Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 09:13   #1
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
[Horror, 18+] Hotel na wzgórzu

"Ostatni wysiłek rozumu, to uznać, że istnieje nieskończona mnogość rzeczy,
które go przerastają; wątły jest, gdy nie dosięga tej świadomości."

- Pascal


Hotel "Goodrest Inn",
North Bay Road, hrabstwo St. Croix,
WI 52011, Stany Zjednoczone,
20 listopada 1990 roku, 1.00 AM



Robert Woodward klapnął ciężko na fotel z butelką wina w jednej i szklanką w drugiej dłoni. Polał szybko czerwonego płynu i wypił duszkiem, przy akompaniamencie wiatru wyjącego i uderzającego o framugi nieszczelnych okien. Jesień, która natarła z pełną mocą w połowie listopada skutecznie odstraszała mu klientów, a zima ponoć miała być jeszcze gorsza. No i te problemy z dziwnymi wydarzeniami i odgłosami w całym hotelu, które od pewnego czasu zgłaszali niemal wszyscy bywalcy "Goodrest Inn". Jak ma nie być dziwnych odgłosów, skoro to stary budynek? Dziewiętnastowieczny chyba nawet, jeśli się nie mylił. Zresztą, nie interesowało go to. Kupując go na licytacji liczył, że biznes będzie się dobrze kręcił. I było tak do pewnego momentu, a potem nagle ludzie zaczęli widzieć różne dziwne rzeczy i pojawiać się w progach hotelu coraz rzadziej. Szlag by to trafił. Wpakował w tę dziurę dobytek życia i nie zamierzał się tak łatwo poddawać.

Wypił jeszcze jedną szklankę wina i ruszył na cowieczorny obchód terenu, w końcu z rana musiał wcześnie wstać, więc wypadałoby się niebawem położyć do łóżka. Z szuflady kredensu w kuchni wygrzebał nieporęczną latarkę i schował za pazuchę. Najpierw zaczął od holu, potem sprawdził okna w biurze, jadalni i obu pokojach gościnnych. Okazało się, że jakimś cudem okno w drugiej sypialni stało otworem, a wiatr targał firaną na wszystkie strony, wnosząc ze sobą nocny chłód i pierwsze krople deszczu. Rob westchnął ciężko, dopadł do okna i szybko je zamknął. Wtedy na korytarzu usłyszał coś dziwnego. Jakby szuranie. Wyraźne i głośne. Marszcząc brwi wyskoczył z sypialni i rozejrzał się. Niczego podejrzanego nie dostrzegł, a wszędzie panowała wręcz grobowa cisza. "To pewnie rozprężenia desek od wiatru", pomyślał, przekonując sam siebie i odwrócił w stronę sypialni. Omiótł ją raz jeszcze spojrzeniem i zamknął drzwi.

Niemal krzyknął, a serce podeszło mu do gardła, gdy zwracając się w stronę holu, wyrosła przed nim znikąd pani Wingate, staruszka, która zatrzymała się w hotelu dwa dni temu.
- Jezu Chryste, chce mnie pani wysłać na tamten świat? - Zapytał Rob, biorąc głęboki wdech i kładąc prawą dłoń na wciąż łomoczącym sercu. - Co się stało? O tej porze powinna pani już spać.
- Prze... przepraszam, panie Woodward, ale...
- To pani się tak skradała korytarzem?
- Wszedł jej w słowo.
- Nie, dopiero co zeszłam.
- Dobrze, to o co chodzi?
- Rob przejechał dłonią po włosach, rozglądając się po zakamarkach holu.
- Coś biega na strychu. Musi być duże, bo robi masę hałasu. W tę i wewtę. Nie mogę spać - rzuciła babinka, krzywiąc się. - Ma pan szczury?
- Nie, proszę pani, nie mam i mam na to odpowiednie certyfikaty
- odparł Woodward, nieco poirytowany sugestią.
- To muszą być szczury, bo co innego? Niech pan to sprawdzi.
- Dobrze, chodźmy.
- Pan przodem.


Staruszka wskazała mu drogę pomarszczoną, bladą dłonią, a mężczyzna ruszył spokojnym krokiem na piętro. Skrzypiące deski przecinały ciszę nocy, wywołując mieszane uczucia. Będąc na górze, Rob wymacał na ścianie włącznik światła i przydusił przycisk. Nic się nie wydarzyło. Powtórzył czynność jeszcze dwa razy, jakby wierzył, że korytarz rozświetlą stare żyrandole pod sufitem. Bezskutecznie.
- Pewnie wywaliło korki, ten budynek ma oddzielne zasilanie na parter i piętro - powiedział do staruszki, choć chyba bardziej chciał przekonać siebie, niż ją. - Rano się tym zajmę.
Poświecił latarką, a blada wstęga światła rozproszyła nieco mrok korytarza. Zatrzymał się na chwilę przy drzwiach prowadzących na strych. Przyświecając sobie, ujrzał zamknięty zatrzask. Nasłuchiwał dłuższą chwilę, ale nie usłyszał żadnych szelestów, stukań ani chrobotów.
- Musiało się pani coś przyśnić, albo to wiatr hula po strychu - powiedział Rob, choć nie był aż tak przekonany co do swoich słów.
Nagle zegar w dole wybił 1.30 a przez cały budynek przetoczyło się dziwne zawodzenie, jakby hotel był żywą istotą i próbował zabrać głos w tej sprawie. Rob i jego towarzyszka przez chwilę wpatrywali się w siebie, a gdy nic więcej się nie wydarzyło, mężczyzna wskazał jej dłonią pokój.
- Proszę wracać do siebie, musiało się pani wydawać - powiedział.

Wtem, tuż nad ich głowami rozległ się mrożący krew w żyłach hałas. Coś, szurając, poruszało się wyraźnie po strychu. Moment później ich uszu doszło stłumione uderzenie, jakby jakieś stare graty zostały strącone na podłogę i potoczyły się po niej. Rob poczuł, jak zamiast krtani ma jeden wielki sopel lodu, a po plecach spłynął mu wodospad ostrych igiełek.
- To też mi się wydawało? - Zapytała staruszka, wskazując sufit drżącą dłonią.
- Niech pani wraca do siebie, zaraz to sprawdzę, tylko przyniosę drabinę z piwnicy - rzucił, a pani Wingate pokiwała energicznie głową.
- Wrócę, ale jutro wyjeżdżam. Żeby człowiek na starość nie mógł się nawet w hotelu dobrze wyspać. Dobranoc panu. - mruknęła i moment później była już w swoim pokoju, trzaskając ostentacyjnie drzwiami.
"Świetnie, tylko tego mi jeszcze brakowało", pomyślał Rob i spojrzał raz jeszcze w stronę włazu na strych. Podrapał się po policzku, nasłuchując. Nic więcej się nie wydarzyło, korytarz był zupełnie cichy. Ruszył z wolna w kierunku schodów i doszedł do wniosku, że strych sprawdzi z rana, jak okna w skosach będą wpuszczać więcej światła. Miał zamiar zadzwonić też do swoich serdecznych przyjaciół, by przyjechali i rzucili na to okiem. Sam przekonał się właśnie, że działy się tutaj dziwne rzeczy, a chłodne spojrzenie na sprawę kogoś z zewnątrz z pewnością mu się teraz przyda.

 
Tabasa jest offline