Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 14:10   #17
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Tym czasem na dole…

- A więc jak będzie panie Cztery Ryby? Zostaliśmy… no prawie sami. Co chcecie wiedzieć? Hm… pozwolicie tylko, że najpierw pozbawię przytomności może tego kudłacza? - mruknął liliput podnosząc się z swojego siedziska.
- Nie pozwolę - rycerz nie skupiał swojej uwagi na lilipucie obserwując wszystkich zebranych. - Nikogo tu nie ominie sąd. Lecz o wyroku będę decydować ja. Póki co… poza tym że unikacie bezpośrednich odpowiedzi, jeszcze mnie nie okłamaliście. Nie zepsujcie tego wrażenia, bo przemawia na waszą korzyść. - stanął w rozkroku i opuścił rękę z mieczem, łapiąc za pochwę również i drugą dłonią, trzymając oręż przed sobą. - Zacznijmy od rzeczy prostych. Kim jesteś, czemu polujesz na własność kupca i czym ta własność jest?
Hektor rzadko kiedy stawiał osądy nie mając przed sobą pełnego obrazu sytuacji, a ta zmieniała się z sekundy na sekundę. Może miał przed sobą truciciela, a może zdeterminowanego łowcę o radykalnych sposobach działania. Może miał do czynienia z kupcem, który padł ofiarą napadu, a może z przemytnikiem którego tajemniczy towar stanowi większe zagrożenie niż jeden liliput. Postanowił więc poczekać na efekty poszukiwań towarzyszy. Zamierzał wysłuchać wszystkich. Poznać wszystkie fakty. Dopiero wtedy mógł z czystym sumieniem wyciągnąć ostrze z pochwy.
Dlatego też, mając świadomość że jest sam, ustawił się w miejscu, z którego z łatwością mógł obserwować wszystkich zebranych.
Liliput zemlal pod nosem ciche “rycerze” i podparł boki rękoma.
- Jestem na usługach JEJ królewskiej mości. Wolę zachować swoje imię dla siebie. Mustaf jest upadającym kupcem chcącym dorobić mniej konwencjonalnymi metodami. Wioząc paczkę nieznanej mu zawartości do Miasta Środka. Problem w tym, że osoby, które zleciły mu tę usługę działają przeciw koronie. Chciałem oszczędzić brutalnej śmierci kupcowi przytrzymaniem go w zapomnianej karczmie. Nawet jeśli nie wie co wiezie, jego odbiorcy z chęcią pozbyliby się świadka. Przez pogodę i warunki przeciągnęło się i wy się pojawiliście.
Struty kupiec siedział z drżącymi ustami wpatrując się raz na liliputa raz na utopca.
Rycerz spodziewał się rewelelacji, ale zdecydowanie nie takiego kalibru. Agent na usługach korony… zapewne akrobata. Zasypane drogi w istocie sprzyjały Hektorowi. Gdyby nie one liliput już dawno by umknął.
Utopiec pokiwał głową nawet nie starając się kryć zdziwienia.
- Masz dowód potwierdzający tą historię?
- Ech… mam a jakże - liliput zerknął do góry jakby chcąc spojrzeć przez sufit. - Zapewne twoi towarzysze przerzucają moje rzeczy i go zaraz znajdą. Nie słyszę krzyków więc chyba wszyscy żyją. Ale poza listami mam to. Tylko nie wiem czy cokolwiek to ci da - mruknął liliput wyciągając zza pazuchy fantazyjny sztylet. Był on nietypowej roboty, ewidentnie jako znak rozpoznawczy aniżeli właściwa broń. Mianowicie sztylet był dostosowany do ręki liliputa. Był fioletowy, ze złotymi ozdobami. Co ciekawe tylko złote elementy błyszczały się. Reszta była matowa. “Ostrze” było delikatnie pofalowane zakończone fantazyjnym złotym zawijasem sprawiając, że nie dało się nim zranić. A może to były tylko pozory.


Pomijając jednak nietypowy wzór utopcowi sztylet w pierwszym momencie nic nie powiedział. W zasadzie każdy bogatszy mógł sobie zafundować taką błyskotkę. Dopiero gdy jego wzrok dłużej spoczął na przedmiocie w jego umyśle pojawiło się niewyraźne wspomnienie.
“- Ty zobacz ich. Po co im to? Tym się przecież nikomu krzywdy nie zrobi - powiedział inny rycerz stojący obok Hektora. Stali u wejścia do sali gdzie właśnie nowy rekrut akrobatów skończył szkolenie i przyznawano mu właśnie takowy sztylet.
- Zdziwiłbyś się - odpowiedział utopiec swoimi jeszcze nie rybimi ustami.”
Wspomnienie urwało się zanim rycerz dostrzegł kim był ten drugi.
Hektor zamrugał kilkukrotnie odruchowo koncentrując się na wspomnieniu. Poczuł ucisk w sercu jaki zwykle towarzyszy rozbitkowi obserwującemu oddalający się okręt, znikające za horyzontem maszty.
- Poznaję - powiedział. - Skoro pracujesz dla korony nie będę ci wchodził w drogę. Jesteś wolny lecz z chęcią porozmawiam z tobą... później. Tymczasem czas się zająć pozostałymi…
Rycerz skierował spojrzenie na karczmarza i nie było zbytnio łaskawe.
Karczmarz skulił się wciąż siedząc związanym.
- Nie wiedziałeś kim naprawdę jest Otto. Uczestniczyłeś więc w truciu kupców z własnej woli i dla zysku. Naraziłeś szansę odkupienia Zochy. Czy chciałbyś coś dodać? Chciałbyś coś powiedzieć?
Karczmarz zbladł i gorączkowo zaczął myśleć. Z każdą upływającą chwilą wyglądało na to, że nie może odnaleźć słów jakie mogłyby go uratować.
- L-litości! - jęknął w końcu.
Rycerz pokręcił głową.
- Byłeś bandytą i bandytą zostałeś - rzekł. - W oczach kapłanów, pozostałeś na swej ścieżce… jakkolwiek rozbójnicza by nie była. Za to sądzić cię nie mogę. Na ziemi obowiązują jednak też prawa ziemskie i w ich świetle otrzymasz swą karę.
Miecz wysunął się z pochwy. Stal zalśniła uniesiona w górę.
- Prawem nadanym mi z urodzenia i ze ścieżki, skazuję cię na… - Hektor zawiesił głos, nieco zbyt dramatycznie. - karę Celu - miecz opadł ze świstem przecinając tylko powietrze. - Za rok powrócę tu by raz jeszcze cię osądzić.
Kara Celu nie była jak wielu sądziło “drugą szansą”. Każdy kto słyszał ten wyrok z początku pewnie mógł odetchnąć z ulgą. Jednak dopiero po czasie wychodziło czym naprawdę jest kara. Ziemscy włodarze wprowadzili tą formę osądzenia, by mieć władzę nad ludźmi porównywalną z tą, którą posiadali kapłani. Każdy kto pozostawał na swej ścieżce był w gruncie rzeczy wolny w swych wyborach i dążeniach. Kara Celu niewoliła w sposób gorszy od kajdan. Wyznaczała tylko jeden punkt, do którego osądzony mógł zmierzać. Jeden nadrzędny cel, który podporządkowywał sobie życie takiego człowieka. Nie wypełnienie tego celu wiązało się z torturami i śmiercią lub gorzej - ukaraniem członków rodziny, czy też napiętnowaniem.
Karczmarz wybałuszył oczy kiedy miecz opadał.
- Z-znaczy? Co to znaczy? Jakiego celu? - napięcie wyraźnie zmieniło się w zaskoczenie i niezrozumienie.
- Masz zamienić ten przybytek w zajazd z prawdziwego zdarzenia. Ma przynosić zyski w sposób legalny, a ludzie mają z chęcią się tu zatrzymywać. Chcę o nim usłyszeć dobre słowo gdy będę zmierzał tym traktem. To jest twój cel.
- Aaa… ale… że niby jak? - karczmarz zdawał się być już kompletnie zbity z tropu.
- To już twoje zmartwienie. Od dziś masz jeden cel. Jak go wykonasz, zależy od ciebie. Ma być legalnie.
- T-tak, tak. Tak! Tak się stanie panie! Litościwy Pan! Tak też będzie! - twarz karczmarza pojaśniała gdy wypowiadał te słowa. Gramoląc się zaczął się kłaniać na tyle na ile pozwalały mu więzy.
- Taaak… bardzo ładnie. Mam nadzieję Hektorze, że pozostawisz mi osąd Mustafa. Nie chciałbym abyśmy wchodzili sobie w… hmm… kompetencje - odezwał się liliput, który przemilczał całą scenę osądu.
- Jeśgrlii będzgrlie sprawiedrliwy orglaz jeśli jesyeś uprawomocniony…
To zdanie rycerz powiedział niezbyt zrozumiale dostając napadu gulgotania, którego próżno było się doszukiwać w niedawnych przemowach. W istocie Hektor czuł coraz większą suchość w gardle i na ustach. Za dużo gadał i z wielką ulgą oddałby resztę sprawy w czyjeś ręce. Sam zaś wyniuchałby wodę lub cienkusza i utopił się w napitku.
-Hektorze pozwól na moment- odezwał się Esmond, schodząc po schodach w towarzystwie magini.
-Znaleźliśmy dokumenty świadczące, że liliput może działać z polecenia korony- kontynuował gdy rycerz podszedł bliżej. Mimo wyraźnego zapisu w papierach trzymanych przez Lily, w głosie mężczyzny wyraźnie nie było słychać przekonania.- lecz nawet jeśli to prawda, zdecydowanie nie wykonuje szlachetnych zadań.
- Zaiście dobra robota - odpowiedział Hektor. - Zadania może nieszlachetne, lecz wciąż... zadania zlecone przez koronę. Tej zaś jesteśmy subiektami. - dodał, po czym usiadł na krześle ciężko. Trochę zbyt ciężko, bowiem drewno aż jęknęło.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 06-03-2017 o 22:45.
Jaracz jest offline