Pub “Morski Strzelec” był jedną z licznych mordowni położonych w dzielnicy portowej. Znajdował się w niezniszczonej części portu. W sali było kilku marynarzy marynarki z dwoma młodymi dziewczynami. James i Ella wybrali niewielki boks z drewna w wiktoriańskim stylu, tak aby nikt im nie przeszkadzał.
- Tu chyba nie mają kelnerów - zachichotała ruda - Popatrz sobie na te papiery, a ja pójdę coś zamówić. Co ci przynieść?
- Przyznaj od razu, że chcesz na mnie zrzucić wszystkie przykre biurowe obowiązki.- odparł z przekąsem James nadal nie mogąc otrząsnąć się z widoku, którym go kusiła kilka chwil wcześniej. Był półkrwi Irlandczykiem, a nie oziębłym Angolem, by po prostu zignorować jej prowokację.- Piwo… guinnessa jeśli tu mają coś takiego.
- Jeśli tylko mają, wyciągnę je dla ciebie choćby z piekła. Schłodzone. - mrugnęła do niego, po czym ruszyła do szynku, przyciągając spojrzenia chyba wszystkich bywalców lokalu. Kobieta oparła się o bar, wypinając przy tym nieznacznie i z uśmiechem poczekała na barmana. Miała na sobie ostatni krzyk mody (i bulwersacji) - kraciastą, taliowaną sukienkę, sięgającą zaledwie kolana - rodem z paryskiego magazynu mody.
[MEDIA]http://www.lovefashionblog.com/wp-content/uploads/2014/12/modne-lata-40.jpg[/MEDIA]
James nie omieszkał zerknąć na łydki dziewczyny. Bądź co bądź jej kreacja służyła po to by Ella mogła przyciągać męski wzrok do swych zgrabnych nóg i nie mniej uroczego tyłeczka.
Barman był 55-letnim walijczykiem, sądząc po tatuażach i posturze byłym marynarzem. Miał nieznośny walijski akcent, który nawet dla Szkotki był trudny do zrozumienia. Dostała jednak to czego chciała, czyli zimnego Guinnessa i whiskey z colą. Trzeba było przyznać, że pub - jak na warunki wojenne i miasto, które niedawno było przetrwało kolejny nalot - był całkiem nieźle zaopatrzony. Z drugiej strony bywalcami byli zapewne głównie amerykańscy marynarze, a ci płacili dolarami.
Coś jeszcze - rzucił mężczyzna, ale gdy Szkotka podziękowała wrócił do wycierania kufli.