Wracamy na LI po długiej przerwie i z miejsca zachęcamy forumowiczów do wspólnego udziału w warsztatach. Zasady się nie zmieniają - wklejamy obrazek, a następnie należy do niego napisać spójną,abstrakcyjną historyjkę o wysokim stopniu sfiksowania i stężenia psychodelki.
//Extremal i Chrapek
A teraz jazda:
- ZŁO- DZIE - JE ! ZŁO - DZIE - JE! - tłum protestujących zafalował groźnie, prowokowany przez wąsatego działacza w białej kufajce, który zagrzewał Kozaków do głośniejszych okrzyków.
- Cisza! – krzyknął nagle do tłuszczy wąsaty jegomość z szablą za pazuchą – Cisza, teraz przemawiać będzie pan przewodniczący Chmielnicki!
Ludzie zaszemrali groźnie. Gdzieniegdzie słychać było krzyki „Bić Lachów i złodziei!” i „Precz z królem”. Tymczasem na połamane krzesełko wtarabanił się z nie lada wysiłkiem przewodniczący Chmielnicki. Mebel zatrzeszczał podczas skomplikowanego manewru działacza. Przewodniczący podniósł ręce w kierunku tłumu i przez chwilę napawał się minutą sławy. Zadęły rogi, wuwuzele, rozległ się wszechogarniający aplauz.
- Moje drogie małojce! – zaczął zasapany przewodniczący – Wszyscy widzita co te Lachy robio z nami Kozakami! Oni nas wykorzystujo, nasze dzieci sprzedajo w jasyr, a sami sie bawio za nasze!
Wśród zebranych rozległ się pomruk niezadowolenia.
- Ale dobrze się stało że się źle stało! – tu przewodniczący uderzył buławą w oparcie krzesła – Bo przez krzywdę naszą my się wolności dochrapiemy! My tu Tatara ganiamy po stepie od rana do wieczora, a tam w Krakowie pan Waza siedzi i żre kawior i pije najprzedniejszą gorzałkie! Spieszyć się jeno trzeba bo to są ostatnie godziny naszych pięciu minut.
- Bić Lachów! – kilka zdechłych kotów poszybowało w stronę przewodniczącego. Ten uśmiechnął się tylko dobrodusznie.
- Wszyscy wiema, że i ty na etacie u Lachów siedzisz – z tłumu wystąpił ogorzały młodzieniaszek z transparentem „Cerkiew, Szkoła, Strzelnica!” – A teraz będziesz zgrywał naszego atamana?!
- Bohunie, Bohunie – rzekł miękko Chmielnicki – Kaj ja biłem w mordę Lacha, to ty jeszcze pod konia to na stojąco właziłeś!
- Ja jestem z poza układu! – wściekł się Bohun, i wyrżnął swoim transparentem stojącego obok Kozaka w mordę – To ja powinienem stać na czele siczy!
- Kurwa mać! – zirytował się Chmielnicki – NSZZ Sicz Zaporoska to ja!!! Przechlałeś składki związkowe to teraz się nie rzucaj! – to mówiąc wyciągnął szabelkę i zamachnął nią w powietrzu.
Wspomnienie grzechu defraudacji zapiekło włochate sumienie młodzieńca. Bohun spuścił główkę uznając wyższość samca alfa i wszedł w tłum udając, że go nie ma.
- A teraz słuchajta ludziska! – przewodniczący raz jeszcze uderzył buławą – Ogłaszam strajk generalny! Zaraz tu napiszemy postulaty strajkowe i wyślemy do Krakowa… Mykoła, chonotu, ty znasz alfabet!
- Skończyłem dwie klasy przycerkiewnej – pochwalił się Mykoła, prezentując swój zniewalający, bezzębny uśmiech. Ludzie na jego widok spluwali z pogardą. Wśród pospólstwa uchodził za inteligenta i konfidenta, a przed nabiciem na pal ratowało go tylko to, że pisał pobratymcom prośby do starosty o zasiłek i umorzenie egzekucji komorniczej.
Tymczasem konfratrzy Chmielnickiego przydźwigali zrabowany w pobliskim dworku stół i rozciągnęli na nim pergamin. Mykoła chlapnął sobie na jedną i drugą nóżkę, żeby przestały mu się trzęść ręce. W zawodzie skryby jak i chirurga pewność ręki była rzeczą podstawową.
