Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2017, 00:05   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Poranek… Owa pora dnia, gdy wciąż świeże, chłodne powietrze przenika do chat, wypełnia je swą aromatyczną wonią i wyciąga z nich smród nocy. Zwykle jednak działo się tak za przyczyną otwartych okien i drzwi. Tego poranka jednak, niewiele znalazło się rąk, które by ową czynność wykonać były zdatne. Nie znaczyło to jednak, że każda okiennica była zawarta, a drzwi zaryglowane. Tu i ówdzie widać było jakiś ruch. To firanka była odsunięta, to furtka otwarta, to znów ziarno na ziemi rozsypane. Tych jednak, którzy za owymi śladami życia stali, widać nie było.

*****



Nie znalazła ich Aria, która nie zastawszy Milli przed domem Tinder, ruszyła na poszukiwania ocalałych. Nie ujrzała także Larissa, która wędrowała przez wioskę w drodze do owego domu. Nie natknął się na nich również Maelar, w towarzystwie Silli, który to do chaty bardki zmierzał. Zupełnie jakby oczy ich zdolne były dostrzec jedynie skutki działań. Sprawcy zaś tkwili poza możliwością oczu tych, którzy świadkami będąc tragedii, szukali pomocy i odpowiedzi na swe pytania.

Aria, wędrując od domu do domu, najwięcej owych dowodów istnienia “kogoś”, widziała. Nie zmieniało to jednak faktu, że za każdym razem gdy jej drobne ciało przekraczało próg chaty, zastawała w niej jedynie trupy. Większość zdawała się być pogrążona w nie mającym swego końca śnie. Ich twarze były pogodne, oczy zamknięte, ciała nieruchome. Nie wszystkich jednak spokój spowijał. Byli i tacy, którzy zdawali się walczyć, tuż przed momentem, w którym dusze ich ciała opuściły. Ci sprawiali zgoła inne wrażenie. Na ich obliczach widniał strach. Ich ciała nie znajdowały się na łóżkach, a na podłodze, oparte o ścianę lub o ten mebel, który akurat był w pobliżu. Niektórzy upadając doznawali szkód. Ich krew zdobiła deski podłóg. Lśniąca, szkarłatna kałuża lub cieniutka wstęga spływająca z głowy, nosa czy innej części ciała, która uległa uszkodzeniu. Dziwnym jednak było to, że mimo iż zdecydowanie ciała życia w sobie nie miały, to jednak krew z nich wciąż wypływała, zupełnie jakby to, że jej nosiciele odeszli już z tego świata, nie zdołało dotrzeć do owej esencji życia.
W końcu jednak wróżce udało się trafić na kogoś, kto mógł odpowiedzieć na jej wołanie. Osobą tą był Melfis, syn Berina, wdowca, który należał do łowczej drużyny.


Podobnie jak ojciec, tak i syn często na łowy wyruszał. Każdy jednak wiedział, że aspiracją młodego Melfisa było zostanie rycerzem. Bez wątpienia pasował na takiego, chociaż niewiele miało to wspólnego z jego urodzeniem. Był on bowiem jednym z tych młodzieńców, którego każda matka z chęcią by widziała u boku córki, a każdy ojciec takową mu z ochotą oddał. Przystojny, silny, uczynny i prawy. Wzorem był on cnót wszelakich, przez co nie raz miał kłopoty z tymi w wiosce, którzy takowymi cnotami sobie głowy nie zawracali. Marnie jednak kończył ten, który z Melfisem zadzierał.
Teraz, ów złoty chłopak, stał w drzwiach chaty ojca z miną, która sama w sobie była odpowiedzią na pytanie Arii.
- Mój ojciec… - zaczął, jednak głową pokręcił i nawet uśmiech wymusił na swe usta, widocznie dostrzegając iż nie on jeden w żałobie jest pogrążony. - Sprawdziłem dom Vista - wskazał na sąsiednią chatę - i tam także śmierć zawitała. Wiesz może co się dzieje? - Zakończył pytaniem i wskazaniem dłonią izby, pogrążonej w blasku słońca. Było to wyraźne zaproszenie by wróżka wstąpiła do środka i odpoczęła. Zaproszenie nie było jednak na tyle nachalne by nie dało się go odrzucić.


*****


Sprawców owego “ożywienia” się wioski, nie dostrzegła i Larissa, która w towarzystwie krasnoluda doszła wreszcie do drzewa Tinder. Wokoło panowała cisza niczym makiem zasiał. Okna domku w drzewie były uchylone, wpuszczając do wnętrza świeże powietrze. Czuć tu było silną woń ziół, która łącząc się z zapachem morza, tworzyła znajomy aromat domostwa zielarki, który każdy z wioski doskonale znał. Na pukanie jednak nikt nie odpowiedział.
- Dziwne to… - Mruknął pod nosem Tohar, drapiąc się po brodzie i po raz kolejny uderzając w drzwi, które pod naporem owego pukania, o mało nie wpadły z framugą do środka.
- Tohar! Na bogów… - Ową przetykaną stukaniem cisze, przerwał głos kobiecy, który dotarł do ich uszu od strony jednej z chat. W jej drzwiach pojawiła się Milla, wioskowa bardka. Tuż za nią wyłonił się drugi kształt.


Kształtem tym był Zamir, syn Lisetty i Denosa. Podobnie jak jego ojciec, zajmował się ścinaniem drzew, wolny czas poświęcając na rzeźbienie w owym drzewie. Często także spotkać go można było przy pasiekach matki. Był to spokojny młodzian, nie szukający zwady ani nie dążący do tego by opuścić wioskę, jak to wielu mężczyzn w jego wieku miało w zwyczaju. Chodziły plotki, jakoby zainteresowany był Silli, przybraną córką Taurusa. Coś w nich być mogło bowiem często widywano tą parę razem, w lesie czy przy pasiekach, jednak nikt otwarcie niczego jeszcze nie potwierdził.

- Milli! - Odkrzyknął krasnolud, o mały włos nie doprowadzając przy tym Larissy do utraty słuchu. - Mili, do cholery, co się tu wyprawia?!
- Wiesz co... - odkrzyknęła mu kobieta, ruszając w ich stronę. Po chwili wahania dołączył do niej także Zamir.
- Tinder też odeszła, jak i niemal cała wioska - mówiła dalej, zniżając głos w miarę zbliżania się. - Spotkałam tylko Arię i wysłałam to biedne dziecko na szukanie innych ocalałych. Zamir to dopiero druga osoba, którą odnalazłam. Dobrze, że i tyś się uchowała - bardka zwróciła się bezpośrednio do Larissy. - Widać i dla ciebie miejsce w boskim planie się znajduje. Wiesz co musimy zrobić - dodała, ponownie zwracając się do krasnoluda.
- To już będzie twoja robota, ja się na magii nie znam.
Powszechnie wiadomym było, że Tohar za magią nie przepadał. Niechęć ta była tak wielka, że nawet rzutowała na jego stosunki z kapłanami, co nieraz kończyło się ostrymi kłótniami na spotkaniach rady.
- Wszystko w porządku? - Zamir, niejako ignorując pozostałą dwójkę, zwrócił się do Larissy. W jego głosie słychać było autentyczną troskę, którą odzwierciedlało także jego spojrzenie. Podszedł nieco bliżej, jakby pragnąc odciąć się od Milli i Tohara, którzy zaraz pewnie skoczyć sobie mieli do gardeł, jak to się często zdarzało. Wyraźnie widać było, że wolałby być w innym miejscu i innym czasie. Może wśród pszczół matki lub ze swoją Silli? O ile, oczywiście, plotki prawdę mówiły.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline