Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2017, 20:13   #7
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Gabinet Księżnej
Honorata usiadła za biurkiem i sporządziła swój raport. Dokument był adresowany do Londynu natomiast jego odbiorcą miał być nie kto inny a głowa Venture. Innymi słowy, ci dla których Honorata “myszkowała” byli tymi samymi, którzy utrzymywali z Belle takie dobre stosunki. Księżna miała jednak teraz pełny wgląd w to jak dokument był redagowany.
Kiedy Duszewska skończyła pisać zaczęło się ciekawie. Tremerka wyciągnęła z torebki mały, wykonany z kości słoniowej szpikulec i przekuła opuszkę środkowego palca na swojej lewej dłoni. Wampirzyca nakropiła własną vitae na papier i zaczęła mamrotać w nieprzyjemnym języku. Księżna zauważyła, że krew po wsiąknięciu w białą kartkę nie pozostawiła żadnej plamy. Czarowanie, czy cokolwiek Honorata robiła, trwało kilkadziesiąt minut. Kiedy Tremerka wreszcie przestała mamrotać, szybciutko włożyła list do uprzednio zaadresowanej koperty i znów zaczęła coś mamrotać, tym razem trwało to krócej.
Trochę.
- Czy mogę jeszcze jakoś Księżnej pomóc? - Honorata spuściła wzrok, miała minę cnotki którą ktoś przed chwilą złapał za tyłek.
Belle przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem popalając papieros oparta o komodę. Z zaciekawieniem obserwowała aurę tremerki.
- Nie. - Księżna odsunęła się od komody i wygasiła papieros w stojącej na niej popielnicy. - Zalecałabym odwiedzić. Philip może wpadnie na jakiś pomysł, jak pomóc twojemu ghulowi, ale nie zrobi nic wbrew jego woli.
Honorata pokiwała powoli głową.
- Dziękuję, Wielmożna Pani.
- Możesz odejść. -
Belle zajęła miejsce za biurkiem gdy Honorata wstała. - Jeśli obawiasz się o swoje życie, proponuję skorzystać z opieki elizjum. Postaram się dowiedzieć co właściwie się wydarzyło.
- Zapewniam Panią, że będę potrafiła odwzajemnić ofiarowaną mi pomoc. - powiedziała jeszcze uniżenie, wychodząc.

Gdy kobieta wyszła, do gabinetu wszedł John. Belle była poirytowana i mimo, że na jej twarzy panował spokój ghul bez problemu mógł to rozpoznać. Mężczyzna podszedł i podał jej papieros.
- Mój klan… - Patrzyła na mężczyznę. Nagle docierało do niej, że nie miała pojęcia jakie układy na starym lądzie miała stara księżna. Czy ja to ciekawiło? Czy powinna to rozgrzebywać? Czemu czuła, że będzie musiała się tam udać. Do świata starych wampirów.
Przyciągnęła mężczyznę do siebie, zmuszając go by klęknął. Jego dłonie od razu podążyły w stronę jej ciała.
- Kto ma przyjść następny? - Paląc delikatnie gładziła jego twarz drugą ręką. Jej myśli mimo tego pytania krążyły po starym kontynencie.
- Anastazja. - poinformował ghul.
Wampirzyca nachyliła się i pocałowała mężczyznę w usta. Cieszyła się jego ciepłem. Pulsującą w nim krwią, mimo iż doskonale wiedziała, że nie może się z niego napić. Pozwoliła by narastający głód odciągnął na chwilę jej myśli od jej własnego klanu.
Irytowało ją, że nie może teraz zabawić się z Johnem. Po dłuższej chwili przerwała pocałunek i w skupieniu gładziła jego twarz.
- Przyprowadź go gdy się pojawi. Muszę pomyśleć. - Podniosła się i podeszła do okna. Zastanawiała się, czy jej ojciec także stał za przysłaniem Tremere na Manhattan.

***

Wchodząc do pomieszczenia, Brujah skłonił głowę. Jego twarz była napięta i posępna.
Księżna odwróciła się od okna. Powitała wampira z uśmiechem.