- Nu to pisz – Chmielnicki zaszedł Mykołę od tyłu i zaczął zezować zza jego głowy na pergamin – To tak: chcemy 40 godzinnego tygodnia pracy, 25% udziału w zrabowanych dobrach, no i parytetów w gwałtach – tu Chmielnicki się zamyślił – Co najmniej jeden do trzech…
- O, na to to nigdy nie pójdą! – stwierdził ktoś z przekąsem w tłumie.
- A poza tym... – Chmielnicki podniósł głos – renty inwalidzkie za każdą uciętą kończynę, wysługę za zabitych wrogów i bony na święta!
- No właśnie! – Bohun znowu uaktywnił się pośród tłuszczy – Ja słyszał, że u Wiśniowieckiego to każdy mołojec dostał na Boże Narodzenie gęś, pół beczki gorzały i wędzonego śledzia!
- ZŁO-DZIE-JE! ZŁO-DZIE-JE! – perspektywa darmowego śledzia wzburzyła dzielnych Kozaków.
- Spokój, spokój, miała być demokracja, a tu każdy wygaduje co chce! – przewodniczący raz jeszcze uspokoił tłum – A ty pisz, Mykoła… Jeżeli tego nie dostaniem, przyjedziemy do Krakowa zrobić wam tam majdan! Popalimy im trochę taboru pod Wawelem, to inaczej zaśpiewają – Chmielnicki uśmiechnął się pod wąsem do własnych wspomnień.
- Nu, napisałem – Mykoła z wysiłkiem literował ostatnie słowa.
- To podpisuj: Przewodniczący Niezależnego Samodzierżawnego Związku Zawodowego Sicz Zaporoska Bohdan Chmielnicki! - Kozak podniósł napisany list w górę i krzyknął – Sława Ukrainie i gierojom sława!
Wśród tłumu zapanowała euforia.
Tymczasem na Wawelu, król zajmował się sprawami państwowymi nie cierpiącymi zwłoki, to jest zajadał się kawiorem i popijał przednim winkiem.
- Mości królu – dobrze zapowiadający się starosta jaworowski Jan Sobieski skłonił się przed władcą – Widziałeś może ten list z dzikiego wschodu?
Król, rozeźlony, beknął donośnie.
- Żebyś ty widział co ja od Kaszubów i Jaćwingów dostałem w zeszłym tygodniu – żachnął się władca – Do Rzeszy ich ciągnie, psiekrwie. Ruch Autonomii Jaćwingów – parsknął – No ale kilka dobrze zaostrzonych pali i się kończą ruchy narodowowyzwoleńcze.
- Ale panie, na Ukrainie tak łatwo nie pójdzie – zafrasował się Sobieski. Spojrzał dookoła czy nikt go nie słyszy, po czym szepnął ze zgrozą - Tam mają związek zawodowy!
Król zbladł. Wiedział, że podpisywał różne papiery po pijaku, ale był niemal pewien, że zgody na żaden związek zawodowy nigdy nie dał.
- To już nie są żarty – powiedział w trwodze – ze Szwedami i Ruskimi to my sobie damy radę, ale jak nam się związkowcy dobiorą do rzyci, to nie będzie z Rzeczypospolitej czego zbierać!
- Jest jedno rozwiązanie – Sobieski tajemniczo podkręcił wąsa – Jutro wyjeżdżam na Wschód.
- Bierz husarii ile chcesz Janku – rzekł do niego król – Nawet moją chorągwie. W tobie jedyna nadzieja na ocalenie Rzeczypospolitej.
Nad stepem wschodził świt. Dwie armie stanęły naprzeciwko siebie. Pan Sobieski dysponował kilkoma tysiącami dragonów, paroma setkami piechoty i husarii. Na dogodnych miejscach rozstawiała się artyleria. Tymczasem naprzeciw nich stanęła pałająca żądzą mordu tłuszcza kozacka. Większość z nich była rozebrana od pasa w górę, z krzywymi szabelkami w rękach. Część tańczyła, ponieważ od wczoraj świętowano, po tym jak po dziesiątym zwyczajowo doszły zasiłki. Konsekwencją tego było, że wszelkie okoliczne gospody zostały doszczętnie osuszone z gorzałki. Z okolic kozackiej watahy słychać było walenie w bębny i pijackie śpiewy. Mołojcy zamiast chorągwi trzymali w łapach wiecowe transparenty. Szczególnie pięknie wyróżniał się jeden, z dużymi koślawymi literami: „Hcecie rzońdzić w Ukrainie a tu Kozaczyzna ginie!”.
- Związkowcy – Sobieski splunął z obrzydzeniem, po czym przeżegnał się znakiem krzyża – Niech tych czortów piekło pochłonie. Ale dla dobra Rzeczypospolitej choćby z diabłem - to mówiąc zszedł z konia i dzierżąc w ręku narodową flagę Francji (biały krzyż na białym tle) wolnym krokiem postąpił na środek pola.
- Nu i co, dupy popękały? – Chmielnicki zapytał Sobieskiego z partyzanta – Mówiłem ci Bohun, że ze związkami ni ma żartów. Ja panu mogę nogę podać – powiedział odtrącając wyciągniętą dłoń starosty jaworowskiego. Sobieski niezrażony gburowatym zachowaniem przewodniczącego, wszedł na stojące ciągle w tym samym miejscu krzesełko i odezwał się do ludu ukraińskiego.
- Przysłał mnie tu miłościwie panujący król jegomość! – zaczął starosta jaworowski – Żeby powiedzieć że takiego przewodniczącego to można o kant dupy potłuc! A takiego steku bzdur – tu wyciągnął zza pazuchy kozacką petycję - To jeszcze nie czytał, nawet w korespondencji z Watykanu!
Tłum zafalował groźnie. Kilka kamieni przeleciało koło głowy Sobieskiego. Gdzieniegdzie słychać było pijacką przyśpiewkę Dynama Sicz Kijowska
Rachu- ciachu, Wisła w piachu
Kraków leży chuj wie gdzie,
A my tu bawimy się!
- Co ty mi tu Sobieski… - zaczął Chmielnicki, ale starosta zasunął go tylko z podkutego buta w mordę.
- Milcz plebsie! – rzekł pan Sobieski, po czym wyciągnął zza pasa królewski dokument i podjął dalej – Ten tutaj Chmielnicki was mamił jakimiś gównianymi obietnicami, obiecywał wam jakieś śrubki z rabunków i gwałtów… Ja dam wam coś, na co Kozaczyzna od dawna zasługuje!
Tłum zszokowany zamilkł patrząc się w napięciu na starostę.
- Otóż nasz umiłowany król, w swojej mądrości brzydzi się biedą i dlatego widząc waszą niedolę postanowił wam dopomóc – polski szlachcic podniósł dłoń – Niech zatem każdy Kozak wie, że odtąd za urodzenie każdego kozaczątka król przyznaje wam 500 talarów na miesiąc!
Przez chwilę zszokowany tłum wpatrywał się z niedowierzaniem w polskiego starostę. Po chwili wybuchł gromki aplauz. Kilka łbów pospadało w tylnych rzędach w drobnej ustawce pomiędzy zwolennikami Dynama Siczy Kijowskiej a Torpedo Zaporoże.
- No to teraz Bohunie – Sobieski zwrócił się do młodego Kozaka wskazując na Chmielnickiego – Wiesz co z nim zrobić.
- Wywieźć to ścierwo na taczkach! – krzyknął do tłumu Bohun łapiąc za szmaty Chmielnickiego – Do gnoju go!
- Mnie można zabić ale nie pokonać! – Chmielnicki kwiczał jak zarzynana świnia – Nie o take sicz żem walczył!!!
I w ten sposób, pan Sobieski bezkrwawo stłumił rewoltę Chmielnickiego za pomocą narodowego programu 500+.
– To żeś dowalił do pieca Janku – powiedział król nalewając sobie do kielicha. Sobieski od dłuższego czasu podejrzewał, że król spożywa z kielicha zwykłą wódę, zabarwioną tylko gwoli przyzwoitości na czerwono – Przez twój wybryk będę musiał szlachcie zmniejszyć kwotę wolną od podatku.
– Opłaci się mości królu – rzekł starosta jaworowski – Może nie od razu, ale na dłuższą metę będzie z nimi spokój.
– Ale powiedz Janku – władca pochylił się do Sobieskiego – Nie prościej ich tam wszystkich było stratować husarią i powbijać na pale?
– Można było królu – przytaknął Sobieski – Ale teraz, każdy Kozak dostał 500 talarów na każde dziecko. A myślisz, że wyda to na ciuszki i wycieczki zagraniczne? – Sobieski zaśmiał się do własnych myśli podkręcając wąsa – Trzeba tylko zatroszczyć się o dostawy gorzałki na wschód. Talary i tak do nas wrócą z akcyzą, a Kozaków szlag trafi w kilka pokoleń. Bez walk, bez krwi, bez niczego.
– Ty to masz łeb! – Waza poklepał z uznaniem po ramieniu swojego starostę – Mówię ci, kiedyś mnie wygryziesz ze stołka…
A obrazek tym razem z wyższym poziomem trudności: