Kobieta skinęła głową twierdząco
-
Wiem, kim jesteś, Acceliusie. - odpowiedziała, podniosła się -
Musimy znaleźć jakieś schronienie, zbliża się noc.
Spojrzała przed siebie, las nadal rozciągał się przed nimi.
-
Nie chcę cię oszukiwać. Zgubiliśmy się. - poinformowała -
Trochę czasu minie, nim znajdziemy drogę, i wrócimy na szlak. Ta jasne, zgubiliśmy się mhm - pomyślał Accelius. To mógł być podstęp Evette, ale na szczęście miał jej “pożyczony” miecz. Zastanawiało go tylko jedno skąd Evette i Narasha znają kowala, sam o sobie zbyt mało wie.
-
Nie lepiej się cofnąć tą drogą, którą przyszliśmy? - zapytał jakby oznajmiająco kobietę.
-
Wierz mi, bądź nie, twoja wola. - odparła Evette -
Z mojej perspektywy, lepiej zgubić się w lesie, niż pozwolić się schwytać Turhaverom.
Drzewa poruszyły się pod wpływem silnego wiatru, pogoda im nie sprzyjała, tego dnia wielokrotnie już padał deszcz, i najwyraźniej nie zamierzał przestać. Zbierało się na kolejną ulewę.
-
No proszę, z rozpaleniem ogniska też będziemy mieli problem - Evette podniosła wzrok do góry, po chwili coś w oddali poruszyło się.
-
Ciekawe… - kształt szybko zniknął za najbliższym drzewem - Mam nieodparte wrażenie, że cały czas jesteśmy śledzeni przez zwierzęta
-
W sumie racja - odparł jakby od niechcenia na wzmiankę o zgubieniu się w lesie. Wzruszył ramionami i spojrzał w niebo.
Szykuje się ulewa, po prostu super. Ciekawe czy mnie tamci ścigają - zastanowił się przez chwilę blondyn.
-
Pewnie ten jebnięty kruk cały czas nas śledzi łachudra nie odpuści - powiedział Arachne. Noc się zbliżała, a oni nawet nie mieli zbudowanego prowizorycznego schronienia, masz ci los.
-
Podążają za nami. Przeklęte sukinsyny - warknęła Evette -
W ich mniemaniu jesteś synem Cassiela, kluczowym elementem w prowadzonej przez nich wojnie, nie spoczną, póki cię nie znajdą.
W zaroślach ponownie coś się poruszyło, kobieta bacznie się rozglądała, przygotowując się na ewentualny atak.
-
Kruk to jedno. Problem mój drogi polega na tym… - zaczęła kobieta, próbowała sięgnąć po swój miecz, ale szybko zorientowała się, że nie ma go w pochwie, rzuciła Acceliusowi gniewne spojrzenie, po czym wyciągnęła szybkim ruchem z cholewy buta niewielki sztylet. -
Nie ścigają nas tylko ludzie, a zwierzęta są znacznie sprytniejsze i bystrzejsze od nas
-
To, że jestem synem jakiegoś skurwiela, to już się dowiedziałem - rzekł trochę poddenerwowany kowal. Coś zaszeleściło w zaroślach, więc Accel położył dłoń na mieczu Evette, którego sobie przygarnął.
Może to był królik - pomyślał blondyn.
-
Zwierzęta nas ścigają, rany, w tym świecie robi się coraz dziwniej - powiedział Accelius i powstał z ziemi dobywając miecz mocno trzymając rękojeść w prawej ręce. Cóż Evette musiała się zadowolić marnym sztylecikiem.
-
Kwestię zwierząt, pozwól że wyjaśnię ci, kiedy znajdziemy się w jakiejś gospodzie, siedząc przy kominku z kuflem smacznego piwa. - odparła Evette -
Zbyt dużo gadania. Nie mamy na to czasu.
Evette milczała dłuższą chwilę, w lesie rozległa się głucha cisza, krople deszczu zaczynały powoli kapać na ich twarze, czuli że coś się zbliżało, krzaki poruszały się, a oni w napięciu oczekiwali konfrontacji z przeciwnikiem.
Evette zbliżyła się do Acceliusa, zasłaniając go własnym ciałem, na wypadek, gdyby przeciwnik zaszarżował wprost na niego.
Krzaki ponownie poruszyły się, wyskoczyło z nich jakieś stworzenie, kobieta wyciągnęła sztylet przed siebie.
-
Psia jego mać… - mruknęła, zorientowawszy się, że przygląda im się wiewiórka, trzymająca w dłoni orzecha, po ułamku sekundy ponownie wskoczyła w krzaki.
-
To by było na tyle, jeśli chodzi o śledzące nas zwierzęta… - powiedziała wyraźnie rozbawiona Evette.
-
Dobrze, że nie miała wścieklizny, bo byśmy nie uszli z życiem - zażartował Accelius chowając miecz za pas. Zawsze mogło spotkać ich coś o wiele gorszego niż ta wiewióra.
-
Znałaś te gadające wilki, które czmychnęły w pogoń za gadającym koniem? - ale to śmiesznie zabrzmiało w jego ustach. Deszcz powoli się rozkręcał, ale na razie nie musieli się nigdzie chować.
Evette spojrzała na Acceliusa, otworzyła usta, już chciała odpowiedzieć, gdy jej ramię przeszył bełt z kuszy, krew trysnęła na twarz Acceliusa, kobieta rozszerzyła oczy, wyraźnie zaskoczona.
-
Co się… - nie dokończyła, upadła osłabiona na kolana, spuściła głowę, przyglądając się bełtowi wystającemu z jej lewego ramienia - Uciekaj! - wyrwało jej się z ust. Milimetr od twarzy Acceliusa z głośnym świstem przeleciał kolejny bełt, raniąc jego prawy policzek.
Szybko nas znaleźli skurkowańcy - pomyślał Accelius i pobiegł w głąb lasu. Nawet się nie zamartwiał o Evette, i tak pewnie by go zdradziła, ale nie przejmował się tym na razie. Biegiem przez las dobył ponownie miecz i starał się ich jakoś zgubić.
I tak jest już martwa - pomyślał oglądając się za siebie przez chwilę.
Accelius, zgodnie z poleceniem, rzucił się do ucieczki. Nie udało mu się dobiec daleko, zaledwie po kilku metrach, poleciał kolejny bełt, który przeszył Acceliusowi pierś, z ust chłopaka wypłynęła krew, jego nogi ugięły się pod własnym ciężarem, a życie zaczęło z niego ulatywać. Wzrok Acceliusa powoli stawał się rozmazany, bełt przebił go prosto w miejsce, w którym znajdowało się serce kowala, tuż przed ciałem wylądował kruk. Wokół nich zaczęła tworzyć się kałuża krwi.
-
Zabiłeś go! Zabiłeś! - krzyczał kruk. Accelius był już martwy.
Rozdział 3
Prawda
Accelius zaczął odzyskiwać świadomość, leżał na łóżku, w sterylnie białym pomieszczeniu, ostre, nienaturalne światło oświetlało pomieszczenie. Evette siedziała na krześle tuż obok, w dłoni trzymała telefon dotykowy a nogę przełożoną na drugą nogę, była wyraźnie znudzona. Spojrzała na Acceliusa, kiedy się obudził, rozszerzyła oczy i rzuciła się na niego, obejmując go.
-
Nareszcie się obudziłeś... - powiedziała -
Tak długo spałeś... lekarze mówili ze śpiączka może trwać znacznie dłużej...