Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2016, 03:11   #7
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
7 listopada 2016r., Poniedziałek,
Phoenix, późny wieczór, lotnisko


Nadezhda i Aaron przeciskali się przez tłum ludzi na lotnisku. Arkaniście cudem udało się zabukować ostatnie dwa bilety na lot do Phoenix, niestety, bez większego bagażu. Znajomi Nadezhdy potwierdzili, że zamówienie zostało przyjęte i pojawi się jutro w umówionym miejscu. Całość zamówienia nie kosztowała ją dużo, raptem jakieś trzydzieści tysięcy...
Aaron spojrzał na telefon. Do miejsca, gdzie mieli spotkać się z uzdrowicielem dusz, New Hope Community Center, mieli jakieś pół godziny jazdy. Kiwnął na taksówkę gdy tylko wyszli z terminala i ruszyli w drogę.

* * *

New Hope Community Center, Phoenix,
22:11


Taksówka zaparkowała pod budynkiem, zajeżdżając jednym kołem na chodnik.
- To będzie pięćdziesiąt dolców. - facet uśmiechnął się do Nadezhdy. - Chyba, że załatwimy to jakoś inaczej, co lalka? - w radiu mówili, że Clinton prowadzi póki co w sondażach. Całe Stany żyły jutrzejszymi wyborami…
Wybory w Stanach nie mogły już bardziej być obojętne ghoulicy niż były… chociaż czy jakiekolwiek wybory nie były takie dla niej? Nic ciekawego…
Nadezhda spojrzała nieprzychylnie na taksówkarza krzywiąc się… jak zwykle.
- Standardy wychowania już nie istnieją… - wyjęła pieniądze i dała je mężczyźnie, po czym spojrzała jeszcze na Aarona zanim wysiadła okazując pełnię jakiegoś szlacheckiego zgorszenia - Oddajesz mi te pieniądze. - mruknęła do arcanisty.
- Jasne. Chciałem ci powiedzieć zanim wysiadłaś, że facet cię chyba naciągnął. Tak czy inaczej to tu. - wskazał na budynek - Teraz PROSZĘ cię. Daj szansę temu wszystkiemu.
- Och, świetnie. Ale obiecuję, że jeżeli tylko spróbuje coś mi zrobić w imię mojej 'terapii" to ja zastosuję na moim MOJĄ terapię. - prychnęła.
- Lobotomie i trepanacje czaszki wyszły z mody jakieś… czterdzieści lat temu. Więc tego się nie musisz obawiać. Najwyżej przepisze ci jakieś lekarstwa…. z którymi nie będziesz mogła pić, więc to odchodzi jak sądzę.
- Nawet gdybym mogła to nie dam się napychać niczym. - odwróciła głowę oburzona.
Arcanista westchnął.
- Kto wie… może ci się spodoba rozmawianie z nim.
Kiedy Nadezda na niego spojrzała poczuł się, jakby patrzyła na niego jak na skończonego idiotę, ale nic nie powiedziała.
- No co? NIGDY nie spotkałaś osoby, którą polubiłaś?
Nadezhda znowu nie odpowiedziała.

Aaron tylko westchnął po czym podał ramię kobiecie.
- To… idziemy?
Ghoulica przyjęła ramię i z jakąś wyniosłością powiedziała;
- Zaskakujące.
- Że mam w sobie trochę kultury? - zaczął prowadzić kobietę.
Nadezhda znowu nie odpowiedziała, a jedynie dość apatycznie pozwoliła się wprowadzić do budynku.

* * *

Placówka New Hope Community Center wyglądała nieco jak... budynek sekty. W środku pachniało jakimiś kadzidłami, ludzie chodzili w białych togach i bambusowych kapciach (!), wszyscy byli uśmiechnięci i radośnie witali innych. Aaron podprowadził Nadezhdę do czegoś, co wyglądało jak recepcja, gdzie przemiła i uśmiechnięta pani zapytała:

[media]http://healthathomes.com/wp-content/uploads/bb_florida-ent-doctor.png
[/media]

- Tak, słucham?
- Witam, nazywam się Aaron Black, to jest pani Nadezhda Vyazemska. Byliśmy umówieni na spotkanie. - Aaron uśmiechnął się do rozmówczyni. Miał nadzieję, że jego towarzyszka nie zacznie pluć ogniem na recepcjonistkę po pierwszym pytaniu.
- O, pan Black. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Pan Andrei już czeka na panią Vyazemską, zaś pan, panie Black, jest proszony do pana Juliana w dość... delikatnej sprawie.
- Och, mogłaby pani powiedzieć coś więcej?
- Pan Julian jest szefem tego ośrodka. Obecnie zwolnił nam się informatyk, a pan Andrei powiedział, że jest pan jednym z najlepszych. - uśmiechnęła się szeroko.
- Roozumiem. No dobrze, postaram się pomóc. - zastanawiało go SKĄD pan Andrei wiedział o jego zdolnościach.

* * *

Nadezhda u doktora

Ktoś, wyglądający jak pielęgniarz poprowadził kobietę przez korytarz, otwarł drzwi przed nią i gestem zaprosił do środka. Na bambusowej pufce siedział mężczyzna, który wyglądał na lekarza.


[media]https://s3-eu-west-1.amazonaws.com/znanylekarz.pl/doctor/30197f/30197f36009995e518afa508ba4200b2_large.jpg
[/media]

- Witaj, Nadezhdo. - uśmiechnął się do niej, wyciągając dłoń na powitanie.
Nadezhda westchnęła w duchu, ale bądź co bądź nie było sensu być w tym momencie nieuprzejmym, bo jeszcze ten cholerny Szwajcar się dowie i zechce zerwać umowę…
Przez ledwo ułamek sekundy wahała się czy aby tak powinna się witać, ale zaraz podała dłoń w iście kobiecym geście, wierzchem dłoni ku górze.
- Witaj…
- Zacznijmy może od początku... - spojrzał do karty. - Cóż Cię do mnie sprowadza?
- To proste. Taki mój znajomy zagroził mi, że jeżeli tu nie przyjadę to zerwie znajomość, więc nie chcąc musiałam się zjawić… - skrzywiła się - Niekomfortowa sytuacja, ale może zakończymy to po prostu szybko?
- Nadezhdo. - westchnął. - Jednym z wymogów mojej terapii jest to, że musisz chcieć w niej uczestniczyć.
- Co ja mogę poradzić na to, że uczepiono się jakbym miała jakiś problem i musiała uczestniczyć w terapii? Przecież nic mi nie jest…
- A jak to odbierają pani znajomi? - zapytał po chwili.
- Są przewrażliwieni. Dla nich każdy kto miewa złe sny, jest ostrożny i czasem się poirytuje to już kandydat na terapię. - mruknęła - Tak to już jest z dziećmi. Łatwo je zmartwić.
- Z dziećmi, tak? - zapisał coś w kajeciku. - Może pani rozwinąć tę myśl?
- Semantyka. - wzruszyła ramionami - Żaden z nich nie rozumie życia, a na pewno nie ten tam z komputerem.
- Aaron, tak? - zapytał, nie oczekując odpowiedzi. - Opowiedz mi o swoich snach, Nadezhdo.
- Dlaczego?
- W końcu po to tu przyszłaś, prawda?
- Poprawka. Zostałam w pewnym stopniu zmuszona do tego, a zgodziłam się, bo już mnie głowa bolała od ich jęczenia. - spojrzała doktorowi w oczy - Moje sny? Nic ciekawego. Ot, takie jak zapewne mają wszyscy, te z kolekcji "Mało przyjemne".
- Ech, rozumiem. - westchnął. - Nie masz na to ochoty, prawda?
- Sądzę, że mało kto by miał. Jestem dorosła, radzę sobie idealnie. - westchnęła - Dobrze, ale oni chyba nie dadzą mi tak łatwo spokoju, co? Jakbym już nie miała na głowie ogarniętego dzikimi żądzami natręta.

- Natręta? Czyżby to był powód twoich lęków, Nadezhdo? - oczy spojrzały na nią przenikliwie. Czy on mógł coś wiedzieć...?
- Och, tak. Coś jak uporczywy wielbiciel, który wytapetował sobie pokój twoimi zdjęciami, ale czy powód lęków… - wzruszyła ramionami - Nie powiedziałabym. Raczej jest na tyle męczący, na ile męczący może być komar bzyczący wokół ucha, gdy chcesz spać, a zanim go rozsmarujesz po ścianie to trochę zajmie. - Nadezhda starała się wyglądać na zupełnie wyluzowaną, chociaż gdzieś w głębi spięła się na reakcję doktora.
- Rozumiem. Nadezhdo, myślę że wiem już wszystko. - uśmiechnął się do kobiety. - Jeśli jesteś zainteresowana dalszą terapią, możemy się spotkać jutro, gdzieś koło dwudziestej. Co ty na to?
- Zastanowię się jeszcze. - wstała z miejsca - Nie lubię podejmować decyzji… zbyt szybko.
- Rozumiem. W takim razie, życzę miłego wieczoru, Nadezhdo. - uśmiechnął się do niej. Czy to były kły? Wampirze kły?! Nie była tego pewna, a sam uśmiech trwał zbyt krótko…

Zamorduje tego Szwajcara, znowu mu odejmę z pensji! To wszystko JEGO wina!
- Tak, owocnego, ale jutro i tak ma być piękny dzień to nie ma co myśleć o wieczorze… Słoneczny, jak nie o tej porze roku. - spojrzała jeszcze raz na, hmm, swojego kochanego doktora i z wyuczoną w sobie paranoją, ostrożnie ruszyła w kierunku drzwi jednocześnie wyczulając się na zagrożenie…
- Do svidaniya.
- Do widzenia. - posłał jej ciepły uśmiech.

* * *

Aaron i bardzo prywatne SMSy
Mężczyzna ruszył korytarzem, obserwując odchodzącą Nadezhdę. Urocza pani z recepcji poprowadziła go krótkim korytarzem, potem przez bambusowe drzwi. Po chwili stanął przed dość młodo wyglądającym mężczyzną - zapewne, panem Julianem.

[media]http://archiwum.kontrowersje.net/sites/default/files/resize/remote/bba41233069e6e289cc3d7445d9d6997-288x211.jpg
[/media]

- A, pan Aaron! - ucieszył się na jego widok. - Pan Andrei opowiadał mi o panu w samych superlatywach... Mamy tutaj delikatną sprawę. - zniżył głos do szeptu. - Prawdopodobnie mamy kilka robaków w systemie, które uniemożliwiają nam pracę…
Aaron uniósł brew. Też zniżył głos do szeptu.
- A przez robaki rozumiemy?
- Mamy jakiegoś upierdliwego wirusa w systemach. - uśmiechnął się przepraszająco. - Ale to pan jest specjalistą, prawda?
- Yhym, no dobrze. Proszę pokazać mi jakiś zainfekowany komputer i postaram się coś z nim zrobić.
- Serwer. - poprawił go Julian. - Proszę tędy. - zaprowadził go do pomieszczenia, gdzie mieściła się serwerownia.
Aaron podążył za panem Julianem.
- Więc, kiedy pojawiły się przesłanki o wirusie? Dni? Tygodnie?
- Jakoś trzy dni temu, jak zwolnił się nasz informatyk. Podejrzewam, że to jego robota.
- Rozumiem. - Aaron rozejrzał się po serwerach - Tak czy inaczej, potrzebuje komputera, aby podłączyć się do serwera. Postaram się załatwić to szybko.
- Proszę, tam jest laptop. Proszę czuć się jak u siebie. - uśmiechnął się. - Jeśli pan pozwoli, zajmę się innymi rzeczami, dobrze?
- Oczywiście. - Aaron zasiadł przy laptopie i zaczął przeglądać serwery - No dobrze robaczku, gdzie jesteś?

Arcanista bez problemu wszedł na serwer i zaczął przeszukiwać biblioteki z danymi. Po dwudziestu minutach trafił na pierwszy trop - szyfrowana wiadomość przychodząca, którą ktoś tutaj otwarł, pewnie uwalniając coś do wnętrza sieci.
- Oczywiście…- Arcanista wyizolował wiadomość i przyjrzał się kodu wiadomości jak i samej treści.
Wiadomość była sprzed trzech dni, od kogoś, kto przedstawił się jako Boc. “Zbieraj graty, działamy w SLC”. I tyle… W tym czasie, zawibrował telefon Aarona, zwiastując nadejście smsa.

“Info od moich. W Phoenix - New Hope Community, lokalny szef powiązany z nadnat. 75% pijawka. Może ślad do ogarnięcia? Jadę do Was. W Salt Lake ponoć gorąco.”


Serce Aarona zatrzymało się na chwilę. Szybko odpisał.
"Jesteśmy w New Hope, Nadez ma tu terapię. Ostatni informatyk przeniósł się do Salt Lake, najpewniej też nadnatural."
Teraz musiał pomyśleć, najpierw sprawdził czy drzwi do serwerowni były otwarte. I były.
Arcanista odetchnął, Nawet jeżeli to są pijawy nie znaczy, że od razu muszą chcieć ich zabić. Camarilla mogła odwracać uwagę przed drobnymi wypadkami, a nie przed "Przychodnią, która morduje klientów". Martwił się trochę o Nadezhdę, ale mógł też sporo ryzykować robiąc scenę z tego wszystkiego. Postanowił wrócić do serwera i znaleźć wirusa, oraz wszelkie informacje, które mogłyby potwierdzić, czy pan Julian powinien otrzymać akt zgonu.
Bez problemu odnalazł kilka robaków w systemach, usunął je. To nie wyglądało na jakikolwiek atak z zewnątrz, wirusy zostały podłączone z pendrive’a... Jego telefon ponownie zawibrował, oznajmiając przybycie kolejnego smsa.

“Normalnie nie zawsze wiadomo, ale kazali mi sprawdzić. To nie żarty. N. z tobą?”


Aaron odpisał szybko:

"Nie. Zaraz do niej wracam. Staram się być na dobrej stopie z Julianem. Dam znać jak wyjdziemy."

“wydost N z budynku” nadeszła odpowiedź po niecałych 10 sekundach. A potem “ASAP” nim doczytał zdanie.

Aaraon zamknął laptopa, po czym wyszedł z serwerowni. Zaczął wracać do miejsca gdzie ostatnio widział Nadezhdę, miał nadzieję, że skończyła już "leczenie duszy".

* * *

Kuszenie przed budynkiem


Aaron spotkał Nadezhdę czekającą na niego przed samym budynkiem.
Kobieta zobaczył, że ewidentnie ulżyło Arcaniście kiedy ją zobaczył.
- Martwiłem się o ciebie. David wysłał mi wiadomość. Ponoć szef tego przybytku, to komar.
Nadezhda uśmiechnęła się grobowo.
- Naprawdę? Skąd taka pewność? Swoją drogą… Mam uderzyć ciebie czy Szwajcara, a może obydwu?
- To nie pewność. Twierdzi, że na jakieś 75%. Możesz obu. Ja muszę pogadać z Aki o tym miejscu.
- Wyciągnij go i sprawdzimy. Jak przeżyje kołek w serce to znaczy, że komar.
- Praktyczne, ale z konsekwencjami jeżeli się mylimy i nie. Na razie zostawmy ich, nikomu chyba nie szkodzą. - spojrzał na kobietę - Więc… jak było?
- Pouczająco i mam nadzieję, że moje słowa dotrą do kogo trzeba. - mruknęła - Gdzie ten Szwajcar? - spojrzała w stronę kliniki - I może chodźmy stąd. Ugryzienia może i są świetne, ale tym razem się obejdę.
- Poważnie? Aż tak przyjemne? - Arcanista wyciągnął rękę wzywając taksówkę.
- Następnym razem jak będziesz przeprowadzał swoje wywiady to poproś, aby rozmówca cię ugryzł, a wierz mi - doznasz ekstazy jakiej jeszcze nie doznałeś, co w twoim przypadku nie jest trudne do osiągnięcia.
- Hej. Co to niby miało znaczyć?
- To tylko takie drobne słówka, nie masz się co przejmować. - spojrzała mu w oczy i ściszyła głos - Zanim jednak sobie polecimy musimy… zatrzymać się gdzieś, gdzie będzie miło, przytulnie i… - ostatnie słowo wyszeptała mu do ucha - ...prywatnie.
Aaron uniósł brwi.
- Erm… dobrze. Czy mam wynająć coś lepszego, czy potrzebujesz miejsca gdzie nikt nie zwróci uwagi na moje krzyki, kiedy postarasz się pokolorować mną ściany?
- Bardzo prywatnego. Nie musi być lepsze, byleby… prywatne. - szepnęła mu do ucha Nadezhda - Spodoba ci się, jestem… doświadczona.
Aaron szczerze wątpił, aby kobieta miała te same myśli co on. Udało mu się zawołać taksówkę i po kilku chwilach byli w drodze.

