Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2017, 22:01   #5
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bryza nabrała siły, przemykając między uśpionymi snem wiecznym, chatami. Na jej grzbiecie płynęła cisza, oddalając się, nie będąc dłużej potrzebną. Przegoniło ją pierwsze szczekanie psa, po którym rozbrzmiało kolejne. Wkrótce w wiosce słychać już było tak dobrze znane jej mieszkańcom gdakanie, muczenie i rżenie koni. Nawet koty nie pozostały cicho, głośnym miauczeniem wyrażając swe niezadowolenie. Lub strach, lub coś innego, któż je tam wiedział.

*****


Ozdoby nadal szeleściły w najlepsze łącząc się z dzwonkami, na których wiatr wygrywał łagodną melodię. Zaciekawione ptaki przysiadały na gałęziach drzew i dachach chat. Czekały na ziarno, które gospodynie miały zwyczaj rzucać na ziemię by nakarmić drób. Gospodyń jednak nigdzie nie było widać.
Nie znaczyło to jednak, że nie było widać nikogo. Przekonała się o tym Larissa, gdy szukając pomocy, znalazła się przed drzwiami kuźni. Nie, żeby miała zamiar tam zaglądać, ot budynek był po drodze do domostwa Tinder. Co prawda jeden z kapłanów pewnie byłby lepszym wyborem, tyle że świątynie znajdowały się dalej niż wielkie drzewo stojące na środku wioski. Fakt ów mógł tłumaczyć dlaczego to zwykle na wróżkę spadała konieczność radzenia sobie z większością bolączek mieszkańców Ravilli.

Gdy Larissa zrównała się z warsztatem Tohar’a, on sam to, we własnej osobie, stanął w drzwiach i wstrzymał jej dalsze kroki, wołając
- Poczekaj no, poczekaj. Nie tak prędko...


Jego głos, podobnie jak i postawa, wyrażały niepokój ale i pogodzenie się z losem. Bladość oblicza podkreślała czerń tuszu, którym wykonany był wzór zdobiący jego głowę. Blizna, której się z małodu dorobił, a przez którą omal nie stracił on prawego oka, lśniła teraz, jakby ją kto odmalował bielą. Ubrany był dokładnie tak, jak dnia poprzedniego, a sądząc po stanie odzienia, musiał on tej nocy zapomnieć o jego zdjęciu, nim się spać położył. Lub też wcale spać się nie kładł, a to że powieki przysłoniły mu oczy było spowodowane wolą kogoś, lub czegoś innego…
- Larissa, tak? - Zapytał, a pytanie to było jakoby jego zwyczajem, bowiem do każdego tak się zwracał, nawet gdy znał tą osobę od chwili gdy spomiędzy nóg matki wyszła. - Widzę żeś się ostała. To dobrze, kurwa, dobrze. Miejmy nadzieję, żeś nie jedyna - dodał, przekraczając próg i ruszając w jej stronę.


*****


Dalej, a nawet znacznie dalej bowiem na drugim końcu wioski, młody elf zawitał w progi chaty Taurusa. Rybak, najbliższy sąsiad kapłana Illisira, szczycił się jedną z najlepiej utrzymanych chat w wiosce. Jego żona, Syria, była wzorem do naśladowania dla każdej z gospodyń. Jej dom zawsze był najczystszy, jej makaty, pościele i ubrania, zdobiły najpiękniejsze hafty. W obejściu zawsze panował ład, zwierzęta nigdy nie chodziły głodne. Do tego, ów wzór cnót wszelakich, wygrywał w każdym konkursie wioskowym, na najlepsze wypieki. Rzec by można było iż Taurus trafił lot na loterii, tym bardziej że dzieci jakie z Syrią spłodził, także wykazywały talent we wszystkim, czego akurat się podjęli. Ci jednak, którzy parę tą znali dłużej wiedzieli, że był to jedynie obrazek. Śliczne malowidło, które przedstawiało tylko tą ładną część prawdy. Nie bez powodu małżonek Syrii był tym z rybaków, który wypływał najwcześniej i najpóźniej wracał. Nie bez powodu ich najstarszy syn wyniósł się z wioski gdy tylko zebrał dość srebra. Każdy także wiedział, że ich córka wcale nie opuściła wioski by zamieszkać w wielkim mieście jako żona bogatego kupca, a zwyczajnie zwiała gdzie pieprz rośnie z młodym bardem, który to rok temu zawitał do Ravilli. Przy parze pozostała jedynie Silli, przybłęda, którą przygarnęli dwa lata temu. Dziewczę, z objęć morza, wyratował Taurus i wszyscy byli co do tego jednogłośni, pokochał. Nikogo zatem nie dziwiło, że jego małżonka nie przywitała dziewczyny z otwartymi rękami. Wiele było kłótni o to czy Silli zostanie z nimi, czy nie. W końcu jednak rybak wygrał tą wojnę, czego Syria, jak głosiła wioskowa plotka, nigdy mu nie wybaczyła.
Dziewczę było ciche, zamknięte w sobie i stroniące od ludzi. Nic zatem dziwnego, że dopiero po roku odkryto, że nie jest człowiekiem. Stało się to, jak usłużna plotka głosiła, podczas jednej z kłótni jakich wiele było od momentu w którym Misa, owa córka co to niby kupca poślubiła, odeszła. Nikt do końca nie wiedział jaki był przebieg wydarzeń, pewnym było tylko to, że Silli o mały włos nie odgryzła Syrii ręki. Na szczęście mieszkali blisko świątyni i Illisir zdołał przybyć na czas by uspokoić rozwścieczoną lwicę i uleczyć obrażenia, jakie jej kły poczyniły. Od tamtej to pory dziewczyna mieszkała w stajni, wraz ze zwierzętami, z którymi i tak najlepiej się dogadywała. Niektórzy, w tym sam Illisir, twierdzili iż ma w sobie magię druidzką i nawet przeszła jakieś szkolenie. Jako jednak, że ona sama nigdy o swojej przeszłości nie mówiła, nikt pewnym niczego być nie mógł.

Gdy Maelar zapukał do drzwi chaty rybaka, to właśnie Silli mu je otworzyła.


Jej dziwne, ni to zielone, ni niebieskie oczy, wyrażały ból gdy jej wzrok spoczął na elfie.
- Oni odeszli - poinformowała go. Jej głos był zadziwiająco spokojny, jakby prawda jeszcze do niej nie dotarła lub też zdążyła się z nią pogodzić.


*****


Na wołanie nikt nie odpowiedział. Cisza panowała dalej, przerywana jedynie biciem jej własnego serca i trzepotaniem skrzydełek. Przynajmniej do momentu, w którym nie rozległo się kolejne wycie. Hugo najwyraźniej koniecznie chciał się dowiedzieć czy jego przyjaciółka ma się dobrze. Możliwe też że chodziło o coś, co wilk wyczuwał, a co umykało wróżce. Ona jednak, miała teraz na głowie większy problem. Problem, który rósł z każdą chwilą. W sypialni, w której powinna spać matka, nikogo nie było. Drzwi były otworzone, pościel zburzona jednak jej samej ani śladu. Dopiero gdy Aria znalazła się u progu sypialni sióstr, ujrzała swą rodzicielkę. Podobnie jak ciotka, ciało Marin tkwiło nieruchome. Siedziała na podłodze, plecami oparta o jedno z trzech łóżek. Jej ręce obejmowały trzy drobne ciałka, które należały do sióstr Arii. Żadna się nie poruszyła, nie podniosła głowy by na nią spojrzeć. Tkwiły w jednej pozycji, niczym rzeźba mająca przedstawiać matczyną miłość i troskę. Nic jednak nie mogło osłonić je przed śmiercią. Dlaczego w takim razie Arii dane było żyć dalej, gdy wszyscy których kochała, odeszli do Ogrodów Tahary?

Pytanie, póki co, nie znalazło odpowiedzi. Znalazł się jednak ktoś, kto najwyraźniej przeżył. Pukanie bowiem, które dotarło do uszu wróżki, nie mogło być dziełem ducha. Podobnie jak i głos, który rozbrzmiał w następnej kolejności.
- Tinder? Na bogów, wyjdź jeżeli mnie słyszysz…
Głos ów, pełen strachu i bólu, należał do Milli, bardki i członkini rady wioskowej.


Kobieta ta, mimo iż czas przyprószył jej włosy siwizną, a palce straciły nieco ze swej zręczności, wciąż potrafiła tkać opowieści, które zdolne były przenieść słuchacza do odległych, magicznych krain. Potrafiły także sprawić by nawet najpogodniejszy dzień zmienił się w środek otchłani. Zapewne, gdyby zdecydowała się opuścić Ravillę, zbiłaby fortunę. Z jakiegoś jednak powodu została tu, z dala od głównych traktów, z dala od wielkich miejsc i z dala od pałaców. Na pytanie o powód uśmiechała się tylko tajemniczo i kręciła głową przez co płomień ciekawości nie dość, że nie gasł to jeszcze zaczynał płonąć z siłą niemal niemożliwą do zniesienia. Teraz zaś ten magiczny głos zdawał się łamać, niczym delikatne gałązki wystawione na działanie morderczego wiatru. Niczym statek, który sztormowe fale za wszelką cenę chcą wciągnąć w głębinę morska. Niósł on ze sobą strach i ból, niósł niesprawiedliwość świata i poczucie straty. Nie było w nim nawet jednej, słabej nutki nadzieii. Po nim to Aria poznała, że kobieta wcale nie wierzy w to, że jej ciotka ją słyszy. Że woła machinalnie, z przyzwyczajenia, z braku lepszego pomysłu. Co takiego musiało się stać, że nawet ktoś taki jak zawsze wesoła Mila, członkini rady, kobieta której energia zdawała się nigdy nie kończyć, stał przy drzewie wioskowej zielarki i sprawiał wrażenie wyplutego przez morze wraku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline