Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2017, 00:23   #2
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Gdzie się podziała ta cudowna ciemność w której był zanurzony?

Tak dobrze było niczego nie czuć, a teraz było mu zimno. Ubrania ciągnęły go w dół, jakby ważył co najmniej tonę.

Krok za krokiem. Szedł. Tylko po co i gdzie? Nie miał pojęcia.

Słyszał odgłosy towarzyszące otoczeniu. Czuł zapachy. Widział, choć nie potrafił skoncentrować spojrzenia. Pies i jakaś dziewczyna wybijali się na pierwszy plan. Przez chwilę myślał, że jest to Danielle... kimkolwiek by ona nie była, a była kimś bardzo ważnym. To jednak nie była ona.
Miał ochotę rozpłakać się z ogromu nieszczęścia, jakie przyniosło to spostrzeżenie, lecz wcześniej przyszła ciemność.

Tak dobrze było niczego nie czuć.




Otworzył z wolna oczy. Bardzo niechętnie, gdyż wolałby spać. Niestety, ku jego nieszczęściu, pulsująca bólem czaszka nie dawała za wygraną.

Pierwsze co zobaczył, to sufit, którego nie znał. Pod sobą miął nieznany, stary i krótki tapczan. Leżał pośród nieznanych poduch pod nieznaną narzutą. Było mu jednak ciepło i całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć bólu głowy. Zapewne zamknąłby oczy, po czym pozwolił sobie odpłynąć na nieznane wody snu, gdyby nie ten cholerny ból nakazujący zrobić coś. Cokolwiek.

Wieczorowa pora przynosiła, prócz dźwięku przejeżdżającego autobusu, niezwykle miłe jego uchu rytmy jazzu. Toasty oraz pokrzykiwania nie były już tak sympatyczne, lecz gładko wpisywały się w nastój.
Tylko ta głowa...

Nieopodal, na fotelu, siedziała kobieta w okularach. Z papierosem. To było coś, czego potrzebował.

Spojrzał na nią z miną człowieka słyszącego, jak trawa rośnie gdzieś poza miastem, jednak jego wzrok najbardziej przyciągnął żar w pobliżu ust… w zasadzie nie wiedział nawet kogo. Nieporadnie spróbował wskazać dłonią na papierosa.
- Mogę? - zapytał cicho.

Kiwnęła krótko głową i podsunęła paczkę, po czym się zreflektowała i sama wyciągneła papierosa. Rzucała przy tym kose spojrzenia spod brwi, próbując powściągnąć ciekawość i nawał pytań jakie cisnęły się jej na usta.
- Masz - podała papierosa, odruchowo najpierw rozluźniając zbity w nim tytoń. Tuż po tym, pstryknęła zapalniczką i zawisła w pół zgięciu nad leżącym.

Gdzieś daleko, w podświadomości, spoglądając na właścicielkę futrzaka śmiejącego mu się całym pyskiem wprost w twarz, zarejestrował, iż jest całkiem niebrzydka. Jednak w tej chwili najważniejsza była bibuła z filtrem wystająca z jego ust. Zaciągnął się mocno, a nawet bardzo mocno i przetrzymał dym w płucach. Z ociąganiem wypuścił go, lecz natychmiast ponownie pomniejszył papierosa o kilka milimetrów. Zwolnił tempa dopiero wtedy, gdy została tylko połowa. Tego mu było trzeba. Nie ruszał się. Nie miał zamiaru się ruszać. No, może poza ustami, by poprawić uchwyt warg na filtrze. Wsłuchiwał się w jazz płynący z oddali, starając się zidentyfikować jakby znajome brzmienia.

Dziewczyna za to była jego przeciwieństwem. Na myśl rzucało się powiedzenie o właścicielach upodabniających się do swoich psiaków. Okularnica niby siedziała spokojnie w fotelu wpatrując się łapczywie w rozwalonego na jej tapczanie faceta, ale…
No właśnie, ale: palce jej tańczyły szybko po poręczy fotela, stopą wybijała rytm, pomiędzy zaciąganiem się fajkiem, zagryzała wargę, skubiąc ją czubkiem zębów. Pies za to chodził tam i z powrotem, co chwila stając na tylnich łapach i próbując wypatrzeć wolny kawałek na kanapie. Obwąchiwaniu leżącego nie było przy tym końca.

- No…? - ponagliła dziewczyna, nagle tracąc resztki cierpliwości - Coś Ty za mambę odwalił? Jakoś się nazywasz? - zreflektowała się ostatecznie.

