Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 13:53   #2
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Hotel "Goodrest Inn",
North Bay Road, hrabstwo St. Croix,
WI 52011, Stany Zjednoczone,
29 listopada 1990 roku.


Rok 1990 powoli dobiegał końca, a był to rok ciekawy, jeśli spojrzeć na niego z perspektywy. Michaił Gorbaczow został prezydentem Związku Radzieckiego, a kto interesował się NBA wiedział, że pod koniec marca Michael Jordan ustanowił własny rekord zdobytych punktów w jednym meczu. W kwietniu natomiast NASA wystrzeliła pierwszą rakietę nośną o nazwie Pegasus, a w maju Światowa Organizacja Zdrowia usunęła homoseksualizm z listy chorób i zaburzeń. Praktycznie z każdego miesiąca można było wybrać ciekawe wydarzenie, a ostatnio umysły Amerykanów zaprzątała komedia familijna "Home Alone", która zbierała fantastyczne recenzje i waliły na nią tłumy widzów. Czwórka ludzi podróżująca do hotelu na wzgórzu North Bay Road rozmyślała jednak nad czymś zupełnie innym.

Telefon od Roberta Woodwarda zaskoczył ich wszystkich, bez wyjątku. Mężczyzna miał mieć jakieś problemy w hotelu, który kupił dwa lata temu i poprosił, żeby ludzie, których uważał za przyjaciół, lub przynajmniej bardzo dobrych, zaufanych znajomych, sprawdziło, co dzieje się w budynku. Nie chciał przez telefon rozwodzić się nad całą sprawą, obiecał, że opowie o wszystkim, gdy znajdą się na miejscu. Część osób do których zadzwonił zgodziła się przyjechać, inni mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż pomoc mężczyźnie, z którym nie widzieli się od kilku albo i kilkunastu lat. Nie wszyscy wierzyli też, że sprawa jest na tyle delikatna, by trzeba było stawić się na miejscu. Ci jednak, którzy postanowili to uczynić wiedzieli, że Robert nie zadzwoniłby, gdyby naprawdę nie potrzebował pomocy. Dlatego byli w trasie. Dlatego dwudziestego dziewiątego listopada postanowili zająć się czymś, co miało na zawsze odmienić ich życia, choć jeszcze tego nie wiedzieli.

By dotrzeć na wzgórze, na którym leżał "Goodrest Inn" należało odbić od głównej, asfaltowej drogi wiodącej z Pine Springs w wąską, piaszczystą dróżkę, która pod wpływem lejącego deszczu zamieniła się w błotnistą breję. Już od wjazdu na North Bay Road kierowców alarmowały znaki o ostrych zakrętach i ograniczeniach prędkości do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Przy takiej pogodzie i o tej porze roku tylko idiota chciałby gnać szybciej między rosnącymi przy ścieżce drzewami. Po kilku minutach jazdy las przerzedzał się, otwierając widok na wzgórze i znajdujące się na nim ponure domostwo. Cały teren okalało metalowe ogrodzenie, które wieńczyły dwa słupy na których siedziały posępne gargulce wpatrujące się w nadjeżdżających gości z rozwartymi pyskami. Między nim znajdowała się otwarta brama z kutego żelaza, zapraszająca na dość stromy podjazd. Szyld z nazwą hotelu znajdujący się na ogrodzeniu wisiał tylko na dwóch mocowaniach, przechylając się pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Najpewniej wiatr zrobił swoje.


Wszyscy, którzy przyjeżdżali pod dom, odnosili wrażenie, jakby cofnęli się w czasie o co najmniej sto lat. Oczami wyobraźni można było ujrzeć powozy konne podjeżdżające pod wejście i elegancko ubranych mężczyzn oraz kobiety. Hotel, na który został przerobiony budynek był w istocie większą posiadłością, jakich pełno było na całej mapie Stanów Zjednoczonych i przypominał raczej motel lub bed & breakfast. Wykonana w neogotyckim stylu rezydencja była jedyną na wysokim wzgórzu, z którego patrzyła majestatycznie na rozciągające się wokół pola, łąki, lasy oraz jezioro Little Falls. No i na Pine Springs, niewielkie miasteczko znajdujące się około dwunastu mil na zachód od hotelu, które było jedyną ostoją cywilizacji w okolicy. Latem widok był obłędny, a okoliczna natura przyciągała turystów, jednak wraz z nadejściem jesieni i niemal nieprzerwanych opadów deszczu, miejsce stawało się ponure i depresyjne, a droga dojazdowa zamieniała w błotniste ściernisko.

Zaproszeni przez Roberta przyjaciele pojawili się w progach domu o różnych porach, jednak jeszcze przed obiadem. I choć Emma oraz Wes bywali tutaj od czasu do czasu, czy to w sprawach biznesowych, czy prywatnych, wciąż nie mogli wyzbyć się tego dziwnego, ciężkiego uczucia, które towarzyszyło przyjezdnym już od momentu zaparkowania samochodu na żwirowym podjeździe. Dom miał w sobie coś tajemniczego, a ciemne okna sprawiały wrażenie mrocznych i ponurych, zapadniętych w sobie ślepi obserwujących każdy ruch gości. Wrażenia dopełniała pogoda - od trzech dni lało niemal non stop, a stalowoszare niebo wisiało tak nisko, jakby miało za moment zwalić się na ziemię i uwolnić wszystkie pokłady wody, którą zarzucało okolicę. Wiatr hulał tutaj agresywniej, niż w Pine Spring, wgryzając się lodowatym dotykiem pod ubrania.

Wnętrze było nie mniej ponure, niż fasada domu. Duże okna wpuszczały przy takiej pogodzie bardzo niewiele światła, co przy ciemnej boazerii i tapetach na ścianach potęgowało posępny, nieprzyjemny klimat. Naprzeciw wejścia znajdował się korytarz biegnący w głąb domu, a po prawej stronie szerokie schody na piętro. Tuż obok nich recepcja, w której urzędowała pulchna, farbowana na rudo kobieta po pięćdziesiątce, ze źle nałożonym makijażem. Emma i Wes znali pannę Fossett, która pracowała u Roba jako recepcjonistka, pozostałym natomiast przedstawiła się i choć uprzejmie, to z wyczuwalną rezerwą. Roberta nigdzie nie było widać, jednak Anne Fossett miała na to wytłumaczenie.
- Pan Woodward nadzoruje prace nad wstawieniem nowego zamku w tylnych drzwiach. W nocy był straszny wiatr i musiał tak dmuchnąć, że wyrwał klamkę z zamkiem z drzwi. To nie powinno potrwać długo. Szef prosił, żeby się rozgościć w salonie, lub przy barku.

Taką mniej więcej historią powitała całą czwórkę. Emma i Wes nie potrzebowali, by ich zaprowadzić do salonu, który znajdował się po lewej stronie od wejścia, natomiast pozostałych pokierowała panna Fosset. Pierwsza trafiła tu Gwen, za nią Wes i Emma, a jako ostatni przybyli Saoirse i Henry.


Główny salon hotelu urządzony był minimalistycznie, ale i ze smakiem. W oczy rzucał się zwłaszcza komplet pięknych mebli obitych burgundową skórą, fikuśny stolik na którym zostawiono drewnianą szachownicę z ułożonymi pionami, oraz kandelabr pamiętający z pewnością poprzednią epokę. Kominek był wygaszony, a obok niego, na szafce, stała stylowa lampa. Po prawej stronie od wejścia znajdował się niewielki, zabudowany barek, gdzie za szybą ustawiono przeróżne alkohole, którymi można się było częstować. Ciszę tego pomieszczenia przerywało jedynie równo tykając zegar wiszący na ścianie oraz przemykające obok drzwi salonu pokojówki, które uśmiechały się do przyjezdnych, a jednocześnie jakby czegoś... obawiały? Nie dane było jednak tego sprecyzować, gdyż szybko oddalały się do własnych prac.

Nie minęło dziesięć minut, jak zebrani w salonie usłyszeli warkot silnika pod domem, trzaśnięcie najpierw drzwiami samochodu, a potem drzwiami wejściowymi i podniesiony głos w hallu. Nim zdążyli wyjrzeć z salonu, co się dzieje, do środka wpadł wysoki i chudy jak kij od szczotki mężczyzna w czarnym garniturze, który był na niego co najmniej o numer za duży i zupełnie nie pasującym, fioletowym krawacie. Charakteryzował się długimi włosami, zarostem i szalonym spojrzeniem. Spojrzeniem, którym nie pogardziłby żaden psychopata. Pod pachą ledwo trzymał trzy stare (sądząc po nieco podniszczonych obwolutach), opasłe tomiszcza, omiótł zebranych podejrzliwie wzrokiem, prychnął i energicznym krokiem niemal wybiegł z salonu. Moment później Emma, Gwen, Wes, Henry i Saoirse usłyszeli tylko stłumiony dźwięk pokonywanych miarowo schodów na piętro.

Dziwny mężczyzna zniknął, a wiatr na zewnątrz przybrał na sile, tak samo jak ulewa, która młóciła ciężkimi kroplami szyby, niemal zupełnie przesłaniając widoczność i zlewając wszystko w jedną, szarą masę. Roberta wciąż nie było widać.

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 02-03-2017 o 14:00.
Tabasa jest offline