokładowym. Skrzydlaty Posłaniec należy do rodu Karsników… rodu wrogów nieumarłych, których nestorami wedle niektórych nieprzychylnych języków jest trójka potężnych wampirów. Lecz… najciekawsze jest to, co udało im się dostrzec podczas podróży tutaj. ~
Czy bardkę to cokolwiek w tej chwili obchodziło? I czy koniecznie musiała wysłuchiwać tego teraz? Nie może po napiciu się?
Chaaya westchnęła ciężko. ~ Co takiego dostrzegli? ~ zapytała zachowawczo, co by mieć to już z głowy.
~ Skrzydlate sylwetki… demonów albo gargoyli. Od strony z której przybyliśmy. Obecny właściciel smoczego ciała… chyba szuka duszy, która mu uciekła spod kurateli. ~ stwierdził Jarvis podchodząc do dziewczyny. - A teraz chodźmy się napić. Płaci ten kto pierwszy osunie się pod stół.
A Chaaję przeszedł po plecach lodowaty dreszcz przerażenia.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 01-12-2016 o 14:09.
sunellica jest offline