Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2017, 12:36   #9
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Pogrobiec chwilę wzrokiem wodził za zdesperowaną Widzącą aż mu z oczu znikła. Podniósł się ciężko, cały czas o burtę opierając. Prawie zataczał się do skrzyni swej zmierzając i chwiejnie o nią oparł, z trudem przestąpił jedną nogą i na chwilę w niej znikł. Mógłby Freyvind podejrzewać, że Gangrel ułożył się do pustego stuporu, ale po chwili usłyszał odgłos łamania i pękania podłoża skrzyni. Długie minuty później blada, upstrzona czarnymi witkami żył sylwetka wyłoniła się ponownie - z fragmentu deski dwa płaskawe kołki Gangrel pazurami ostrzył.
- Chcę… - Znów przysiadł naprzeciwko, kłami wygryzając drewno jak berserkerzy co w sagach tarcze gryzą przed szałem. - ...byś w swej skrzyni się ułożył.
Skald nie reagował jednak wpatrzony w fale. Poczuł po chwili jak wielki bladolicy unosi go prawie równie beznamiętnie pod ramię i ku skrzyni prowadzi.
- Pewnego dnia… - sapnął, jeszcze trudniej idąc z bratem niż sam - ...w naszej obietnicy Ragnarok… Zgładzę cię. Lub ty zgładzisz mnie. Ale nie teraz. Nie tutaj. Nie tak. - odsunął denko jego skrzyni by skalda wewnątrz wygodnie ułożyć.
W środku leżącą Frankę zobaczył co wciśnięta w bok skrzyni, niemal w pozycję dziecka zwiniętą była. W bladym świetle księżyca jej jasne włosy zalśniły srebrzyście. Przebudziła się nieco na dźwięki wyraźne i oczy uniosła na Volunda i skalda.
- Och… zapomniałem o tobie. - rzucił berserker, ujrzawszy Frankę - Pomóż mi… - rzekł, w skrzynię skalda układając. - Do Ribe płyniem. Ale musim obaj kołki w sercu nosić. - wyszeptał.
- Czemu? - wydęła usta w zaspanym zamyśleniu.
Volva słysząc jakieś zamieszanie w pobliżu uniosła się ze swej skrzyni i pojrzała na Pogrobca składającego skalda jak do spoczynku.
- Widziałam… - Zaczęła nagle. - Ujrzałam prawdę o naszym Panu! - Oznajmiła uroczyście gramoląc się ze swojego schronienia podekscytowana.
- Brzmisz jak krześcijanka. - rzucił do volvy z grymasem Pogrobiec po czym do Chlo się zwrócił - Jesteśmy w mocy innego afterganger. Nie wiadomo co uczynim. Bacz byśmy do Ribe dotarli. - ułożywszy skalda, jeden z kołków dobył, oparł koniuszek o pierś skalda.
- Teraz jest czas, Elin, jeśli co jeszcze chcesz Freyvindowi rzec nim dotrzemy.
Wieszczka pojrzała kompletnie zszokowana na berserkera.
- Co Ty… Volundzie… Co chcesz uczynić. - Rękę jego schwyciła. - Na co… to wszystko.. było… skoro teraz go kołkiem chcesz przebijać?!
- Nie wiem. Nie czuję różnicy. Wpierw on, potem ja. - szczęka Pogrobca naprężona była do granicy - Więcej czasu nam trzeba… do Ribe. Nie wiem co zrobię jeśli… tego nam obu nie uczynię.
Elin zamarła i ona nic nie czuła, prawda to była…
- Vsevolod… - Zaczęła i pierwsza myśl jaka ją naszła to czy Pani życzyłaby sobie, żeby zdradziła jej prawdziwe oblicze. Wargi zagryzła i popatrzyła na obu mężczyzn. Co im da ta wiedza? Pogorszy jeno wszystko fakt, iż to kobieta zdołała złamać ich wolę. - Pierścień… pierścień, który otrzymałam… - Wskazała na sygnet. - Ma ten sam wizerunek, którym na żaglu Leiknara widziała… ten który był za tronem Einara.
- ...dogłębna to prawda w tej chwili. - cynicznie skwitował Gangrel, przebijając pierś Jarla Bezdroży. Całe ciało naprężone miał z wysiłku. Walczył nie z oporem materii, ale własnych okowów uczuć. Drżącą dłonią przymknął jego skronie. Ostatni raz zerknął na Chlo.
- Czegoś ci trzeba nim i ja... usnę?
- Nie! - Próbowała go wstrzymać ale za późno już było, zamarła z ręką wyciągniętą w rozpaczliwym geście. - Oszalałeś… To moja wina… - Cofnęła się o krok przestraszona, a potem jeszcze jeden.
Franka patrzyła jedynie z nienawiścią na Gangrela.
Płonące oczy wyglądały strasznie w wychudłej twarzyczce. Wspięła się na ciało skalda i … zawarczała głosem nie swoim, wprawiając w osłupienie pobliskich wojów.
Rysy twarzy napięły się naciągając skórę na delikatnych dotąd kościach policzkowych.
Słów jakie padały z ust dziewczyny nie znał ni Volund ni Elin. Co gorliwsi norsmani po broń sięgać zaczęli…
- Spokojnie… - Volva starała się by jej głos brzmiał opanowanie. - Odsuń się, to wyciągnę z niego ten kołek… - Stała jednak w miejscu nie chcąc prowokować demona. - Albo sama to zrób.. A Ty Volundzie lepiej się odsuń…
Czarne oczy zwrócił się na Elin na ułamek sekundy, na jedno mrugnięcie oczu, po czym znów wzrok swój skupiła na Gangrelu. Wdrapała się przy tym i kucnęła jak pies stróżujący na ciele Freyvinda.
Pogrobiec wtem Frankę na wyciągnięcie ręki mając potężnie krwią był mocny i naprzeciw będąc chwycić ją, przyciągając do siebie. Ucapiona przez Volunda Chlo odruchowo pociągnęła ciałem by wytrącić przeciwnika z równowagi. Gangrel zachwiał się siły dziewczyny nie doceniając. Franka kontynuowała ruch przeważając Volunda i wpadając wraz z nim na dno statku, gdzie atak przypuściła na Gangrela, co chwilę szamotał się, by móc ją do skrzyni przyszpilić, usta dłonią zakryć. Nim jednak to uczynił ostre kły dziewczyny w przedramię się jego wbiły i wyrwały kawał ciała. Zalane posoką usta dziewczyny przytłumił w końcu na chwilę, gdy blond demon wciąż miotał się szaleńczo pod nim, wprawiając statek w niebezpieczny ruch wahadłowy na boki.
Tego było już za dużo dla wieszczki, szaleństwo, wszędzie gdzie się ruszyła dopadało ją przekleństwo jej krwi. Walka, którą z samą sobą jeszcze przed kilkoma chwilami musiała odbyć wystarczająco ją osłabiła, a scena, która rozgrywała się przed jej oczyma tylko ją dobiła.
- Nie… - Szepnęła cofając się o jeszcze jeden krok i nagle jej błękitne oko ostrego wyrazu nabrało szybko obserwując całą sytuację.
- Czyś Ty do szczętu oszalał Volundzie, dziewkę Freyvinda atakując! - Wrzasnęła wściekła przypadając do Pogrobca z sykiem i obnażonymi kłami.
Volund, choć cieszył się z niezmierną ulgą gdy po kilku sekundach zrozumiał co słowa volvy znaczą, byłby spojrzał na nią z niezmierzonym zadziwieniem na jej interpretację sytuacji.
Jednak walczył o życie.
Przywołał pełnię mocy krwi do siebie by ręce i nogi dziewczyny jakoś przyszpilić, na niej się położyć byle ruchu z całą siłą demona nie mogła poczynić. Całego swego doświadczenia - mocy Eyolfa z krwi Freyvinda, tej samej co niewątpliwie problem czyniła - i szczęścia potrzebował by uspokoić sytuację.
- OPIEKUŃCZA JEST - odkrzyknął volvie - Względem pana! Ale rozumie! - prawie wykrzyknął jej do ucha - Że to dla dobra jego! Już się… - sapnął, trafiony łokciem karolińskiej księżniczki w piękne oblicze - ...uspokaja. - syknął, próbując wszelkimi sposoby dopomóc jej w tym - by nawet ruchu poczynić nie mogła.
Chociaż na chwilę, by oddech złapała i myśl jaka do niej dotarła.
- PRZESTAŃCIE!!!!!!! - Wrzasnęła Helleven i wzrok jej padł na zakołkowanego Freyvinda. Klnąc niczym szewc doskoczyła do skalda i jednym mocny szarpnięciem wyciągnęła z jego piersi kołek. - JUŻ! Nie ma, Chlo! Już wszystko dobrze!
Skald jęknął przeciągle gdy drewno z serca jego wyciągnięte zostało. Potoczył wokół nieprzytomnym spojrzeniem.
Franka zamarła w końcu pod Gangrelem z palcami wbijanymi w delikatne miejsce na podbródku i nienawistne spojrzenie odwróciła ku skrzyni Lenartssona.
- Złaź. Ze. Mnie - wywarczała ku Volundowi, z ust jej plwociny drobiny poleciały, rysy twarzy nieco wyłagodziły.
- Volundzie… Słyszałeś… Oboje odsuniecie się od siebie. - Zakomenderowała volva wbijając spojrzenie w dziewczynę.
- Nie ma potrzeby. - Pogrobiec spojrzeniem rozpoznał, że demon… zakończył furię Chlo. Wstał, dłoń dziewczynie ofiarując, zawczasu wiedząc, że ghoulica się nie zdecyduje. Zerknął na Freyvinda, który jeno leżał bez ruchu. Zerknął na kołek.
- Nie proś mię potem bym dla niego znów to uczynił. - wymamrotał, ni to do Chlo, ni do Widzącej.
Dziewczyna przypadła do skalda ocierając rękawem sukni nos i rozmazując przy tym krew. Zasłoniła go całą sobą.
- No dobrze… - Volva wróciła spojrzeniem do berserkera. - Co tu się dzieje? - Rozejrzała się lekko załogi nie rozpoznając i brwi zmarszczyła.
- Nic w świecie. Płyniemy do Ribe. - wyjaśnił Pogrobiec, drugi kołek co na pokładzie się walał zgarniając. Ruszył do swej skrzyni prędkim, nerwowym krokiem.
- W Aros już skończyliśmy? - Zapytała zdziwiona, a widząc, iż nie zamierza z nią rozmawiać chwycić za rękę go spróbowała. - Co się dzieje Volundzie? - Głos zniżyła.
Zatrzymał się, dłoń volvy czując na przedramieniu. Kołek pod ramię chwycił. Dłoń volvy własną ujął… drugą sięgnął po sygnet co nosiła, zasłaniając go sękatymi palcami i zsuwając spokojnie.
- Pozwól… do snu wezmę. - po czym nachylił się blisko, prawie ustami muskając jej policzek.
- W mocy krwi wrogów śmy. Do Ribe udaje się wrócić wbrew. Załoga najęta. Muszę… muszę… - próbował coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego ruszył raptownym krokiem do własnej skrzyni, już kołek do piersi własnej przykładając.
Błękitne oko zwęziło się na te wieści. Dojrzała wewnętrzną walkę Volunda. Jeśli byli związani z kimś krwią… a on próbował zakołkować Freyvinda i teraz najwyraźniej desperacko chciał to samo ze sobą uczynić. Znaczy, iż przeszkodzić mogą w dotarciu do Ribe.
- Nie dasz rady sam. - Odparła po chwili, nie zatrzymując go.
- Nie takie rzeczy… sobie czyniłem… - odparł, obok skrzyni stając, jakby już planując obok niej upaść i szponem rubę rozciął i chwilę po mostku powiódł aż odnalazł punkt, gdzie mniemać można było serce.
Po czym szpon zagłębił się w piersi, rozcinając skórę, ciała nieco, mostek i sękaty palec czynił otwór niejaki, jak gdyby osadzić tam chciał kołek nim nań upadnie…
- Nie łatwiej pomoc przyjąć? - Zapytała jeszcze obserwując załogę, czy nie będą próbowali im przeszkodzić. Pogrobiec znowuż przerwał, głowę nieco opuszczając na to retoryczne pytanie.
- Nie od wszystkich… jednakowo łatwo. - skrzywił się, wydrążywszy boleśnie i obrzydliwie otwór, do którego ze wstrętem począł kołek przymierzać.
Kapitan zaś wystąpił przed stojącymi jak wryci ludźmi:
- Uprzedzano nas, że różne rzeczy obaczyć możem. Ale to ja odpowiedzialnym za statek, i za ludzi. Chcecie się zarzynać, pomóc wam możem - wskazał wody po bokach tnącego fale drakkaru. Starszy mężczyzna nie zasypywał gruszek w popiele - i z Raan się spotkać możecie jeśli wola.
- Więcej niepokoju nie uczynimy. Jako afterganger to co teraz czynię po to, by u kresu podróży dopiero się wybudzić. - przejechał pazurem po kołku - Wybacz nam. Za wasze kłopoty w srebrze Jarl Agvindur zwróci gdy do Ribe zawitamy, jeśli cokolwiek w drodze dalej… we Francji już. Lecz nie będzie potrzeby.
Wieszczka w kapitana spojrzenie wbiła.
- Nie martwcie się, na tym koniec widowiska. - Uśmiechnęła się leciutko, jej głos spokojny choć uwadze nie uszedł wspomniany cel podróży. Podeszła miękko do Pogrobca. - Jesteś pewien, że Ci nie pomóc? - Powiedziała głośno muskając jego ramię i szeptem zapytała. - Skoro Frankowie celem to po co do Ribe płyniem?
- Chlotchild odstawić. Dla Freya i by we Francji kłopotu nie uczyniła. - powiedział i do wolnej i do zniewolonej części volvy. - Na pewno. - zakończył, delikatnie osadzając kołek w szczelinie z lękiem i walką wypisanymi na twarzy. Uśmiechnął się zgryźliwie, jakby chcąc dodać sobie animuszu makabrycznym żartem. - Możesz dotknąć mojego serca, jeśli chcesz. - powiedział i wzdrygnął się prawie, gdy kołek osiadł, w pół drogi… I upadł na pokład, aż drewno przebiło ciało.
Głową mu z szacunkiem skinęła, gdy zapewnienie usłyszała i wzrok w załogę wbiła. Gdy ciało Pogrobca opadło na pokład jeno lekkim zaciśnięciem dłoni dała znać, iż ją to ruszyło. Przyklękła przy nim sprawdzając, czy rzeczywiście zdołał zrobić, co zamierzał. Bogowie chyba sami nad berserkerem czuwali, gdyż wyglądało na to, że mu się udało. Westchnęła cicho i wstała spoglądając spokojnie na załogę.
- I po wszystkim… Koniec przedstawienia. Umieścić go trzeba w skrzyni jeno, by dotrwał do końca podróży. - Uśmiechnęła się leciutko i podeszła do Freyvinda i Chlothild sprawdzając w jakim są stanie oboje.
Skald leżał lekko skulony obok dziewczyny obejmując ją ramieniem, ale oczy miał wrokiem nieobecnym przepełnione. Na twarzy wręcz promieniał brak woli do czegokolwiek, chocby może i do istnienia, krańcowa depresja paradoksalnie mieszała się z obojętnością.
Chlo otulała nieobecnego skalda skórami, nucąc coś pod nosem, jakby scena przed chwilą nie miała w ogóle miejsca. Odsuwała włosy z twarzy Freya, gładziła twarz jego umorusaną we krwi Volunda dłonią.
Uśmiechnęła do volvy niby lecz oczu z Lenartssona nie spuszczała. Helleven zauważyła zmiany w dziewczynie: schudła, drobna niczym ptak się zrobiła, zapadnięte policzki tylko podkreślały sine cienie pod oczami. Lecz wzrok miała trzeźwy - spojrzenie jej złapać można było.
Wieszczka zacmokała na widok Franki i do kapitana się zwróciła.
- Dziewczyna widać dawno w ustach nic nie miała. Znajdzie się coś dla niej do zjedzenia? - Zapytała również jakby wcześniejszej sytuacji nie było.
- Zapasy mamy - bruknął jako jeden z wielu co tak szybko do stanu normalności nie przechodzili. Palnął jednego z wojów:
- Daj chleba i sera - wskazał głową w kierunku Franki, co posiłek przyjęła. Nie rzuciła się jednak na żywność, skubiąc chleb i drobiąc niemrawo ser.
- Freyvindzie? - Helleven w czasie, gdy na jedzenie czekali spróbowała wpierw do skalda przemówić.
Nie odpowiedział jej wzroku nawet nie odwracając.
Westchnęła cicho. Wiele musiało się wydarzyć, zbyt wiele, a ona tak mało wiedziała.
- Chlothild… - Do dziewczyny się cicho zwróciła. - Będę Cie musiała o coś poprosić, dla dobra Twego pana.
- O co? - dziewczyna spytała z pełnymi ustami.
- Będziesz musiała w Ribe sama zejść z pokładu i spotkać się z jarlem Agvindurem. Opowiedzieć co się wydarzyło… i że my z dalszą misją ruszamy. Będziemy oczywiście czekać na Ciebie. Ale Ty sama iśc musisz, bo nie wiem czy my możemy. Rozumiesz?
- Czemu nie moglibyście? Agvindura ostrzec, niech wojsko zbierze, Aros odbije - wzruszyła ramionami jakby dziecku małemu co tłumaczyła. - Skoro zwiad nie pomógł w niczym, z pustymi rękami mnie do niego ślecie?
- Bośmy krwią związani… - Rzekła ostrożnie nie wiedząc, czy będzie mogła te słowa wymówić czy nie. Gdy jednak wypowiedziała z ulgą odetchnęła. - Ktoś nas krwią związał i z tego co słyszę nakazał gdzieś ruszać. Nie jesteśmy w stanie pomóc Agvindurowi… Ale… - Zagryzła wargi i zerknęła na załogę. - Nie wiem czy będę mogła zejść ze statku.
- Dokąd? Po co? - Chlo brwi zmarszczyła - Jak was związał...to … Bjarki by wiedział co robić. - mruknęła smutno - Ale Agvindur też wiedzieć może. Może wam pomoże?
Pokiwała powoli głową.
- Ale my musimy płynąć, rozumiesz? - Zaakcentowała słowo “musimy” i wbiła spojrzenie w dziewczynę. - Ty możesz spytać, poprosić. My musimy płynąć. Rozumiesz? - Głos brzmiał ostrzej, nerwowo.
- Rozumiem. A...aaa powiedziano wam kiedy macie płynąć? - Franka uśmiechnęła się cwanie.
Tu volva zawahała się.
- Nie wiem… - I przeklnęła cicho. - Za mało wiem. Słuchaj Chlo, nawet jeśli nie od razu… - Zerknęła na załogę. - Możemy spróbować… Posłuchaj uważnie. Jak będziemy w Ribe, ja mogę nie pamiętać tej rozmowy. Namów mnie, bym z Tobą poszła, rozumiesz? - Spojrzała Chlo w oczy. - Wymyślisz coś na pewno, co mnie przekona. Zrobisz to?
- A co takiego może Cię przekonać? Bezpieczeństwo Aros? Bezpieczeństwo Freyvinda, brata Agvindura?
Helleven się zamyśliła. Elin była słaba… Pewnie poddała się w pełni i będzie robić wszystko by misję wykonać ale jej troska o wszystko i wszystkich może się tu przydać.
- Powiedz, że Agvindur nie uwierzy, jeśli nie przekonam go sama. By spokojnie misje wykonać, muszę go o jej słuszności przekonać.
- Mmmhm - zamruczała zapchanymi usty Franka - Powiem.
Zastanowiła się nad czymś przez chwilę.
- Co to za misja? - odstawiła resztkę jedzenia na bok i otrzepała dłonie.
- Nie znam jeszcze szczegółów. - Westchnęła cicho opierając się o skrzynię i z ukosa patrząc na Frankę. - Ale dla Ciebie będzie lepiej, jeśli Agvindur nam pomoże... . - Mruknęła. - Widzisz co z Twoim Panem się przez to wszystko stało.
- On nie nawykł by mu kto cugle nakładał. - Franka stwierdziła prosto acz z czułością spoglądając na skalda - Nie nawykł też i do wielkiej polityki - westchnęła cicho - Szlag go trafia na to. Może lepiej jak wypłynie? - zastanowiła się przez chwilę. - Do Hedeby go zabrać - zachichotała - tam by miał używanie. - w głosie płacz skrywany ściśle usłyszeć się dało.
- Może powinien ale wolny, Chlo. Musi być wolny, by działać w pełni. I w Twoich rękach znajduje się klucz do jego wolności. Pamiętaj o tym.
- W moich? - Chlo zdziwiła się - Ale ja nie wiem jak więzy rozwiązywać. Mnie to nie ciekawiło, póki on mnie chciał.
- Jeśli ja Agvindurowi nie będę w stanie powiedzieć co z nami zrobiono, to Ty będziesz naszą ostatnią nadzieją. - Odparła zniecierpliwiona. - Rozumiesz?
Franka nerwowo paznokieć na kciuku obgryzła i wypluła.
- Mhm… a ty nie masz żadnych sposobów? W końcuś bogów waszych głosem? Hm?
- Widzisz Chlothild… Cena za podglądanie bogów jest wysoka. I czasami nie nadaję się do niczego tylko płakania, a czasami potrafię zrobić wszystko. Zależy od nocy… Niestety.
- A nie chciałabyś móc zawsze? - pytanie padło z ust dziewczyny co czubek buta obstukiwała teraz o deski pokładu z jakichś brudów. Pod koniec pytania uśmiechnęła się do Helleven.
- Każdy by chciał. - Uśmiechnęła się lekko. - Tylko wszystko ma swoją cenę. - Volva w oczy Franki zerknęła zastanawiając się z kim teraz rozmawia.
- Pewnie - dziewczyna wzruszyła ramionami - To nie kwestia ceny. To kwestia ile jesteś w stanie zapłacić. - Chciałabyś? Zapłacić, volvo?
- Uczono mnie, że w takich kwestiach cena zawsze jest wyższa niż na to wygląda. - Odrzekła ostrożnie - A tutaj wszak nie o małą sprawę chodzi, prawda? Może jednak byłabym skłonna zapłacić za coś innego. - Spojrzała na demonicę.
- Małą, niemałą. Wszak mówim o nieumarłych. Co Cię interesuje. - Franka porzuciła skalda i podeszła do burty drakkaru, stanęła blisko wiedzącej. Morska bryza rozwiewała im obu jasne włosy, pryskając zimną wodą w twarze.
Helleven popatrzyła na morze zastanawiając się dłuższą chwilę. Oczywiście,że chciałaby żeby Elin zniknęła, wszystko byłoby prostsze. Jednakże targowanie się ze złym duchem było głupotą, jeszcze większą powierzanie mu spraw tak ważnych. Więzy krwi jednak… Spojrzała ponownie na dziewczynę i westchnęła.
- Zapytam jeno z ciekawości… Na więzy krwi? Znasz sposób, demonie?
- Co dasz za tę informację, volvo? - ciemne oczy znalazły się blisko twarzy Helleven chwilę po tym jak w powietrzu rozniósł cichy śmiech. - Sama mówiłaś o cenie...
Wieszczka uśmiechnęła się złośliwie.
- Mogłam się domyślić. Cóż, nie dogadamy się. - Wzruszyła lekko ramionami jakby się tym w ogóle nie przejęła.
- Trudno. Na was więzi spoczywają. Widać lubujecie się w byciu nieszczęśliwymi. - Chlo uśmiechnęła się uprzejmie. - Gdy zdanie zmienisz… wiesz gdzie mnie szukać.- dziewczyna zapatrzyła się w nocne niebo.
- Na nas ale to Ty miałaś wizję wielkiego państwa północy, na którego czele miał stać on. - Wskazała na leżącego Freyvinda. - Jak narazie, to widzę kłodę drewna, a nie wielkiego władcę. W zasadzie, to zastanawiam się, co tu jeszcze robisz. - Stwierdziła wieszczka wzruszając ramionami i spokojnie podeszła do skrzyni z Volundem. Czemu berserker zabrał jej pierścień? Nachyliła się nad nim przyglądając się sygnetowi, dotykając grawerunku, próbując wyczuć wzór.
Franka przyglądała się oparta leniwie o burtę:
- Nie on pierwszy, nie on ostatni co upadli i spalili się zanim się wznieśli. - wzruszyła ramionami - A jak chcesz wiedzieć co tu jeszcze robię, to poznać byśmy musiały się nieco bliżej… - uśmiechnęła się niewinnie i kusząco jednocześnie. Helleven przyrzec by mogła, że u zwykłego śmiertelnika taki uśmiech możliwym być nie mógł.
Volva przerwała badanie pierścienia i ponownie podeszła do dziewczyny muskając delikatnie jej policzek i nachylając się do jej ucha.
- Niestety, nie gustuję w kobietach. - Szepnęła i odsunęła się lekko.
Chwilowe osłupienie widoczne w twarzy Chlo zastąpiło szczere rozbawienie. Dała temu upust głośnym, lekko chrapliwym śmiechem.
Mgnienie oka później, aftergangerka poczuła ujęcie w pasie i mocny, gwałtowny ruch co skrócił dystans miedzy dwiema blondynkami.
- Poznawać można na wiele sposobów - czarne, przepastne oczy wpatrzone były nieruchomym spojrzeniem w twarz Helleven - a coś mi mówi, że tobie ciekawości nie brak. Mimo wszystko. - usta Chlo, gorące mimo chłodu wokół musnęły usta wampirzycy.
Wiedząca nie była zaskoczona takim obrotem sprawy i sama objęła Frankę tyle, że za szyję oddając ulotny pocałunek i uśmiechając się z rozbawieniem.
- Mogłabym Cie nawet polubić.
- Och? Doprawdy? - palce dziewczyny lekko muskały plecy volvy - A cóż stoi Ci na przeszkodzie? On? - kiwnęła głową w kierunku gdzie leżał Freyvind - Czy on? - lekkim gestem podbródka kiwnęła ku Volunda skrzyni.
Helleven parsknęła cicho.
- Żaden z nich. Jeno to czym jesteś. - Dodała z udawanym smutkiem wplatając palce delikatnie we włosy Franki i bawiąc się nimi. - Wieczne chodzenie po krawędzi może w końcu zmęczyć.
Chlo prychnęła:
- Tak jakbyś sama tego nie robiła. Chodzisz, chodzisz a potem przestajesz. A potem znikasz. Nie boisz się, że znikniesz całkiem? Że tamta Cię odrzuci? Że o tobie nikt pamiętać nie będzie? - szept sączył się do ucha volvy. - I to niby ja Ci na przeszkodzie stoję?
- Nie można odrzucić części siebie… Poza tym… Ona mnie potrzebuje i doskonale o tym wie. - Wiedząca uśmiechnęła się nostalgicznie i przybliżyła pukiel włosów dziewczyny do swych ust. - Nie stoisz mi na przeszkodzie. Jeszcze… I mam nadzieję, że tak zostanie. Szkoda by było… Nie sądzisz?
- Zaczekam… - Chlo mrugnęła zawadiacko okiem - … ja mam czas… neony czasu… - uśmiech poszerzył się. - Nie śmiałabym stawać Ci na drodze. - Franka zacisnęła dłoń na pośladku wiedzącej w wyuzdanym geście.
Helleven zaśmiała się przy ostatnim zdaniu.
- Czynisz mi radość i zaszczyt. - Drugą ręką, która ciągle spoczywała w okolicy szyi Franki przycisnęła ją do siebie bliżej całując ją tym razem mocniej, po czym zwinnie wysunęła się z jej objęć. - Myślę, że obie możemy sobie nie wchodzić w drogę. - Uśmiechnęła się leciutko.
Odwracając się napotkała kilkadziesiąt spojrzeń wbitych w nią z zaskoczeniem, wrogością, podnieceniem i podejrzliwością. Mieszanka uczuć … intensywna, pazernie otaczająca lecz jednocześnie ujarzmiona. Mężczyźni nie zbliżali się zafascynowani lecz zbyt ostrożni i przestraszeni by przerywać ich rozmowę.
- Czyż to nie urocze? - usłyszała szept Franki - Nie chciałabyś by cię kochali i byli posłuszni twej woli? - kusicielski głos wypalał sylabę po sylabie w duszy aftergangerki. - By szanowali tak jak teraz? Hmm?
Demonica uderzała w czułe struny, dlatego była tak niebezpieczna. Czyż nie pragnęła? Oczywiście, że pragnęła! Do tej pory wszyscy tylko Elin, Elin i Elin. Nawet Leiknar… Nawet on widział jedynie tą beksę. Wiedząca wyprostowała się dumnie podchodząc ponownie do skrzyni berserkera i dopiero z tego miejsca odezwała się do Chlo.
- Nie potrzebuję ich. - Odrzekła i była w tych słowach prawda. Jedynym kogo potrzebowała był Loki… Zwykli mężowie nie mogli jej zadowolić. - Ale dziękuję za propozycję. - Uśmiechnęła się.
- Kłamczucha… - usłyszała jeszcze radośnie rzucone nim Franka ponownie odwróciła się ku skaldowi.

Volva odetchnęła cichutko i skupiła się w końcu na pierścieniu. Pogrobiec nie był głupi, w zasadzie, to szanowała go bardziej niż Freyvinda. Zatem jeśli zabrał jej ten pierścień miało to jakiś związek z ich wyprawą do Ribe. Ale o co mogło chodzić?

Palce wiedzącej błądziły lekko po sygnecie z każdą chwilą coraz bardziej intensywnie, gdy aftergangera korzystając ze swej mocy widzenia przedzierała się przez liczne pytania i barierę tajemnicy.
Pierwsze wrażenia subtelne były i ciężko było się volvie przebić. Jednak czytająca nie poddawała się łatwo. Nigdy. Poczuła w końcu nić połączenia.
Siła i doświadczenie związane z pierścieniem były. Ciemnowłosa kobieta nie była jego pierwszym właścicielem. Dostała go w prezencie od starszego mężczyzny. Wysokiego, postawnego, z pociągłym obliczem i dość długą, zadbaną brodą. Stroskane spojrzenie szarych, dużych oczu i zacięte usta świadczyły o zmartwieniu i zatroskaniu. Królewskie niemal szaty świadczyły o wysokim statusie. Volva pociągnęła wizję mocniej chcąc więcej szczegółów poznać i uzupełnić luki w niewiedzy. Tuż obok obdarowanej pojawiła się druga postać. Blisko. Bardzo blisko. Obie cieniami otoczone, obie emocjami i siłą wewnętrzną połączone. Druga postać zdawała się zmieniać w zależności od światła natężenia, od ułożenia twarzy. Raz zdawała się być mężczyzną, raz kobietą. Drobna, niezpozorna, taka, co to dwa razy spojrzenia nie przyciągnie do siebie. Helleven znała takich ludzi, niejednego szaraka pogoniła by zapomnieć o nim w mgnieniu oka. Obie stojąc obok siebie sprawiły, że brodaty mąż się cofnął z przez chwile strachem i niepewnością na licu wymalowanym.
Kolejna scenka jaka niecierpliwej i żądnej wiedzy Helleven się nasunęła powiązana z Einarem była.
Einar wstrzymywanym przez macki wijące się na tronie swym, ciemnowłosej ramię na jego ramieniu oparte. Oboje przypatrujący się działaniom na modę męską ubranego towarzysza, któren stojąc w falujących cieniach tka, tworzy z nich żyjące istnienie. To ono atakuje hirdmanów, przerażenie w ich sercach wzbijając. To czego doświadcza unieruchomiony Einar to czyste przerażenie. Gdy sięga ono apogeum, macki oplątują go i … w świat szarości, drgań, obcości wrzucają. Wokół wiele istnień się kręci, lecz czarnowłosa niewiele sobie z nich robi. Odrzuca jarla pozostawiając w przerażającym miejscu, samej wracając i zajmując tron jego …

Volva puściła pierścień mrużąc oko swe jedyne, ale na jej wargach błąkał się uśmiech. Była podekscytowana, ta która ich zniewoliła była mistrzynią w tym co czyniła. Godna przeci… godna uwagi, godna walki. Ach.. sprostać komuś takiemu... Uspokoiła się jednak i uwagę swą teraz skierowała na berserkera.
- Miałeś być mi tarczą… - Szepnęła i ostrożnie dotknęła niegdyś tak pięknego lica, by po dłuższej chwili odskoczyć z cichutkim sykiem. Złość ją przepełniała, buzowała w niej, tym większa, iż zaczynała nić sympatii do Pogrobca odczuwać. Sygnet z jego dłoni wzięła i ponownie sama go założyła. Pytań jednak ciągle więcej miała niż odpowiedzi. Dlaczego zgodził się na więź krwi? Dlaczego teraz w zasadzie oddał się w jej ręce? Musnęła kołek, po czym ponownie policzek aftergangera. Niemal niewidoczny uśmiech przemknął po jej ustach, po czym wzrok jej stwardniał i skierowała się ku skaldzie i siedziącej przy nim Chlo.

- Wybacz ale to konieczne… - Rzuciła do Franki po czym trzepnęła z rozmachem Freyvinda w twarz z otwartej dłoni. - Pobudka! Masz zamiar dalej tak leżeć i udawać wór mięsa? - Syknęła do aftergangera.
Uniósł na nią wzrok, ale w jego oczach ni zainteresowania, ni woli nie zobaczyła.
- Z drugiej strony to Ci się nie dziwię… Bo wygląda na to, że to kobieta Cie tak pięknie urządziła… - Uśmiechnęła się złośliwie. - Tego tak nie potrafisz znieść?
Czy potrafił czy nie, czy słowa Elin dotarły do niego czy zagubiły się w drodze do jego umysłu, też stwierdzić nie można było. Wzrok bezwolny i udręczony przez chwilę spoczywał na wieszczce po czym z powrotem skierował się ku deskom pokładu.
Wieszczka trzepnęła go tym razem w drugi policzek. Korciło ją by użyć mocy na nim ale ryzykowała wtedy,, że jeno zwiększy uczucie do tej, która ich spętała.
- Pan wielki pogromca pomiotu Lokiego, Jarl Bezdroży, Nieprzyjaciel Jedynego Boga! Po prostu się poddał, bo mu kobieta tyłek skopała! Jakie to męskie zaprawdę!
Milczał i na powrót głowy już nie podniósł.
Prychnęła ale widząc, że i tak nic z tego nie będzie odeszła szukać jakiegoś noża bądź sztyletu, by wiadomość dla Elin wyryć na spodzie ich skrzyni. Wtedy też o mieczu sobie przypomniała i zaczęła przeszukiwać wściekle rzeczy, w które ich uposażono, nie odnalazła go jednak.

Następna noc

Helleven do przytomności wróciła w skrzyni i zamrugała zdziwiona. Czyżby Elin tak zgnębiona wszystkimi wydarzeniami była, iż nie miała zamiaru się budzić? Na ustach volvy zagościł wredny uśmiech. Nie, żeby ją to szczególnie martwiło. Wieko otwarła i rozejrzała się dostrzegając wokoło znajome otoczenie - drakkar z zeszłej nocy. Może beksa nie była taka głupia? Wieszczka wstała i przeszła się po pokładzie sprawdzając jak daleko od brzegu się znajdują.
Gdy głosy ze skrzyni Freyvinda usłyszała przybliżyła się podsłuchując.
Z Franką rozmawiali prawie niesłyszalnie, lecz volva domyślać się mogła o czym. Szloch dziewczyny wkrótce posłyszała ukrywany.
 
Blaithinn jest offline