Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2017, 21:01   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Skilthra - obecnie


Morfa… Tak silna, tak potężna, tak niszczycielska. Czuła jak pali jej blizny, wpływa do płuc wraz z oddechem, walczy z nią o władzę nad ciałem. Ile to już razy powtarzała tą samą bitwę i ile razy wychodziła z niej zwycięsko? Ile bitw wciąż miała przed sobą? Wiele… Wiele bitw, szeptał głos dochodzący z czerni, która w niej tkwiła. Z mroku, który był jej sojusznikiem. Kąciki ust Decato uniosły się lekko ku górze. Cierpienie ciała było bowiem jego rozkoszą, w której pławiła się klęcząc w kurzu, wśród tych, którzy polegli. Ich ciała stały się naczyniem dla spaczenia. Naczyniem, które należało czym prędzej rozbić. Wzrok odzianej w czerwień postaci spoczął na najbliższym ciele. Znały go. Znały go dobrze…


Droga


Czuły ją. Z każdym dniem silniejszą, pobudzającą krew, przyspieszającą oddech. Morfa.
Płatki nosa Decato drżały gdy wciągała powietrze, węsząc. Dłoń sama odnajdywała drogę do noża. Mrowienie skóry nie dawało spokoju. Czy tak wyglądał świat poza bezpiecznymi murami siedziby zakonu? Czy tego doświadczali Diatrysi, którzy je opuszczali? Pytania kłębiły się w jej głowie i żadna nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi. Na te bowiem dopiero przyjść czas.

Oko po raz kolejny zmierzyło okolicę. Słońce, cisza i pył drogi, który osiadał na szkarłacie płaszcza. Skupiły się bardziej, lecz nie wyczuły bezpośredniej bliskości zagrożenia. Decato odczuła jednocześnie ulgę i zawód. Musiały zadowolić się doznaniami, które niosła ze sobą sama obecność Morfy. Ten ból i ta rozkosz musiały je zadowolić.

Podążała w cieniu wozu, chroniąc się przed promieniami słońca. Jej krok był równy chociaż powolny, zupełnie jakby musiała dokładnie przemyśleć gdzie postawić stopę, zanim na ów ruch się zdecydowała. W południe, gdy nie było się gdzie schronić, znikała we wnętrzu fortecy. Drobna postać, która gdyby nie czerwień stroju, pewnie w ogóle nie zwracałaby uwagi. I po jakimś czasie faktycznie przestano na nią uwagę zwracać, a przynajmniej owa uwaga osłabła na tyle, by oczy ludzi nie śledziły ukradkiem każdego jej ruchu. Te spojrzenia nie przeszkadzały, były im obojętne, podobnie jak ich właściciele. Ich życie było tylko nic nie znaczącą egzystencją, która mogła zainteresować dopiero w chwili, w której ich ciała stałyby się naczyniami dla nieczystości. Dopóki tak się nie stało, byli jedynie cieniami, mięsem.

Od tej zasady były jednak wyjątki. między innymi młody, liczący sobie nie więcej niż dziesięć lat, chłopiec.


Z jakiegoś powodu uznał spędzanie czasu w pobliżu Decato za wyjątkowo dobry pomysł, pomimo nalegań matki by się nie narzucał. Kobieta wyraźnie nie była zadowolona z zainteresowania syna. Obie czuły i widziały tą niechęć, której powód był im jednak obcy i niezrozumiały. Tym, co rozumiały, był strach jaki kobieta odczuwała. Bała się… Dlaczego nie miałaby się bać? Decato rozumiała to uczucie, było jej dobrze znane. Zwykle też potrafiła określić jego przyczynę. Zbliżająca się śmierć, ostrze noża wnikające w ciało, potworny wizerunek… Na to wspomnienie serce zabiło jej szybciej, a oddech zgubił swój jednostajny rytm. Matka dziecka nie miała jednak powodów do obaw, które obie z czernią byłyby w stanie zrozumieć, a jednak się bała. Decato nie musiała jednak rozumieć powodu strachu by czerpać z niego przyjemność.
W ten oto sposób zyskała swój własny cień, noszący imię Seto.

