Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 23:27   #8
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Obute kroki drętwo kroczącego Pogrobca dosłyszeli, co musiał ze skrzyni powstać i szukać ich zacząć. Podchodził spokojnie, przysłuchując im się uważnie.
Elin widząc, że kapitan nie wnosi więcej pretensji obróciła się w stronę, z której kroki Volunda rozbrzmiewały. A więc zbudzili się oboje, dobrze. Poczekała, aż berserker podejdzie i rzekła do obojga aftergangerów.
- Chciałabym z Wami pomówić. - Rzekła oficjalnie próbując zapanować nad obawą, iż Vsevolod nie będzie zadowolony ze zwłoki w drodze ale z drugiej strony - mieli płynąć sami. Przecież nie wyrzucą Chlo za burtę!
Skald prześlizgnął się wzrokiem po pięknej sylwetce berserkera, ale próżno było szukać w tym jakichś emocji. Wzrok miał półprzytomny wciąż, jakby trzymał się jednej myśli pozwalającej mu przełamywać apatię z poprzedniego wieczora. Zdecydowanie widoczne w rozmowie ze sternikiem i kapitanem drakkara jakby przeminęło, gdy smok został skierowany wedle jego woli na nowy kurs. Wróciło zagubienie, ale nie wyglądał tak jak gdy Vsevolod przyprowadzał go na nadbrzeże.
Pozwolił się poprowadzić volvie jak dziecko, choć wciąż drzemała w nim ulotna nic woli.
- Mówiły. - odparł ospale jak niedźwiedź berserker, choć na skalda wzrok jego spoczął. Na chwilę nim w jedno oko się wpatrzył. - To czego chcesz to mówić na osobności. - i ustąpił jej miejsca, by wrócili do ich skrzyń.
Wieszczka powiodła więc Lenartasona za sobą próbując myśleć jedynie o tym co ma zamiar teraz zrobić i starać się nie zwracać uwagi na rosnącą dziurę w jej sercu. Gdy stanęli przy skrzyniach pokierowała skalda by usiadł i jeszcze raz pojrzała na obu zmartwiona, po czym westchnęła ciężko i zaczęła mówić.
- Wiem co Wam uczyniono, nim pan Vsevolod Wam pomógł… - Spuściła głowę na chwilę dając im moment dla siebie, po czym kontynuowała. - Nie zdołałam tego przewidzieć… Tak samo jak nie zdołałam przewidzieć tego co stało się z jarlem Agvindurem… Nie chcę… Nie chcę więcej czuć się tak bezsilna. - Zacisnęła pięści. - Mamy nową wspólną misję i… chcę być pewna, że będziecie przy niej bezpieczni, że w porę zdołam przewidzieć, iż coś może Wam grozić, gdyż w końcu powinnam móc to uczynić… Dlatego mam prośbę. - Mówiła coraz szybciej bojąc się, że nie starczy jej odwagi lub, że jej przerwą. - Pozwólcie mi wypić znów swoją krew, by więzi zacieśnić i dzięki temu wzmocnić moje zdolności w wyczuwaniu Was. - Ostatnie słowa były szeptem, by nikt poza nimi z całą pewnością jej nie usłyszał. Głowę spuściła czekając na to co powiedzą.
Skald nie odezwał się ani nie poruszył patrząc w fale. Pogrobiec natomiast przyglądał się jej ze zmęczonym uśmiechem i groźnym błyskiem w oku.
- Kochasz Vsevoloda, czyż nie? Krwiś jegoś pełna?
Spojrzała zaskoczona na berserkera.
- Nie piłam jego krwi… - Odrzekła niepewnie po czym znów zawstydzona wzrok spuściła, gdyby mogła z pewnością by się zarumieniła niczym młódka. - Nie wiem… czy to co czuję… Za szybko by tak powiedzieć… Ale pan Vsevolod… jest dla mnie ważny.
- A chronić chcesz to, co doń czujesz? - zapytał Pogrobiec. Wzrok od oka jednego oderwał, począł kręcić się szukając rzeczy na drogę. Pergaminu. Ubrań. Naczyń jakowychś.
Pokiwała prędko jasną głową zerkając na niego.
- Albowiem… - uniósł jaki pucharek, zerkając od spodu czy nie dziurawy - Gdybyś krwi naszej wypiła, umarłaby ta miłość. Na nas byś ją przerzuciła. - podszedł do Freyvinda, zerkając mu prosto w oczy.
- Jeśli uczucie prawdziwe, to nawet więź krwi niczego nie zdziała! - Obruszyła się Elin.
- Bestia w nas drzemiąca… - szepnął skald patrząc na Volunda, choc wzrok jego jakby ogniskował się jakby poza czaszką berserkera. - Krew i mord, dwie w sobie mam od dni kilku, juz nie jedną. - Wyglądał jakby miał zapłakać.
- Przestań mię udawać. - Pogrobiec skomentował zapatrzonego w nicość i prawiącego jak szalony mistyk skalda - Potrzeba twej siły. Twego ognia. - od niechcenia,jak w każdym ruchu, brzegiem dłoni twarz skalda hańbiąco, a nie silnie uderzył.
- Ogień. Niszczycielski żywioł ojca Fenrira. Płonie zawsze. chrustem jestem cały żywot. - Frey uniósł oczy i spojrzał bardziej przytomnie na berserkera. - To co każe mi mordować za krwią idąc znam i zwalczam od lat wielu. Ale… - zawahał sie i krew zagościła mu w kącikach oczu. - Kocham go. A drzemie we mnie bestia druga która chciałaby łeb jego w ręku oderwany od ciała widzieć. I ból mi sama mysl sprawia…
Volva patrzyła, to na jednego to na drugiego nie bardzo rozumiejąc co się dzieje.
- Kochasz pana Vsevoloda? - Zapytała zadziwiona. - Ale… jak to… Nie wiedziałam, że Ty za mężczyznami….
- TO KREW! - ryknął zniecierpliwiony Pogrobiec, a twarz jego wyraz przybrała, jakby gniew i żałość po równi go tliły - Krew to fałszywą miłość ściąga, pęta, jak do ojca, jak do brata, jak do matki i do niewiasty. Wielem niewiast kochał w swoim życiu. To co innego. I jam rozdarty jak ty, jeno… - oddychał głęboko - Dłużej żem nawykły nienawiść kryć.
- WIEM CO TO KREW - ryknął Freyvind. Przy jego stanie było to tak znienacka, że dwóch wioślarzy siedzących na ławkach z zaskoczenia az wykopyrtnęło się. - Wiem dobrze! On mówił mi o bogu jedynym gdym po starciu z Erikiem zbieżył i gdy w Helheim mnie wtrącił. Ja nie mogę krwi sług Białego…. - urwał jakby ten przebłysk gniewu był czymś za wiele jak na ledwo budząca się stłamszona wolę.
Pogrobiec usiadł ciężko, plecami o burtę się wspierając i pucharek w obie wielkie dłonie skrywając.
- Wszystko to jest… wielce nostalgiczne.
Elin na wybuch Volunda, gdyby mogła pewnie jeszcze bardziej by pobladła, krok przestraszona zrobiła, później Freyvind jeszcze wrzasnął. Krew? Ale ona przecież...? Obudziła się syta, nakarmili ją, gdy była nieprzytomna… Ręka jej do gardła podeszła. Tęsknota na statku ze Skanii, tęsknota tutaj… Wizja Vsevoloda uśmiechającego się nad udręczonymi jej braćmi.
- Nie…. - Szepnęła siadając ciężko na pokład i złapała się za głowę chowając twarz w ramionach. - Nie.. nie nie…
- Popłyniemy do Ribe, zostawię Chlo. Ona tam… oszaleje gdy sam brzeg zobaczy, a ze znanego rodu - Frey mówił cicho - rozeznaja ją… Uczynim co Pan kazał. Wrócimy. Po stokroć wrócić chcę… by usmiechnął się bym mógł sięgnąć, zabi… bym… - Frey opadł na deski obok volvy.
- Nie dopłyniemy… - Szepnęła.
- Wiecie… - zaczął Pogrobiec, gdy palce przejrzał co na nich szpony wyrastać poczęły powoli - Nakazał mi zabić was, jeśli misji zagrozicie…
- Ale ja chcę płynąć do kraju Franków… - Spojrzała bardziej oburzona, że myśli, iż miałaby nie wykonać polecenia pana Vsevoloda niż przestraszona ostatnimi jego słowami. - Ja tylko chciałam… - W zasadzie już nie wiedziała co chciała. Słowa, myśli, uczucia wszystko tak skłębione i pogmatwane, że jak to się nie uspokoi to oszaleje… i ta ostatnia myśl była wybawieniem. Oszaleje? Przecież ona już była szalona. Zaczęła się śmiać przez łzy i podnosić na nogi. Kochała pana Vsevoloda i pragnęła bezpieczeństwa swych braci, nie wiedziała czemu jedno miałoby przeszkodzić w drugim.
- Chciałam być pewna, że dzięki więzi lepiej wypełnię prośbę pana Vsevoloda. - Dokończyła uśmiechając się smutno. - I do Ribe pewnie nie dopłyniemy. Słyszałam co kapitan mówił… Mają na dzień odczekać i sobie wtedy poradzą… - Mruknęła lekko. - Nie wiem co wtedy się stanie… Wiem, że tęsknota zżera mnie coraz bardziej…
Wzrok skalda skupił się na pazurach woja z rodu Odindisy jakby chłonął ten widok z radością, z oczekiwaniem.
- Ból… - szepnął. - Ból walki z samym sobą. Pięć dziesiątek lat w nocy żyję, takiego nie zaznałem. - Uniósł głowę spoglądając na berserkera, ręką jakby w majaku zbłądził ku jego dłoni lekko muskając sękate palce z których wyrosły szpony. Siedział bezruchu jak w chwili kiedy oklapł na deskach pokładu, a zadzierając głowę by patrzeć mu w oczy bezbronnie odsłaniał gardło. - Ból wielki. Jeżelim zagrożeniem dla misji naszego pana, zrób bracie co musisz i co chcesz - powiedział cicho. - Przysięgnij mi jednak na to cośmy nad Engelsholm zawarli. Frankę na brzeg wysadzisz przed krajem Franków. Chocby sprzedasz ją dzikim Fryzom ku ich przyjemności. O to tylko cię proszę.
Pogrobiec do przyucnięcia przeszedł i przybliżył się do Freyvinda.
- Nim ukojenie podaruję, rzeknij mi jedno. - postukał ręką kielich.
Wieszczka natychmiast znów na kolanach się znalazła rękę pomiędzy dwóch berserków kładąc.
- To ja zaproponowałam ten szalony pomysł! On niczemu nie winien! - Spojrzała Volundowi w oczy z mieszaniną strachu i smutku.
Odczekał chwilę.
- Masz oko, ale nie widzisz. Nie lękaj się. Mówię jeno z bratem… ofiarować mu chcę co pragnie. - powiedział zmęczony, ale… przyjazny.
Zdezorientowana już kompletnie przyglądała mu się jeszcze przez chwilę po czym cofnęła ręką siadając obok tak by ramiona mogły objąć jej kolana. Pan Vsevolod będzie zawiedziony… Wyprawa ledwo się zaczęła, a ona zagroziła jego planowi. Nieświadomie ale jednak… Ale czy to rzeczywiście była prawda? Pan Vsevolod spętał ich więzami krwi? Przecież on był taki dobry... Czoło o kolana swe oparła próbując poradzić sobie z tym co się z nią dzieje.
- Co mam rzec? - spytał skald wpatrując się wciąż w berserkera.
- Nigdy w życiu towarzyszy co krwią pojeni nie miałem… i o nią chcę zapytać i Bjarkiego. - zaczął Pogrobiec temat, który ileż razy prawie konflikt między nich zaprowadził - Drodzy ci. Najdrożsi w tym świecie. - chciał się upewnić.
- O krew? Pytaj, co wiem powiem ci.
- Lecz prawda to. Najdrożsi ci…? - naciskał, chcąc wiedzieć.
- Krew… - Frey odwrócił na chwilę głowę. - Prawdę rzekłeś, krew niewolę niesie. - Znów wrócił spojrzeniem patrząc w oczy Volunda. - Krew niewoli wbrew woli. Ich kocham sobą. Jako i was za brata i siostrę mam nie przez krew nad jeziorem spitą, a za to że z woli swej przed Asami i Vanami się na to targneliśmy. A teraz… - Po policzkach skalda spłynęła krew.. - Najdroższy mi Vsevolod…
- Tak. I wiesz to. Oni najdrożsi ci… i wolność ci droga, wiem to. Zatem… dlaczego? Dlaczego swobodę miłując i Chlo i Bjarkiego za rodzinę mając krwią ich poisz? - ostatnie słowo wybrzmiało jak “pętasz”, choć… Volund zapytał, bez osądu w głosie.
Elin tymczasem w ogóle ich nie słuchała mówiąc coś do siebie pod nosem i kołysząc się lekko. Vsevolod pastwiący się nad jej braćmi i Vsevolod rozmawiający z nią łagodnie przekonany, iż jest w stanie dokonać rzeczy wielkich. Te dwa obrazy nijak do siebie nie pasowały.
- Wiesz… wiesz że Bjarki byłby jednym z lepszych obdarowanych spuścizną Canarla? - Skald usmiechnął się jakby do siebie. Wzrok jego znów uciekł za czaszkę berserkera. - W prawie uczony. Pełny chęci pomocy słabszym, bezlitosny dla tych co tradycji nienawistni. Spokojny, wyważony. Byłby pierwszym… Lepszym niż ja. On słońce kocha. Nie mógłbym mu uczynić tego… dać mu dar. Wbrew. - Spojrzenie zogniskowało się. - Siedem lub osiem dziesiątek lat miał gdy pan jego zniszczony został. Bez mej krwi kości zostaną. Chlo zaś… - Bezwiednie uciekł wzrokiem ku dziurze jaką wybił w pokładzie nad swoją skrzynią. - Chlo po prostu tego chce, pożąda. Nie nasza w myśli, nie bogom hołubi…
Pogrobiec pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Miałem onegdaj za brata krwi w gorącym źródle skąpanego woja. I… - zerknął na szepczącą Elin - Jako obcy przybyłem walczyć dla męża, z którym honor mię uwiązał.
- Pamiętasz jak krew chciałem dać swą Gudrun? - Skald przerwał berserkerowi. - Gdy jako wilk poraniona pod głazy Jelling przyszła ledwo żywa. We mnie krew silna jotunów buzowała. Nie spętać chciałem. Uleczyć mocą co we mnie. Zła była. - Minę miał stropioną gdy to mówił. - Rzekłem jej, że ja bym z niej z woli swej wypił. Jako z was, nad Engelsholm. - Jak na jego stan dość hardo głową podrzucił. - Krew pęta. Sami wybieramy komu chcemy się spętać dać. Prawie zawsze…
- Za potwarz to wzięła, jej wolność droższa nawet niż tobie. A ty… spętanyś wciąż przez Stwórcę twego? - zagaił Pogrobiec.
- Eyjolf opuścił mnie. Opuscił gdym ledwie dziecięciem był w mroku. Agvindur mnie chował. Spętanym? Nie wiem. Od dziesięcioleci go nie widziałem. Co wazniejsze Volundzie? Uwiązanie honoru z bratem krwi w źródle gorącym skąpanym? Czy łyk krwi zwykły, bez chęci…
- Obaj wiemy co ważniejsze, Freyvindzie. - złożył dłonie na pucharze, patrząc niewyraźnie na skalda - Lecz co silniejsze...?
- Silniejsze… - Frey spojrzał na volvę miękkim wzrokiem, po czym przeniósł go na berserkera. - Silniejsze nasze przekleństwo co darem jest Odyna.
- Czyim darem… przekleństwo Vsevoloda? - zapytał, ogniskując szkarłatne oczy na skaldzich.
- Vsevolod… - skald powiedział jakoś dziwnie miękko, ale z jakimś ulotnym tonem wściekłości w głosie. - Przeciez nie mógł dać mi krwiii!!! - zawył. - Ja nie mogę. Próbowałem. Rzygam. Przeklęta chrześcijańska - toczył nieprzytomnym wzrokiem.
- Tedy albo on nie krześcijan… albo ci ją wtłoczył prosto do żył, jak Bizanty robią gdy śmiertelnych ratują. - skwitował Pogrobiec - A byli tedy w mieście.
Volva uniosła wzrok, na gwałtowniejszą reakcję skalda.
- Pan… Vsevolod… Was… dręczył? - Zapytała nagle walcząc sama ze sobą.
- Złamał nas. - wymruczał z umiłowaniem Volund, przymykając oczy - Uczynił swoimi… na ile mógł.
- Obdarował. Ból niosąc. On… dobra naszego… - Frey znów złapał się za głowę. - On… - Spojrzał znów na berserkera. - Jeżeli krew… niewoli… chcę w niej być. I nie chcę. Nawet nie wiesz przez co przeszedłem… sprzeciwiałem sie. Jakby każde słowo wyrywało mi z ciała część. Volundzie… - ręka Freyvinda zacisnęła się na ręce Pogrobca nie bacząc że kaleczy się i krew spływa im po dłoniach. - Jakby co się zdarzyło. Tylko o to proszę. Chlothild nie dopuść do kraju Franków.
- Nie wierzę… - Wyszeptała. - Nie chce wierzyć… ale i wierzę… - Pokręciła głową. - I nawet gdy wierzę to nie zmienia tego co czuję! - Wstała gwałtownie i odeszła kilka kroków wpatrując się w morze i próbując uspokoić. Powinna być wściekła za to co im zrobił, powinna wyć, a ona? Ona trzęsła się na samą myśl jakby pan Vsevolod zareagował, gdyby ich teraz usłyszał.
Pogrobiec szybkim ruchem wyciągnął rękę ku twarzy Freyvinda, jakby chcąc ją rozpruć jednym ruchem pazurów… Dotknął palcami twarzy, ujmując w jedną rękę. Przez chwilę jak gdyby mierzył się z myślami.
- Nic nigdy nie jest tak łatwe. - odmówił śmierci skaldowi. Zsunął rękę pod jego własną, krwawiącą, przyłożył raną nad kielich i bardziej jeszcze pazurami rozerwał.
- Dwie tylko rzeczy są nad miłowanie... - wymamrotał, niedbale krwią Freyvinda puchar napełniając.
Ten patrzył na to bez emocji po chwili głowę spuszczając. Berserker przerwał upuszczanie, rękę aftergangera układając mu na podołku i do volvy się obrócił.
- Twoją również. - zażądał.
Wzrok od fal odwróciła, by spojrzeć na Pogrobca dopiero teraz dostrzegając co czynił.
- Ale… Mówiłeś, że to uczucia do pana Vsevoloda osłabi… - Rzekła cicho wpatrując się w naczynie niepewnie.
- On tu przybył zabić bogów. - powiedział Vsevoloda opisując jak najgorzej potrafił. - Volvą jesteś. Winna jemu czy Najwyższemu posługę? - głos Pogrobca drżał z każdą sylabą sprzeciwu.
- Ja…- Zawahała się choć słowa Volunda wstrząsnęły nią dogłębnie. Krok ku nim jeden uczyniła. - Ale nie możecie więcej mej krwi wypić... - Rzekła zmartwiona robiąc kolejny krok.
- Będziemy pić i pić… - oczy Volunda błagały Elin o działanie - Aż więcej aniżeli jego nas samych w nas będzie. Aż my będziemy znów najważniejsi! - odstawił puchar i klęcząc nad nim rozpruł sobie przegub nad nim, dodając własnej krwi do Freyvindowej.
- (...) Szósty krok z zaciśniętymi zębami, jako akt siły woli, na przekór tężejącym mięśniom. Siódmy, na sztywnych nogach, z potem na czole. Ósmy krok chwiejny, przedostatni. Z dzikim śmiechem na ustach (...) - Zanucił Freyvind o Thorze rażonym jadem Węża swiata w jego ostatecznym zwycięskim boju w Ragnarok.
Patrzyła na nich i przyklękła ciągle z niepewnym wyrazem twarzy. Nie chciała widzieć w ich oczach tego co widziała teraz, przerażało ją to bardziej niż cokolwiek innego. Jeśli wspólne wypicie krwi mogło im pomóc… Jeśli w ten sposób odzyskają znów dumę i skradzioną im godność. Wieszczka drżała cała, gdy przegryzała swój nadgarstek i nadstawiła go nad naczynie. Pan Vsevolod kazał jej jechać do Franków. Nie wspominał, iż nie może pomóc swym braciom.
Pogrobiec na kolanach wziął kielich w obydwie dłonie i uniósł nieco. Mierzył się z posoką wzrokiem.
- Tak będzie lepiej. - wyszeptał do Norny wiedzą kogo i upił głęboki łyk, zatrając się w smaku krwi. Odstawił go po chwili, gdy posłuszeństwo ich mistrzowi walczyło z instynktem w imię desperackiego planu, który nie musiał zadziałać, a twarz o zamkniętych oczach, lico było wykrzywione grymasem.
Otworzył szkarłatne oczy patrząc na Freya.
Skald patrzył bez wiekszych emocji. Dopiero po chwili sięgnął po kielich.
- Choćbym spętany, miłość i przyjaźń oddać mogę. - Patrzył na kielich i nie mógl się przemóc, jego wzrok powędrował ku dziurze w pokładzie. - Chichot Norn, pęta Fenrira. Szczek Garma niweczący łancuchy. Wierność. Przekleństwo. Braterstwo… - Spojrzał berserkerowi w oczy. - Prośba.
Wychylił łyk z pucharu.
Wieszczka obserwowała to z rosnącym przerażeniem i wszystkie swe siły skupiała by nie uciec ze swego miejsca. Z trudem wzięła kielich z rąk skalda i spojrzała w czarę. Szarpnęło nią, musiała ponownie na swych braci spojrzeć. Cierpieli gdy ona bezpieczna i bezsilna czekała aż ktoś raczy ją wypuścić. Dłoń z naczyniem powędrowała do ust. Złapano ich, bo się rozdzielili. Przechyliła kielich by upić głęboki łyk. To teraz się nie rozdzielą. Przełknęła krew i szybko odstawiła puchar na ziemię drżąc cała.

Chwilę później Elin na swych braci krwi spojrzała przerażonym wzrokiem.
- Co myśmy uczynili? - Wyszeptała. - Co my najlepszego zrobiliśmy? - Zerwała się na nogi i odeszła szybko od obu aftergangerów obejmując się. Zawiodła pana Vsevoloda… Chciała dobrze ale całą sobą czuła, że on nie byłby z tego zadowolony. A on był dla niej taki dobry… Zerknęła na pierścień, który jej podarował dostrzegając jakiś znajomy wzór ale otchłań rozpaczy zbyt szybko wciągała ją w swe głębiny, by ją to zainteresowało. Z błękitnego oka popłynęły krwawe łzy, gdy całowała sygnet.
- Wybacz mi… - Szepnęła. - Nie chciałam… Nie mogłam patrzeć jak oni… - Za głowę się złapała. Zaufał jej. Zaufał, ważną misję powierzył. A ona znów zawiodła… Gdziekolwiek nie pójdzie… czegokolwiek się nie dotknie… wszystko w pył się zmienia. Przeklęta, jest przeklęta… Załoga musiała się jej dziwnie przyglądać, gdy miotała się po pokładzie to w jedną, to w drugę stronę. W końcu z jękiem niczym ranne zwierzę pobiegła do swej skrzyni, by tam się skryć.
- Vsevolodzie… Vsevolodzie… - Znów chciała go ujrzeć, nawet jeśli miałby być zły, wściekły… Tylko nie rozczarowany… nie zawiedziony... Niech zrobi z nią co zechce… Niech ją dręczy i przynosi ból, tak jak to przyniósł go jej braciom... byle tylko ta tęsknota zniknęła, byle to poczucie winy nie rozrywało jej serca na pół.
W najgłębszej ciemności swej rozpaczy nagle twarz Rusina jej się ukazała. Uśmiechnięta nieznacznie. Gdy rękę ku niemu wyciągnęła rozwiała się niczym mara, a w jej miejsce inne oblicze ujrzała. Kobietę… o oczach ciemnych i zimnych niczym lody Jotunheimu. O włosach kruczoczarnych i brwiach ciemniejszych niż u Vsevoloda. Zafascynowana volva na chwilę zapomniała o swym bólu. Jej Pan jest kobietą? Przypomniała sobie wypielęgnowaną dłoń Rusina, gdy ujął jej rękę witając się. Głębiej… więcej… Chciała wiedzieć więcej… Jeśli pozna ją lepiej… lepiej służyć będzie…
Przesuwała przy tym po sygnecie pieszcząc go smukłymi palcami. Im głębiej w mroczne oczy wizja ją wciągała, tym bardziej miała wrażenie, że coś z drugiej strony do niej śpiewnie woła, wciąga, wsyssa niczym uroczyska, niczym bagno. I niczym piorunem trafiona nagle zamarła czując pod palcami coś czego wcześniej nie dostrzegło oko.
Grawerunek na sygnecie… w maskę się układający…
Maska, którą pierwszy raz ujrzała w tej dziwnej wizji o tronie, maska pod którą Leiknar gdzieś odpływał, maska, którą widziała za tronem Einara… A teraz tu… Na jej palcu… Kim jesteś? Zawyła chcąc utonąć w czerni Jej oczu.
 
Blaithinn jest offline