Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2017, 23:08   #40
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jeszcze chwila i znajdą się w odpowiedniej odległości. Jeszcze kilka kroków. Palec oparł się na spuście. Wydech. Syknęło i huknęło, a powietrze przesycił zapach prochu. Kula z impetem wbiła się w ciało spiczastogłowego włócznika. Mutanta aż obróciło, a z uda trysnęły naokoło zakrwawione kawały mięsa. Trafiony runął na ziemię. Pozostali, zaskoczeni rozglądali się, skąd padł strzał. Łatwo było się domyślić, obserwując rozpraszającą się chmurę prochowego dymu.

- Na nich! - wrzasnął kusznik, przyklękając i podnosząc broń do ramienia, ale kusza zamiast oprzeć mu się na obojczyku, wylądowała w błocie u jego stóp. Patrząc na twarz mutanta, widać było, że zdziwił się niepomiernie. Kozionogi i olbrzym już pędzili w kierunku krzaków, w których ukrywali się bohaterowie.

A tymczasem Szkiełko starał się przemieścić bezszelestnie na pozycję umożliwiającą mu niespodziewany atak. Ale nic z tego nie wyszło. Przeciskając się między rozłożystym, kolczastym krzewem i pochylonym pniem drzewa, nie zauważył na wpół zasypanego przez gnijące liście, rozlatującego się drewnianego wiadra, które ktoś-kiedyś cisnął w krzaki. Wsadził nogę do środka i ugrzązł. Stawiając kolejny krok, wyrżnął jak długi, powodując tyle hałasu, że biegnący drogą mutanci, aż zatrzymali się.
- Jest ich więcej - powiedział olbrzym tubalnym głosem, wymownie patrząc na kozionoga. Jego towarzysz tylko skinął głową i na ten znak, obaj odwrócili się i popędzili na drugą stronę drogi, znikając między drzewami. Widząc co się dzieje, ostatni mutant cisnął kuszę i pognał za nimi, też znikając za zasłoną drzew.

- Toż zaraz będziemy w miejscu, gdziem się lejca puścił - odpowiedział Bernowi Hulz, przestając na chwilę mruczeć. I rzeczywiście chwilę potem trafili w to miejsce, a ślady koni wiodły dalej w las. Woźnice zaczęli nawoływać konie i na nie cmokać. Gdzieś z przodu rozległo się rżenie.
- Dobre bestyjki, znać dają, bo im się cukru chce - Gunnar wyciągnął z kieszeni cukrową główkę i skierował się w stronę końskich odgłosów. Oba konie nerwowo strzygły uszami na nieodległej polance. Dla woźniców ich złapanie było przysłowiową bułką z masłem i już po chwili wracali wraz z końmi do dyliżansu, na wszelki wypadek anonsując swoje pojawienie się, aby uniknąć kul Bretończyka.

Wokół wywróconego powozu, do którego wciąż zaprzęgnięte były dwa porąbane wielkim toporem konie, leżały ciała ludzkie i nie do końca ludzkie. To ostatnie należało do mutanta o psiej głowie, w którego brzuchu ziała spora dziura, jaka powstała, gdy został trafiony z garłacza należącego do jednego z woźniców. Ciało woźnicy leżało zaplątane w uprząż, tuż przy pojeździe. Trup, sądząc z ubioru rzemieślnika spoczywał kilka metrów dalej. Po drugiej stronie powozu leżały trzy zakrwawione ciała - młodej kobiety, nieco nadgryziony trupek kilkuletniego chłopca i odziany w przynależne nowicjatowi Sigmara szaty, młody mężczyzna. Ostatnie ciało znajdowało się w większym oddaleniu od powozu - na samym skraju drogi leżały zwłoki mężczyzny, z bełtem wystającym z pleców.
 
xeper jest offline