| Teraz... - Jak myślicie chłopcy, rubiny czy szmaragdy? - Fernike spojrzała krytycznie na trzymane w dłoniach kolczyki, przykładając raz jeden, raz drugi zestaw do ucha przed lustrem. Wcześniej wybrana suknia czekała już na wieszaku, ale z biżuterią zawsze miała problem.
- Szafiry. - powiedział miękko Ali, przyglądając się tym zabiegom. Drugi z mężczyzn w pokoju starannie udawał, że Fernike wcale tam nie ma i usilnie starał się nie zwracać na nią uwagi. Być może miało to coś wspólnego z faktem, że oprócz sznura pereł na szyi, szacowna matrona Spiros ubrana była li tylko w kusą, prześwitującą koszulkę nocną, która choć więcej sugerowała, niż odkrywała, to robiła to w bardzo sugestywny sposób.
- Błękit i zieleń? Odważnie... ale stylowo. Niech będą! - Gołębica skinęła głową z uznaniem. Może i środkowy brat Gutierez był momentami lekko... dziwaczny, ale jego talent do dobierania eleganckich kreacji był naprawdę niezwykły jak na kogoś, kto ledwo potrafił czytać i pisać, a jedyną szkołą, jaką ukończył, była brutalna uliczna szkoła życia.
Uporawszy się z tym arcyważnym dylematem, Gołębica delikatnie stuknęła palcami w srebrny dzwoneczek; do garderoby wsunęły się bezszelestnie dwie młode dziewczęta, by pomóc Fernike w ubraniu się. Zaczęły rzecz jasna od rozebrania pani, na co siedzący przy drzwiach i usiłujący się już od dłuższego czasu upić drugi Gutierez, Hakim, westchnął ciężko i jak niepyszny ewakuował się do przylegającego pokoju z cierpiętniczym wyrazem twarzy. Fernike uśmiechnęła się do siebie z lekko złośliwą satysfakcją - uwielbiała wprawiać mężczyzn w zakłopotanie, a dręczenie przydzielonych jej wbrew woli ochroniarzy ostatnio stało się jej ulubioną rozrywką. Nie wątpiła, że Hakim w swoim życiu widział już trochę nagich kobiet, ale za każdym razem kiedy widział długoletnią kochankę swego ojca w bardziej... ekscytującym stroju, peszył się jak dojrzewający chłopiec, przyłapany przez ojca na podglądaniu kąpiącej się służby.
Kobieta rozprostowała ramiona i stanęła w lekkim rozkroku, pozwalając dziewczętom natrzeć jej skórę kilkoma różnymi maściami, olejkami i kremami - w większości wytworami jej własnego alchemicznego warsztatu. Czekając na koniec tych kosmetycznych zabiegów, Fernike spojrzała krytycznie w lustro, oglądając się ze wszystkich stron. Mimo przeszło pięciu dekad życia - imponującego wieku w skażonym świecie, w którym morfa, choroby, głód i przemoc zbierały obfite żniwo - matronie Spiros wdzięku i urody mogłyby pozazdrościć nawet niektóre młódki. Czas odcisnął rzecz jasna na niej swoje piętno, ale zmarszczki i siwe włosy tylko dodawały jej uroku, zamiast go odejmować. Skórę wciąż miała jasną i gładką, piersi duże i pełne a figurę bliską idealnego kształtu klepsydry. Nieprzemijająca uroda była jej bronią i źródłem jej sukcesu; tak jak wojownicy dbali o swoje miecze, ostrząc je i polerując, tak Gołębica podejmowała każdy wysiłek, by jej ciało zachowało piękno i sprawność.
A czasy były takie, że każda, nawet najdrobniejsza przewaga mogła zaważyć na losie wszystkiego, co dla niej było ważne i cenne. Fernike dotychczas zachowywała daleko idącą neutralność w zakulisowych intrygach miasta, ciesząc się wolnością i niezależnością jaką zapewniał jej majątek po zmarłym mężu i nazwisko bogatego rodu; mając tyle, nie musiała babrać się w lepką i cuchnącą materię polityki, przyjmując postawę bacznego obserwatora. Zresztą jej wpływy i powiązania szły często na przekór politycznym podziałom i sympatiom - Gołębica świadczyła usługi tak różnorodnej klienteli, że zajmowanie jakiejkolwiek strony w podjazdowej wojnie o władzę, toczącej się od zawsze w Skilthrze, byłoby nierozsądnym posunięciem z czysto biznesowych powodów.
Ale polityczna mapa miasta, którą Gołębica znała dotychczas dość dobrze, ostatnio przechodziła gwałtowne korekty. Sądząc po ostatnich wydarzeniach i tajemniczych "zniknięciach" kilku kluczowych politycznych graczy, archigos Parwiz Jehuda zaczął gwałtownie konsolidować swoją władzę, okaleczając Radę i próbując siłą narzucić nowe porządki. Atmosfera w mieście była... gorąca, by określić rzecz eufemistycznie, a szalejący anakratoi, usiłujący spacyfikować burzliwe nastroje, tylko dokładali do pieca paliwa. W tej sytuacji, wybuch ulicznej przemocy był po prostu nieunikniony; wrzenie w półświatku osiągnęło takie poziomy, że poszczególne grupy kleftisów zaczęły szlachtować się w ciemnych zaułkach, kierując nawet swoje zakrzywione noże w kierunku tagmaty.
Fernike westchnęła. Ten cały krwawy zamęt musiał zacząć się akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała pomocy dwóch wpływowych mężczyzn, którzy stali się właśnie trudno dostępni poprzez bycie w oku cyklonu. Archigos był jednym z nich; Fernike podejrzewała, że dając wolną rękę Syntyche Nekri i jej gończym psom, grododzierżca wypuścił z klatki jadowitą bestię, nad którą nie miał już żadnej kontroli. Anakratoi pozwalali sobie stanowczo na zbyt wiele, ewidentnie korzystając z tego, że wzrok władzy skierowany był gdzie indziej. Knowania tajnych służb dotknęły też pośrednio Fernikę i to właśnie w archigosie Gołębica upatrywała kogoś, kto mógłby pomóc jej w potrzebie i powściągnąć rozzuchwalone ogary. Ale sytuacja stała się tak napięta i niejasna, że póki co, bliższe kontakty z najwyższą władzą Skilthry nie wchodziły raczej w grę, jeśli Gołębica pragnęła zachować swój specjalny, neutralny status wśród miejskich klik i koterii. Drugim mężczyzną, z który musiała przebywać na dystans - co było o wiele bardziej bolesne niż w przypadku Parwiza - był jej wieloletni kochanek, przyjaciel i partner w interesach, Koral Gutierez. Przemytnik, diler i szemrany biznesmen, Koral dotychczas starał się nie wychylać głowy zbyt wysoko, by jego interesy mogły iść dyskretnie i sprawnie; teraz jednak, kiedy ulice zaczęły spływać krwią, pojawili się tacy, którzy mieli ochotę na przejęcie intratnego biznesu... i to w zdecydowanie mało finezyjny sposób. Dlatego za Gołębicą plątało się teraz trzech synów Korala, przekonanego o tym, że Brown wyciągnie swoje mordercze szpony też w jej kierunku. A sam Gutierez rozpłynął się w powietrzu, zaszywając się w tylko sobie wiadomej szczurzej norze czy innej przemytniczej kryjówce. Tak więc na horyzoncie zbierała się nielicha burza, a Gołębica jak na złość nie miała za sobą solidniejszego wsparcia.
- Kyrie...? - z niewesołych rozmyślań wyrwał ją cichy głos służki. Zatopiona w myślach Fernike nie zauważyła, że zabiegi pielęgnacyjne dobiegły końca, i stała przez chwilę znieruchomiała jak posąg, ku lekkiej konsternacji dziewcząt.
- Już, kochanie. Jestem gotowa. - Gołębica uśmiechnęła się promienie. Z pomocą służek ubrała swoją "zbroję", jak nazywała w żartach cały komplet halek, gorsetów, krynolin i innych elementów garderoby niezbędnych, by oszałamiać nie tylko urodą, ale także strojem. Całość prezentowała się jak zwykle doskonale, sprawiając że mężczyznom zwykle opadały szczęki, a kobietom podnosiła się w gardle żółć. Zadowolona z efektu Fernike poćwiczył jeszcze kilka uwodzicielskich i słodkich minek przed lustrem, a potem w użycie znów poszedł srebrny dzwoneczek.
Służebne dziewczęta zniknęły; Gołębica przeszła z garderoby do swojego gabinetu, gdzie czekał już młodziutki, bardzo przejęty swoją rolą goniec, kątem oka zauważając, jak Hakim niechętnie wyłazi ze swojego ukrycia i wlecze się za nią.
- Przekażesz w moim imieniu, że bardzo, ale to bardzo żałuję, że nie mogę zjawić się wieczorem osobiście, ale zapraszam na rozmowę w ciągu najbliższych dni. Zapamiętasz? - kobieta wręczyła szczonowi starannie zawinięty pakunek i liścik z adresem. Na sekretarzyku czekał jeszcze jeden list przygotowany do wysłania, ale ten musiał być wysłany bardziej... dyskretnymi kanałami, by tak rzec. W końcu fakt, że koresponduje ze wygnaną z miasta pod zarzutem szpiegostwa Wroną, gdyby ujrzał światło dzienne, mógłby spowodować niemało problemów, których na razie Gołębica wolała uniknąć. Wysyłany przez gońca pakuneczek też był w pewien sposób kompromitujący... choć zdecydowanie bardziej dla odbiorcy, niż dla nadawcy; znajdujący się w środku alchemiczny specyfik na męską niemoc w małżeńskim łożu nie był niczym zakazanym per se, ale skojarzony z nazwiskiem możnej rodziny, dla której był przeznaczony, mógłby narobić wiele zamieszania natury "wizerunkowej" i stać się źródłem niekończących się, prześmiewczych plotek. Gołębica słynęła nie tylko ze swoich alchemiczno-aptekarskich talentów, ale także dyskrecji; dlatego razem z gońcem z mieszkania zniknął Ali, mający przypilnować, by przesyłka po drodze nie dostała się niepowołane ręce. * * *
Nie mając żadnych poważniejszych planów aż do wieczora, i nie chcąc wyściubiać nosa na brudne i niebezpieczne ulice, Fernike popołudnie spędziła w domu, uczciwie dzieląc czas pomiędzy beztroskie leniuchowanie, podjadanie słodyczy, czytanie traktatów alchemicznych, napisanie kilku listów i wysłuchanie kameralnego koncertu młodego, utalentowanego minstrela. Gołębicę kusiło nielicho, by sprawdzić czy długie, szczupłe palce muzyka z taką samą czułością potrafią pieścić coś innego, niż tylko pękatą lutnię, ale szybko topniejąca, odmierzająca czas świeca dyskretnie przypomniała jej o tym, że do wieczornego przyjęcia zostało niewiele czasu. A przecież Fernike nie mogła pojawić się na proszonym spotkaniu w tym samym stroju, w jakim chodziła po domu; cały długi rytuał kąpieli, ponownego nacierania pachnidłami, ubierania się i dobierania biżuterii powtórzyć trzeba było od nowa, co skutecznie uniemożliwiało bardziej przyjemną konsumpcję pozostałego czasu... * * *
Gotowa do wyjścia i wyglądająca jeszcze bardziej oszałamiająco niż rankiem, Fernika siedziała w zaciszu swojego gabinetu, czekając aż przybędzie powóz, który miał zabrać ją na wyczekane przyjęcie. Palce kobiety wygrywały niespokojną melodię na polerowanym drewnie biurka; mimo spokojnej, pogodnej twarzy, Gołębicę od środka żarło zdenerwowanie i jakiś nie dający się do końca wytłumaczyć niepokój. Nie bała się samej imprezy; bywanie "na salonach" było jej naturalnym żywiołem i z zapałem uprawianą rozrywką. Bywała częstym i wdzięcznym gościem w wyższych sferach, i nawet fakt, że spotkanie organizowane było przez igetisa Borisa Spirosa, brata jej zmarłego męża, nie mącił jej spokoju. Choć Fernike nosiła od dawno nazwisko tej bogatej rodziny, okoliczności w jakich weszła do familii sprawiały, że z resztą rodu łączyły ją poprawne, choć oficjalnie chłodne stosunki. Ale zaproszenie przyszło bezpośrednio od głowy rodu, więc najwidoczniej sprawa była na tyle ważna, że igetis potrzebował pełnej reprezentacji rodziny i wszystkich zasobów, jakich mógł użyć.
Bo co do celu całego tego balu Gołębica nie miała wątpliwości. Tylko skończony utracjusz, ślepy i głuchy na panującą w Skiltrze atmosferę, mógłby wpaść na tak ekstrawagancki pomysł jak zorganizowanie eleganckiego, proszonego przyjęcia w chwili, kiedy spora część arystokratów polis dosłownie walczyła o życie. Boris ani utracjuszem, ani ślepcem bynajmniej nie był; Gołębica wiedziała więc, że pod pozorem miłego spędzania czasu w bezpiecznych wnętrzach rodowej rezydencji odbędzie się polityczny targ, na którym mniejsze i niezaangażowane dotychczas w główny nurt wydarzeń rody będą omawiały strategię działania i zastanawiały się, na kogo z Rady postawić w najbliższym czasie.
I tu właśnie leżało źródło jej lęków. Bezuchy Robinden Darkberg, jej chimeryczny i niepewny, ale jednak sojusznik, zamilkł tajemniczo w ciągu ostatnich dni. Chodziły nawet plotki - w które Gołębica nie chciała wierzyć - że został aresztowany przez anakratoi i osobiście zamęczony na śmierć przez Syntyche. Cokolwiek jednak by się nie stało, oczekiwać go na nadchodzącym spotkaniu byłoby niebezpieczną naiwnością... za to z całą pewnością mógł pojawić się tam zięć Fernike, Jagon Minskin. Ambitny i przebiegły oficer uczynił więcej niż wystarczająco, by uczynić z siebie osobistego wroga Gołębicy i stać się osobą, której Fernike najbardziej ze wszystkich nie chciałaby oglądać... żywej. Ale trzeba było grać takimi kartami, jakie los rozdawał; Gołębica miała wrażenie, że jakiś podły szuler wyjął z jej talii wszystkie asy, zostawiając w niej same blotki, a wszyscy pozostali mają na rękach pełen kolor. Cóż, zawsze mogła blefować...
Otrząsnęła się i uspokoiła ręce. Nie z takich kłopotów wychodziła cało, a nawet na swoje. Wystarczy tylko zachować trzeźwość umysłu i nie tracić z oczu założonego celu.
- Samil, kochanie... - powiedziała miękko, zwracając się do stojącego przy oknie ochroniarza - Na pewno masz coś na nerwy, prawda? Uratujesz rozhisteryzowaną damę w potrzebie? - uśmiechnęła się, puszczając oczko. Mężczyzna kiwnął głową, podchodząc bliżej. Wyglądał jak portowy zbir, którego lepiej nie spotkać w ciemnej uliczce; oszpecona twarz i masywna, zwalista sylwetka osiłka ostro kontrastowała z eleganckim, wręcz fircykowatym ubiorem, jaki nosił. Trzeci Gutierez był najbardziej podobny do Korala, zarówno pod względem wyglądu, jak i usposobienia. Dlatego właśnie Gołębica wolała jego zabierać jako przyboczną straż w miejsca wymagające taktu i dyskrecji, zamiast ochlaptusa i kleptomana Hakima czy niezrównoważonego sadysty Alego. Samil wyciągnął z kieszeni aksamitnej kamizelki małe, pięknie rzeźbione kościane pudełeczko i pasującą do niego rurkę. W środku znajdował się biały, krystaliczny proszek; mężczyzna sprawnie usypał z niego cienką linię na blacie i podał Gołębicy rurkę. Sam wziął odrobinę substancji w palce i starannie wtarł w dolną wargę. Otrząsnął się jak po zimnej kąpieli; jego oczy zalśniły, a na skórę wypełzł lekki rumieniec. Narkotyk musiał być pierwszej mocy.
Fernike wciągnęła proszek i odchyliła głowę do tyłu, czując jak śluzówka boleśnie obkurcza się i wysycha; od zatok rozeszło się jej po twarzy nagłe uderzenie ciepła, jakby nieostrożnie otworzyła drzwiczki nagrzanego pieca. Nieprzyjemne odczucia trwały jednak moment; po chwili Gołębica z ulgą wypuściła z płuc powietrze, czując jak narkotyk zaczyna działać. Strach zniknął, zastąpiony poczuciem kontroli i siły; świat wokół wyostrzył się, zyskując na szczegółach i głębi, a myśli kobiety zaczęły szybciej i jaśniej krążyć, odrywając umysł od przyziemnych trosk. Za to euforyczne pobudzenie trzeba będzie zapłacić nocą pełną ciężkich snów i fizycznym osłabieniem następnego dnia, ale na tą chwilę ważniejsze było, że Fernike czuła z całą pewnością, że cokolwiek by się nie stało w ciągu nadchodzących godzin, na pewno da sobie z tym radę. Wręcz nie mogła się doczekać, by zmierzyć się teraz z problemami, które jeszcze chwilę temu wydawały się ją przerastać... * * *
W chwili, kiedy wsiadała do czekającego pod jej kamienicą przysłanego powozu, nad Skilthrą zaszło słońce, pogrążając miasto w ciemnej chmurze mroku.
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05!
Ostatnio edytowane przez Autumm : 27-01-2017 o 17:58.
|