***

Zabawy dorosłych w miejscu prywatnym i przytulnym

Dziesięć minut później Aaron wynajął im pokój w trójgwiazdkowym motelu.
- No to proszę. Cicho i prywatnie.
- Świetnie. - zawyrokowała Nadezhda i wskazała na łóżko - Kładź się. - powiedziała rozpinając płaszcz.
Aaron spokojnie również zdjął kurtkę i położył się na łóżku, patrząc na kobietę.
Ghoulica podeszła do niego, nachyliła się i zaczęła delikatnie gładzić opuszkami palców twarz Aarona.
- Ok, na poważnie. Co planujesz? Chcesz zrobić mi rogi? Skleić powieki?- w głosie Arcanisty był słyszalny niepokój.
- Cii… Nie bój się. - obserwowała jego twarz z niewielkim zainteresowaniem… nie większym niż przykłada się do masy, z której można stworzyć rzeźbę - Nie krzycz głośno. Najlepiej nie podnoś w ogóle głosu.

- Erm… co? Mogę się nie zgodzić na to? Czy możemy chociaż ustalić jakieś "safeword"?
- Safe… co? - delikatnie pociągnęła mu skórę policzka - Dać ci coś do zagryzienia?
- Nie ucieknę od tego prawda?
- Możesz próbować. - mruknęła Nadezhda skupiona na rysach Arcanisty - Ale chyba lepiej im zakręcić w tych łebkach, hmm? - spojrzała w oczy Aaronowi wzrokiem… dziwnie… cóż. Profesjonalnym? - To jak z tym do zagryzienia? Nigdy tego nie robiłam na innych, więc nie wiem jak będzie… ale zawsze można się nauczyć czegoś nowego.
- Jeżeli mam być cicho… ból i alkohol nie jest czymś co znoszę dobrze.
Nadezhda rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie widząc niczego konkretnego, wzięła ze stolika niezbyt czysty materiał służący najwyraźniej za serwetę i podała go Aaronowi.
- Proszę. Nie będę teraz szukać dalej. Postaraj się nie zasłaniać nią zbytnio twarzy. Problem jest taki, że nie znam progu bólu innych osób, a pewnie się różni od mojego. - nachyliła się ponownie nad Arcanistą - I nie rzucaj się, będzie mi to przeszkadzać.
Aaron tylko delikatnie kiwnął głową, zagryzł materiał i zamknął oczy.
Nadezhda podeszła jeszcze do okien i zasłoniła je szczelnie firanami, żeby nikt nie podglądał ich w tej bardzo… intymnej… chwili.

Rosjanka wróciła do leżącego mężczyzny. Usiadła obok jego głowy i przez chwilę przypatrywała się jeszcze Aaronowi, ale zaraz zabrała się do… pracy.
I nie należało to do najprzyjemniejszych odczuć w jego życiu… a raczej do tych szczególnie nieprzyjemnych.
Nadezhda wiedziała co robić, ale nigdy wcześniej nie robiła tego na kimś innym. Tak jak powiedziała Arcaniście, nie znała innego progu bólu prócz swojego samego. Na sobie przeprowadzała podobne "operacje" z większą pewnością, co było paradoksalne, jako że modyfikując swój wygląd musiała się posiłkować jakimś lustrem najchętniej, a tutaj… tutaj miała przed oczyma żywy okaz. Niemniej nie miała zamiaru umyślnie sprawiać bólu mężczyźnie acz liczyła się z tym, iż może on jakiegoś doświadczyć. Cóż…

Aaron poczuł najpierw uszczypnięcie, a później… uczucie nie było porównywalne z czymś, co czuł kiedykolwiek, zupełnie jakby kawałek skóry jego policzka zaczął szczypać jak przy zbyt mocnym nacisku, a później został pociągnięty zbyt mocno, jak dla Aarona. Kiedy na chwilę ważył się otworzyć oczy, zobaczył skupioną Nadezhdę, wpatrzoną w jego policzek, trzymającą w palcach jednej dłoni rozciągniętą skórę zbyt nienaturalnie, aby można było to uznać za coś zdrowego, zaś drugą "masującą" resztę jego twarzy… i wtedy przyszedł ból.

Wolał nie otwierać oczu, a wręcz nie chciał tego robić. Wystarczyło mu to, co czuł, a chociaż Nadezhda starała się być jak najdelikatniejsza to przychodziły momenty, w których Arcanista musiał zacisnąć mocno zęby na materiale. Nie wiedział i wolał nie wiedzieć co tak naprawdę się z nim dzieje, a mówiąc szczerze - zapewne nic, co by mu się spodobało.

W pewnym momencie poczuł jakby palce Nadezhdy nieznacznie wsunęły się pod jego skórę przy lewym oku. Z bólu wypluł materiał i chciał krzyknąć, ale krzyk został zduszony przez dłoń kobiety.
- Cii… Spokojnie. Już kończę, wytrzymaj jeszcze chwilę. - poczuł delikatne pogładzenie włosów i zaraz materiał znowu został podstawiony pod jego usta - Zaraz to minie…

Aaronowi wydawało się, że ta chwila trwała wieczność, chociaż tak naprawdę chwilą była, a kiedy wszystko ustało, poczuł nieopisaną ulgę.
- Poszło szybciej niż przypuszczałam… Zobacz się. - to usłyszawszy poczuł jeszcze jak Rosjanka mierzwi mu włosy - Nie jest idealnie, ale jakoś jest.

Kiedy otworzył w końcu oczy zobaczył, w trzymanym przed nim przez Nadezhdę niewielkim lusterku, swoje odbicie. Było… inne. Starsze i… po prostu inne.


- Jeżeli bardzo bolało to wiedz, że nie miałam tego w zamiarach. Muszę jeszcze coś z sobą zrobić… - ghoulica spojrzała uważnie na Arcanistę i przysunąwszy się bliżej jego twarzy szepnęła mu do ucha, zaś w jej tonie było coś z pogranicza prośby a czegoś mniej miłego - Tylko nie mów Szwajcarowi, że bolało, bo jego nastawiony na Biblię móżdżek tego nie pojmie... dobrze?
Aaron był delikatnie otępiały bólem, ale w końcu kiwnął głową.
- Czemu to robimy? I czemu po prostu nie powiedziałaś co zamierzasz?
- Przecież ci mówiłam czemu - aby namieszać w głowach komarom. - wzruszyła ramionami - I nie chciałam przecież cię zawczasu zbyt martwić oraz prowadzić do spięć, kiedy byś oponował. Do tego… zapewne i tak byś nie pojął, bez urazy dla ciebie… ale chyba nie było tak źle?
- To… było nie do opisania. Takiego bólu jeszcze nie czułem, nie to że był niewyobrażalnie silny… po prostu… dziwny.- Aaron zaczął przyglądać się sobie w lustrze - Możesz to cofnąć, prawda?
- Hmm… - Nadezhda udała zamyślenie - To zależy ile jesteś skory zapłacić.
- Ha… - odparł sucho - Przynajmniej nie zmieniłaś mnie w czarnego…
- Wszystko przed nami. - odparła lekko.

Aaron pokręcił głową.
- Davida też tak urządzisz?
- Myślisz, że można tu gdzieś kupić sznury do przywiązywania łodzi?
Aaron spojrzał podejrzliwie na kobietę.
- Czemu?
- Pytałeś czy Davida też tak urządzę, prawda? - wyszczerzyła się - Nie ma sprawy, tylko potrzebuję najpierw tych sznurów i czegoś odurzającego. To drugie łatwo zdobędę.
- Wódka trochę zajmuje, aby odurzyć. Chyba, że wstrzykniesz mu ją prosto w żyły… Więc, chcesz wrócić do tej lecznicy?
- Najpierw niech ten bezużyteczny Szwajcar tu się pojawi… i muszę się zająć swoim wyglądem. Jeżeli chodzi o środek odurzający, to kto mówi o wódce?
- Twoje rosyjskie korzenie.
- Nie zasłużył na nią, a do pacyfikacji może posłużyć wiele innych specyfików, które nietrudno mi zdobyć. - odparła lekko.
- Skąd?
- Od przyjaciół.
- Myślałem, że nie posiadasz takowych.
- Jak to wy mówicie… hmm… to chyba było tak - friends with benefits.

