Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2016, 18:43   #9
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Godziny mijały, Godiva spała, Nveryioth korzystał z małego ciałka i nagłych dostępów do zakamarków ciała Chaai, przy okazji wykłócając się ze Starcem.
Kłótnia ta jednak, reprezentowała jeden z najniższych poziomów i do kłótni jako takiej wcale się nie zaliczała. Młody skrzydlaty pyskował i obrzucał Starca przezwiskami typu “stary, głupi śmierdziel”, a wiekowy czerwony, udawał, że wcale tego nie słyszy i jest ponad to… a nawet wyżej.

Ani rana, ani przemiana w szczura, ani nawet kolejne załamanie bardki nie rozeźliło zielonego na tyle by potraktować owego intruza poważnie. Najwyraźniej głupota miała swoje zalety i niektórym żyło się po prostu lżej…
A może nie?
Młody smok w końcu się zamknął i oba gady zajęły się sobą. Jeden poszedł w drzemkę, a drugi jak zwykle udawał pana i władcę, choć włości jakimi zarządzał aktualnie miały go głęboko w poważaniu.

W końcu tancerka, zaczęła powracać do swoich zmysłów. Napad dzisiejszego ataku był zgoła odmienny od tego wczoraj.
Bo wczoraj… dała się po prostu zaskoczyć, dziś jednak bała się i lęk ten był nie tylko prawdziwy, ale i materialny.
Wczoraj, doznała pojedynczego policzka od nieprzyjemnych wspomnień, a dziś… została w nie brutalnie wepchnięta.
Do zimnego i ciemnego lochu, gdzie trzymano przykute za szyje do kamiennych ścian nagie kobiety. Bite, głodzone, gwałcone, torturowane. Sprzedawane jak kawałki mięsa. Traktowane jak obiekty do najprzeróżniejszych dewiacji czy eksperymentów.
Chaaya nie wiedziała wtedy, że wylosowała jedną z najdłuższych słomek. Że z racji wyglądu i orientaliści, nie była zjadana żywcem, kawałeczek po kawałeczku.
Nie masakrowano jej ciała przeszczepami, nie zalewano jej kwasami, nie implantowano jej ciała, nie była torturowana coraz to wymyślniejszymi metodami i przyrządami.
Ot… była bita, gwałcona… czasem głodzona. Dzień po dniu… sprzedawana różnym skośnookim popaprańcom. Czasem była sam na sam ze swoim oprawcą, czasem było ich wielu… niezliczenie wielu. Czasem nie była jedyną niewolnicą, która miała zadowolić chore fantazje obrzydliwie bogatemu konusowi, a czasem… doznawała upodlenia z rąk innej kobiety.
To nie było piekło, choć wtedy za takowe je brała...
Wtedy też miała jeszcze chęć walki, chęć przeżycia. Była wszak w ciąży, z nieżyjącym już, ukochanym, a gwałty nie ważne jak wymyślne były tylko gwałtami, a ona zwykłą dziwką. Głód, chłód, ustawiczny mrok, zimna obroża na szyi, wilgotne kamienie i smród śmierci, to wszystko była wstanie przeżyć dla tej maleńkiej iskierki życia w sobie…
Do czasu.

Chaaya, budząc się z letargu, rozejrzała się dookoła oceniając gdzie i z kim jest. Szary szczur wkręcił się w jej ubranie, cichutko pochrapując. Dookoła niej panował przyjemny mrok oraz ciepło bijące od gładkiego, smoczego ciała.
Nveryioth? Nie… on jej tak nie przytulał i jego łuski były chropowate w dotyku.
A więc zatem Godiva.

Kim był jednak tłusty gryzoń z pyskiem w jej piersiach? Tego bardka nie do końca była pewna… Jej pamięć ją zawodziła.
Pamiętała, że była w mieście… że Starzec przejął władze nad jej ciałem, że się bała i… nagle znalazła się w lochach, przykuta do ściany, słyszała zbliżające się kroki… szli po nią.
Dziewczyna otrząsnęła się, wyślizgując z objęć smoczycy. Chrapiący szczurek spadł na łapę niebieskiej, wtulając się w jej gładkie łuski.
Bardka odgarnęła błonę jednego ze skrzydeł, wyglądając na zewnątrz.
- Hej… jak się czujesz… już lepiej? Bardzo się martwiliśmy z Jarvisem. No i Nveryioth chyba martwił się też - rzekła Godiva budząc się powoli i przyglądając badawczo bardzce.
JAK NA BOGÓW??! JAK!? Przecież starała się być nad wyraz delikatna i nie budzić smoczycy, która była, w dobrej wierze, ale zawsze, po prostu upierdliwa.
- Lepiej - skwitowała neutralnie, wychodząc spod skrzydeł niebieskiej i oglądając zalesione ruiny w których się zatrzymali. Palce nerwowo wczepiły się w materiał spódnicy, gniotąc go i ucierając. - Gdzie my… tak w ogóle jesteśmy? - spytała z lekką konsternacją w głosie.
- Nie wyglądasz… lepiej - rzekła smutno Godiva i zamyśliła się najwyraźniej cytując czyjeś słowa. - Wiesz… ponoć podzielenie się z kimś swoimi strachami i obawami przynosi nieco ulgi. Ja zawsze cię wysłucham.
Po czym rozejrzała dookoła się dodając. - To ruiny jakiegoś miasta czy może miasteczka zbudowanego wieki temu i zapomnianego przez wszystkich. Znalazłam je wczoraj i urządziłam sobie kryjówkę. A to przypomina mi… - Zerknęła za siebie na swoje tyły. - Jakbyś była tak miła i znalazła czas na wyjęcie drzazgi z mego uda, to byłabym wdzięczna za pomoc.
Chaaya pochyliła lekko głowę, przyglądając się plamkom krwi na sukience. Nie czuła by była ranna, a krew dawno zaschnęła więc może nie była jej… Wzruszyła ramionami, obchodząc gada z boku.
- Prawe czy lewe? - spytała już milej, bo choć dzielić się swoimi problemami nie miała zamiaru, tak z chęcią skorzysta z zajęcia, dla zabicia czasu i myśli.
- Lewe… - Co akurat łatwo było dostrzec, gdy drzazga okazała się sporym dzirytem tkwiącym między łuskami lewego uda otoczona zaschniętą krwią.
- O...Ooooch. - Tancerka przypatrzyła się nodze Godivy lekko zszokowana. - Tooo… może zaboleć, nie wiem, tak myślę… - mruknęła, podchodząc do uda smoczycy, oglądając go dokładnie by się zorientować jak wyciągnąć jak naj bezboleśniej broń.
- Strzelano do nas? - Dziewczyna gładziła uspokajająco smoczycę po nodze i podkulonym ogonie.
- I oddałabym im, gdyby… cóż… gdyby ucieczka nie była lepszym wyborem - odparła Godiva machając wesoło ogonem i czyniąc nim spustoszenie w chaszczach za sobą. - Wiem, że zaboli przy wyciąganiu, wszak bolało gdy się wbił. Nie martw się tym.
Chaaya nie była pewna, czy smoczyca wie co mówi. Jeśli ostrze zakończone było hakiem, boleć będzie dwa, jak nie więcej, razy mocniej przy wyciąganiu… Polemizować jednak nie chciała, latająca dość już się naczekała i wycierpiała.
Tancerka przez chwile stała wpatrując się w zakrzeplinę na łuskach, motywując się do przykrego zajęcia. Wytarła spocone dłonie, odpowiednio zaparła się w ziemi i ostrożnie chwyciła za drzewce dzirytu.
- To może nie wiem… teraz tak, już, czy może odliczać? A może chcesz czymś zagryźć? - Bardka najwyraźniej bardziej przeżywała grot w smoczym udzie, niźli sama interesantka.
- Może z zaskocz… - w tym samym momencie kiedy Godiva się odezwała kobieta szarpnęła z całej siły.
Ryk i wiązki błyskawic uderzyły w pobliskie zarośla dewastując je. Niemniej udało się. Bardka wyrwała okrwawiony dziryt z rany smoczycy.
Przebudzony Nveryioth spadł w popłochu z łapy smoczycy i piszcząc szaleńczo, zaczął nawoływać Chaayę do gotowości.
~ Atakują! Atakuuuują!!! Gdzie jesteś! ~ tłusty szarak o długim ogonie, przecisnął się pod brzuchem gada i zaczął okrążać truchcikiem niebieskiego skrzydlatego, aż w końcu nie trafił na swoją zgubę. Uradowany podbiegł do tancerki i usiadł jej na bucie, wyciągając łapki na jej kolano.
~ Gdzie ty jesteś?! ~ spytała zdezorientowana, patrząc na gryzonia, który ewidentnie chciał wleźć jej pod sukienkę.
- Poczekaj… ulecze cię - zaproponowała na głos, odrzucając broń na ziemię i kładąc dłoń na zadzie samicy.
~ Tu jestem. TU! A gdzie niby?! ~ zaperzył się zielony, dopiero po chwili doznając olśnienia, iż Chaaya po prostu... zapomniała co się wydarzyło. ~ Na dole. ~
- Dzięki… Jarvis nie zna się bowiem na leczeniu - odparła z uśmiechem smoczyca cierpliwie czekając na swą dawkę uzdrawiającej pieszczoty.
Chaaya chrząknęła zrzucając szczura z nogi. ~ Gdzie na dole… ~ spytała zniecierpliwiona, nie rozumiejąc aluzji lub po prostu źle ją interpretując. ~ Na ziemi jestem. ~ Skupiwszy się na chwilę na zaklęciu, zaśpiewała cichą piosenkę o szeleszczącym języku, tak podobnym do tego, którym przemawiał do niej wczoraj Nveryioth. Rana powoli się zasklepiała, dając Godivie długo oczekiwaną ulgę.
~ NA TWOJEJ NODZE! ~ ryknął wściekle smok, ponownie wskakując na buta tancerki i drapiąc pazurkami w delikatną pończochę.
- Co? - pisnęła zdezorientowana bardka, skopując z siebie szczurka i umykając przed nim dookoła smoczycy. - COOOOO???!!! - zapiała przestraszona, gdy gryzoń uparcie ją gonił, wściekle popiskując.
~ Gówno! Szczurem jestem! Wielkie mi rzeczy. ~ Nvery gdyby był dumny, pewnie teraz powinien się załamać, wykopać sobie norkę i w niej szczeznąć. Sęk w tym, że Nvery nie był dumny i nie zamierzał umierać… w sumie podobnie jak jego ludzka partnerka, która z początku wydawała się wyraźnie wystraszona… tak teraz po prostu rozbawiona.
Godiva przyglądała się temu również rozbawiona domyślając się co prawda, że dwójka między sobą rozmawia, ale treści owej rozmowy nie znając.
- Uratowałam go... też - dodała nie bez dumy w głosie.
~ Postraszyła mnie kotami! ~ zielony dopadł w końcu nogę tancerki, która po drugim okrążeniu najwyraźniej się poddała i zatrzymała przy pysku smoczycy. ~ Weź mnie, weź mnie, weź mnie! ~ Szczurek podskakiwał na tylnych łapkach opierając się o nogę Chaai, która po chwili schyliła się by podnieść tłustego gryzonia.
- To… miło, nie musiałaś, mógłby zostać kolacją dla jakiegoś mruczusia… - odparła zgryźliwie, dając się obleźć przez Nverego.
Niestety skołowanie i zatroskanie ponownie wypłynęło jej na lico. Rozejrzała się jakoś bezradnie, cicho wzdychając.
- Gdzie jest Jarvis? Stało się coś złego prawda? Z mojej winy… - jej głos był smutny i pełen żalu.
Zielony wyczuwając obawę bardki umilkł, posłusznie kładąc się na jej karku. Tancerka jeśli by chciała, mogłaby sprawdzić jego pamięć… nie robiła tego jednak. Dodatkowo jej własny umysł zablokował co kłopotliwsze wspomnienia, odciążając ją w tej i tak męczącej sytuacji i nie widział potrzeby by to teraz zmieniać.