- Witaj, Anastazja. - Powoli podeszła do biurka i usiadła za nim wskazując dwa fotele naprzeciwko. - Jak tam interesy?
Anastazji najwyraźniej kamień spadł nieco z serca widząc pogodną minę Księżnej… najwniak. Jednak Brujah zachowywał czujność i ostrożność.
- Dziękuję Księżno. - po czym poprawił krawat - Co mogę dla ciebie uczynić Pani?
- Możesz, na początku usiąść. - Wampirzyca zaczekała aż Brujah zajmie miejsce. W tym czasie na spokojnie odpaliła papieros. Uśmiechała się lekko patrząc na jeden z obrazów. - Orientujesz się trochę w sytuacji na Bronx?
Coś definitywnie łaskotało Brujaha… gdyż ledwo co usiadł, gdy padło pytanie o Bronx poprawił kołnierzyk.
- Rebelia, czy może Anarchia jak sie sami siebie nazywają, taki Sabbat z “ludzką” twarzą. - westchnął.
- Oh… - Belle oparła się o biurko i spojrzała na wampira z uśmiechem. Jej twarz nie wyrażała niczego poza zainteresowaniem. - “Sabbat z ludzką twarzą”? Opowiedz coś więcej.
Anastazja przygryzł wargę.
- Brzmi kretyńsko - przyznał - Anarchiści odrzucają wszelkie nakazy i władzę, nie kierują się niczym, poza własnymi zachciankami.
- Przyznam, że brzmi bardzo atrakcyjnie, szczególnie gdy pomyślę o młodych wampirach, bez pozycji wśród nieśmiertelnych. -
Wampirzyca wygasiła papieros. - Nie mają przywódcy? Nie powinni mieć, czyż nie? To by odrobinę zaprzeczało ich ideałom.
Wampir znów poprawił kołnierzyk, chyba musiał zmienić krawca…
- Tak jak Pani mówi. - zgodził się. - Ale oczywiście zawsze wypłynie “pierwszy pośród równych” Anarchiści nazywają kogoś takiego Baronem.
- Czy dotarło może do ciebie kto pełni tą zaszczytną funkcję? -
Wampirzyca wstała od biurka i podeszła do wampira. Ruchem dłoni powstrzymała go przed wstaniem. Uśmiechając się poluzowała mu krawat i kołnierzyk. - Tak będzie dużo lepiej.
Księżna zobaczyła czerwone plamki na wewnętrznej stronie kołnierzyka. Anastazja pocił się.
- Tak i… chyba nie tylko do mnie… - spojrzał na Księżną nie podnosząc jednak wzroku. - to dlatego zostałem wezwany? Z uwagi na mojego Ojca?
Wampirzyca spoglądała na anastazję z pogodną miną.
- Byłam ciekawa czy udało ci się nawiązać z nim kontakt. - Belle odchyliła się dając wampirowi trochę przestrzeni. - Dawno nie słyszałam o moim starym wspólniku.
Brujah odczekał chwilę.
- Owszem, zaoferowano mi przyłączenie się. - spojrzał ostrożnie na Księżną po czym zacisnął dłonie na oparciach fotela - powiedziałem… że się zastanowię, oczywiście nigdy naprawdę nie rozważałem odstąpienia od Camarilli. - zapewnił.
Belle spoważniała.
- Byłbyś w stanie oprzeć się swemu ojcu? Salvatorowi? - Skrzyżowała ręce na piersi i wyostrzyła zmysły. - Szczególnie teraz gdy Marianne nad tobą czuwa? Zdradź mi cóż jest tak zniechęcającego w propozycji twego Sire?
- Jeśli coś jest za dobre żeby mogło być prawdziwe, to przeważnie nie jest. Prędzej czy później ktoś coś zrobi i ktoś inny będzie musiał zareagować. Co wtedy? kiedy wszystko może być poczytane jako uzurpowanie sobie władzy nad kimś innym? to wszystko ostatecznie prowadzi do osłabienia koterii.
- Chciałabym spotkać się z moim starych wspólnikiem. Na razie na pokojowych warunkach. -
Uśmiechnęła się ponownie do Anastazji - To po to cię wezwałam.
Anastazja spojrzał na Księżną.
- Nie można mu ufać Pani, skąd w ogóle wiadomo czy to wszystko nie jedna wielka Sabacka sztuczka?
- Tego nigdy nie wiadomo. -
Wampirzyca wstała i sięgnęła po papierośnicę. Spokojnie odpaliła papieros. - Jestem jednak bardzo sentymentalna, a twego Sire darzę szczególnymi względami. Chcę się z nim spotkać nim zacznę na niego łowy. Czy widzisz taką możliwość?
- Odradzam, Pani to na pewno byłaby pułapka, przecież zabicie Księżnej to coś na co ci Anarchiści tylko czekają.

Belle uśmiechnęła się.
- Zadbam o to by im to utrudnić. Poza tym… - Wampirzyca wypuściła kółko obejmując nim twarz Brujaha. - … ile wampirów musiałoby tam przybyć by mnie zabić.
Anastazia był typem który właściwie nigdy się nie uśmiechał. Dlatego ciężko było powiedzieć czy się czymś martwi czy nie.
- Rozumiem, czy w takim razie mam w tym jakoś uczestniczyć, Pani?
- Oh nie ma takiej konieczności. -
Belle przybrała swoją lekko uśmiechniętą maskę. - Pomóż mi zorganizować to spotkanie.
Brujah swoje komentarze, jeśli takowe posiadał, przezornie zachował dla siebie.
- Jak sobie Pani życzy.
Księżna nie wiedziała, czemu właściwie chce się spotkać z Salvatore. Była to zachcianka trochę podobna do chęci spokrewnienia Dragosza. Doskonale zdawała sobie sprawę, że może ją to dużo kosztować.
- Anastazia… wolałabym byś pozostał po stronie Camarilli. Niewiele nas i wolałabym by nie było mniej. - Patrzyła na mężczyznę nie zmieniając wyrazu twarzy. - Czekam na informacje od ciebie.
Brujah skinął głową i powoli podniósł się z krzesła zamiarując zebrać się do wyjścia.
- Oczekuję wieści od ciebie. - Księżna odprowadziła go wzrokiem. Czy powinna użyć na nim prezencji? Wymusić posłuszeństwo. Nie była pewna. Nie chciała powtórzyć błędów Michaelli.
- To zajmie przynajmniej dwie noce Pani, trzeba przygotować teren, ich tam mogą już być dziesiątki.
- Najchętniej spotkałabym się na neutralnym terenie. Salvatore ma moje słowo, że na tym spotkaniu nie zrobię mu krzywdy. - Wampirzyca obróciła się w stronę okna. Miała już dość tego tematu.

***

Po pewnym czasie Księżna wyczuła za swoimi plecami obecność Johna.
- Maklavianie czekają Pani, chcesz ich przyjąć razem czy osobno?
- Poproś pana Nikiel by na chwilę opuścił Ruth i przyszedł tu sam.
- Wampirzyca nie obróciła się. Nie miała ochoty na tą rozmowę.
John kiwnął głową. Wpatrzona w nocną panoramę Manhattanu, Księżna słyszała jak Nikel wchodzi do jej gabinetu, jak zapach benzyny i tytoniu, tego niesamowitego tytoniu roznosi się po pomieszczeniu.
- Wspaniały widok nieprawdaż? - usłyszała komentarz wampira.
- To głównie dla niego nabyłam ten budynek. - Belle obróciła się na fotelu i spojrzała na Malkaviana z uśmiechem. - Ruth jednak cię nie rozjechała.?
Nikel zachichotał zakrywając usta dłonią.
- Ależ rozjechała! ale nie na śmierć. W Ruth vitae nabiera temperatury, niemal kipi, ale moja córeczka wie, że rodziny się nie wybiera… - w ustach wampira nagle znalazł się papieros, Malkavian chyba musiał mieć go już odpalnego w kieszeni! - Podnieść rękę na krewniaka to byłaby rzecz zaiste niepodobna, nieprawdaż?
- Gorsze rzeczy zdarzają się w naszym światku. -
Belle wskazała jeden z foteli. - Usiądź proszę. Jestem bardzo ciekawa jak poszukiwania motoru.
- Och to wspaniale! nieprawdaż?
- wampir wyszczerzył się dziko, wypuszczając przy tym kłęby dymu. Skłonił głowę i wpakował się na wskazany fotel zakładając przy tym but na kolano przeciwległej nogi. Nikel rozsiadł się wygodnie.
- Widziałem kilka niosących nadzieję maszyn na Bronksie, ładne… ale raczej nie są na sprzedaż. Może to i lepiej? - zaciągnął się przyglądając się władczce Manhattanu.
- Pani wybaczy, ale nie spodziewałem się, że interesuje się Księżna motoryzacją, to takie… nowatorskie, nieprawdaż?
- Och… nie interesuję się. -
Księżna oparła twarz na dłoniach. - Ale może Hellene się nią interesowała, bo odniosłam wrażenie, że rozmawialiście gdy byłeś tu po raz ostatni.
Nikel zrobił zdziwioną minę.
- hmm.. - zamyślił się zaciągając papierosem - Zamieniłem dwa słowa z jakąś lalką, powiedziała mi, że chciała. by się czasem wyrwać. Spytałem, czemu nie teraz, że mógłbym ją złapać na zewnątrz… - Nikel rozłożył ręce - oczywiście kiedy już wyszedłem, całkiem o niej zapomniałem, łajdak ze mnie, nieprawdaż? - znów się zaciągnął
- Owszem, przez to uderzyła o całkiem twardy bruk. - Na twarzy Belle nadal był uśmiech. - Jak wyobrażałeś sobie łapanie kogoś skaczącego z tej wysokości?
Wampir wyciągnął papierosa z ust i rozłożył szeroko ręce.
- Wcale! - wypalił - przecież to by było szaleństwo, nieprawdaż?
- Owszem. Tyle że… -
Bawiło ją to, ta rozmowa. Trochę przypominała dyskusje ze starym dobrym Georgem - ...szaleństwo jest domeną twojego a nie mojego klanu.
Na chwilę obróciła wzrok od wampira i zaczęła się bawić jakąś leżącą na stole kartką. Rozliczenia, przygotowane przez Johna do jej wglądu. Po jakimś czasie powróciła wzrokiem do maklaviana.
- Bardzo zaniepokoiło mnie, że Hellene dopuściła się takiego czynu po rozmowie z tobą.
Nikel chwycił się na moment za podbródek w pozie zamyślenia.
- Mnie też… - zaciągnął się - bo przecież, jeśli rzuciła się za mną to było by wspaniale! z drugiej strony… jeśli rzuciła się bo rozmowa ze mną była drętwa… - wampir złapał spojrzenie Księżnej - to by było straszne, nieprawdaż?
Wampirzyca nieprzerwanie się uśmiechała.
- Straszne by było jeśli rozmowa z tobą skłoniłaby ją do tego czynu. Szczególnie jeśli podczas tej rozmowy zostałyby użyte środki bardziej skuteczne niż zwykłe słowa. Toż wszyscy wiemy jaki dar mają maklavianie do mieszania w ludzkich umysłach. - Księżna sięgnęła do leżącej na stole papierośnicy i wydobyła jeden papieros. - Musiałabym to uznać za zamach na mój klan i pozbyć się osoby, która się go dopuściła. Czy zgadzasz się ze mną Nikel?
Wampir wyskoczył z fotela znacznie szybciej niż było to konieczne i znacznie szybciej niż dla śmiertelnika byłoby fizycznie możliwe. Trzymana w jego wyciągniętej ręce benzynowa zapalniczka była tak rozkręcona, że płomień jaki dawała był całkiem spory.
- Dary, dary… - westchnął i ruszył w stronę ogromnego okna. Wampir oparł się plecami o szybę całym ciężarem tak, że było słychać lekki zgrzyt szkła.
- Dajmy Ventrue jakiś kredyt, czy szanująca się arystokratka rzuciłaby się z okna dla starego wariata? - uniósł brew.
Belle podniosła się i powolnym krokiem ruszyła w jego stronę. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę wampira. Czując jak bestia lekko się wierci widząc płomień zapalniczki.
- Arystokratka… Hellene nie była nikim takim.
Stanęła tuż przy nim i odpaliła papieros od jego zapalniczki. Po czym jednym ruchem zamknęła ją. Jasne smugi światła tańczące na twarzy Nikiela znikły. Pozostało tylko niewielkie światło w okolicy biurka i lśniący za nimi Manhattan.
Księżna zaciągnęła się tak, że żar papierosa na chwilę rozświetlił twarz wamipra.
- Użyłeś na niej demencji czy nie, Nikel? - Nadal uśmiechała się lekko, wpatrując w oczy mężczyzny. Była tak blisko, że ich ciała niemal się stykały.
Nikel fuknął, pozując niezadowolenie, powodując kolejny zgrzyt szyby za sobą.
- Czy ja wyglądam na kogoś kto straszy młode dziewczyny? - uniósł teatralnie brew, po czym wyszczerzył się i zaciągnął dymem.
- Oczywiście, że nie, to nie byłoby miłe ani uprzejme z mojej strony Pani, nieprawdaż? Zresztą… lala była wystraszona już bez niczyjej pomocy. - wzruszył ramionami, znów powodując trzeszczenie szkła.
Belle uśmiechnęła się.
- Cóż, to spytam jeszcze, czy nie widziałeś kogoś wchodzącego do jej pokoju. - Księżna cofnęła się i delikatnie chwyciła kurtkę wampira.
- Jakiś duch - machnął ręką.
- Uważałbym - Przesunęła palcem po materiale. - nie chcę sprzątać kolejnego wampira z mojego chodnika.
Nikel odwrócił się i spojrzał do góry ku nocnemu niebu.
- Proszę nie sprzątać droga Pani, w świetle księżyca to by była po prostu czarna plama…
Księżna przysunęła się i nachyliła się do ucha wampira.
- Ale rano byłoby to całkiem ciekawe widowisko - Odsunęła się odrobinę. - ... które mogłoby naruszyć maskaradę. Jaki duch?
Nikel skupił uwagę na dekolcie Księżnej po czym otrząsnął się nieco i potarł czoło.
- Jakiś facet, duch jak duch, chyba lala się jakoś nie cieszyła z jego widoku.
Belle powstrzymała uśmiech. Ten wariat sprawiał jej coraz więcej radości. Skrzyżowała ręce, eksponując tym samym swój biust.
- Czy byłbyś w stanie go opisać… Nikel?- Jego imię zabrzmialo w jej ustach niemal ciepło.
Wampir złapał spojrzenie.
- Lubi Pani historie o duchach? wyśmienicie! otóż ten jest młodym, wysokim mężczyzną o wyrazistych szlachetnych rysach ciemnych włosach i równie ciemnych oczach.
- Wyglądającym na trochę ponad 20 lat? Doskonale zbudowanym? -
Wampirzyca zaciągnęła się i podała papieros wampirowi.
Nikel wwiercał spojrzenie w Księżnę.
- Tak, wielgaśny. Doprawdy… duch młody duchem… - zachichotał w oparach dymu - zabawne, nieprawdaż?
- Owszem. -
Wampirzyca uśmiechnęła się odrobinę szerzej, przełamując swoją maskę. Przybliżyła się do Niekiela. - Troszkę, przypomina z opisu moje childe, które zabiła.
- Och… -
Nikel uniósł brew w wyreżyserowanym geście zmieszania i zdziwienia. - więc był to upiorny żart, nieprawdaż? - zachichotał demonicznie, Księżna uświadomiła sobie nagle, że Malkavian przypomina postać z przekartkowanego ostatnio przez nią z nudów komiksu.
Nikel postąpił kilka kroków i stanąwszy mniej więcej na środku pomieszczenia roztoczył dłonią w której trzymał papierosa zamaszysty łuk.
- Upiór na Manhattanie! historia o duchach, miłości i zdradzie rodem z Wenecji… nieprawdaż?