Aaron przekrzywił głowę.
- Znajomi, którzy uprawiają ze sobą seks bez zobowiązań?
Nadezhda skrzywiła się lekko, ale odpowiedziała z miną sugerującą, że chyba do końca się nie zrozumieli.
- Nie wchodzę w ich życia prywatne, ale na pewno to robią z innymi, spoza ich kółka, właśnie bez zobowiązań. Mnie chodziło, że benefits odnosi się do korzyści jakie dzielę z nimi.
- Lepiej nie korzystaj z tego określenia. Współcześnie oznacza to co ja powiedziałem. Więc, kim są ci przyjaciele, którzy od tak mogą załatwić ci środki odurzające?
- Czyżbyś był zainteresowany?
- Może… kto wie co jeszcze mogą załatwić. Więc? KGB? Rosyjska mafia? Yakuza? Kolumbijski kartel narkotykowy? Giovanni?
- A ty co - pies policji, że się tak dopytujesz? Ważne, że mogłabym coś załatwić tylko musisz mi powiedzieć w jaki stan ma cię to wprowadzić, z jaką siłą i ile jesteś w stanie zapłacić, a popytam.
- Gdybym trzymał z Ekstatykami to może, mnie bardziej chodziło o elektronikę.
- Nigdy nie rozpytywałam o elektroniczne zabawki… ale może… Pewnie mają jakiegoś… dłużnego im… jak to dobrym znajomym… sprzedawcę. - zamyśliła się - Ale to i tak będzie kosztować. Na pewno nie chcesz tych środków? Będą z dobrej półki, nie jakieś odrzuty. Nie pożałujesz, jak mi wiadomo.
- Wolę nie. Te rzeczy niszczą mózg, a to jedyny organ, który do czegoś mi się przydaje.
- Nie wątpię. - odparła, ale po jej uśmieszku Aaron wnosił, że właśnie wątpi - W razie czego - pytaj. Postaram się coś załatwić, a teraz wybacz, ale znudziła mi się już ta twarz. Ty natomiast ponapawaj się moją rzeźbą, dotknij jej. Lusterko? - wyciągnęła dłoń i kiedy mężczyzna oddał je, zajęła się swoim wyglądem.

Aaron dotknął swojego nowego policzka.
- Ał… Ech, miałem pogadać z Aki… Dobra wyłączę kamerkę i wyjaśnie zanim mnie zobaczy.
Nadezhda nie słuchała już zbytnio, tylko usiadła tyłem do Aarona wpatrzona w lusterko.
- Napisz temu Szwajcarskiemu Stróżowi, żeby się z łaski swojej pospieszył i nie patrz teraz na mnie. Jestem wstydliwa.
- Że co proszę? Wstydliwa? Właśnie zmieniłaś mi twarz, to jedno z bardziej intymnych doznań jakie mogę sobie wyobrazić. - Arcanista sięgnął po komórkę i wysłał wiadomość do Davida.
"Wyszliśmy, Nadezhda coś mi zrobiła z twarzą. Planujemy wrócić do New Hope chyba. Dam znać gdzie się zatrzymamy."
- Jeżeli to jedno z bardziej intymnych doznań… to musisz mieć smutne prywatne życie. - stwierdziła kobieta odwrócona od Arcanisty - Ach, tak. Nie masz żony.
- Dziewczyny, z którymi spędziłem noce, nie wsadzały mi palcy pod skórę twarzy. Jeżeli tak wygląda TWOJE życie prywatne… to w Rosji naprawdę wszystko jest inne.
- Tak i jeszcze ciekawiej. - mruknęła Nadezhda - Do tego… Spędzałeś noce z różnymi dziewczynami? Wieloma? Bez ślubu? Kto cię wychowywał? Jacyś z klasy robotniczej?
- Jeden: Ameryka, kraj wolności. Dwa: Ojciec był górnikiem, a matka pielęgniarką.
“poczekajcie. nie ufaj jej, miej na oku” - przeciągłe piknięcie smatfona, brzmiące jak akompaniament jego mało imponujących początków, powiadomiło Aarona że otrzymał odpowiedź.
- Górnikiem… - mruknęła Rosjanka, a kiedy rozległ się sygnał komórki westchnęła - Czy już zabito tego kota? - Aaron nie widział jej twarzy, ale był pewien, że kobieta musiała się skrzywić - Odpisał?
- Tak, napisał, żebyśmy czekali na niego.


Minęło trochę czasu nim Nadezhda zakończyła swoje zabiegi kosmetyczne...

Kiedy Arcanista spojrzał na odwróconą tyłem kobietę, zobaczył jak rozplata sobie włosy, które miały już inny kolor. Nie były blond, a jasnobrązowe. Kiedy zaś Nadezhda odwróciła się do niego zobaczył zupełnie inną twarz.

[media]https://img1.goodfon.ru/wallpaper/big/3/fc/devushka-milaya-volosy-vzglyad.jpg[/media]

Wyglądała jak około dwudziestolatka, o brązowych włosach, wpadających w zieleń oczach i delikatnych, niezniszczonych wiekiem rysach. Dziewczyna jeszcze raz skupiła uwagę na odbiciu w trzymanym lusterku, po czym wstała. Kiedy jednak się odezwała Aaron zorientował się, że…

- Musimy poszukać innego miejsca, aby przeczekać zanim ten Obrońca Niewinnych się tu zjawi.

...jej głos był inny, bardziej pasujący do dopiero co wyrosłej dziewczyny...

- Skaranie losu z tym durniem.

...ale tak, to wciąż była Nadezhda.

- Jasne… mogę zadać pytanie natury… prywatnej?
- Zależy, ale spróbować możesz. - odparła Nadezhda przeczesując dłonią włosy.
- Jak daleko poszłaś ze zmianą wyglądu? Zmieniłaś kiedyś płeć?
- Dlaczego pytasz? - kobieta spojrzała na niego niepewnie.
- Czysta ciekawość? Zastanawia mnie… zakres twoich możliwości.
- Jak złamiesz nogę to ci jej nie naprawię. - odparła niepocieszona - Po prostu nie mogę.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - uśmiechnął się trochę zaczepnie Aaron.
- A co, brakuje ci piersi, że tak wypytujesz?
Aaron zastanowił się głęboko.
- Nie odmówiłbym… chociaż, wolałbym żeby miały wyłącznik. Ech, przyznam, że zazdroszczę czasem kobietom ich ciał.
- Wiesz, żeby dobrze i przekonująco zmienić płeć przydałoby się też popracować nad niektórymi kośćmi czy takimi tam… Czy udawałam kiedyś mężczyznę? - uśmiechnęła się słodko - Nie potwierdzam, że nie próbowałam go trochę bardziej przypominać… z twarzy przynajmniej.
- Musiało być trudno. Wy.. słowianki jesteście takie ładne. Ciężko pewnie zmienić coś takiego w mężczyznę.
- Jesteśmy najładniejsze, szczególnie jeżeli chodzi o Rosjanki. - odparła jakoś głucho Nadezhda - Przynajmniej większość.
- Zakładam, że ty przodowałaś wśród ładnych. - Aaron uśmiechnął się - Zważając na twój charakterek.
- Co to ma niby znaczyć? - Nadezhda zmarszczyła brwi.
- Ładne kobiety przeważnie mają paskudne charaktery, aby lepiej wykorzystać walory swej urody.
Nadezhda tylko prychnęła.

- Więc? Jak wyglądałaś przed tym wszystkim z ghoulowaniem i Vicissitude? Opisz się. Kolor włosów, kolor oczu itp.
- Mojemu mężowi się podobałam. - włożyła lusterko do torby - Musimy już stąd iść. Nie wiem gdzie przeczekamy, ale coś się znajdzie. Jeżeli będzie można tam coś kupić do picia czy jedzenia - ty płacisz.
Aaron kiwnął głową.
- Jasne. Nie znam się na mieście, ale chyba coś znajdziemy.
 
Zell jest offline