- Nieee… bardziej z winy obu smoków. Tego w szczurze i tego w tobie. Nie potrafią wykrzesać taktu i subtelności - oceniła sytuację smoczyca i uśmiechnęła się ironicznie. - A o Jarvisa nie martw się. Nie tak łatwo go… zabić.
Spojrzała w konkretnym kierunku. - Jarvis został w mieście co by uratować co się da… i już wraca. Czuję jego świadomość coraz bliżej nas.
Chaaya spuściła markotnie głowę, czując jak oczy zaczynają ją szczypać. Usiadła więc obok Godivy przytulając się do niej, ale nic nie mówiąc.
- Pamiętasz moją historyjkę o połamanym ptaku, co ciągle uparcie zrywa się do lotu? - spytała Godiva otulając Chaayę skrzydłem, a ona tylko potaknęła potwierdzająco.
- Jarvis nie pozwala sobie na załamanie się swoimi klęskami. I ty też nie powinnaś. Owszem, narobił się w mieście spory chaos i raczej nie możemy tam wrócić. Ale nie ma sobie po co zawracać tym głowę. To był nawet zabawny widok i dość ekscytująca sytuacja - odparła smoczyca wesoło i pochyliła głowę nisko, by spojrzeć bardce w oczy. - I nikt cię o nic nie wini, więc i ty nie powinnaś się obwiniać o nic. Ot, stało się… ruszamy dalej.
~ Tak na prawdę to ona nic nie zrobiła, to ja byłem królem tego zdarzenia, a się Staruch wkurwiiiił, mówie ci, w nagrodę za dobre sprawowanie masz mnie teraz w miniaturowej formie… tak w ogóle to ranny jestem. Ulecz mnie. I wymasuuuj, zwłaszcza na grzbiecie i za uszami. ~ Nvery pytlował w tym samym czasie co smoczyca, leżał jednak leniwie na ramieniu niuchając zawzięcie powietrze.
Chaaya milczała, starając się przetworzyć oba przekazy i się dodatkowo nie pogubić. Nie obwiniała się, że coś się stało… bo przed przeznaczeniem nie ma jak się bronić. Było jej pisane to co było… co nie zmieniało faktu, że wolałaby, gdyby doznawała tego w samotności.
Ostatnią rzeczą jaką by chciała, to śmierć towarzyszy… tak bliskich jej sercu. Nie umiała jednak powiedzieć swych obaw na głos, a zielony był na tyle uprzejmy, że nie zrobił i nie zrobi tego za nią… może dlatego, że nie lubił tych kogo ona lubiła i po cichu liczył, że podczas całej tej wyprawy Jarvis i Godiva dostaną po tyłkach.
- Mmmm… - mruknęła spolegliwie, dotykając policzkiem gładkich łusek ramienia smoczycy.
- Gdy Jarvis wróci… ruszymy dalej. Mam nadzieję, że Gozrehowi udało się ukraść pierścienie, gdy Nveryioth narabił spustoszenia, a ja dodatkowo go pogłębiłam fajerwerkami. W innym przypadku będę się rzucała w oczy. No i nie będę mogła założyć tych ubrań, które Jarvis mi kupił. - Godiva rozgadała się. Była w wyjątkowo dobrym nastroju.
Nagły huk i potężny ryk, zmroził na chwilę krew w żyłach bardki. Dziewczyna napięła się, by po chwili rozluźnić. Wzięła kilka głębszych wdechów, nie do końca wiedząc co się właściwie stało. Za to szczur na jej ramieniu zeskoczył na ziemię i począł wypiskiwać i syczeć na smoczycę, nerwowo ruszając wąsikami.
Gdy dziewczyna zogniskowała na nim wzrok, dostrzegła, że gryzoń faktycznie był ranny, choć już nie krwawił. Wzięła ostrożnie szczurka na ręce, który wyciagał łapki w kierunku smoka jakby chciał się z nim bić.
- Mój ty maleńki… - Chaaya ucałowała go między uszami, czekając, aż zwiotczeje i podda się jej zabiegom.
~ Głupia ptica, nie słuchaj jej, miele tym ozorem… jak będzie człowiekiem, damy jej łopatę i niech kopie w ziemi za każdym razem jak będzie chciała otworzyć tę granatową paszczę… wiesz ile na tym zarobimy? ~ Nvery dwoił się, by zachować względny stan nieświadomości partnerki. Męcząc się drałowaniem łapkami w powietrzu, po chwili zwisał poddańczo, dając się głaskać i magicznie uleczyć.
- Taaa… w tej postaci jest nawet znośny - wtrąciła smoczyca przyglądając się Nveryiothowi w dłoniach bardki. - Mam pomysł. Słyszałaś może o farbach do włosów?
- Chodzi ci o hennę? - zapytała zaciekawiona układając sobie Nveryiotha na kolanach, który w swej błogości zwinął się w kłębek.
- Noooo… niezupełnie. We wspomnieniach Jarvisa kobiety chodzą czasem w kolorowych perukach, a czasem barwionych na pstrokato fryzurach. Mogłybyśmy go nieco poprawić. Zafarbować futerko na… różowo na przykład. Byłoby mu do twarzy w różu - zamyśliła się smoczyca, a Chaaya dostrzegła w jej oczach łobuzerskie iskierki.
~ Widzisz? Fura złota nas czeka. ~ Zamlaskał ni to zadowoleni, ni niezadowoleniu smok, a bardka delikatnie go głaskała za uszami.
- Różowo? Nieee… - Chaai nie przypadł ten kolor do gustu, zwłaszcza, że był źle kojarzony w jej kraju. - Myślisz, że długo zostanie szczurem? - dodała posępniejąc. Nie, że nie lubiła go w takiej formie. Rajayanie stawiali świątynie szczurom, uosabiając je z reinkarnacją bóstwa mądrości i szlachetności, ale… w obecnej sytuacji taka forma bywała nieco kłopotliwa. Zwłaszcza w środku lasu, nie wiadomo gdzie.
- Gdyby to był zwykły czar… proste zaklęcie - zamyśliła się Godiva wyraźnie zmartwiona tym pytaniem. - Gdyby tak było, to już dawno powinien się odmienić. Myślę jednak, że zostanie mu tak dopóki nie rozproszymy owej klątwy. Jarvis może wiedzieć więcej na ten temat.
- W takim razie na żółto - zawyrokowała z powagą, a szczur pisnął, drapiąc się za połaskotanym uszkiem.
~ Wredna… dwulicowa… żmija ~ stwierdził w rozbawieniu smok.
~ To już nie suka? ~ zacmokała ironicznie Chaaya.
~ Goń się ~ burknął Nvery, udając obrażonego.
- Na żółto może być - zgodziła się z nią Godiva, a spomiędzy liści spojrzały na nich kocie oczy.
- Co na żółto? - Gozreh powoli wynurzył się spośród listowia i przyjrzał całej trójce. - Dobrze was widzieć zdrowych. Tym bardziej, że raczej powinniśmy wkrótce opuścić tą niegościnną okolicę.
~ Do siodła. Podsadź mnie do siodła ~ Zielony oparł się łapkami o pierś dziewczyny, która posłusznie wstała podsadzając szczura, który gdy tylko chwycił się skórzanego siedliska, poczłapał do juków z jedzeniem w którym zanurkował.
Dziewczyna stała przez chwilę, czekając na to co się, jak podejrzewała, miało wydarzyć, ale srogo się przeliczyła.
Zbita z tropu, popatrzyła na kota.
- A ty jak zwykle wygadany jak za dziesięciu… - Tancerka podeszła do cienistego stworzenia, ale nie wiedząc czy ten życzy sobie pogłaskania, oraz samej nie mając ochoty się teraz o to dopytywać, wyjrzała w poszukiwaniu Jarvisa.
- Taki się ostateczne uformowałem - uprzejmie wyjaśnił Gozreh i spojrzał na Godivę dodając. - Udało mi się zdobyć oba pierścienie. W całym tym bitewnym zamieszaniu nie było z tym problemów. Niemniej z tego co wiem… a właściwie co wie mój pan, to na Nveryiotha w obecnej formie pierścień nie podziała.
- I tak na razie jest kompaktowy… - Wzruszyła ramionami Chaaya, opierając się o drzewo i krzyżując ręce na piersi.
- Są na naszym tropie?- zapytała smoczyca Gozreha, a ten potarł podbródek czubkiem wyrastającej z niego macki. - Hmmm… nie… szukają w powietrzu. Dżungla jest za gęsta, a ich za mało na obławę. Niemniej Jarvis spodziewa się swej ładnej podobizny na plakacie. A Powietrzni Rycerze chcą go pierwsi ucapić. Czyli wszystko wróciło na stare tory. Godivę chcą też dopaść… Nveryiotha. Ciebie tylko nie.
Kobieta milczała nie wiedząc co powiedzieć. Chciała sobie przypomnieć, a zarazem pozostać w bezpiecznej nieświadomości, co się wtedy wydarzyło i dlaczego.
- To mnie zaszczyt kopnął… następnym razem będę chyba musiała się bardziej postarać. - Żart nie brzmiał jak żart bo był kwaśny i dziwnie podszyty jadem… a może bardziej żółcią?
Roztargniona ruszyła w busz, na spotkanie czarownikowi… o ile będzie nadchodził z tego samego kierunku co kocur.
Czarownika usłyszała wcześniej niż zobaczyła. Dyszał głośno i jak się okazało, było ku temu kilka powodów. Temperatura, wilgotność powietrza, przebyty dystans i… góra pośpiesznie spakowanych razem ciuszków, zarówno Chaai, jak Nveyiotha oraz Godivy. Jarvis zabrał je wszystkie.
- Udało się… zrobimy… przerwę na złapanie… oddechu… i lecimy… - wydukał w końcu Jarvis.
Gdy tylko go usłyszała, kamień spadł z jej serca, a gdy tylko zobaczyła, uśmiechnęła się rozbawiona, pełna ulgi i zatroskania. Chaaya podskoczyła do mężczyzny przytulając się do niego i wtulając twarz w przepocona koszulę na jego piersi.
Był cały. Nie miał żadnej “zadry” choć szczękę i nos dalej miał sine. Ale był cały i był tuż obok.
- Będziesz musiała… poprowadzić… znaczy polecieć na Godivie. Szedłem całą noc, będę musiał się na niej zdrzemnąć. Tylko przypilnuj, by nie popisywała się akrobacjami - mruczał cicho Jarvis dodając. - No i… miło cię widzieć w dobrym humorze.
Bardka nic nie mówiła tylko tuliła się do niego, od czasu do czasu zmieniając tylko pozycję głowy jakby wsłuchiwała się w jego oddech i bicie serca.
Trwało to może tak z dwie trzy minuty, gdy w końcu mruknęła, że mu pomoże i zabrała część załadunku z jego pleców.
- Jeszcze trochę i jesteśmy przy Godivie - wskazała palcem na pobliskie krzaki i ruszyła przed siebie.
Po chwili byli już na miejscu, a Godiva spoglądała wyczekująco na Jarvisa. - Chcę go… wypróbować już.
- Mamy inne sprawy na głowie - przypomniał jej czarownik. - Pamiętasz o powietrznych rycerzach?
- I tak nie wyruszymy od razu. Chcę sprawdzić jak zadziała. Chcę ubrać te ciuchy które kupiłeś. Ty w tym czasie możesz… no… odpocząć chwilę, odsapnąć. Chcę i już - burknęła Godiva wykazując się oślim uporem.
Chaaya nie do końca wiedziała gdzie ma się patrzeć i jak się zachowywać. Wgapiła się więc w Gozreha.
~ Ohooo… się zaczyna... ale te sucharki są dobre… w tej formie o wiele lepiej smakują. ~ Nvery wypełzł z torby z kawałkiem suchego ciasta w pyszczku, po czym upadł z plaskiem na ziemię i potruchtał w kierunku bardki. Tłuste boczki, teraz jeszcze bardziej uwydatnione, wesoło podrygiwały przy każdym kroku szczura.
- Może faktycznie lepiej by się teraz zmieniła? W ludzkiej formie łatwiej się ukryje w tych zaroślach niż teraz… - dodała nieśmiało tancerka, biorąc zielonego w dłonie.
- Ale ona musi nas unieść i podlecieć kawałek z nami. - wyjaśnił czarownik cicho, a Godiva burknęła. - Nie będę się długo stroiła. Proszę… chcę zobaczyć jak wyglądam.
- No dobrze - czarownik poddał się i sięgnął do kieszonki po pierścień. Godiva pochwyciła językiem pierścień, a przednimi łapami swój tobołek i radośnie potruchtała na tylnych w głąb ruin, by się zmienić.
- Myślę, że wystarczy, iż wy polecicie. Rozsądnym rozwiązaniem byłoby mnie odwołanie w tej chwili. Zresztą i tak nie lubię latać. - Gozreh podszedł do Jarvisa, a ten skinął głową głową zgadzając się z nim i rozpoczął rytuał odwoływania swego “chowańca.”
Chaaya przewiesiła Nverego przez ramię i wzięła od niego sucharka, uśmiechając się i próbując.
~ Mmm paskudny ~ skwitowała po dłuższej kontemplacji mącznego smaku.
~ Mmm udław się ~ polecił jej słodko smok, przyjmując z powrotem sucharka i zjadając go w całości.
~ Nie martw się… odmienie cię. ~ Bardka pogłaskała gryzonia po łebku.
~ Nie martwie się… może trochę. W tej formie, nie będę mógł odpędzić tej nachalnej kuropatwy. ~
~ Sama ją odpędzę ~ mruknęła czule, całując szaraka w koniuszek ucha dodając nieśmiało ciche ~ Dziękuję. ~
~ Udław się ~ burknął zawstydzony, odwracając się do niej tyłem.
- No i ? No i ? Jak?- pytania nerwowo wyrywające się z ust miękkiego dziewczęcego głosu Godivy pojawiły się zanim ona sama wynurzyła się z pośród ruin… ubrana jak amazonka i młodsza od Chaai.
~ To był jej pomysł, jeśli chodzi o ubranie ~ wyjaśnił Jarvis i rzekł. - Wyglądasz zachwycająco.
- Nie spodziewałabym się byś powiedział inaczej. Toooo… jej opinii jestem ciekawa - wyjaśniła z uśmiechem Godiva.
~ Wygląda idiotycznie w tym ubraniu ~ stwierdziła tancerka, uśmiechając się miło, acz neutralnie.
~ Poka, poka… pfffff hahaahahahahaa ~ Szczur na ramieniu począł głośno popiskiwać, chwiejąc się na boki, jakby miał problemy ze złapaniem równowagi.
~ Przestań bo i ja ryknę śmiechem… ~ ucięła cicho, chrząkając i kręcąc głową, by ponaciągać mięśnie.
- Oczekujesz ode mnie szczerej opinii? - spytała słodko, uśmiechając się przyjemnie do smoczycy… kobiety.
- Nooo… taaak… chyba… - Godiva nie była pewna, czy rzeczywiście chce. A Jarvis dodał. ~ Smoki nie noszą ubrań. Będziesz… miała okazję ją nauczyć jak to jest być ludzką kobietą. I jak się ubierać. ~
- Jesteś piękna niczym młody hibiskus. - Bardka skłoniła się lekko, po czym wyciągnęła ręce do smoczycy, pochwyciła powietrze i odwracając piąstki do siebie przyłożyła je do skroni, poruszając głową na boki. - Ale… czas nas goni.
- Zgoda zgoda. - nie wiedząc co znaczyło porównanie Godiva uśmiechnęła się radośnie i szybko dezaktywowała pierścień wracając do smoczej postaci. A Jarvis ruszył ku niej wdrapał się na tylny łęk siodła zerkając na Chaayę i mówiąc. - Teraz ty prowadzisz Godivę.
- Pamiętam, pamiętam… - dodała tancerka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline