Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2007, 00:02   #9
Diakonis
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany
Elaraldur

Przechadzając się zauważasz licznych ludzi czyniących ostatnie przygotowania do dzisiejszych obchodów. Tak jak się spodziewałeś ogromna rzesza ludu zjechała z najdalszych zakątków Cormyru i nie tylko. Na ulicy można było spotkać przeróżnej maści krasnoludy, elfy, gnomy, niziołki czy ludzi z egzotycznych krajów. Szedłeś w stronę rynku, ale po drodze natknąłeś się na pewien nadzwyczajny sklepik, który przykuł twoją uwagę. Na wystawie najróżniejsze instrumenty strunowe stanowiły dowód kunsztu lutnika, który je stworzył. Na pierwszy rzut oka rozpoznałeś derrevirską cytrę, dwunastostrunową lutnię amnijską i rashemeńskie mandocello, instrumenty niezwykle rzadko spotykane, a jeszcze rzadziej sprzedawane. W sklepie panował półmrok, a pomieszczenie pachniało żywicą, na wszystkich ścianach porozwieszane były instrumenty. Wziąłeś pierwszą z brzegu mandolinę i szarpnąłeś za strunę. Dźwięk jaki się dobył był barwny i soczysty, co świadczyło o najwyższej klasy wykonaniu. Nawet się nie spostrzegłeś kiedy zacząłeś przygrywać jakąś melodię, a z zaplecza wyszedł stary krasnolud. W pierwszym momencie zdziwiło Cię, że krasnolud może być lutnikiem, a zaraz potem odczułeś do niego szacunek jako że dźwięk jego instrumentu był nadzwyczaj piękny.

- Pomóc Ci jakoś młodzieńcze? Chciałbyś coś kupić w sklepie starego Jorzuma? Najlepsze i najrzadsze instrumenty w Suzail, ręczę za to głową...


Volstagh

Zacząłeś skandować zaklęcia w wybranej kolejności, skupiając się na nich maksymalnie, aby nie wystąpiły żadne niepożądane skutki. Poczułeś jak wokół Ciebie gromadzi się magiczna energia, powoli kumulując się w twoich dłoniach. Pierwsze zaklęcie zadziałało bezbłędnie, wokół Ciebie utworzyła się świecąca zielono-żółta poświata. Kolor co prawda inny niż zazwyczaj, ale gawiedzi się podobało. Zachęcony pierwszym sukcesem stwierdziłeś, że należy przejść do następnego punktu. Kiedy ludzie byli rozochoceni twoim występem i czekali na więcej, ty zacząłeś kolejną inkantację. Tym razem coś było nie w porządku. Energia przepływała chaotycznie z jednej dłoni do drugiej. Wokół Ciebie pojawiło się kilka błyskawic łączących twoje stopy z głową. Poczułeś lekkie ukłucia na tyłku, kiedy wyładowania Cię trafiały. Nie były groźne, ale z pewnością efektowne. Gdy zakończyłeś zaklęcie, w twych dłoniach skumulowana energia uderzyła Cię w twarz. Efekt tego był taki, że całą twarz miałeś w sadzy a włosy stały Ci na wszystkie strony. Niestety to nie koniec, czułeś jak pulsują energią i to całkiem sporą. Modliłeś się w tym momencie żeby nic złego się nie stało. Publiczność najwyraźniej rozbawiona, wołała o jeszcze i śmiała się z Ciebie. Po chwili ciszy z twoich włosów wystrzeliła fontanna migoczących promieni o najróżniejszych barwach. Przez twoje ciało przepłynęła bardzo silna wiązka magii co było skrajnie nieprzyjemne, ale publiczność wyła z zachwytu. Postanowiłeś zaniechać rzucania kolejnego zaklęcia, które mogłoby się skończyć tragicznie. Z magia nie należy zadzierać. Gdy ogłosiłeś zakończenie występu ludzie chętnie wrzucali Ci monety do kapelusza. Kiedy już tłum się rozszedł przeliczyłeś pieniądze za występ. W kapeluszu doliczyłeś się 3 sztuk złota, widocznie nikt nie sugerował się tym co napisałeś na tabliczce. Występ uznałeś za wielce dochodowy po czym udałeś się w kierunku karczmy.


Splamiony


Wyszedłeś w kierunku stajni. Co prawda nie do końca pamiętałeś gdzie się znajduje, ale wystarczyło zaczepić kogoś ze służby. Przed stajnią zobaczyłeś już w oddali Latilien, machającą do Ciebie już z siodła jakimś szlachetnym karym rumaku. Siedziała po męsku, zresztą powinieneś się tego był spodziewać kiedy już zobaczyłeś ją w tym stroju jeździeckim. Jeden z chłopców stajennych przyprowadził już Catiltie. Twoja klacz prezentowała się godnie, była czysta, a siodło zostało wyczyszczone, wypastowane i zaimpregnowane.
- Panie Arrouzer, niechże się Pan pośpieszy, bo jak cioteczka się obudzi to na pewno zabroni mi wyjechać – Dziewczyna rzuciła radośnie w twoją stronę. Wskoczyłeś lekkim ruchem na siodło. Poklepałeś konia po szyi i dołączyłeś do Latilien. Stępem wyjechaliście z terenu pałacu. Przez chwilę twoja towarzyszka nie odzywała się, dopiero gdy wyjechaliście za bramę przemówiła.

- No to teraz jesteśmy poza miastem. Możemy mówić swobodnie, nikt nas nie podsłucha. Wiem, że nie jesteś Panem Arrouzerem, bo słyszałam jego historię i wiem że nie żyje od jakichś pięciu lat. Nie mam nic do twojej tożsamości. Przybrałeś imię Leekana Arrouzera, co zresztą z pewnością było pomysłem cioteczki, więc tak będę się do Ciebie odzywać. Chciałam tylko żebyś wiedział, że nie jestem taka głupia na jaką mogę wyglądać.

Spoglądałeś na nią z pod maski, wielce zdziwiony. Choć z drugiej strony jegomość w masce z mieczem u boku, nie wyglądający specjalnie na szlachcica, a raczej na wyćwiczonego wojownika może budzić pewne wątpliwości.

- Dobrze skoro już mamy to za sobą Leekanie to przejedźmy się wybrzeżem tak jak to było postanowione.

Dziewczyna mówiła radośnie, pomijając w ogóle fakt, że Cię nie znała i nic nie gwarantowało jej teraz bezpieczeństwa. Po tych słowach pognała kłusem w kierunku plaży. Ty po chwili zdumienia także poszedłeś w jej ślady.


Everon

Było koło godziny ósmej kiedy wkroczyłeś do karczmy „Trzy Rundki”, znanej Ci z poprzednich pobytów w Suzail. W „Trzech Rundkach” można było zdobyć najróżniejsze informacje ze światka przestępczego czy polityki, oczywiście każdą transakcję trzeba było rozpocząć od tradycyjnych trzech rundek. Takie zachowanie leżało w dobrym tonie oraz eliminowało niezaznajomionych z tutejszymi zwyczajami delikwentów. Gospoda była duża, znajdowała się w dzielnicy kupieckiej, na skraju miasta. Przy drzwiach siedziało kilku drabów, była to służba porządkowa karczmy. Gdy wszedłeś poczułeś zapach piwa i przypraw korzennych. Pomimo tego, że przybytek nosił niechlubne miano speluny, to zawsze było tu czysto i schludnie. Właściciel dbał o to żeby niezmiennie panował tam zapach przypraw i piwa. Siadłeś przy jednym ze stolików przyglądając się stałym bywalcom „Trzech Rundek”.
Niziołek Eddie Garlet, posłaniec, podsłuchiwacz i znawca miasta. Krasnolud Grutter i jego chłopaki, panowie od brudnej roboty, specjaliści jeśli chodzi o wyciskanie informacji z ludzi. Deuleck Hand, człowiek który praktycznie cały czas siedzi w tej jednej karczmie, a jednak zakres jego wiadomości jest ogromny, wie wszystko o wszystkim w mieście, oczywiście za odpowiednią opłatą i tylko dla wybranych klientów.
 
Diakonis jest offline