Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2016, 20:39   #2
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
To był spokojny, jesienny wieczór - taki, jakich wiele w październiku. Dla Dominiki ten wieczór był jednak wyjątkowy. Zaczęło się od listu dwa dni temu, który otrzymała przeorysza zakonu Kapucynek, do którego należała Ducheskova.
W depeszy znajdowała się prośba, czy raczej zaproszenie imienne dla Dominiki, by na kilka dni opuściła przybytek klasztorny i zamieszkała w dworku pod Pragą, gdzie miałaby pracować jako tłumacz u badacza literatury słowiańskiej nad jakimś manuskryptem. Prośba była o tyle niezwykła z punktu widzenia przeoryszy , że została podpisana przez samego biskupa kurii praskiej. Z punktu widzenia Dominiki jednak bardziej rzucało się w oczy nazwisko badacza, któremu miałaby pomagać - Karla Polaka.
Znała go. Spotkali się kilka razy w Głównej Bibliotece Praskiej, w dziale zabytków literatury. Karl nawet kilka razy pomagał jej przy ciężkich tłumaczeniach, a z czasem zaczął się jej też radzić w sprawach dialektów starosłowackich. O ile bowiem badacz posiadał rozległą wiedzę lingwistyczną, wydawało się, że ma problemy z wpływami regionalnymi tekstów - jakby był obcokrajowcem. Nie to jednak najbardziej fascynowało Dominikę w sylwetce mężczyzny o wyglądzie podstarzałego mola książkowego-poety.
Kobieta z racji swego rodu i daru widziała jego aurę. Karl był wampirem - takim prawdziwym najprawdziwszym! Oczywiście, początkowo chciała go unikać, by nie napytać sobie biedy. Wydawało się jednak, że flegmatycznie usposobiony badacz naprawdę zajmuje się literaturą i nie ma pojęcia o talentach Ducheskovej. Z czasem więc i ona przestała się emocjonować ich spotkaniami. Aż do teraz. Czyżby Karl odkrył jej sekret? A może tylko grał i chciał ją uciszyć, gdy nadarzyła się ku temu stosowna okazja?
Jakiekolwiek były jego intencje, wampirowi się nie odmawiało. Nie, gdy prosił po dobroci. Kolejny etap zaproszenia bowiem byłby równie skuteczny, ale pewnie znacznie mniej przyjemny dla Dominiki. Dlatego też w ten jesienny wieczór niezwłocznie wysiadła z przysłanego samochodu, gdy ten zajechał pod tradycyjny dworek szlachecki, w którym mieszkał wampir.
Po budowli było widać folklorystyczne zamiłowanie właściciela. Mimo iż znajdowali się zaledwie 8km od przedmieści stolicy, budynek był otoczony lasem, a od głównej drogi czy innych zabudowań dzieliło go jakieś 200-300 metrów. Miejsce było więc zaciszne. Można by nawet doznać wrażenia przeniesienia w czasie o jakieś 3-4 stulecia... gdyby nie nowoczesny system monitoringu, lamp halogenowych, podgrzewany trawnika oraz elektronicznie sterowana brama wjazdowa.
Kiedy auto zajechało pod posesję, a szofer pomógł kobiecie wyjąć z bagażnika podróżny kuferek, z dworku wyszedł sam Karl, by powitać gościa. Uwadze Dominiki nie uszedł jednak fakt, że mężczyzna nie kłopotał się nawet sprawianiem pozorów, że jest mu zimno i wyszedł w samej koszuli i rozpiętym garniturze, mimo że temperatura spadła już chyba do zera. No i nie uśmiechał się. Jego aura upstrzona była plamami w odcieniach szarości i pomarańczy.
“Do piči” - zaklęła w myślach Dominika. Ducheskova bała się pół życia. Drugie pół bała się strasznie. Strach napędzał jej przetrwanie, w efekcie popychając do wielu desperackich czynów - często zabójczych dla ich odbiorców. Przeważnie dosłownie. A tutaj zestresowany spokrewniony! Trudno o coś bardziej przerażającego. Cóż… w sumie rozzłoszczony czy wściekły wampir byłby nawet bardziej przerażający, ale bliskie spotkanie z taką istotą nie pozwalałoby na zbyt długie odczuwanie strachu… czy zbyt długie oddychanie.
Dominika poprawiła habit, chciałaby się teraz schować w tej płachcie materiału jak w magicznym worku. W dłoni ściskała rączke kuferka zmuszając się by dygotała jedynie z zimna. Plus dodatni… znaczy plus minusowej temperatury był taki, że można było po prostu się trząść stojąc obok Karla Polaka.
- Niech będzie pochwalony… - wypaliła bzdurnie.
Mężczyzna tylko skinął głową. Wyraźnie czekał aż kobieta do niego podejdzie. Nie zszedł nawet ze schodów, by wziąć jej walizkę. Zresztą... czemu by miał? Widział ktoś nieśmiertelnego usługującego ludzkiej wszy?
Toteż Dominika poczłapała w stronę Polaka, starała się jak mogła by nie wyglądało to jak pokonywanie drogi na stryczek. Głowa kobiety była lekko pochylona, ale jej oczka chodziły czujnie to w tą to w tamtą.
Karl uchylił jej drzwi i przepuścił przodem. Kiedy go mijała, odezwał się wprost do jej ucha:
- Dziękuję za twój czas, siostro Dominiko. To dla mnie bardzo ważne…
Dominika wyprostowała się jak struna niemal nie uderzając tyłem głowy przesuniętej twarzy Polaka. przełknęła ślinę.
- Tak cóż, oczywiście, to znaczy, Matka Przełożona przesyła swoje pozdrowienia - wyrzuciła z siebie jednym tchem. przyciskając kuferek do piersi.
Mężczyzna znów nic nie powiedział, a jego aura jakby zagęściła się. Wprowadził Dominikę do środka. Wnętrze dworku było równie urokliwe, choć dębowe meble sprawiały wrażenie przyciężkawych. Szczególnie w tej atmosferze.
- Nim zaczniemy prace, chciałbym z pani... z siostrą porozmawiać. To dla mnie ważne i myślę, że niezbędne przy tej pracy. Nie chcę jednak siostry męczyć swoją osobą tak od razu. Proszę za mną... - wampir poprowadził kobietę na piętro, po czym otworzył przed nią trzecie drzwi od lewej.
- To nasz najjaśniejszy pokój gościnny. - wyjaśnił. - Mam nadzieję, że siostrze się spodoba. Warto cieszyć się słońcem... póki jest dla nas dostępne... Tak. Ja muszę wracać do pracy, ale służąca będzie do dyspozycji. Wystarczy zadzwonić dzwoneczkiem, który leży na komodzie. Gdy się pani... siostra rozgości... proszę do mnie przyjść. Pracuję do późna, więc to nie problem. Służąca panią poprowadzi.
Dominika starała się wydusić z siebie uprzejmy uśmiech w milczeniu odczekała aż drzwi za wampirem się zamknął i zostanie w “celi” sama. Wciąż przyciskając do piersi kuferek, zakonnica opadła na krzesło. Siedziała tak na przeciwko drzwi jakieś dziesięć minut, jakby spodziewając się, że Polak za moment wparuje do środka i… no właśnie, i co? Zabije ją? wampiry nie musiały zabijać ludzi dla jedzenia, to Dominika wiedziała. Czyli co? przecież mógł po prostu kazać komuś ją zabić. Ducheskova była praktyczną osobą, ale strach kazał myśleć jej w tym momencie przede wszystkim nad zagrożeniem dla swojego życia. W końcu, powoli, jakby bojąc się spowodować “hałas” samym ruchem swojego ubrania, powoli wstała z krzesła, zdjęła płaszcz, powiesiła go na drzwiach od których następnie odbiegła, jakby spodziewając się, że nagle otworzą się i ukarzą maszkarę na miarę Klausa Kinskiego.
“Najszybciej chyba jednak umrę na zawał” - pomyślała. Zakonnica podeszła do okna, wypatrując jakiś samochodów w okolicy. Znów, wyobraźnia wciskała jej widok czarnej sody z której wychodzi czterech łysioli… albo cyganów! i wbiega do mieszkania w celu wykonania na niej egzekucji. Dominika przygryzła wargę i nerwowo podrapała twarz.
“skup się skup się skup się!” - mobilizowała samą siebie. Ducheskova stanęła przed biurkiem, otworzyła kuferek i wyciągnęła z niego dwa słowniki. Wyjęła też nóż. Ten ostatni schowała pod habit, książki wcisnęła pod pachę i siłą woli pchnęła swoją osobę w stronę drzwi, otworzyła je i łypiąc czujnie oczami ruszyła na poszukiwanie rzeczonej służącej.
Nie musiała daleko szukać. Traf chciał, że zderzyła się z nią już w drzwiach, a właściwie z niewątpliwymi atutami pokojówki, które zapewne uwzględniało jej CV, gdy najmowała się do pracy.
