Bern starał się nie robić hałasu, ale woźnice tego daru nie posiedli. Co i rusz młodzieniec rozglądał się wokoło i podskakiwał ze strachu przy byle złamanej gałązce. Szczególnie, że reszty kompanii nie było już widać z drogi.
- Ciemny ten bór, że hej - wyszeptał do Hulza. - Gdzie te szkapy się podziały? Przecie im dalej, tym więcej drzew. To im się droga ucieczki musi niedługo skończyć. Zresztą nie macie jakiegoś zawołania na te koniki czy co inszego? Niedługo wieczór nastanie, a wtedy... mogiła - pytlował dodając sobie animuszu.
Dla pewności wyjął kordzik z pochwy i dzierżył oburącz w myśl zasady przezorny zawsze ubezpieczony. |