Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2016, 19:26   #6
Egzio
 
Egzio's Avatar
 
Reputacja: 1 Egzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie cośEgzio ma w sobie coś
Krasnolud był wiernym kochankiem, jednakże więzienie, na zawsze rozłączyło go z jego ukochaną. Jego cierpienie potrafiły złagodzić jedynie sny, w których Sofols ponownie spotykał się z miłością swojego życia. Przed laty utraconą.
- Elżbieto... - mamrotał przez sen, w snach widział ją, nagą, i równie piękną, co w dniu, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy - Elżbieto...
Krasnolud wraz z młotem Elżbietą, przebijali się przez tłum wrogów, pozostawiając po nich jedynie krwawą papkę. Nie istniała wówczas żadna siła, będąca w stanie ich rozłączyć. On i ona, na zawsze razem. Jeśli nie w świecie fizycznym, to przynajmniej w snach.
Kiedy udało im się pokonać wrogów, Sofols spojrzał na lśniącą Elżbietę, jego usta zaczęły powoli zbliżać się do niej, to miał być ich pierwszy pocałunek.

Sofols został obudzony nagłym dźwięk otwieranego zamka.
- Wypierdalać kurwa, śpię! - krzyknął z zamkniętymi oczyma, po chwili otworzył je, i podniósł się prawym łokciem, zobaczył przed sobą trzech strażników. - Znowu? Koniojebcy pierdoleni...
Stofols Szczęśliwy posiadał wyjątkową zdolność doprowadzania ludzi do wściekłości. Jego ponadprzeciętne szczęście sprawiało, ze był w tym doskonały, podobnie jak we wszystkim innym.
Tym razem, z jakiegoś trudnego do określenia powodu, szczęście przestało mu dopisywać. Wszelkie próby sprowokowania strażników, i doprowadzenia do bójki, która była jego czwartą miłością, zaraz po wyrobach alkoholowych, młocie Elżbiecie i hazardzie, spełzały na niczym. Ci ludzie byli kompletnie niewzruszeni i wyprani z jakichkolwiek emocji.
- Eh, doprowadzicie mnie kiedyś do szału. - jęknął, po czym podniósł się z pryczy, jego nogi nie dosięgały podłogi, musiał więc zeskoczyć. Napluł w dłoń, po czym z pomocą śliny, ułożył włosy. - Dobra, skurwysyny, obstawiam, ze i tak nie powiecie mi, dokąd idziemy?
Strażnicy nie odezwali się ani słowem. Sofols machnął dłonią.
- Czego ja się spodziewałem...


Sofols szedł w kierunku gabinetu prezesa, eskortowany przez trójkę strażników, co jakiś czas obrzucał ich obelgami i zgryźliwymi uwagami, ale ich sztywne miny nadal pozostawały niewzruszone.
- Skoro skurwysyny.... - zaczął Sofols - Chcecie uchodzić za poważnych, dojrzałych, i chuj wie co wy tam jeszcze w tych łbach macie... to nie znaczy, ze macie być kurwa sztywni, więcej luzu chłopaki, poczucia humoru! - ponownie brak reakcji - Halo, kurwa?! Do ściany mówię?!

Kiedy krasnolud wreszcie znalazł się w gabinecie, wszyscy byli już obecni, prezes poinformował ich pokrótce, na czym ma polegać ich rola.
- No jasne ze możecie na mnie liczyć! - krzyknął Sofols - Oddajecie mi Elżbietę, wypuszczacie mnie, ja pójdę się napierdolić, i jak będę miał szczęście, a zawsze je mam, to wypełnię tę waszą misję, najpewniej zupełnie przypadkiem. Podobnie jak zupełnie przypadkiem wychodzi mi wszystko kurwa inne, i CO z jakiegoś KURWA niezrozumiałego powodu, stało się przyczyną zamknięcia mnie na tym zadupiu.
Rzucił okiem na Rose, jego wzrok zatrzymał się na jej piersiach.
- Nie lubię być zgryźliwy wobec dam z tak zajebistymi cycami, ale wydaje mi się, ze jak się nie zgodzisz, to cię tu kurwa zostawią. Nie jesteśmy tutaj w odpowiednim położeniu żeby stawiać warunki albo zadawać debilne pytania. Ot, taka kurewsko skomplikowana filozofia.
 

Ostatnio edytowane przez Egzio : 28-12-2016 o 20:58.
Egzio jest offline