Dziecko było wysokie, niemal tego samego wzrostu co ona. Jego skóra nosiła ślady słońca, które naznaczyło ją złotą barwą. Miał jasne włosy, chociaż nie tak jak Decato, której to długie pasma wystające spod kaptura, kalały szkarłat płaszcza swą bielą. Poruszał się też szybciej od niej, zupełnie jakby gdzieś w jego wnętrzu palił się płomień, który nie pozwalał mu ustać w miejscu. Jakby żyły wypełniał mu ogień, wraz z krwią krążący po ciele. Obie doszły do wniosku, że chętnie by do jego wnętrza zajrzały.

Miał wyraźny problem ze swoimi ustami, które zdawały się nigdy nie zamykać. Szybko jednak nauczył się, że zadawanie pytań było czynnością pozbawioną sensu i z góry skazaną na klęskę. Decato słuchała uważnie jego słów, jednak sama wypowiadała je na tyle sporadycznie, że oczekiwanie na te chwile było dla dziecka wyraźnym marnowaniem czasu. Nie przeszkadzało jej to, podobnie jak nie przeszkadzało czerni. Seto posiadał wiele informacji o świecie, wiedza ta jednak nie była im do niczego potrzebna. To, czego je nauczono wystarczało do celów, do których została wyszkolona. Nie czuły zatem żalu. Nie były jednak pewne czy potrafiły czuć żal. Było to uczucie zbędne, nie mające nic wspólnego z misją czy rozkazami, a tylko one się liczyły. Słuchała jednak dalej, dowiadując się w ten sposób, że wraz z matką zmierza on do swojej babki, która mieszka w Skilthrze. Kobieta ta, wedle słów chłopca, była dobrze znana i szanowana, a do tego bogata. Seto nie lubił jej jednak, a gdy usta Decato opuściło ciche i krótkie
- Dlaczego?
Udzielił jej nader wylewnej odpowiedzi z której wynikało iż jest to także osoba nader surowa w stosunku do wnuka. Nie zrozumiały jednak dlaczego noszenie niewygodnych ubrań i zakaz głośnej zabawy czy chodzenie spać wcześniej, miałoby być oznaką surowości.

Czas mijał, dzień po dniu zbliżając je do celu który został im wyjawiony przez Proto.


Stolica Cesarstwa


Wezwanie pojawiło się bez wcześniejszej zapowiedzi. Była tylko Decato, najmniej znaczącym członkiem zakonu, a jednak doświadczyła tego zaszczytu. Proto, najwyższy mistrz zakonu, pragnął je widzieć. Szła z głową pełną pytań i wątpliwości. Dlaczego akurat ona? Cichy szept czerni, słyszalny tylko dla niej, tłumaczył iż nie miało to żadnego znaczenia. Istniały by służyć i walczyć. Do tego je stworzono i w tym tkwiła ich siła. Wszystko inne nie miało znaczenia, było jedynie szumem, który brzmiał w tle. Posłuchała jej bowiem mrok, który w niej tkwił, nigdy się nie mylił.

Wkrótce wiedziała. Nie dlaczego ale po co, a to w zupełności wystarczyło. Opuszczając kaplicę skupiła całą siłę swej woli, by nie zdradzać targających nią uczuć. Szła z głową spuszczoną nisko, tak by włosy zasłoniły jej twarz. To, czego doświadczyła tam, w ciszy, wśród świec, miało na zawsze wryć się w jej umysł i duszę. Zatem tak wyglądała nagroda za wierną służbę. Jej ciało drżało. Drżało ze strachu, z wyczekiwania i pragnienia. Fakt, dopuściła się niewyobrażalnego, rozgniewała mistrza. Wspomnienie jego złości wciąż było na tyle świeże, że musiała się zatrzymać by opanować odruch ciała, które uparcie pragnęło pozbyć się tego, co otrzymało w trakcie śniadania. Wiedza jednakże… Wiedza była słodka. Spojrzała na swą dłoń i na blizny które ją pokrywały. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Tak, wypełni swoją misję, co do tego nie było wątpliwości. Możliwość służenia najwyższemu była wystarczającą nagrodą. Wypełni też każdą kolejną i kolejną i kolejną i tak do chwili, w której obie osiągną poziom poświęcenia, który prezentował sobą mistrz. Na samą myśl o tej chwili jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Z ust wyrwał się cichy jęk. Przystanęła by wziąć głęboki oddech i uspokoić myśli. Czerń jej w tym pomogła, jak zwykle przypominając iż na chwilę obecną liczył się tylko i wyłącznie rozkaz Proto. Wszystko inne było tylko szumem…

Następnego ranka wyruszyła w drogę do Skilthry.


Droga


Seto spędzał u jej boku niemal każdą chwilę. Z czasem przyzwyczaiła się do niego na tyle, że przestał być tylko cieniem. Poświęciła nawet czas by zapamiętać jego imię. Mimo tego, że jej twarz nie zdradzała niczego, obecność chłopca sprawiała jej przyjemność. Płynęła ona jednak nie z samej obecności, a z widoku jego matki, która niczym troskliwa kwoka nie spuszczała swego pisklęcia z oczu. Decato nie rozumiała tego uczucia, przypominało jednak to, które pamiętała z pierwszych lat szkolenia. Niektórzy z towarzyszących jej kandydatów wykazywali je w stosunku do innych. Żaden z nich nie przeżył co było dla niej wystarczającym świadectwem na to, że tego typu uczucia nie były jej do niczego potrzebne. Czerń się z nią zgadzała. Strach jednakże… Ten był inny i to z jego powodu tak cieszyła ją obecność chłopca. Miał w sobie siłę, z której mogły czerpać. Miał swój słodki smak. Był bronią, z której lubiły korzystać. Z tego też powodu pozwoliła dziecku na zabawę sztyletem, pozwoliła mu dotknąć swej szaty i przesunąć palcem po bliznach na dłoni. Jej oko śledziło wtedy zmiany, które zachodziły na twarzy kobiety. Śledziło uczucia, które się na niej malowały. Nie próbowała ich jednak zrozumieć, to nie było jej do niczego potrzebne. Wystarczyła obserwacja. W końcu Decato doszła do wniosku, że w przeciwieństwie do dziecka, matka nie posiadała ognia. Jej wnętrze było zgniłe, obumierające z każdym dniem. Była tylko mięsem, jak reszta. To chłopiec był wyjątkowy. Od momentu, w którym zdały sobie z tego sprawę, naczynie będące jego rodzicielką przestało je interesować. Kolejne dni, które dzieliły je od dotarcia na miejsce przeznaczenia, spędziły na badaniu jego osoby.

Różnił się od niej i nie chodziło tu tylko o wygląd czy przeznaczenie, które prowadziło ich innymi ścieżkami. Dla niego życie było czymś radosnym, pięknym i jasnym. Dla niej czymś takim była śmierć. Jego cieszyło biegnięcie przy wozie i słodki smak w ustach. Dla niej słodyczą był zadawany ból. Gdy on płakał klęcząc w pyle drogi po upadku, jej usta układały się w uśmiech. Był dla niej ciekawym obiektem i była to jedna z niewielu rzeczy, które ich łączyły.


