07-01-2017, 00:58
|
#50 |
| Jeśli go słuch nie mylił, zbliżało się około pięciu koni. Zauważył znaki dawane przez Axla, któremu też tyle wyszło.
Z końmi, jak każdy szlachcic, miał do czynienia od dziecka. Szybko się zastanowił: ~Konie kosztują, utrzymanie konia w lesie też. I łatwe nie jest. Mutanci pewnie by je zjedli raczej. Zatem albo bandyci i to bogatsi, z jakiejś hulajpartii, albo jakaś bogatsza grupa podróżnych, albo strażnicy czy żołnierze. Tak czy inaczej to raczej ludzie... A z ludźmi, czy to ze strażnikami czy nawet z bandytami, zawsze można się dogadać.
Szkoda, że rogu nie znalazłem, sygnał bym zagrał. Wrogów mógłby stropić, a przyjaciół uspokoić.
Wiedząc, że odgłosy strzałów niosą się daleko, uznał, że jeźdźcy z pewnością słyszeli je także, uznał więc, że ukrycie się całkowite może im tylko zaszkodzić. Na widok pobojowiska każdy będzie czujnie się rozglądał, a za bandytę wzięty być nie chciał. Wolał jednak nie ryzykować aż tak bardzo i ustawił się tak, by choć częściowo być skrytym za przewróconym dyliżansem, ale zachować dobry widok na drogę.
A żeby już w ogóle zmniejszyć ryzyko, założył znaleziony kaftan kolczy. Niemniej jednak zaproponował:
- Panowie, nie bądźmy tak prędcy do spustów jak ten Bretończyk, to chyba nie będą mutanci.
Przez moment kusiło go by przywitać jeźdźców piosenką: 'Patrzajta, tam pod borem wilczysko tańcuje
Zęby szczerzy, chwostem macha, raźno podskakuje
Czemuż to tak wesoła ta leśna bestyja?
Widno, jeszcze nie żonata, kiedy tak wywija!
Um-ta, um-ta, uhu-ha!
i czekać na odzew, ostatecznie jednak po prostu zawołał: - Hejże, a kogóż tam niesie? - mając nadzieję, że tym razem, dla odmiany, nie kolejny problem.
__________________ Ostatni
Proszę o odpis: Gob1in, Druidh, Gladin |
| |