| Cieszyła się na zmianę pogody i od razu czuła to w kościach oraz samopoczuciu. Zbliżający się Czas Mrozów był przez nią wyczekiwany przez ostatnie kilka miesięcy, gdy była flegmatyczna i ospała. Jesień przyniosła przebudzenie i nieco więcej energii, a ostatnie dni na terenie Nordlandu były dla niej niczym kąpiel w lodowatej wodzie. Orzeźwiające i upragnione. Towarzysze, z którymi podróżowała nie podzielali jej optymizmu, ale nie dbała o to. Nadchodził czas, gdy jej zdolności magiczne osiągną apogeum i wreszcie poczuje się sobą. Powód do radości był podwójny, gdyż wracała do Praag, do Lodowego Pałacu z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Jej przełożona z pewnością będzie zadowolona, gdy Yelena zda odpowiedni raport, co - jak sądziła - zaowocuje kolejnymi misjami dla Kolegium Lodu. Kobieta była ambitna, odważna i nie brała porażki pod uwagę. Takie cechy ceniło się w miejscu, z którego pochodziła.
Yelena ze swoimi stu siedemdziesięcioma centymetrami była wysoka jak na kobietę i szczupła, choć zaokrąglona tam, gdzie trzeba. Niemal całą jej sylwetkę skrywał błękitny płaszcz z kapturem obszytym wilczym futrem, spod którego wyzierała idealne dopasowana, równie błękitna tunika z białymi zdobieniami oraz skórzane, przylegające do zgrabnych nóg spodnie. Na stopach miała porządne, czarne buty pod kolano, a tuż obok siedziska leżał wypchany po brzegi plecak podróżny. Przy boku spoczywała kislevska szabla i choć noszona przez Yelenę była raczej ozdobnie, bo kobieta nie była najlepsza w walce wręcz, to gdy tylko chciała, mogła sprawić, że ostrze pokryje się magicznym lodem i będzie emanować przenikliwym mrozem, co z reguły odstraszało co bardziej krewkich jegomości chętnych na jej krągłości. Spojrzenie nienaturalnie błękitnych oczu miała ostre, a usta dość wąskie, co sugerowało postronnym, iż cały czas jest zdenerwowana. W sumie jej to pasowało, gdyż dzięki temu niewielu było obcych, którzy chcieli zamienić z nią słowo, a i ona się do tego nie garnęła. Imperialnych ludzi poznała jako obleśnych, śmierdzących i zboczonych. W większości przypadków. Dzisiejszego wieczoru postanowiła zrzucić kaptur i pochwalić się wszystkim zebranym swoją wschodnią urodą.
Po otrzymaniu swojego posiłku upięła ciemne włosy spinką na głowie, by nie wpadały jej do miski, a zwisający z szyi wisior zakończony wybitym w metalu płatkiem śniegu wrzuciła za koszulę i zaczęła jeść. Bardzo powoli, gdyż nie cierpiała gorącego jedzenia. Co jakiś czas spoglądała na ludzi zebranych w sali i swoich kompanów. Trzech prawdopodobnie imperialnych mężczyzn, niziołek, który zdawał się jej bać (a przynajmniej tak odbierała jego zachowanie) oraz Dimitri - rodak z dalekiego Kislevu. Podróżowali razem od dawna i choć Yelena była raczej samotniczką, to wiedziała, kiedy należało przyłączyć się do kogoś, kto w razie czego wesprze na niebezpiecznym szlaku. Zwłaszcza, że jej podróż miała swój cel i nie mogła zginąć gdzieś na jakimś zapomnianym przez bogów zadupiu. A pomoc towarzyszy przydała się bardzo, gdy kilkukrotnie wpadli w tarapaty.
Dzisiejszego wieczora wylądowali w wiosce Beelen, a uderzające o szyby ciężkie krople deszczu niemal hipnotyzowały Yelenę. Podświadomie czuła na swym ciele wiatr uderzający o okiennice i doszła do wniosku, że po kolacji pewnie przejdzie się na krótki spacer. Otworzyła przyniesioną przez gospodarza flaszkę wódki i wychyliła z gwinta, krzywiąc się paskudnie. Bynajmniej nie z powodu smaku, gdyż już gorsze rzeczy pijała. - Ciepła... - powiedziała reikspielem z wyraźnie ciężkim, wschodnim akcentem. Jej głos był przyjemnie kobiecy, ale chłodny, pozbawiony emocji. - Pit tepluyu vodku, kak svyatotatstvo*. - Dodała już w kislevskim, co zrozumiał najpewniej tylko Dimitri.
Chwyciła butelkę w dłoń, a towarzysze mogli widzieć, jak szkło w moment pokryło się grubą warstwą szronu, pełznącym miarowo w stronę szyjki. Nim osad tam dotarł, Yelena cofnęła dłoń i uśmiechnęła zawadiacko, rozlewając bezbarwną ciecz towarzyszom do literatek. - Teraz jest odpowiednia do picia - rzuciła, dumna z siebie.
Lubiła się od czasu do czasu popisywać swoimi zdolnościami, w końcu były błogosławieństwem, no i robiły wrażenie na ludziach nieobeznanych z magią. Nie rozumiała, dlaczego część dziewczyn w Lodowym Kolegium nie potrafiło do końca zaakceptować tego, kim są. Yelena potrafiła, wręcz czuła się lepsza od innych, gdyż władała jednym z najpotężniejszych, niszczycielskich żywiołów. Czy mogło być w życiu człowieka coś równie ekscytującego?
Stuknęła się z kompanami szkłem i chcąc, nie chcąc, do jej uszu docierały rozmowy tubylców. Zaitseva prychnęła pod nosem, słysząc, jak opowiadają sobie o wielkim, dwugłowym, białym, albo czerwonym wilku, który podobno grasował w okolicy. Jedno, czego nauczała się przez te kilka lat podróży między Imperium a Kislevem, to to, że wieśniacy wszędzie mają wybujałą wyobraźnię, choć podobno w każdej plotce tkwiło ziarno prawdy. Zajadając chłodną kaszę z jakimś mięsiwem, odezwała się do Rolfa, który dał się poznać jako ten, co potrafił znaleźć drogę nawet w najgorszych chaszczach. - Potrzebuję dostać się do Ostlandu, do Wolfenburga. Możliwie najkrótszą trasą. Uważasz, że podróż przez Las Cieni będzie najszybsza? - Zapytała, patrząc zwiadowcy pewnie w oczy, a następnie powiodła wzrokiem po wszystkich zebranych przy stole. - Miło byłoby, gdybyście mi towarzyszyli, ale nie jest to konieczne, jeśli macie inne plany.
I wtedy ich rozmowę przerwało wycie wilka. Zew był głośny i wyraźny, jakby zwierzę stało ze dwa domy dalej. Na dźwięk wilczego wołania Yelena uśmiechnęła się pod nosem - w pewien sposób kochała te zwierzęta. W pewien sposób miała z nimi trochę wspólnego. Odsłoniła równe, białe ząbki w szerokim uśmiechu, gdy zobaczyła gości karczmy przysuwających się bliżej siebie, jakby to miało dodać im otuchy, a przecież siedzieli w ciepłej, bezpiecznej gospodzie. - Co za tchórze - mruknęła bardziej do siebie, niż przyjaciół, ale na tyle głośno, by ci ją słyszeli i polała następną kolejkę zmrożonej wódki. Spojrzała na Rolfa, Emmericha i Rudgera. - Wszyscy wieśniacy w Imperium to takie osrajdupy? Czy tylko ja zawsze mam to nieszczęście na takich trafiać?
Ironiczny uśmieszek nie znikał jej z twarzy, gdy uniosła pełny kieliszek. - Vashe zdorovye** - Wychyliła do dna, a zimny płyn przyjemnie drażnił jej trzewia. * Picie ciepłej wódki to jak świętokradztwo.
** tego chyba nie muszę tłumaczyć :P |