Skilthra - obecnie


Spoglądała na leżące przy jej boku ciało. Przyszedł się pożegnać. Jego matka była w pobliżu, widziała jej twarz zwróconą w jej stronę. Oczy były zamknięte. Jeszcze…
Ponownie skupiła wzrok na chłopcu. Szept w jej umyśle potwierdzał to co czuła.
- Morf - słowo opuściło jej usta i znikło, nie mając nikogo, kto byłby w stanie je usłyszeć. Wargi zaczęły się wyginać, gdy dłoń powędrowała do głowy Seto. Delikatnie odsunęła kosmyk jasnych włosów, sunąc palcem po czole, po policzku, po tych ustach które nigdy się nie zamykały. Z ust zsunął się na szczękę, a z niej na szyję.
W drugiej dłoni pojawił się sztylet. Jego ostrze wniknęło w skórę, rozcinając ją i dając naoczny dowód na to, że w żyłach dziecka nie płynął już ogień. Zamiast niego była tylko krew, szkarłatna ciecz, która zaczęła tworzyć kałużę. Decato przyglądała się temu z leciutkim uśmiechem. W jej oku nie lśniła jednak przyjemność, którą zwykle odczuwała. Za mało bólu, za mało strachu. Zmarnowane naczynie.

Głęboki wdech wypełnił jej płuca smrodem Morfy. Świat zwolnił, kolory się wyostrzyły. Zmierzyła czujnym spojrzeniem tych, którzy leżeli. Płatki jej nosa zadrżały gdy zaczęła węszyć. Trito czekał, nie miała więc czasu na zabawę. Spojrzała wyczekująco w stronę Pempto. Skóra ją paliła, ostrze w jej dłoni domagało się skażonej krwi. Czerń, która w niej tkwiła, rozszerzyła swe granice uspokajając oddech, zwalniając bicie serca. Były gotowe do działania, wyciszone, skupione. Czekały na pozwolenie by zacząć działać. Gdy zaś nadeszło nie marnowały ani chwili. Jej pochylona sylwetka przemykała między leżącymi, węsząc, likwidując nieczystość. Najpierw u tych, którzy bliscy byli przebudzenia, a następnie sukcesywnie zajmowała się tymi, którzy mogli poczekać. Z ostrza skapywałą krew, mieszając się z tą, która tworzyła kałuże u jej stóp. Jeszcze nigdy nie widziała tak zmasowanego ataku Morfy, nie miało to jednak dla niej znaczenia. Nie w tej chwili, w której kolejne cięcia otwierały żyły. Na zastanawianie miał dopiero nadejść czas. Miała na to dwa tygodnie, na to i na… Lecz czerń czuwała, nie pozwoliła by umysł Decato odpłynął ku sprawom, które w tej chwili nie miały znaczenia. Ich uwaga musiała być pełna, ich ruchy stanowcze. Tyle zmarnowanych naczyń…

Nie minęła godzina i było po wszystkim. Wyczuwały strach, który niczym gęsta ciecz, spływał z ludzi, którzy przyglądali się działaniom Diatrysów. Wyczuwały też, że wszyscy ci, w których zalęgła się Morfa, w których spaczenie rozpoczęło swe dzieło, byli martwi. Pozostali zaczęli się budzić. Słyszała ich pojękiwania, przyspieszone oddechy. Woń krwi wypełniała ich nozdrza. Świadomość powoli napływała do głów. Ich strach zlał się ze strachem pozostałych. Rozległ się pierwszy, pełen trwogi, kobiecy krzyk. Do niego dołączył kolejny. Decato stała niewzruszona, chłonąc ten ból, to przerażenie i obrzydzenie. Stała i spoglądała w oczy kobiety, która była matką Seto. Rozumiała tylko część uczuć, które malowały się na jej twarzy, reszta bowiem była jej obca. Tak, potrafiła je nazwać, potrafiła podać ich znaczenie, były to jednak suche fakty. Skinęła jej głową po czym odwróciła się i ruszyła w stronę zamku. Na jej twarzy nie widać było żadnych emocji bo i żadnych nie czuła. Radość, którą czerpały oczyszczając skażonych, znikła. Pozostała misja, którą mistrz złożył na ich barki i tylko ona się teraz liczyła.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline