Wspomnienie ponownie urwało się. Chłopak był osłupiony. Powrócił myślami do szpitalnego pokoju w którym się znajdował. Evette potrząsała nim, prosząc aby się ruszył.
Następnie wskazała palcem na okno, na zewnątrz, na ulicach latały anioły o czarnych skrzydłach, a wielu mężczyzn w srebrnych zbrojach, na koniach galopowało w kierunku szpitala. Anioły nacierały na armię, próbując powstrzymać ich, przed dotarciem do Toma. Na błękitnym niebie znajdował się ogromny, czarny otwór, z którego wydostawały się istoty, jak gdyby nie z tego świata.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się, stała w nich zdyszana kobieta, którą Tom rozpoznał jako Narashę ze wspomnień Acceliusa.
-
Tom... oni... ja... - była zdruzgotana -
To najprawdziwsza apokalipsa.... świat stanął na głowię. Myślałem, ze w innym wymiarze będziesz bezpieczny.... ktoś... ktoś otworzył bramy chaosu... i...
-
Powoli, powoli, nic nie rozumiemy! - krzyknęła Evette, również była przerażona. Spojrzała na Toma -
To wszystko to totalny chaos, mętlik... to kompletnie nie ma sensu... Kurwa, Tom, o co tu chodzi?! Dlaczego w okół nas dzieje się tyle dziwnych rzeczy?!
-
Musimy uciekać Tom... - wydyszała Narasha -
Nie mamy czasu! Musimy zabrać cię do domu.
Vincent upadł na kolana, w dłoniach trzymał swój miecz. Sam wypowiedział wojnę bogom, sam przyczynił się do upadku Raschan, i przede wszystkim - sam przyczynił się do otworzenia się bram chaosu. A żeby tego było mało, armia jego ojca, Enivira dalej zamierzała prowadzić swoją krucjatę, uśmiercając syna Cassiela i Czarnej Anielicy - Nadil Turhaver miał stać się ofiarą, przeprosinami za grzechy heretyków, kluczem do zamknięcia bram chaosu.
Vincent podniósł się, i spojrzał na ogromny, czarny otwór wiszący w powietrzu, stanowiący przejście do wymiaru Toma. Zacisnął dłoń na mieczu, i ruszył w jego kierunku.
Bramy Chaosu
W sali panowała ciemność, jedynie dwie pochodnie przewieszone na jej końcu, po bokach, oświetlały tron na którym znajdowała się szyderczo uśmiechająca się postać.
Ciało mężczyzny siedzącego na tronie zbudowanym z czaszek zdawało się gnić, na głowie miał fioletowy kapelusz, a po jego lewej stronie opierała się laska z okrągłym kształtem czaszki u szczytu. Na jego ramieniu siedział kruk.
-
Kruku. - zaczął mężczyzna -
Spójrz na mnie! Spójrz na wszystko co osiągnąłem! Przypomnij mi, kruku, przypomnij, czego dokonaliśmy! Chcę usłyszeć to z twoich ust, przyjacielu!
Kruk odniósł głowę.
-
Uhm. - zakrakał kruk -
Stary bóg poległ. Zabito arcykapłana. A świat? Świat zwariował...
-
A cóż takiego się stało? Dlaczego świat zwariował? Przecież on zawsze był zwariowany! - mężczyzna parsknął głośnym śmiechem -
Wszystko co nas otacza, to wariactwo! Zawsze tak było! Powiedz mi coś, mniej oczywistego kruku... jest przecież coś co czyni nas wyjątkowymi! Przecież to nasze wspólne osiągnięcia!
-
Nie rozumiesz.... to czego dokonałeś... wymiary nałożyły się na siebie, czasoprzestrzenie przestały istnieć. Wszystko, stało się jednością. - kruk wydawał się być przerażony -
Acceliusie.... na miłość boską, ty otworzyłeś bramy chaosu.
Accelius ponownie wybuchnął śmiechem, który odbijał się echem po całej sali.