- O jaaa, ty naprawdę jesteś zakonnicą. Czadzik! - powiedziała dziewczyna w stroju pokojówki... czy czegoś w tym rodzaju. Tymczasem Dominika poczuła jak podłoga ustępuje spod jej nóg. Pokojówka była niewątpliwie wampirzycą, sądząc po aurze.
- Jestem Helga. Czegoś ci trzeba, siostrzyczko? - zapytała radośnie.
Dominika starała się przełknąć, najlepiej ślinę ale z uwagi na jej brak, wzięła by wszystko, ostatecznie pozostała przy powietrzu.
- Tak, znaczy szczęść boże, znaczy Pan Polak, pracuje gdzieś teraz tak? - by nie patrzeć w twarz wampirzycy, Dominika skupiła wzrok na bliżej nieokreślonej dali znajdującej się tuż za prawym uchem kainitki.
- Aaa no tak, jesteś wierząca. - powiedziała Helga, jakby strój i profesja kobiety to było za mało, by ją w tym utwierdzić. - Szczęść boże. Dużo szczęść... i często... to będziesz na pewno szczęśliwym. I krzycz “o boże” na końcu. Zdecydowanie. - pokojówka zamrugała powiekami, jakby wracając do rzeczywistości - Chcesz do niego iść? No to chodź za mną. Ale książek nie bierz. On ma w ch... dużo swoich. Nie ma już na nie miejsca.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ruszyła w stronę schodów na dół, kręcąc przy każdym kroku biodrami jak rasowa modelka.
Dominika kiwnęła głową i wróciła się do pokoju, odłożyła słowniki ale nie nóż. Pośpiesznie ruszyła za wampirzycą. Ze strachu kręciło jej się w głowie, dwóch kainitów? naprawdę? “kurwa, zjedzą mnie” - myśl uderzyła ją gdy śledziła ruch tyłka poruszającej się przed nią spokrewnionej. Bóg w trójcy jedynie nieprawdziwy mógł wiedzieć jak bardzo Dominika chciałaby tak wyglądać, albo przynajmniej podobnie. Kobieta skupiła zmysły by dowiedzieć się czegoś więcej o wampirzycy.
Helga czekała na zakonnicę u dołu schodów. Kiedy ta, do niej dołączyła, pokojówka zbliżyła swoją twarz do jej twarzy i wciągnęła powietrze. Po chwili jak gdyby nigdy nic ruszyła dalej. Przeszła przez sień i otworzyła jedne z 4 drzwi do wnętrza domu - te najbardziej na północ. Za nimi Dominika znów zobaczyła schody.
- Szefu czeka na dole, jak przystało na dobrego pana zła. He he dobre zło. To mi się udało. - zachichotała i okręciła się w koło, aż spod jej kusej spódniczki wyjrzały niezbyt okazałe w swej wielkości, koronkowe czarne stringi.
“Kurwa, zaraz mnie tu wypiją a ja nawet w życiu nigdy nie założyłam stringów!” - żaliła się w duchu Dominika postępując powoli w dół, wspominając te wszystkie wspaniałe produkcje telewizyjne jakie oglądała nocami na którymś tam RTL… takie momenty kiedy śmierć dmuchała ci w włosy na karku, człowiek kurczowo trzymał się myśli o życiu. Dominika myślała teraz o spowiedniku, który przybywał do klasztoru raz w tygodniu i co za tym idzie, któremu raz w tygodniu obciągała. Doprawdy, jej życie nie miało wiele pociech, wiecznie strach, ucieczka i tylko małe, drobne przyjemności, jak uprzykrzanie egzystencji słabszym od siebie. “Życie to dziwka” - powtarzała w głowie Ducheskova stępując do “tartaru”...
Schody wydawały się wyjątkowo długie, jakby prowadziły nie do następnej kondygnacji, a dwa piętra niżej. Faktycznie kojarzyły się z piekłem. Kiedy jednak odbiły w połowie w drugą stronę, oczom zakonnicy ukazało się bardzo przytulne wnętrze prywatnej biblioteki i zarazem pracowni badacza.
W środku pomiędzy stosami książek krzątały się dwie osoby. Teraz, gdy usłyszały zbliżającą się zakonnicę, zamarły - przyglądając się jej. Jedną z nich był oczywiście Karl Polak, który pospiesznie nałożył okulary na nos, drugą zaś hinduska kobieta w nieokreślonym wieku.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline