Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2017, 21:41   #8
EvilCookie
 
EvilCookie's Avatar
 
Reputacja: 1 EvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodzeEvilCookie jest na bardzo dobrej drodze
Wieczór nie należał do najmilszych. Z nieba siąpił obfity deszcz, przenikając przez każdą warstwę ubrania i chłodząc ciało każdego, kto miał pecha przebywać poza domem czy karczmą. Wiatr nie był silny, ale na tyle przenikliwy, że w połączeniu z deszczem sprawiał że człowiek nie miał serca wyrzucić z domu choćby psa. W przeciwieństwie do atmosfery panującej na zewnątrz, przebywanie w karczmie było nader przyjemne. W kominku trzeszczało płonące drewno, a na ruszcie smażył się sporych rozmiarów prosiak w aromatycznej marynacie. Powietrze w gospodzie wypełniał zapach ów prosiaka wymieszany z głębokim aromatem zacnego piwa, pędzonego przez właściciela. Uszy wypełniał gwar przebywających wewnątrz klientów oraz nienachalne acz przyjemne dla ucha dźwięki lutni. W jednym z rogów na niewielkim krześle siedział wysoki, przystojny (przynajmniej według większości napotkanych na swojej drodze kobiet) mężczyzna. Długie blond włosy opadały mu co jakiś czas na twarz, nie przeszkadzało to jednak bardowi w śpiewaniu kolejnych pieśni.

Kilka kufli wcześniej do gospody zawitała niewysoka, acz nader urocza kobieta o długich, kruczoczarnych włosach. Erdor przyglądał jej się co jakiś czas, wyczuwając z jej strony zainteresowanie swoją osobą. Widział ją pierwszy raz w życiu, ale zdążył dowiedzieć się, że przyjechała z karawaną zmierzającą na południe. Uwagę młodego mężczyzny przykuł jej uśmiech i obfity biust, który kobieta chętnie eksponowała. Kiedy tylko nadszedł czas przerwy odstawił swój instrument na bok, ukłonił się delikatnie w podzięce za nieduże oklaski i z kuflem piwa ruszył w stronę uśmiechniętej kobiety.
- Witaj. Nie widziałem cię tutaj wcześniej, a uwierz mi, nie zapomniałbym takiego widoku.- przywitał nieznajomą z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Nie sądził, żeby w przypadku tej kobiety potrzebne były bardziej wysublimowane sposoby na zawarcie znajomości i bliższe poznanie owej kobiety. Jak szybko się okazało, nie mylił się.

Pół godziny później rozmawiali przytłumionymi głosami, wpatrując się w siebie z nieprzyzwoicie bliskiej odległości. Sprawy nabierały tempa i zmierzały w bardzo dobrym dla Erdora kierunku. Już miał zaproponować zwiedzenie pokoju kobiety o imieniu Anetah, kiedy do zajmowanego przez parę stolika podbiegł młodzik wykorzystywany przez władze miasta jako goniec. Bard, nie wiedzieć czemu, nie mógł zapamiętać imienia chłopca, mimo sympatii jaką darzył wszędobylskiego dzieciaka. Ten bez większych oporów szturchnął mężczyznę kilka razy w ramię, przerywając coraz bardziej sprośną rozmowę. Początkowo Erdor nie przejmował się chłopakiem, jednak jego natarczywe szturchanie i próby wciśnięcia swojej piegowatej, rudej głowy pomiędzy jego a Anethę dały do zrozumienia bardowi, że informacja nie może czekać. Nie mylił się.
- Panie Erdor, mam przekazać ważną informację. - zaczął chłopak widząc, że jego próby przykucia uwagi barda w końcu się powiodły.
- To dawaj młody, mów co masz do powiedzenia.- odpowiedział swoim dźwięcznym głosem mężczyzna, czekając na te ważne informacje.
- Kapitan Heremby kazał stawić ci się jutro przed południem u niego w komnacie. Sprawa jest pilna i dotyczy bezpieczeństwa miasta.- młodzik nie pierwszy raz dostarczał w różnorodnej formie wiadomości dla mniej lub bardziej ważnych osób w mieście. Z racji, że potrafił trzymać język za zębami i nie rozpowiadał nikomu poza wyznaczonymi osobami to, co miał przekazać, można było mu zaufać. Oczywiście nie wiedział nigdy wszystkiego a nawet większości. Jako że druga część zdania wypowiedziana została przez młodego rudzielca dużo ciszej, niemal konspiracyjnym tonem, bard wiedział, że kapitan nie wzywał go w jakiejś banalnej sprawie.
- Dziękuję za informację, jeśli będziesz widział się jeszcze z kapitanem przekaż, że będę na pewno.- mówiąc to wyjął z sakiewki zawieszonej u paska jedną monetę, którą podrzucił w kierunku chłopaka. Ten zręcznie ją złapał, wyszczerzając w uśmiechu swoje krzywe zęby, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł z gospody wprost na zimny deszcz. Erdor odwrócił się do swojej towarzyszki, przepraszając ją za małe zamieszanie, po czym wrócili do krótkiej rozmowy. Kilka chwil później leżał na miękkim i ciepłym posłaniu, a Anetah siedziała na nim, tym razem już bez zbędnych słów.


Poranek następnego dnia zaczął się nadzwyczaj miło dla młodego barda. Erdor rozpoczął ten dzień zgodnie ze słowami powiedzenia "Kto rano popieprzy, ten dzień ma lepszy". Kiedy zakończył kolejną rundę łóżkowych zabaw z Anethą ubrał się, pożegnał i z uśmiechem na ustach ruszył do zajmowanej przez siebie kwatery. Odświeżył się w balii chłodnej wody, przebrał w wygodniejsze ubranie i ruszył na spotkanie, nie chcąc się spóźnić. Sam nie lubił niepunktualności, dlatego starał się zawsze być na czas na umówione spotkanie. Tym bardziej, że gdyby nie jego nowa znajoma i jej obfity biust, myślałby całą noc o zagrożeniu dla Bernetogh, o którym wspominał rudzielec. Zachodząc w głowę cóż to za ważna sprawa, udał się do kapitana Obelarda.



Po zakończonym spotkaniu, każdy z zebranych obrał swój kierunek. Przynajmniej póki co. Informacje, jakie bard uzyskał podczas zebrania nie napawały go zbyt optymistycznie. W prawdzie do grupy zaangażowano odpowiednich ludzi (i nie tylko), to mimo wszystko zadanie, jakie przed nimi postawiono nie należało do najłatwiejszych. Tym bardziej mając wiedzę, jaką posiadał o wskazanym przez kapitana miejscu. Mając świadomość, że przy próbie wypełnienia owej misji siła mięśni i ostrze stali mogą nie być najodpowiedniejszymi argumentami, jakie członkowie nowopowstałej grupy mogli dzierżyć, bard udał się do miejsc, gdzie miał nadzieję pogłębić swoją wiedzę. Pierwsze kroki młodego mężczyzny powiodły go do kaplicy Chauntei. Miał nadzieję na odnalezienie w księgach czy zwojach jakichkolwiek informacji, które mogłyby okazać się w późniejszym czasie przydatne. Po skończeniu poszukiwania informacji w pierwszej świątyni, następnie udał się do przybytku Torma. Poza przeczesywaniem wzrokiem kolejnych zwojów starał się uzyskać jakiekolwiek informacje od lokalnych kapłanów i osób, które mogły cokolwiek wiedzieć. Miał wrażenie że każdy strzęp informacji może uratować im życie, dlatego przyłożył się do swojego zadania najlepiej jak potrafił. Starał się wykorzystać do tego wszystkie swoje umiejętności, wpływy oraz - jeśli miało to jakikolwiek sens - mieszki złota, schowane sakiewce. W związku z tym udał się do najstarszych osób zamieszkujących miasteczko, tych którzy w pośredni lub bezpośredni sposób byli powiązani z okolicznymi terenami bądź naturą w jak najszerszym tego słowa znaczeniu czy dziwnych i oryginalnych osób, lubujących się w najdziwniejszych historiach i legendach.


Po zbadaniu każdego miejsca i przepytaniu każdego osoby, która mogła naprowadzić barda i jego towarzyszy na jakikolwiek trop, młody mężczyzna udał się dziarskim krokiem na zakupy, starając się uzupełnić w miarę dokładnie swój ekwipunek. Nie był wirtuozem broni, miał jednak nadzieję że jego obecność w grupie będzie choć trochę przydatna. Nie licząc umilania drogi i wieczorów przy ognisku opowieściami i pieśniami, których nieskromnie mówiąc znał całkiem sporo. Po wydaniu kilku złotych monet, z pełniejszym plecakiem i dużo lżejszą sakiewką ruszył w umówione miejsce, oczekując na resztę swoich towarzyszy.
 
EvilCookie jest offline