Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2017, 21:35   #11
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Lily najpierw próbowała chłopca zignorować, ale jej wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej zachować tej postawy zbyt długo. No… udało się jej to tylko przez kilka sekund. Spoglądając na niego swoimi niebieskimi oczami, zbliżyła się może dwa kroki w jego stronę i przemówiła łagodnie:
- Coś się stało? Bo wyglądasz tak, jakbyś chciał coś rzec.
Chłopiec cofnął się od białowłosej i spojrzał na utopca.
- Panie Hektor, nie szukacie może giermka? Bardzo chciałbym zostać giermkiem i podróżować - chłopiec był młody, ale ciężko było rzec, czy jest jeszcze przed wyborem ścieżki czy już po.
Utopiec przez cały czas ignorował chłopaka dopóki ten się nie zwrócił bezpośrednio do niego. Wtedy też rozejrzał się wokół szukając osoby, która wywołała go po imieniu. Nie dostrzegając odpowiedniego spojrzenia u towarzyszy podróży, dopiero na końcu zwrócił uwagę na stajennego.
- Mówiłeś coś do mnie chłopcze?
- Tak Panie Hektor - odpowiedział hardo chłopak nie dając się zbyć. - Mogę być pana giermkiem? Bo nie chcę tutaj być. Tutaj mi się nie podoba. A wy rycerzem jesteście prawda? A rycerze to tacy szlachetniejsi są nie? Lepsi. Nie to co mój papo.
- To ja tą sprawę zostawiam wam, cokolwiek zrobicie to niespecjalnie mnie to obchodzi, ale pragnę zauważyć, że udajemy się w prawdopodobnie niebezpieczne miejsce i dodatkowy balast może nam tylko zaszkodzić - oznajmiła wyraźnie rozczarowana, ponieważ spodziewała się jakichś ciekawych wieści. Rzuciwszy przelotne spojrzenie na twarz rycerza, zaczęła się powoli oddalać w stronę gospody.
Utopiec przekręcił zdziwiony głowę w kierunku dziewczyny.
- Tak… tak… zechciej sprawdzić dziewko, czy karczmarz jest gdzieś na obejściu[/font] - spojrzał na chłopaka. - Słyszałeś ją. Uważa że będziesz baghrlllastem - słowo wydawało się odległe i “utopione”. - Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
- Niewiasty powinny w domach siedziedzieć panie. Tak papo gada i tak być powinno. One za dużo gadają i płączą ciąglę. To mi powiedział kupiec jeden. Ja tego kupca co prawda...
- Dość dziecko - urwał raptownie rycerz, a w jego głosie po raz pierwszy zabrzmiał ostrzegawczy ton. - Pytałem o twoje zdanie, a nie kupców i karczmarzy.
Chłopak się naburmuszył kiedy jego poglądy zostały podważone.
- Jak jakieś witały do karczmy panie to zawsze dużo paplały. I matka też dużo papla. Jak kto uszy ma do wytrzymania, to to paplanie wytrzyma. W sumie nie obchodzi mnie to. Chcę tylko stąd wyjechać i nie wracać. Mam dość jak papo się układa z tym liliputem.
Rycerz westchnął gdy jego pytanie wciąż pozostało bez odpowiedzi. Mały poruszył jednak inną sprawę, która go na początku zainteresowała.
- Opowiedz mi o tym chłopcze. Czemu ci się to nie podoba… i czemu na bogów ci tu źle?
- Bo ja nie lubię jak papo matkę pierze, a potem ona jego. No i nie lubię jak ten liliput truje kupców. Widziałem to! Wiem co mówię panie. Jak przyjeżdżają razem to ten drugi zawsze zaraz chory jest. Jak osobno to potem słyszę, że ten drugi zmarł. Strażnicy głupi są. A ja już trzy razy widziałem! - chłopak tupnął nogą. Jak na bachora miał bardzo dużo tupetu.
Hektor zmarszczył czoło. Nie podobało mu się to co słyszał.
- Opisz to co widziałeś. Dokładnie… i lepiej nie pomiń żadnego ze szczegółów.

Chłopak otworzył usta aby zacząć mówić. W jego oczach zabłysła nadzieja lecz nagle drzwi do stajni się otworzyły i wszedł karczmarz.
- Tu jesteś ty mały… - spojrzał na grupkę w stajni urywając. Zmarszczył brwi widząc jakieś dziwne dla niego zajście.
- Co się tutaj dzieje? Młody co ty wyprawiasz? Czemu gości męczysz?
- Nie męczę! Chcę z tym rycerzem pojechać jako giermek!
- Jaki znowu giermek? Powiedziałeś, że będziesz karczmarzem i tym zostaniesz. Nie pozwolę ci nieszczęść na rodzinę przyciągnąć! Ani tym bardziej na gości! Najmocniej przepraszam panie…
Hektor uniósł dłoń przerywając kupcowi. Mlasnął dwukrotnie.
- Mości karczmarzu… Jak często gościcie Ottomana? Łacno mi wiedzieć.
W tym momencie Lily akurat znów weszła do stajni z lekkim uśmiechem zadowolenia na ustach i oparła się na swojej włóczni, pozwalając sobie przyglądać się całemu zajściu z daleka.
- Czyżbym słyszała, że dzieciak zostaje? Oh, jak dobrze! Jeszcze by się mu coś stało! - powiedziała wkładając w swój głos przesadną dozę dramatyzmu.
- A tak przy okazji, Hektorze, Lily jestem. I zwracaj się do mnie po imieniu, jeśli oczywiście możesz - uśmiechnęła się do niego tak samo delikatnie, ale tym razem szczerze.
Nie umknęło jej uwadze pytanie rycerza o Ottomana, więc zamieniła się w słuch, jednocześnie dając do zrozumienia topielcowi, by nie odpowiadał jej.
Karczmarz odwrócił się do kobiety, potem spojrzał na Esmonda i na Hektora. Jego mina wskazywała na małe zdezorientowanie. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do dzieciaka i złapał go za ucho.
- Nie wiem co wam nagadał ten urwis panie, ale jak większość kupców Ottoman sezonowo jeździ tym traktem. Na zimę wraca do Miasta Środka. To i bywał u mnie w karczmie. Jakiś trzeci raz u nas bytuje. Nie zawracajcie jednak sobie głowy słowami tego bękarta, bo on psotny i charakterny. Kłopotów nie raz mi narobił.
Karczmarz posłał kolejne piorunujące spojrzenie dzieciakowi targając go za ucho.
Hektor ciężko opuścił dłoń na bark karczmarza.
- Ostawcie gospodarzu - powiedział ostro. - Dzieciak może i zasłużył na lanie, ale uczynić to możecie później, nie wykręcając się od rozmowy rodzicielskim obowiązkiem. Teraz rzeknijcie lepiej ile wam kupiec za milczenie zaoferował… i nie trwóżcie się. Nie trzeba było tego chłopca bym wiedział że ktoś stoi u bram zaświatów. Bóg umarłych łaskawymi względami obdarza tych, którzy zaraz ducha mają wyzionąć. Jeszcze większymi tych, którzy już to uczynili.
Postąpił krok do przodu zmuszając kupca do cofnięcia się na słup podpierający dach stajni.
- O? Chyba się ciekawe rzeczy zaczynają dziać! - powiedziała Lily, a jej kąciki ust się lekko uniosły, gdy poczuła w dłoni znajomy chłód jej katalizatora magicznego. Dobyła go i zaczęła już formułować w głowie formułki mające wydobyć z tego człowieka prawdę. Grot jej włóczni opadł groźnie do pozycji horyzontalnej, trzymając się jednak dość luźno nad ziemią w znaku, iż nie stanowi on zagrożenia, jeśli jej właściciel tego nie zechce. Przyglądała mu się uważnie, pragnąc wychwycić jakiekolwiek podejrzane zachowanie, mogło to być zbyt częste mruganie oczu, podejrzanie ściągnięte brwi albo zbyt częste wymachiwanie ramionami w geście obronnym. Tak często zachowywali się kłamcy.
Esmond stanął nieco z boku, blokując drogę prowadząca do karczmy.
- Słuchamy szanowny gospodarzu.
 
Jaracz jest offline