Podróż nie była przyjemna. Trzęsło cały czas i dyliżans sunął się smętnie co jakiś czas przyspieszając po małej awanturze zrobionej przez Jaśnie Panią Izoldę.
Wypadek z spowodowany odpadnięciem koła także psuł humor Wolfganga. To była jakaś farsa i przyszły mag obiecał sobie nie korzystać więcej z tej sieci dyliżansów. Zastanawiał się czy aby nie złożyć skargi w Altdorfie na woźniców.
Kiedy deszcz zaczął padać Techler nie zważał na konsekwencje i otoczył się czarem, który dawał mu ochronę przed deszczem. Przede wszystkim zależało mu na nie zmoczeniu księgi.
- Jak ktoś chce coś uchronić przed wodą dajcie to mi.- Zaproponował towarzyszom siedzącym obok lub na dachu.
Ponowne zatrzymanie się ich transportu już prawie wyprowadziło z równowagi maga. Miał już z awanturą iść do woźniców gdy zobaczył mutanta, który zmroził jego krew w żyłach.
Widział jak ten z dłonią w ręku podrywa się do ataku na jednego z powożących i wezbrało mu się to bo opanował panikę, która nad nim zapanowała.
Musiał szybko działać i pierwsze co zrobił to sięgnął po jedną strzałkę do sakiewki, splótł magie z okolicy i rzucił w wskakującego już na pojazd mutanta magicznym żądłem.