- Nie mam pojęcia czemu wymieniłeś zdradę. -
Wampirzyca pozostała przy oknie, wyraźnie odcinając się sylwetką od rozświetlonego neonami miasta. - Zawołaj proszę, Ruth. Jestem ciekawa wieści z Bronx.
Pet trzymany przez Nikla był już tak mały, że mężczyzna bez problemu chował go w ustach. Dymiąc z uszu i nosa wampir skłonił głowę i ruszył w stronę wyjścia. Kiedy Maklavian zniknął za drzwiami, Księżna usłyszała dźwięk uderzania otwartej dłoni o czyjś policzek, po chwili do pomieszczenia wparowała Ruth z twarzą wykrzywioną w irytacji, Malkavianka spojrzała na księżną i trochę się uspokoiła.
- Cokolwiek wymyślił nie mam z tym nic wspólnego! - powiedziała na powitanie.
- Twierdzi, że Hellene objawił się duch Dragosza, albo bardzo podobny do mego childe. - Wampirzyca podniosła wzrok na maklaviankę. - Wspominał też o motorach z Bronx. Czy byliście tam razem?
Wampirzyca zajęła miejsce za biurkiem.
- Niech wejdzie, wolałabym by nie pałętał się po moim domu.
Ruth zmierzyła wzrokiem Ojca, który najpierw wsadził głowę w uchylone drzwi, po czym wszedł spowrotem do pomieszczenia i usiadł na oddalonej od biurka kanapie.
- Owszem Księżno - Ruth wyprostowała się - zrobiliśmy małe rozpoznanie na dzielnicy… wolałam nie zostawiać go bez opieki - wyjaśniła zarzucając głowę w stronę kanapy - Stary wariat ma demencję… - powiedziała na usprawiedliwienie co w ustach Maklavianki wypowiadającej się o Malkavianie zabrzmiało co najmniej dwuznacznie. - powiem tak, młode Brujaszki i masa bezklanowych dzieciaków których krew jest tak rzadka, że nie zdziwiłabym się, gdyby spędzali dnie na plaży.
- To trzeba koniecznie sprawdzić! -
Nikel uniósł do góry dłoń po czym przyłożył papierosa do ust w przepraszającym geście, jak uczeń w szkole który odezwał się niepytany. Ruth pokręciła głową w irytacji.
- Te Brujaszki to chyba wszystko potomstwo Salvatora, będzie z osiem sztuk, ale oni się szybko spokrewniają, więc kiedy będziemy… jeśli będziemy tam następnym razem może już ich być więcej.
- Albo mniej -
znów wtrącił się Nikel.
- Albo mniej - niechętnie zgodziła się Ruth - selekcja naturalna całkiem tam spora, jak na nasze standardy.
- A na sabbackie pewnie całkiem mała -
rzucił Nikel, Ruth aż się odwróciła.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - wampir rozłożył ręce.
- Nie wiem, strzelam.
Wampirzyca przysłuchiwała się im z rozbawieniem, jednak nie pozwoliła by z jej twarzy zniknął lekki, raczej wskazujący na powagę uśmiech. Klauny. Maklavianie to klauny i raczej powinno się ich trzymać w cyrkach. Mimo to czuła niepokój, w związku z tym co powiedział Nikel. Dragosz… nadal czuła odrobinę tęsknoty do swego pierwszego childe.
- Widziałam się dziś z Anastazią. - Wampirzyca sięgnęła po papieros i pokazała ruchem głowy Nikielowi by się częstował. - Chcę zobaczyć się z Salvatorem.
Ruth uśmiechnęła się cynicznie.
- Mały bandzior przyzwyczaił się do bycia samcem Alfa w swojej rodzince, nawet Marianne jakoś ostatnio znosi. Nie cieszy się z bliskości tatusia…
- Nie on jeden… -
wtrącił z udawanym wyrzutem Nikel mijając córkę w drodze po zaofarowanego papierosa.
- Chcesz go rozwalić? - nie zwracając uwagi na ojca Ruth prosto z mostu spytała Księżną - będzie trochę jatka wiesz.
- Na razie miałam nadzieję, że przemówię mu do rozsądku. - Wampirzyca odpaliła papieros i podała ogień Niekielowi. - Dużo się ich tam namnożyło?
- To nie są przypadkowe spokrewnienia jakie robią sabatnicy kiedy potrzebują mięsa armatniego -
wyjaśniła Ruth - to raczej, jakbyś pozwoliła spokrewniać każdemu kiedy chce. Toteż można się spodziewać cykli większego lub mniejszego natężenia, gangi śmiertalnych i kainitów rywalizują między sobą toteż jedzenia im nie brakuje, a i śmiertelność młodych jest spora, przynajmniej na razie.
- Ah ten Salvatore… zawsze miał głowę do interesów. -
Wampirzyca uważnie przyglądała się maklaviance. - Ilu ich tam jest? Ile wampirów ma pod sobą Baron?
Ruth popatrzyła na Ojca po czym przeniosła wzrok na Księżną.
- Dziesiątki, dwadzieścia, trzydzieści.
- z Czego może czterech urodziło się w zeszłym stuleciu i mówiąc urodzili się, mam na myśli urodzenie się -
dodał Nikel w przerwach między wdechami i wydechami dymu, Nikel potrafił odwracać spojrzenie w ogromną prędkością, ale i tak Księżna czuła ciekawski wzrok wariata, na swoim kobiecym ciele.
- Młodzież… ale znając Salvatore bardzo temperamentna młodzież. - Wampirzyca zdawała się nie zwracać uwagi na starszego Maklaviana, cały czas uważnie obserwowała Ruth. - Co sądzisz o tej sytuacji?
- Czuję, że zaraz coś wybuchnie, jak nie tam, to tu albo poza wyspą. -
wyznała Malkavianka odgarniając włosy z twarzy.
- Cóż… mamy wojnę i chyba nas to nie ominie. - Wampirzyca mówiąc o nas miała na myśli wampiry… ale w sumei nie interesowało ją czy Ruth to zrozumie. Na chwile zamyśłiła się, jednak inaczej niż zazwyczaj zamiast przenieść wzrok na jeden obrazów skupiła go na jej sire.
- Chcę się spotkać z Salvatorem, - zerknęła na maklaviankę - będę chciała mieć cię przy sobie. Po tym spotkaniu ocenię co dalej. - powróciła wzrokiem do kręcącego się wampira. - Mam nadzieję, że Sabat sam zajmie się problemem nowej frakcji.
Nikel uśmiechnął się sam do siebie i ściągnął skórzaną rękawiczkę z palców po czym wsadził dłoń do popielnicy.
- Ktoś się na pewno już zajmuje - powiedział pokazując przed sobą osmoloną czarną skórę. Ruth uśmiechnęła się krzywo.
- Nie ważne iloma neonatami otoczy się Salvatore, jego ostatni “klub” nie przewiduje opcji wypisania się.
- Wierzę, że masz na niego oko. Będę cię informować, gdy tylko Anastazia coś zorganizuje.

Obróciła się na fotelu, odwracając się od Nikla. - Chciałabym zorganizować spotkanie Rady. Poproszę moje ghule by przekazały tę informację, ale chciałabym byś też już rozpuściła wici. Dużo się dzieje, a nie chciałabym by starsi czuli się niedoinformowani. - Uśmiechnęła się do Ruth i wygasiła papieros w popielnicy. Nagle w jej głowie pojawiła się dziwna myśl.
~Może powinna przestać palić?~
Ruth zasalutowała sprężyście.
- Jasne, proszę Pani - odwróciła się i zamaszyście zarzuciła na szyję szal. - tato, wychodzimy - rzuciła do Ojca nie spoglądając nawet w jego stronę, Nikel co prawda kiwał głową, ale w istocie odpalał papierosa więc trudno było stwierdzić jednoznacznie jak zareagował. Tak czy inaczej, ruszył za córką.
Księżna z uśmiechem zerkała to na jedno to na drugie. Klauny czy dzieci? A jednak obawiała się ich. Bardzo.
- Nikel. W każdej chwili jesteś tu mile widziany. - W jej głosie dało się usłyszeć lekkie rozbawienie.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline