Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2017, 09:09   #7
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po wysłuchaniu wszystkiego, co dotychczas mieli do powiedzenia jego towarzysze, do rozmowy wtrącił się również Erdor.
- Drodzy moi - zabrzmiał jego barwny głos - z tego co mi wiadomo to odnalezienie miejsca, o którym rozmawiamy, jest niezwykle trudne. Nie niemożliwe, ale trudne. Przy czym nie to jest głównym problemem. Problemem jest to, co dzieje się po jego odnalezieniu. - Bard zrobił krótką pauzę, nadając całej wypowiedzi nieco więcej dramatyzmu. Przyglądnął się każdemu z osobna, po czym kontynuował.
- Odejście z powrotem nie jest możliwe. Druidzi wraz z driadami plączą drogi, przecinają je starymi i nowymi drzewami oraz krzewami. Człowiek idzie ciągle przed siebie, nie wiedząc jednak, iż kręci się w koło. Istnieje możliwość opuszczenia zaklętego miejsca, ale nie w celu powrotu do domu. Dlatego uważam, że poza rozpoznaniem wroga i przygotowaniem planu działania musimy znaleźć sposób, aby wrócić cało do wioski. - swoją wypowiedź zakończył uśmiechem równie białych i równych zębów co Kendrick.
- W takim razie wiesz już co będzie twoim zadaniem w drużynie - roześmiała się uzbrojona po zęby, dotychczas milcząca blondynka. Większośc mieszkańców kojarzyła ją jako członkinię straży. Aldona była wysoka, dobrze zbudowana, głośna i niezbyt ładna; za to bardzo sympatyczna. Przynajmniej dla tych, którzy w kobiecie widzieli coś więcej niż tylko wątły kwiatuszek, mdlejący na widok byle karalucha. - Wyruszamy jeszcze dziś?
- Chwila, zaraz. - Dragomir spojrzał na Erdora ze zmarszczonymi brwiami, na wpół z powątpiewaniem, na wpół ze zdziwieniem. - O druidach i tej ich Naturze swoje wiem, ale o tym to nie słyszałem. Skąd masz takie informacje?
- To przecież bajki głupców, którzy zwyczajnie zgubili się w lesie… - prychnęła Aldona-dziecię miasta.
Erdor uśmiechnął się delikatnie pod nosem, słysząc słowa Aldony. Nie lubił ignorancji ale nie miał zamiaru z nią walczyć. Uważał to za walkę z wiatrakami. A kiedyś w Wateedeep czytał o jednym jegomosciu, który wraz ze swoim wiernym sługą… Ale nie to winno zajmować umysł młodego barda.
- Dragomirze, podczas mojego pobytu w Calimporcie trafiłem na stary, zapomniany prawdopodobnie przez kapłanów zwój wciśnięty pod regał. Udało mi się go odczytać, a słowa w nim zawarte odnosimy się do miejscowych druidów. Nie wiem skąd takie zapiski w takim miejscu się znalazły, nie mniej jednak mamy tu duży problem do rozwiązania, o ile planujemy powrót do domów.
- No przyznaję, że druidzi bywają nieprzewidywalni i czegoś mogę o nich nie wiedzieć… Ale czy jest jakiekolwiek potwierdzenie, że te zapiski prawda? Opowieści krążą różne, także jako spisane legendy - odrzekł myśliwy ze sceptycyzmem.
- Oczywiście, że zapiski o których mówię mogą być tylko legenda bądź zwykłym falszersfwem. Było tam jednak wyjaśnienie, w jaki sposób można wezwać jednego z druidów do pojawienia się. Jednak z tego co pamietam całość opiera się o Sylvanusa. Zagubiony podróżnik będzie miał wybor: śmierć albo przejście na wiarę we wspomnianego boga. A to z kolei wiąże się z wystąpieniem w szeregi druidów.

- A ten Angelvine mówił jeszcze coś przydatnego, czy ktoś jeszcze powinien do niego zajść? - zapytał Dragomir komendanta.
- Nie pytałem. - Odparł rozbrajająco Obelard. - Jeśli uważacie, że będzie miał przydatne informacje, powinniście się do niego bezzwłocznie udać.
- Że jak?! - wypalił odruchowo Dragomir. - Nieważne, nic nie mówiłem - dodał, po czym jeszcze szepnął do najbliższej osoby: - Z takim komendantem to powinien być jakiś dodatek do nagrody za zlecenie w trudnych warunkach…
- Mnie to mów… - mruknęła Aldona, z tłumiąc rozbawienie. Dopiero teraz Dragomir dostrzegł na jej ramionach płaszcz straży. Strażnik miejski był ostatnią osobą do której łowczy miałby ochotę skierować takie słowa; na szczęście kobieta nie wydawała się oburzona. Wręcz przeciwnie - wyglądało na to, że zaraz udusi się z powodu z trudem tłumionego śmiechu.

Radosną wymianę zdań przerwał nagły huk pięści komendanta o stół.
- SZEREGOWA! - Ryknął Obelard. - I TY, OBYWATELU! Tu się dyskutuje o poważnych sprawach dotyczących bezpieczeństwa naszego miasta. Słusznieście zauważyli, że należy kapłana odpytać o istotne dla misji zadania, jednak to nie powód do kpin. Ufam, że dopełnicie swych nowych obowiązków z należytą sumiennością, tak?
- TAJES! - wrzasnęła Aldona, odruchowo zrywając się na baczność i niechcący nadeptując myśliwemu na stopę. Przeprosiła, odrząknęła i zaczęła udawać, że poprawia sznurówki w bucie by w końcu pozbyć się czającego się w gardle śmiechu. To było bardzo długie wiązanie buta…
Dragomir syknął z nagłego bólu w stopie, a na przeprosiny strażniczki tylko kiwnął głową. “W przeciwieństwie do ciebie”, miał ochotę odszczeknąć się komendantowi, ale się rozmyślił. Zamiast tego próbował powstrzymać się od uśmiechu i z kiwnięciem głowy odpowiedział:
- Ta jest... - Po czym, żeby unormować sytuację, dodał: - To kto jeszcze może nam udzielić jakichś informacji lub porad? Jeżeli to faktycznie tutejszy krąg druidzki za tym stoi, to możliwe, że trafimy też na dzikie elfy. Tutejszy kapłan Torma sporo o nich wie. Ktoś jeszcze?
Kobuz siedział cicho, nie mając za wiele do dodania, zdawało się że zostali wpakowani w całkiem niezły bigos.
Komendant mruknął jeszcze coś pod nosem z niezadowoleniem, po czym odchrząknął.
- Jeśli potrzebujecie informacji, to z pewnością powinniście się udać do Brukgraera. - Potwierdził. - Artahorn Angelvine też może mieć przydatne rady, w końcu sam jest dzikim elfem. Wreszcie przez tutejsze gospody, zwłaszcza Stalowy Dąb, przetacza się sporo podróżników, więc niewykluczone że i tamtejszy karczmarz będzie miał coś ciekawego do powiedzenia.

Gdy już nikt nie miał dodatkowych pytań nowo sformowana drużyna pożegnała się z komendantem i wyszła przed budynek.


- Czyli mamy wziąć od Prazy mieszek na zaopatrzenie, odwiedzić kapłana Torma, Brukgraera Heavybeadsa i kapłana Chauntei, dzikiego elfa Artahorna Angelvine’a - podsumowała Aldona gdy już wyszli. Ją interesował głównie mieszek - skoro wysokość wypłaty musiał dopiero zaakceptować stary Heremby to nie bylo pewne, czy dostaną nawet połowę wymienionej kwoty. - Możemy za zaliczkę nabyć u nich tę różdżkę leczenia, to dobry pomysł. Ech, religijny dziś mamy dzień. Chcecie wyruszyć jeszcze dzisiaj? Już południe… - ziewnęła dyskretnie i rozejrzała się za Piesełem. Spotkania u komendanta zawsze wklekły się jak smród po gaciach. - A, i karczmarz, przepytać karczmarza. Możemy się rozdzielić, a potem spotkać w Stalowym Dębie, co wy na to?
- Tylko gdzie my taką różdżkę możemy kupić? - zastanowił się Dragomir. - Nigdy takimi rzeczami się nie interesowałem… Wiem tylko, że jedyne magiczne szpargały, jakich kiedykolwiek używałem, zamówiłem u Baggnockle’a. Swoją drogą, może ma coś jeszcze ciekawego na drogę… Może wyłudzimy jakąś zniżkę, ma interes w tym, żebym przeżył - wyszczerzył się myśliwy.
- Taką różdżkę, może kapłani będą mieli, można popytać, skoro i tak tam będziemy. Jeśli idzie o zapłatę, to liczyć można na to co na pewno będzie, reszta to marzenia, o ile wszyscy wrócą w jednym kawałku. - Sarknął Kobuz.
- No to w drogę. Ja mogę iść do gospody, wziąć właściciela na spytki - chytrze oświadczyła Aldona.
- Wiecie, tylko wracając do Baggnockle’a, ja nie wiem, co komu może być potrzebne. Nie znam się na tych całych magicznych szpargałach - oświadczył Dragomir. - Możemy pójść wspólnie do Prazy po, potem do Baggnockle’a, a potem się rozdzielić. Chyba żeby zdać się na jego znajomość tematu - w takim razie Praza - rozdzielenie. Mam jeszcze znajomości u centaurów - jeden z nich jest zazwyczaj dobrze poinformowany i wczoraj wrócił do miasta. Podpytałbym ich. Zostają jeszcze dwie kaplice, “Stalowy Dąb”... a co ze “Złotą Gęsią”? Potem myślałem się spotkać przy wyjściu z miasta, ale może być i “Dąb”.
- No ale co, na noc w las pójdziemy? Przecież już południe! - zdumiałą się strażniczka. Nie żeby przepytywanie i zapasy miały im zając więcej niż godzinę… ale kto tam wie tą zbieraninę…
- Jeśli chodzi o magiczne artefakty, to ja i Kendrick możemy się tym zająć - wtrąciła się Furia, która stwierdziła, że jest tutaj akurat najbardziej kompetentną osobą. - A wyruszyć najlepiej o świcie, bez sensu się szwendać późną porą, choć mi ciemności nie przeszkadzają - wzruszyła ramionami, a jej mina stale była poważna. Myśli kotłujące się w głowie nie nastawiały jej pozytywnie.
- No to spotkamy się o świtaniu przed bramą - zdecydowała Aldona i drużyna rozeszła się do swoich spraw.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 16-01-2017 o 08:59.
Sayane jest offline