Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2017, 19:39   #1
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
[storytelling, autorski] Morfa. Cz.2. W matni.

W środku było ciemno i duszno. Szczelnie zbite ściany wozu, obite dodatkowo dla wzmocnienia metalowymi wstawkami, nie przepuszczały wiele światła ani powietrza. Zaprzęg miał przede wszystkim spełniać funkcje obronne i nie na darmo zwano go fortecą. Pojazd kołysał lekko i skrzypiały wielkie, wysokie na postawnego mężczyznę koła, obciągnięte obręczami. Tylna ściana była teraz ściągnięta i na krawędzi podwozia, kołysząc nogami siedział ulany chłop o długiej, krzaczastej brodzie, próbującej nieudolnie ukryć szeroką bliznę ciągnącą się od policzka aż do kącika ust. Zmrużywszy oczy, przez tumany kurzu wzbijane przez wóz, patrzył na słońce, które czerwieniło niebo na południu. Za niedługo miał zapaść zmierzch. Podrapał się w owinięty przesiąkniętymi krwią szmatami kikut lewej ręki. Zaklął. Splunął w piaszczystą drogę i zeskoczył ciężko z wozu. Idący za pojazdem ludzie, którzy najwidoczniej dość mieli siedzenia w jego zatęchłym wnętrzu, pozdrawiali go gestem lub krótkim, serdecznym słowem. Zbył ich machnięciem dłoni. Puszysty brązowy kundelek z białą łatką na prawym boku, który do tej pory leżał na rękach rudej, piegowatej dziewczynki wyrwał się jej i doskakując do butów mężczyzny zaczął go obszczekiwać.

- Kulka! - krzyknęła mała piskliwym głosikiem. - Kulka! Do nogi! Zostaw wujka.

Dryblas zignorował psiaka i szybkim krokiem wyminął idących obok traktu. Zrównawszy się z woźnicą stanął na stopniu, zdrową ręką łapiąc poręczy.

- Daleko jeszcze Casusie? - zachrypiał.

Nazwany Casusem, zgarbiony staruszek, kulący się mimo upału pod grubym kocem, nawet się nie odwrócił.

- Już widać dachy Skilthry Niedźwiedziu.

Jednoręki spojrzał przed siebie, lecz prócz zwierząt w chomątach i dwóch fortec, które właśnie znikały im z oczu, znaczących drogę wznoszonym pyłem, nie zauważył niczego. Nie miał jednak powodu, by nie wierzyć staremu, który już piąty raz w życiu przemierzał ten szlak.

- Zdążymy? - w jego głosie nadzieja walczyła ze zwątpieniem.

Stary cmoknął, rzucając ukradkiem na długie cienie kładące się przed nimi.

- Oni tak - odparł po chwili. - My.. straciliśmy mulari.

Obaj spojrzeli na puste, szóste miejsce w zaprzęgu. Stracili zwierzę dwa dni temu. Pozostałe pięć kudłatych, masywnych bestii o zawiniętych rogach i szerokim, płaskim pysku, przejęło na siebie ciężar ciągnięcia wozu. Były zmęczone, jeszcze bardziej niż ludzie, tą wielodniową wyprawą. Niedźwiedź zacisnął mocniej palce na poręczy.

- Nie spędzimy ani jednej nocy więcej na trakcie. Dzisiaj będziemy spać za murami. Pogoń zwierzęta.

***
Gdy słońce dotknęło linii horyzontu, przygotowywano się do zamknięcia południowych wrót. Dwie fortece, które przed chwilą dotarły do miasta przepatrywał beznosy Pempto, diatrys z wyszytą cyfrą pięć ۵ na czerwonym habicie. Wciągając ze świstem powietrze, obchodził wóz i stłoczonych przy nich ludzi, szukając najmniejszego śladu skrzywienia, najmniejszego śladu morfy. Stojący nieopodal tagmatos, gotowi byli zareagować na jedno skinienie zakonnika.

Tymczasem przy bramie kilku zaniepokojonych strażników wpatrywało się z niepokojem w unoszącą i powiększającą się z każdą chwilą chmurę pyłu, która zawisła nad traktem.

- Forteca! - jeden z młodzików wskazał ręką w kierunku zachodzącego słońca, tam gdzie na tle rosnącej chmury, teraz już coraz wyraźniej było widać wyłaniający się zza wzniesienia wóz.

- Niedźwiedź! To Niedźwiedź jedzie! - podniosły się głosy podróżnych.

Beznosy podszedł do wrót. Ciężko było wyczytać emocje z jego pobliźnionej, zmienionej twarzy. Z uwagą wpatrywał się w horyzont ze świstem wciągając powietrze. Forteca była coraz bliżej. Już widać było masywne sylwetki mulari ciągnące wóz i idących po bokach ludzi. Już słychać było trzaśnięcia bata.

Ciemna chmura pyłu powiększała się z każdą chwilą i z tej perspektywy wydawało się, że goni wóz jakby chciała go pochłonąć. Forteca zbliżała się szybko. Już rozpoznali wielką postać Niedźwiedzia, który w pierwszym szeregu szedł w zaprzęgu założywszy na siebie chomąto. Już widać było przygarbioną sylwetkę woźnicy.

Chmura rosła przysłaniając powoli słońce zachodzące na horyzoncie. Ludzie podeszli do bramy i zaczęli skandować: “Nie-dźwiedź! Nie-dźwiedź! Nie-dźwiedź!”

Nagły wiatr rozwiał czerwoną szatę Diatrysa. Pobliźniony zachwiał się. Charknął.

- Wh-rota! - stęknął połykając litery, jakby wiatr wpychał mu je z powrotem w gardło. - Zamh-ykać wrota!

Zagrały łańcuchy. Skrzypnęły zawiasy.

- Nie-dźwiedź! Zdążą! Nie-dźwiedź!

Jakaś kobieta krzyknęła z przerażenia. Ktoś zaklął. Masywne wierzeje zaczęły się powoli przesuwać.

- Biegnij! Niedźwiedź! Biegnij!

Słońce zostało przysłonięte przez kurzawę i tylko czerwony blask nad nią wskazywał, że jeszcze nie zaszło. W jednym momencie nastała szarówka. Wóz zniknął im z oczu w ciemnościach. Usłyszeli basowy pomruk zbliżający się od strony południa zadymki.

Nim wrota zatrzasnęły się z głośnym hukiem, przez szczelinę między nimi wpadł brązowy psiak z łatką na prawym boku. Wsunięto metalowe sztaby. Wrota stęknęły gdy tumany piasku oparły się o nie z wysokim wizgiem wwiercającym się w uszy.

Beznosy, stojąc niepewnie na nogach rozejrzał się wokół, na leżące ciała.

- Morf-ha… - stęknął.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline