Najbardziej Shavalyotha zdumiało to, że rudy miał czelność jego nazywać wariatem, kiedy tuż obok stała małpa i wydawać by się mogło, że to zupełnie normalne. Anomalie magiczne powinny być trzymane pod kluczem. A nie wypuszczane do innych, porządnych współwięźniów.
Wracając do współwięźniów. Kiedy jest się jedynym chłopskim dzieckiem w Akademii, trzeba przywyknąć do oszczerstw i podśmiechujków. Trzeba też bardzo dokładnie zapamiętać imiona i nazwiska, żeby potem rzucić na całą męską stronę rodzin swoich oprawców klątwę permanentnego dolnego zwisu.
Teraz jedyne co mógł zrobić, to przywalenie rudemu ciężkimi kajdanami w buźkę, ale właśnie dano mu szansę na odzyskanie wolności. I jakiś rudzielec mu tej radości nie zepsuje.
Najjaśniejszy dał mu wolność! A co ważniejsze, uznał go za osobę odpowiednią do powstrzymania końca świata. Nie padł na kolana i nie zaczął dziękować bogu tylko dlatego, że nie chciał się wystawać na kolejne kąśliwe uwagi rudego bezbożnika.
Jedyne, co go martwiło, to kompania, z którą miał ten świat ratować. - Bardzo mi miło, że uznał mnie pan za odpowiednią osobę do tak heroicznego zadania - zaczął dyplomatycznie. - Co prawda nie wiem, czy moim towarzyszom przyda się wsparcie duchowne, ale jak najbardziej służę. Mam jedynie wątpliwości co do składu naszej drużyny... - kapłan powiódł po reszcie zgromadzonych widocznie zdegustowanym wzrokiem. - Rudy sukinsyn, krasnal-napaleniec, nierządnica - i tak na chwilę się zawiesił, bo jednak krasnolud miał zupełną rację co do zajebistych cyców. - No, dobra, ona się przyda.
__________________ write 'nothing is set in stone' on my grave as both a witty joke and a subtle warning that i will be back |