Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 12:55   #6
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Statek



Przez bramy przewieziono ich potajemnie i osobno i przymusowi podróżni zobaczyli się dopiero na statek wstępując. Pierwsza Elin przybyła potem Volund na końcu zaś Freyvinda dowieziono. Skald poruszał się sztywno, bez iskry życia i niecierpliwości w gestach. Statek - znany im, ich własny - obsadzony był jednak ludźmi jakowych pierwszy raz widzieli. Nie było Geira, nie było smutnego Halfdana. Pokład przygotowań został by im niczego nie zbrakło, z zapasami ludzi siedzących u wioseł. Inaczej łódź wyglądała w pełni uposażona. Potężniej. Dostojniej.
A i oni inaczej się czuli widząc siebie wzajem po długiej rozłące, gdy moc przejść i doświadczeń niejaką wyrwą się odznaczyła.

Vsevolod znak dał by statek z portu ruszał i sternik spięty i skupiony kurs wyznaczył.
Ich wyprawę jeszcze jedna osoba oglądała, co po odcumowaniu statku długą chwilę w porcie się stawiła.
Karina w towarzystwie hirdmanów stała na nabrzeżu z dłonią uniesioną chcąc na siebie uwagę zwrócić. Sylwetka dziewczyny zniknęła jednak szybko w ciemności, gdy mocne ramiona ludzi wiosłami statkowi szybkości nadawały.
Skald siedząc przy dziobie wpatrzony nieruchomo pustym wzrokiem w dechy pokładu nawet tego nie zauważył.
Elin patrząca na nabrzeże za Vsevoldem tęsknym wzrokiem ku swemu zaskoczeniu dojrzała sylwetkę dziewczyny.
- Freyvindzie! Karina na nabrzeżu! - Krzyknęła do brata swego krwi i machać poczęła do niej. Lenartsson jednak ani się nie poruszył, głowy nawet nie uniósł.

Pogrobiec ostatni raz uniósł rękę, widząc Vsevoloda na nabrzeżu, od którego się oddalali.
- Dziękuję. - powiedział - Teraz pamiętam. - i odwrócił się do tych, z którymi jeszcze niedawno łączyły go więzy krwi.
Nie czuł nic. Czuł… nie. Czuł z dawną klarownością.
Volund oczyma prędko po załodze łodzi powiódł, nim do Freyvinda podszedł, siadając mu naprzeciw i przyglądając się drobiazgowo.

Volva nad obojgiem stanęła wyczuwając zmianę podświadomie, nie zmieniało to jednak jej niepokoju o nich, szczególnie o zachowanie skalda. Wargi przygryzła przypominając sobie z całą klarownością czego doświadczyli, gdy ona bezpieczna w ukryciu była. Klapnęła obok nich w swych pięknych sukniach prosto na pokład.
- Ja… - Zaczęła niepewnie nie chcąc ich dumy urazić tym, iż wie przez co przeszli. Zamilkła szukając właściwych słów.
Pogrobiec spostrzegłszy ją wówczas głowę odwrócił ku niej, jak gdydby pierwszy raz dostrzegł Widzącą w jej nowych sukniach. Widział ją już oczywiście przed chwilą. Oceniał ją chwilę w milczeniu, nim uśmiechnął się smutno, palec do ust przystawiając.
- Tęsknij. - zalecił jeno z jakimś szaleństwem w oczach.
Zaskoczenie i troska błysnęły w błękitnym oku, gdy na niego pojrzała choć w sercu już czuła rosnący ciężar wraz z każdym uderzeniem wiosła oddalającego ją od Vsevoloda. Sygnet musnęła nieświadoma nawet, iż to czyni i westchnęła cicho.
- Wybaczcie, iż nie zdołałam nic uczynić… - Szepnęła w końcu podnosząc się i oddalając pośpiesznie.

Następna noc

Zostawili za sobą Kattegat i Aros.
Odpoczynek dzienny co siły odzyskiwać zwykle pomagał, ulgi w cierpieniu całej trójki nie przyniósł.
Obudzili się kolejno przy dźwiękach szumu wiatru, chybotania statku i poskrzypywania masztów. Rubaszne rozmowy załogi niosły się echem po wodzie…. Trzydziestu mężów, ciężkozbrojnych czas podróży zbijało opowieściami o wcześniejszych wyprawach i swych doświadczeniach w kraju Franków. Młodzików wśród nich nie było, wszyscy doświadczeni z trzema a i nawet czterema krzyżykami na karku. Szybkie oka zawieszenie ujawniło brak cudzoziemców wśród nich. Trzymali się z dala trójki aftergangerów, z obawą wyraźną i … przestrachem jakby na nich spoglądając. Kapitan włosy na blond rozjaśniane miał i zarost, widać było po ciemnych odrostach wokół głowy, prawa jego ręka mąż bez ucha, wciąż dopytujący i o powtórkę wypowiedzi proszący. Reszta wojów w jedno się aftergangerom zlała po ciężkich przeżyciach.

Volva jak zwykle zbudziła się pierwsza, by zaraz odczuć tęsknotę szarpiącą jej wnętrzności niczym kruk poległych. Wstała ze swej skrzyni i snuć po pokładzie się zaczęła niczym zjawa jakowaś, we włosach rozwianych wiatrem i błędnym spojrzeniem w błękitnym oku. Znała to uczucie. Już kiedyś czuła podobnie, gdy odpływała bez wspomnień ze Skani. Wtedy jeno nie wiedziała skąd ta tęsknota i ból, dziś z pełną klarownością czuła, iż całe jej jestestwo ku Vsevoldowi się wyrywa. A wtedy? Stanęła przy rufie wpatrując się w dal przez dłuższą chwilę. Wtedy towarzyszyli jej niewolnicy, którzy ze wszystkich sił starali się jej myśli gdzie indziej skierować… Teraz… teraz miała swych braci… choć wydawali się bardziej odlegli niż pierwszego dnia, gdy się poznali. Freyvind, Volund. Elin szepnęła w wiatr starając się skupić jedynie na nich. Wycierpieli męki okrutne, ktoś musiał złamać ich wolę nim Vsevolod zdołał ich uratować. Zacisnęła dłonie na swej sukni. Nie zdołała przewidzieć, że zostaną schwytani, że grozi im niebezpieczeństwo… Podobnie było z Agvindurem. Choć powinna, prawda? Powinna wiedzieć, gdy coś złego grozi tym, którzy są jej bliscy, była wszak Wiedzącą! Więź..., więź musiała być za słaba w obu przypadkach. Tak słaba, iż teraz prawie kompletnie jej nie czuła… Nie odważyła się napić wtedy krwi jarla ale wszak od braci już piła. Jeśli się zgodzą… Wieszczka pojrzała w kierunku gdzie ich skrzynie leżały i doszło do niej łupnięcie. Ruszyła tam szybko.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 02-02-2017 o 18:17.
Blaithinn jest offline