Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 12:16   #4
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Belle gdy tylko czuła, że naprawdę została sama, odetchnęła z ulgą. Była sama. Hellene była niemal jak ghul, więc była jedynym venture na wyspie. John, Hanachiyo… mogłaby ich przemienić. Zasłużyli na to jednak… Dogasiła leżący na popielnicy papieros i podeszła do okna. Brakowało jej charakterku, który miał Dragosz. Wspomnienie zamordowanego childe znów ją zakuło. Jednak czy jeśli nie będzie zwlekać zbyt długo nie straci ich tak samo jak Doris. U drzwi rozległo się pukanie.
- Wejść.

Hanachiyo wsunęła się do pokoju i ukłoniła nisko.
- Czy mogę ci jeszcze jakoś pomóc Pani?
- Poinformuj też Sophie, że chcę ją tu zobaczyć w przeciągu godziny. - W skupieniu wpatrywała się w pnące się do nieba wieżowce Manhattanu. Jeszcze raz analizowała wszystkie za i przeciw. Obawiała się utraty kolejnych potomków, ale przez jej obawy nie mógł cierpieć ród Ventrue. - Przyprowadź mi tutaj Johna. Chcę z waszą dwójka porozmawiać.

Hanachiyo skłoniła się również przy wyjściu. Po jakiś niecałych pięciu minutach azjatka wróciła razem z Johnem.
- Sophie zjawi się lada moment Pani. - poinformował mężczyzna.

Księżna machnęła ręką jakby odganiała muchę.
- Hanachiyo zamknij proszę drzwi. Sophie będzie musiała chwilę poczekać. - Wampirzyca zaczekała aż kobieta wykona polecenie i wskazała ghulom dwa fotele stojące jak zwykle przed biurkiem. Sama przysiadła na krawędzi blatu i przyjrzała się im z góry. Widziała głód w ich oczach, to całkowite oddanie.
- Oboje doskonale wiecie, że szanuję waszą opinię i z przyjemnością słucham wszelkich podpowiedzi. - Księżna uśmiechnęła się życzliwie do swoich ghuli. - Jestem ciekawa waszej opinii w jednej sprawie. Chciałabym spokrewnić waszą dwójkę. Co wy na to?

Mogło się wydać, że wampirzyca właśnie zaproponowąła im piknik następnej nocy, albo raczej wypad do kina. Księżna przyglądała się im uważnie czekając na reakcję.
Hanachiyo była dobra w zachowywaniu pokerowej twarzy jednak Księżnie nie uszło uwadze, że powiek azjatki drgnęła. Dziewczyna szybko pochyliła głowę i przyłożyła pokornie dłonie do piersi.
- To byłby dla mnie największy zaszczyt Pani. - odpowiedziała jednym tchem ledwo panując nad sobą.
John zbladł, choć nie wydawał się zaskoczony.
- Pani, wiesz że nie mógłbym ci odmówić… - mężczyźnie trząsł się głos a z oczu pociekły łzy.
- Nic, a nic, żadnych oporów? - Księżna uśmiechnęła się. - Jesteście ze mną długo. Wiecie z czym się wiąże spokrewnienie.

John spojrzał na Hanachiyo, azjatka czując jego wzrok odwzajemniła go. Po chwili kiwnęła głową.
- Pani - zaczęła - Pan Roberts nie odmówi ci w niczym, jednak od dawna nie pragnie spokrewnienia… nie potrafił ci sam powiedzieć, poprosił mnie o pomoc jeśli ten moment by nadszedł. - Kiedy Hanachiyo to mówiła, a mówiła to z drżącym głosem, John płakał.
- Zostaw nas Hanachiyo. Zawołam cię niebawem.

Księżna odprowadziła ghulicę wzrokiem. Gdy drzwi na korytarz uchyliły się zobaczyła na nim czekająca Sophie. Zaczekała, aż zamkną się za nią drzwi i spojrzała na Johna. Po dłuższej chwili sięgnęła do jego twarzy i przetarła łzę.
- Czemu? - Jej głos działał uspokajająco. - Szanuję to ale chcę wiedzieć czemu.

John krępował się spojrzeć Księżnej w oczy przez moment, kiedy w końcu to zrobił przemówił:
- Pani, kocham cię żywą, cierpię za każdym razem kiedy twoje ciało jest zimne i martwe, kiedy musisz je chronić przed słońcem. Cierpię gdy myślę, że nigdy nie będziesz mogła cieszyć się błękitem nieba. Chciałbym… marzę czasem, wiem że to głupie wybacz, ale marzę, że leżymy razem na trawie, spoglądamy w niebo a wokół nas biegają dzieci… Ja… nie chcę umierać, nie wiem czy kiedykolwiek potrafiłbym żyć tak jak… ty. - opapadł gdy powietrze z niego uleciało.

Wampirzyca pogładziła jego twarz. Nie.. ona nigdy nie miała takich myśli. Nawet za życia.
- Będę chciała byś przygotował wszystko na spokrewnienie Hanachiyo. - Księżna nachyliła się i pocałowała mężczyznę w usta. - Liczę na ciebie.

Mężczyzna zastygł w uniesieniu gdy usta Pani dotknęły jego własnych, uśmiechnął się nawet.
- Oczywiście, Pani i… dziękuję… za zrozumienie i za wszystko.
- Przyprowadź tu Hanachiyo i Sophie, musimy obgadać co zrobić z panosząca się na moim terenie, pewną wredną czarownicą.

Chwilę później trójka ghuli zebrała się wieczorową porą w gabinecie swojej dominatorki. John miał jeszcze rumieńce ale ogarnął swój wygląd przy pomocy chusteczki. Hanachiyo miała na twarzy tak mocny makijaż, że w połączeniu ze swoją dyscypliną potrafiła całkiem przyzwoicie maskować napięcie. Przynajmniej kiedy się nie odzywała. Sophie miała podkrążone oczy, cóż praca lekarza nigdy się nie kończyła.
- Giovanni też znają się na tych… “duchach”, szkoda, że są ostatnio z nimi problemy - zauważył John.
- Tylko dlatego, że coś jest dziwne i nieznane, nie znaczy że nie jest zabójcze - Hanachiyo nawiązała do tonu z jakim jej poprzednik mówił o duchach.
- Czemu po prostu Anastasia jej nie “zniknie”? albo nawet Pani Ruth - wtrąciła się Sophie.

Księżna patrząc na swoje ghule nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ma przed sobą trójkę osób, których uroda czy czar osobisty, jest wprost proporcjonalny do skrytobójczych myśli.
- Jeśli w mieście znika wampir to zazwyczaj jest z tym więcej problemu niż jakby ktoś go zabił na środku ulicy. - Belle była rozbawiona. Ostatnio łapała się na tym, że wolała towarzystwo swoich guli bardziej niż większości wampirów. Sięgnęła po papierosa John momentalnie podskoczył by go odpalić. - Chciałabym by Honorata nie miała tu za co żyć. By lokale na, które poluje były odpowiednio wcześniej wykupywane przeze mnie. Chcę by jej śledztwo na każdym kroku odbijało się od ściany. Życzę sobie by wszyscy, którzy byli świadkami zdarzeń z 33-ego byli albo martwi, albo mieli na tyle urobione mózgi by mogła ich wypytywać co najwyżej o wspomnienia z dzieciństwa.
- Jeśli te “czary”... - zaczął John.
- to nawet nie wiadomo co można jej pokazać. - dokończyłą myśl Hanachiyo.
- Bez męża będzie mieć pod górkę. - zauważyła Sophie.
- Można pokazać jej wszystko co nie ma związku ze sprawą. Myślę nawet że powinniśmy ją zasypać milionem całkowicie nieistotnych informacji. Mieliśmy wtedy takie zamieszanie z Sabbatem, niech nasza czarownica dowie się o każdym nieistotnym morderstwie Sabbatu i tym jak każdy tylko nie Michaella zajmował się tego rozwiązaniem. - Wampirzyca uśmiechnęła się do Johna, po czym skupiła wzrok na Sophie.
- Masz rację. Z przyjemnością poznałabym męża naszej czarownicy. Będzie mi zależało na tym byś zorganizowała to na tyle, by wszyscy uważali to za przypadek.

Wampirzyca wstała od stołu i wygasiła papieros w stojącej na komodzie popielnicy.
- Hanachiyo chcę się zobaczyć z Irene… - Po chwili namysłu dodała. - Jutro. Wcześniej niech pojawi się tu Hiena.

Wampirzyca obejrzała się na swoje ghule.
- Macie co robić. - Księżna mrugnęła jeszcze do Johna, przypominając mu o wcześniejszej prośbie. - Zajmijcie się tym co trzeba.

Gdy tylko ghule opuściły gabinet podeszła do biurka i wybrała numer Billego. Gdy tylko usłyszała po drugiej stronie głos Torreadora, uśmiechnęła się do słuchawki.
- Witam, moją ulubioną różyczkę. Jak się mają sprawy w twoim małym prasowym światku?

Billy odebrał niemal natychmiast, wampir miał jeszcze kilka lat zanim będzie musiał usunąć się w cień i z tamtąd kierować medialną machiną. Po kilku już rozmowach, Belle wiedziała iż Torreador jest w trakcie takowych przygotowań.
- Świetnie, nigdy nie brakuje tematów, niech bóg błogosławi ameryce i kanałom… - Brak jakiegokolwiek grzecznościowego zwrotu jak “Pani” czy “Księżna” był zrozumiały, Billy siedział w redakcji która nawet o tej porze była tłoczna i ruchliwa jak jarmark. Aczkolwiek już z tej krótkiej wypowiedzi Torreadora, Belle dowiedziała się iż Billy współpracuje z Hieną w celu tuszowania nadnaturalnych wybryków.

- Widzę, że jesteś zajęty. Chciałabym się z tobą zobaczyć, najlepiej jeszcze tej nocy. Postaraj się wygospodarować dla mnie chwilkę.
- Oczywiście. - odpowiedział Billy.

Księżna odłożyła słuchawkę i podeszła do barku. Nalała sobie odrobiny wina. Chwilę przyglądała się czerwonemu płynowi w kieliszku. Czuła się jakby była w więzieniu… bardzo ekskluzywnym ale więzieniu. A w celi łatwo było popaść w paranoję jak… Michaela. Z rozważań wyrwało wampirzycę szlochanie, gdzieś na tym piętrze płakała kobieta. A może Belle się tylko wydawało?
Wampirzyca ruszyła w kierunku, z którego dochodził dźwięk, powoli obracając kieliszkiem i patrząc jak gęste wytrawne wino przesuwa się po jego ściankach. Co miała do stracenia? Lepiej pokręcić się za czymkolwiek, nawet duchami, niż ryzykować chorobą psychiczną w “tym” gabinecie.
Płacz, jeśli naprawdę istniał, dochodził z pokoju jaki Belle przeznaczyła Helene, gdy ta znajduje się w budynku. Kobieta weszła do środka nawet nie pukając. To był jej dom i nie było drzwi, które mogłyby być przed nią zamknięte.
Drzwi faktycznie nie były zamknięte. Te na balkon również. Helene stała nago, z rozwianą głową po niewłaściwej stronie barierki. kiedy usłyszała nadchodzącą księżną, odwróciła głowę w jej kierunku, ukazując czerwoną od krwawych łez twarz. Chciała coś powiedzieć, zawahała się, wyciągnęła rękę i… jej stopa obsunęła się. Wampirzyca z wrzaskiem pofrunęła w dół.

Belle zamarła na chwilę. Spojrzała na kieliszek z winem i odstawiła go na komodzie. Po dłuższej chwili sięgnęła do stojącego w pokoju telefonu i wybrała numer Charlliego.
- Mój drogi trzeba posprzątać na dole. - Charllie nie pytał, pewnie już słyszał zamieszanie. Księżna odłożyła słuchawkę i spojrzała na balkon.
- Zabiłam ją ja… czy też ktoś inny mi w tym pomógł. - Jej szept ją samą zaskoczył. Powoli zaczęła spacerować po pokoju Helene. Samobójcy zostawiają ślad… podobno.

Uwagę Księżnej przykuł intensywny zapach tytoniu. Kobieta podeszła do popielniczki, leżał tam niedopałek. Belle mogła przysiąc, że to ta sama marka jaką poczęstował ją kilkadziesiąt minut temu Nikel.
- Coś czuję, że czeka mnie, mimo wszystko, poważna rozmowa z pewnym świrem. - Belle opuściła pokój Helene, niemal wpadając na pędzącego w to miejsce Charlliego.
- Billy powinien tu dziś być. Powiem mu by posprzątał w mediach. - gdy się odezwała ghul spojrzał na nią niedowierzając. - Mam obawy, że komuś zaczął przeszkadzać klan Ventrue. - Ich oczy spotkały się na chwilę. - Weź niedopałek z popielniczki i ten, który jest w moim gabinecie i prześlij do Philipa Abelsona. Chcę by sprawdził co siedzi w środku. Tak wiem, że nie zajmuje się takimi rzeczami, ale wiem też, że ma ludzi od tego. Proszę o to osobiście i chce by to pozostało między nami. Zrozumiano?
- Oczywiście Pani. - Ghul wyminął ją i wbiegł do pokoju Helene.
Księżna spokojnym krokiem ruszyła do swojego gabinetu. Cóż… a już robiło się nudno.

Za niecałe dwadzieścia minut zjawiła się policja oraz prasa w osobie samego naczelnego Halla. Jakiś młody detektyw został dosłownie zmiażdżony przez Torreadora i bardzo szybko zrezygnował z zadawania pytań pani Brezing czy jej personelowi.
- To doprawdy smutna historia - skomentował Billy gdy był już w gabinecie Księżnej.
- Bywa. - Księżna odpaliła papieros. - Będę wdzięczna za uciszenie sprawy.

Zamilkła paląc. Jej wzrok skupiony był na jednym z obrazów wiszących na ścianie. Nocturn Joana Miro został wybrany przez Johna. Madame nawet go lubiła. Pozwalał się jej skupić na myślach. Ta strata wywoła spore zamieszanie. Do tego została ostatnim Ventrue na wyspie. Starsi pozostałych klanów muszą być zachwyceni.
- Chciałabym byś zajął się Panią Honoratą. Nasza czarodziejka strasznie węszy.
- Rozumiem… cóż, żydzi z europy zyskują teraz sporo sympatii i Duszewski grają trochę na tym sentymencie, ciekawe co by się stało, gdyby znaleziono powiązania pana Duszewskiego z rządem rzeszy. - Toreador uśmiechnął się perfidnie.

Księżna uśmiechnęła się.
- Ah… niemożliwe by ludzie przejmowali się takimi rzeczami. - Mrugnęła do Torreadora. - Dobry pomysł. Przyznam jednak, że bardzo mi zależy by nie znalazła zbyt wielu informacji o panowaniu i upadku poprzedniej księżnej. Czy jesteśmy w stanie podrzucić jej kilka zbędnych informacji, tak by zaczęła błądzić?
- Zajmę się tym osobiście. - zgodził się Hall.

Belle uważnie przypatrywała się różyczce patrząc mu prosto w oczy. Przypomniało się jak tuż przed tym całym zamieszaniem kochali się. Była ciekawa czy po tym wszystkim Billy wciąż byłby taki. Czy znów zamarłby z zachwytu. Czy mu ufała? Absolutnie nie. Niestety miała świadomość, że im dłużej siedziała tutaj, w tym miejscu, tym większej paranoi dostawała i tym bardziej niemożliwe stawało się zaufanie komukolwiek.
- Dziękuję Billy. - Wygasiła papieros nie odrywając od niego wzroku. - Nie chcę cię dłużej odrywać od twoich obowiązków.

Torreador wstał, wyprostował się i skłonił głowę.
- Jak sobie życzysz, Księżno. - to powiedziawszy podszedł i pocałował jej pierścień. - Jeszcze raz przyjmij proszę kondolencję w imieniu klanu Róży.

Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Chciałbyś mnie pocieszyć mój drogi? - Księżna odwróciła od niego wzrok. - Dla Hellene mogło to być skrócenie mąk. Od lat nie żyła jak prawdziwy wampir.
- Doprawdy tragiczna historia, bardzo ją ceniłem, przed… - poprawił się - dawniej. - to powiedziawszy skierował się ku drzwiom.
- Liczę na ciebie. - Belle powiedziała to niemal szeptem, wiedziała jednak że czuły słuch różyczki powinien to wyłapać.

Hall położył jeszcze rękę na miejscu gdzie kiedyś biło jego serce po czym zachowując wszelką kulturę opuścił pomieszczenie, pozostawiając Księżną Manhattanu samą.
 
Aiko jest offline