Otworzył usta, jakby chciał odpowiedzieć, po czym zmarszczył brwi. Przez chwilę rozglądał się uważnie, jakby czegoś szukał. Pamiętał poprzednie przebudzenie. Nieprzyjemne. Wolałby go nie pamiętać. Nie pamiętał za to niczego sprzed ów niesympatycznego okresu. Musiał mieć jakąś przeszłość. W końcu nie był dzieckiem. Z resztą, nawet dzieci miały własne wspomnienia. Musiałby być niemowlakiem, a nim nie był.

Brak pamięci napawał pewnym niepokojem. Pamiętał jak się mówi, spoglądając po pomieszczeniu mógł spokojnie stwierdzić jak nazywają się poszczególne przedmioty. Jedyne, czego nie był w stanie sobie przypomnieć, to cokolwiek dotyczącego jego przeszłości.

Daleki był jednak od paniki, choć czuł się, jakby odebrano mu coś ważnego. Jakby odebrano mu część jego osoby, zaś jego cichym, podstępnym przeciwnikiem była amnezja. Starał się przekonać siebie, że z czegoś takiego się wychodzi. Przecież nie mogło być tak, żeby wszystkie ścieżki neuronowe po prostu poszły się chrzanić. Mózg mu nie zniknął. Coś się tylko zablokowało. Ludzie byli w stanie pokonać coś takiego, ale potrzeba było trochę czasu.
Ta myśl uspokoiła go nieco.

- Thomas… Chyba… Tak… Zdaje się, że tak… Wilson… Wildred… Wil… Williams? Thomas WIlliams. Tak się nazywam - odparł lekko zdezorientowany.
Co jak co, ale nie powinien wahać się przy tak prostym pytaniu.

- Zwiałeś z wariatkowa? - uniosła zabawnie brew do góry.

Wyjął papierosa z ust i odruchowo ściskał go między kciukiemi palcem wskazującym.
- Jasne, że nie. Chyba nie. Nie jestem pewien - odparł, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Z mizernym skutkiem. Wszystko mieszało mu się w głowie.

- To czemu się chciałeś topić? - dopytywała pochylając w fotelu i przyglądając nieco oskarżycielsko. Zdecydowanie nie była dobrym psychologiem.

- Ja się chciałem topić? - zapytał zdziwiony.

- No przecież nie ja, Scotty znalazł Cię podtopionego w rzece. Musiałeś być totalnie zdesperowany. Mało kto by się odważył wleźć do tego ścieku z własnej woli. - pokręciła głową - Aha, jestem Emily Rose. - przypomniała sobie o dobrych manierach - Głodny jesteś?

Thomas pokiwał głową w zamyśleniu, ale jego wzrok był całkiem nieprzytomny. Choć starał się, nie mógł sobie przypomnieć zupełnie niczego i nie wiedział czemu. Wiedział natomiast, że czas całkowicie mu się nie zgadza. Zupełnie. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczył. Chyba. W sumie nie pamiętał czy doświadczył, ale z jakiegoś powodu był przekonany, że jednak nie. Do tego nie zgadzało mu się miejsce.

- Ładne imię. Emily - wyraz twarzy całkowicie przeczył jego słowom, ale powodem było tylko lekko nieporadne dźwiganie się do pozycji siedzącej z papierochem w gębie. Potarł czoło nasadą dłoni. To zdecydowanie nie był jego dzień.

- Nic nie pamiętam… Masz coś przeciwbólowego? Czuję się, jakby mnie kto kijem golfowym zajechał - syknął powracając dłonią do bolącej głowy.

- Aha - wstała by przedreptać w kierunku kuchni jaka połączona była z salonem, w którym go złożono. Zaczął dostrzegać więcej szczegółów wraz z jej ruchem. Kominek z rzeźbionymi staromodnymi kolumienkami. Nieczynny, sądząc po stertach wciśniętych w jego trzewia płyt CD.
Wytarty dywan udający perski, proste tanie sprzęty w kuchni, szafki z obsuwającymi się gdzieniegdzie drzwiczkami.
Emily Rose pstryknęła przełącznik czajnika i szurnęła szufladą, by wygrzebać paczkę paracetamolu. Wróciła ze szklanką wody i pigułą.

- Nic nie pamiętasz? Kompletnie? - zrobiła dzióbek powątpiewając - Jesteś stąd? Masz jakąś rodzinę? Dziewczynę? Ktoś Cię nie lubi? - to ostatnie rzuciła jakoś ostrożniej.

Łyknął natychmiast tak szybko, że się zakrztusił.
- Nooo… Raczej stąd. Tak mi się wydaje przynajmniej. Nic więcej nie pamiętam - skrzywił się lekko, gdy zaciągał się papierosem.
- Jaką mamy datę? - zapytał z lekkim zamyśleniem.

- Datę? - zdziwiła się i wyciągnęła iPhone’a 6 z tylnej kieszeni spodni - 23 października. - mignęła ekranikiem przed oczami Thomasa. - A co pamiętasz ostatnie? Jakiś dzień?

Pokręcił głową.
- Nic. Trochę jakby ktoś otworzył mi czaszkę, wyżarł wszystko, przetrawił, a potem wyrzygał z powrotem, zamknął i poszedł. Czyli nic konkretnego. A który mamy rok, godzinę? I… gdzie jesteśmy?

- Godzina 21 eeee 21:09 - dziewczyna musiała upewnić się ponownie spoglądając na telefon - rok 2016. Może powinieneś pójść do szpitala? - podeszła kilka kroków bliżej do okna i wyjrzała na zewnątrz. - Chociaż teraz może być na pogotowiu pełno. Czekaj! Może Cię znajdziemy w sieci? - ruszyła energicznie wychodząc z salonu. Scotty podreptał szybko za nią skrobiąc pazurkami po podłodze.

Pod nieobecność Emily rozejrzał się po mieszkaniu, pociągnął ostatni raz dopalającego się papierosa i wstał z ociąganiem, gasząc go w mosiężnej popielniczce. Podszedł z wolna do kominka będącego składzikiem na płyty. Sięgnął po pierwszą z brzegu. "The very best of… Mike Oldfield". Uśmiechnął się półgębkiem, po czym, jakby bez udziału świadomości, zaczął nucić "Tubular Bells". Następna. Enya. Na chwilę jeden z najbardziej znanych utworów Oldfielda zniknął zastąpiony "Orinoco flow" przechodzącym stosunkowo gładko w "Carribean blue". Jednak ostatecznie powrócił do pierwszego autora, spoglądając na płytę Pink Floydów.

- Ładnie… - dobiegło go od progu. Emily Rose stała tam, tuląc włączonego laptopa do piersi. - … jesteś… muzykiem? - uniosła brew odruchowo. Thomas zaczynał rozpoznawać to jako odruchowy gest, pojawiający się gdy była ciekawa albo... kombinowała ostro.

- Nie wiem. Nie pamiętam… Ale lubię muzykę - wzruszył ramionami, po czym spojrzał ponownie na brązową okładkę płyty "The very best of…". Podszedł do Emily.

- Tu jest jeden z pierwszych utworów, jakie Oldfield skomponował. Sławny "Tubular Bells" z '73. Wiesz, że nikt nie chciał jej wydać? Dopiero Virgin Reckords się zdecydowało i to był strzał w dziesiątkę. Śmieszne. Niewiele utworów ma swoje dalsze części. A "Tubular Bells" ma. Taki to był hit - westchnął z lekkim uśmiechem kryjącym się pod brodą. Przeczesał włosy palcami i spojrzał na kobietę z ukosa.
- Znalazłaś coś?

- Już sprawdzam. - klapnęła przy stole w kuchni - Jakim cudem pamiętasz to wszystko, a nie pamiętasz nic o sobie? Jaja sobie robisz? - pstryknęła zapalniczką.

- Chciałbym - usiadł obok niej.
- Po co mi wiedzieć w którym roku Rolling Stones nagrało jaką płytę, skoro nie pamiętam, co się działo wczoraj?

- No właśnie. Czemu to pamiętasz? Hmm… zastanawiam się czy cię nie zabrać do szpitala… - obrzuciła mężczyznę po raz enty spojrzeniem. Uważnie oceniała spojrzeniem. - Ale nie wiedzę żadnych urazów. A tam zapchane - ponownie powtórzyła wcześniejszą kwestię. - No dobra…
Wrzuciła w wyszukiwarkę "Thomas Wiliams". Cofnęła wpis i poprawiła literówkę "Thomas Williams".

Pierwsze wyniki pokazały wpis Wikipedii na temat Thomasa Williamsa amerykańskiego pisarza, zmarłego w 1990 r.
- Hmm - zamruczała zaciągając się i rzucając kose spojrzenie na swojego gościa - To chyba nie Ty? - rzuciła żartem.

- Chyba nie wyglądam aż tak staro… - odparł z lekkim uśmiechem.

- Wiesz, dzisiejsza medycyna czyni cuda - uśmiechnęła się w odpowiedzi i kliknęła w link.

- Yyych - wyrwało się niekontrolowanie z ust Emily Rose - No dobra. To odpada - przeleciała szybko kolejne wyniki - Walijski adwokat, wykładowca na londyńskim uniwerku, polityk, wykładowca teologii ze stanów.

- Powiedz coś jeszcze? - poprosiła, wydmuchując strużkę siwego dymu w powietrze. Scotty wspiął się na tylne łapki, opierając się bezczelnie o uda Williamsa i dopraszajac się uwagi.
Spojrzał na psa. Brązowe oczy osadzone nad uśmiechniętym ryjkiem gapiły się wprost na niego. Pogłaskał porośnięty sierścią łeb.
- Niby co? O sobie nie powiem raczej nic, bo sam chciałbym coś wiedzieć. Ale możesz coś włączyć. Z muzyką zawsze lepiej się na duszy robi.

- Nooo chodziło mi raczej o akcent - Emily Rose zaśmiała się spoglądając Thomasowi w oczy. - Nie wydajesz się być z Dublina. Ale akcent masz irlandzki. - dopiero teraz usłyszał, że okularnica mówiła z niejakim śpiewnym dodatkiem francuskiego akcentu.
Szybkie kliknięcie na Spotify i z głośniczków poleciała nowa nutka.


- Może być? - pociągnięcie rozjarzyło końcówkę papierosa.

Roześmiał się szczerze.
- Akustyczny Clapton! Wspaniale! "Layla, you’ve got me on my knees" - zaczął, układając palce lewej ręki w następujące po sobie akordy, jakby grał na nieistniejącej gitarze. Kołysał się przy tym lekko w rytm, przeżywając każdy dźwięk. W końcu odetchnął głębiej i spojrzał na Emily.

- Przepraszam - dodał, nie wyglądając na zbytnio przejętego swym dziwnym zachowaniem. Zamiast tego ponownie spojrzał na ekran laptopa cicho wybijając palcami rytm na własnym udzie.

Szatynka obserwowała przez chwilę zachowanie Thomasa. Po czym podwinęła nogi i usiadła w dziwnej pozycji na krześle:
- No dobrze… Thomaas Williaaaams - literowała - muzyk, Irlaandia… Może to coś da?
Pstryknęła Enter.

Na ekranie komputera wyświetliły się króciutkie wiadomości z lokalnych, dublińskich gazet mówiących o koncertach w lokalnych pubach. TrustPilot wywalił wynik z opinią niejakiego Nicka Perisa, turysty z Paryża, opisującego swoje doświadczenia z "Nocy z irlandzkimi piwami", w trakcie której usłyszał niejakiego Williamsa grającego w Mulligan’s.
- O. - krąglutkie, słodko zaskoczone wypłynęło z ust towarzyszki Williamsa - Coś Ci to mówi? - pochyliła się nieco bliżej monitora próbując pociągnąć szarpniętą linkę.

Zastanowił się chwilę. Dłuższą chwilę.
- Nie - odpowiedział krótko.
- Ale bardziej mi to pasuje niż ten pisarz. Nie ma żadnych zdjęć z tego wieczora?

- Chwilkę - dziewczyna odwróciła laptopa w kierunku Thomasa i wrzuciła uszczegółowione hasło do wyszukiwarki: "Thomas Williams, Mulligan’s, koncert" i przeszła na zakładkę "obrazy". Niewiele to dało, głównie fotki pubu, wnętrza, jakieś zamazane pstryknięcia z telefonu. Zakładka Wideo dała nieco więcej. Pomiędzy śmieciami jakie wyrzucał standardowo Google natrafiła na krótki filmik. Williams na niewielkim podium otoczony gwarem pijanych turystów, dźwięk był strasznie kiepski jak to zwykle w nagraniach tego typu bywa.
Coś co przyciągnęło uwagę Thomasa to postać drobnej blondynki stojącej na skraju "sceny" w jaką on sam wpatrzony był jak w obrazek…

Gdyby tylko mogła się odwrócić, to byłoby już coś. Być może ów blondynka go znała. Byłby to jakiś trop w procesie odzyskiwania pamięci.

- Kiedy było zrobione to nagranie? - zapytał.

Mógł pójść do Mulligan's i stamtąd wydobyć jakieś dane o sobie. Warto byłoby jednak nie rozpowiadać wszystkim dookoła, że zupełnie niczego nie pamięta. Rozmowa mogła być trudna.

- A tak właściwie to czemu szpitale są dzisiaj zapchane? Nie, żebym chciał tam iść, ale tak z ciekawości... i jeszcze jedno... masz może gitarę? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem.
Chciał sprawdzić czy jego palce nadal pamiętały jak się tańczy po gryfie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline