Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2017, 20:49   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kiedy wampir zasypia, myśli jego odchodzą dalej, niż za ocean. A Gaheris spał długo, bardzo długo, tak długo, aż przeminęła postać świata. Przynajmniej tak wydawało mu się patrząc po ludziach, których widział wokoło siebie. Biali właściwie mogli pochodzić z dumnej Anglii, ale ci czarni, niczym farbą pomalowani. Właściwie to byłoby sensowne, ale kto mógł kogoś pomalować. Może jakaś tortura, lub kara? Ponadto ubiory wyglądały dziwnie niepraktycznie. Żaden nie przypominał porządnej kolczugi rycerskiej, ani sukmany rolnika, w której chłop mógł robić coś. Gaheris wprawdzie kompletnie nie wiedział co, ale chłop ogólnie był ważny z powodu produkcji żywności, którą to produkcję ułatwiała mu sukmana. Tyle mniej więcej wiedział na temat chłopstwa. Najdziwniejsze jednak, że stroje nie przypominały również mnisich. Kim więc byli ci ludzie, czyżby wyznawcami jakiegoś straszliwego kultu, który zmuszał swoich do takich niepraktycznych ubiorów? Gaheris uznał, że to całkiem prawdopodobne, szczególnie jeśli w sprawę był zamieszany jego arcyoponent sir Taruin z Wieży. Drań, łajdak i skurwysyn chciałoby się rzec, gdyby nie to, że Gaheris takich słów nigdy nie używał.
- Tak - spróbował powiedzieć na głos, ale wydobył się jakiś głos przypominający wypluwanie tony mchu oraz kurzu, dopiero potem, dalsze słowa zabrzmiały normalnie. - Gdzie ja jestem? - bowiem niby doskonale przypominał sobie podziemia klasztoru Glastonbury, ale ci dziwaczni ludzie dokoła … Dobrze, że przynajmniej znalazło się coś, co można było uznać za maczugę. Dobra broń, chwycił barwiony przedmiot. Metalowy. Tym lepiej, nawet wampir dostawszy po łbie kawałkiem metalu zastanowi się, czy przypadkiem go nie zabolało.

Gaheris jeszcze raz obejrzał wszystkich leżących. Wysuszonych, noszących ślady ugryzień, chyba jego własnych. Co się stało? Czyżby sen przyniósł na końcu szał. Rycerz zmarszczył brwi i ukląkł, ażeby pomodlić się za dusze nieszczęśników. Właściwie większość jego pobratymców za szlachetnych czasów króla Artura wyznawała pogląd, że wampiry są potępione, lecz Gaheris starał się podejść praktycznie: skoro zaistniały, mają jakieś swojej miejsce. Skoro zaś tak, potępienie wcale nie jest takie pewne. Dlatego właśnie starał się postępować tak, jak dawniej, kiedy był jeszcze człowiekiem należącym do szlachetnego Zakonu Okrągłego Stołu. Ale ci tutaj stanowczo wyglądali inaczej. Zamyślił się. Im te ubrania nie są potrzebne, zaś on, no cóż, nago to można być przy boku równie nagiej kobiety, ale łazić na golasa nie uchodzi. Zaczął oglądać stroje tych osób, szukając wielkościowo podobnego do siebie. Biorąc pod uwagę ilość ofiar, raczej nie miał problemu z dobraniem czegoś dla siebie. Ten ma dłuższe nogi, tamten jest bardziej muskularny. Chyba najbliższe “ideałowi” były stroje czarnoskórych, którzy odpowiadali rosłej postawie rycerza. Jednak używać ubrań pofarbowanych pigmentem ludzi nie chciał. A nóż ich stroje są jakimś znakiem owej kary? Lepiej było zachować ostrożność, zaś Gaherisa, wcześniej klasycznego miłośnika typowej rycerskiej taktyki, czyli “otworzyć oczy, wznieść miecz, zamknąć umysł” wampirzenie oduczyło bezmyślności, zaś nauczyło iść na kompromisy. Choćby pod względem stroju. Za długie nogawki? Trudno. Podwinie się. Tak samo właśnie radził sobie ze wszystkim, oglądając ubrania i starając się zapamiętać sposób zapięcia. Trochę złota: cóż, uczciwy rycerski łup. Złoto zawsze jest cenne. Natomiast dziwne, iż żaden z nich, czyli tych ludzi, nie miał sakiewek. Gdzie nosili monety: złoto, srebro, miedziaki. Sprawdził dokładnie. Ale głąby, trzymali je w jakichś ciasnych, zszytych kawałkach skóry lub materiału. Były tam rzeczywiście monety, bardzo równe.


- Widocznie mamy dobrą mennicę - stwierdził na głos Gaheris uznając, że jak za czasów jego wysokości Artura, Anglia dbała o bicie pieniądza.
Ledwo zdążył założyć na siebie coś co przypominało nawet znane mu koszule i usłyszał dochodzące z oddali kroki. Postać ewidentnie się skradała i przeciętny człowiek raczej by jej nie usłyszał.

Ledwo dopiął się w kroku, gdzie akurat wymyślili sobie miejscowi jakieś złote guzy, przypominające odrobinę zdobienie zbroi, jakby dobry sznurek nie wystarczył? Ooo, czyżby nowy wróg, może Targuin, ale niby po co? Jeśli to człowiek, można go odpowiednio przepytać, choćby na temat Anglii? Bowiem niby kto jest królem obecnym. Na choćby takich papierkach z władcami był napis “Bank of England”, ale później imiona. Zapewne więc ów Bank albo to nazwa dynastii, albo tytuł królewski, tak jak dla Artura Pendragon. Wydawało się to całkiem sensowne.

Kiedy kontemplował monety kroki zdawały się być coraz bliżej. Po chwili usłyszał coś jakby wciągnięcie powietrza i cichy szmer. Ach, jakże mógł się tak zamyślić. Szybko podskoczył w tamtą stronę chcąc złapać intruza, kimkolwiek był. Gdy ruszył biegiem usłyszał że skradająca się w jego stronę postać zaczęła uciekać. Gaheris uznał, że nieco kropel krwi wpuszczonych odpowiednie miejsca spowoduje, iż pościg będzie łatwiejszy. Musiał mieć jakiegoś przewodnika. Przyśpieszył swoje ruchy akceleracją sprawiając, że od człowieka był wielokrotnie szybszy. Ba szybszy nawet od konia wyścigowego oraz wielu ptaków. Korytarz zaczął się zmieniać, w niczym nie przypominał architektury znanej wampirowi. Misterne rzeźbienia, z niszami w których coraz częściej widywał świecące skrzyneczki. Wtedy zobaczył swojego uciekiniera. Postać skryła się w cieniu. Chyba mężczyzna sądząc po stroju. Coś błysnęło. Sądząc po kształtach może jednak kobieta.
- Stój bo strzelam. - Kobiecy głos, czyżby chłopiec? Możliwe, może giermek? Nie, jednak białogłowa. Do tego język, dziwny, acz słowa znane.
Zatrzymał się. Z kobietami nie walczył.
- Schowaj tą swoją śmieszną procę, niewiasto. Nie walczę z niewiastami. Rzeknij mi pierwej, który to rok oraz kim jest twój pan? - spytał.
- Dżentelmen się znalazł. - Postać wysunęła się z cienia.


To co trzymała w dłoni ewidentnie nie było procą i raczej przypominało maczugę, którą znalazł Gaharis, tylko było dużo mniejsze. Kobieta celowała w niego stroną, w której zionął otwór.
- Kim jesteś i czemu zabiłeś tych ludzi?
Kobieta była dziwnie ubrana. Jak chłop! Wprost kompletnie nie do uwierzenia. Wystawiała jakąś śmieszną rurkę przypominającą gwizdek, jednak co mu chciała zrobić gwizdkiem? Kupy się nie trzymało. Chyba, że chciała wezwać swoją służbę, ale chyba powinna wtedy trzymać ten lufcik przy ustach, niczym pasterz fujarkę? Ponadto, jak ocenił, była całkiem ładna, a Gaheris mimo całej swojej wampirycznej natury, lubił urocze kobiety. Ładne, charakterne, miłe, albo nawet mniej miłe. Postanowił zagrać swym urokiem.
- Nazywam się Gaheris - posłał jej zabójczy uśmiech, od którego mdlała połowa dwórek na orkadzkim dworze oraz jedna czwarta na zamku króla Artura, zdrowo podrasowany Prezencją. - A ty, piękna damo? - w sumie nawet nie łgał, no może jedynie z tą damą, ale miała przyjemną buzię i kształtną figurę, więc niechaj będzie dama.

Nie opuściła broni, jednak widać było, że na jej twarz wypłynął lekki rumieniec.
- Jesteś wariatem? - Jej oczy emanowały pomieszaniem strachu, ale też zainteresowania. - Gah.. - Imię najwyraźniej wydało się jej dziwne, więc uznałą, że się przesłyszała. - ... Gehry czy jak ci tam, jesteś cały we krwi i podrywasz kogoś kto celuje do ciebie z broni?
- Gaheris, mam na imię Gaheris. Takie wymyślili rodzice, więc jeśli chciałabyś kogoś winić, iż jest takie dziwne, chyba jedynie ich
.
Uniósł ramiona.
- Zaś krew. To nie moja krew, sam obudziłem się przed chwilą wśród zwału trupów. Kompletnie nagi - dodał. - Wprawdzie zazwyczaj nie mam nic przeciwko byciu nagim obok ślicznej dziewczyny, jednak zazwyczaj wtedy wolę, by podobnie jak ja nie miała nic na sobie - dodał, jako że choć rycerzem był uczciwym, jednak słabość do kobiet również miał wielką. Oprócz tego wcale nie kłamał, choć mówił trochę pokrętnie. - Ale powiedz mi, jak ty masz na imię, żebym mógł cię nim nazwać oraz wyjaśnij proszę, slicznooka dziewczyno, dlaczego wspomniałaś, że trzymasz w ręku broń. Przecież to nie jest nawet malutki sztylet - dodał oczywistą kwestię.

Kobieta otworzyła szerzej oczy i zaczęła się cofać.
- Zaraz, zaraz, zaraz … - Widać było że jest przestraszona. - … Nie wiesz, co to jest? Pytasz mnie o rok? Kim ty do diaska jesteś?
Gaheris usiadł na ziemi. Dziewczynie, no może nieco starszej niż dziewczyna, ale co tam, mogło się wydawać, że jest bezbronny.
- Pytam, bowiem jak wspomniałem, obudziłem się niedawno. Byłem nieprzytomny. Obawiam się, że nieco poplątało mi się z pamięcią. Proszę, nie obawiaj się. Naprawdę cię lubię i nie chcę cię skrzywdzić. Jednak prosić o rozmowę damę to jest takie złe w Anglii? Dziwna sprawa - starał się być uprzejmy, ale widać, że Prezencja nie zadziałała na nią tak, jak liczył, że się uda.

Kobieta zatrzymała się. Nagle nerwowo obejrzała się za siebie. Chyba też nie do końca powinna tu być.
- Nie zabiłeś ich? - Wpatrywała się w niego uważnie, widać było że jej chwyt na “broni” zelżał lekko.
- A co ja powiedziałem? Kiedy obudziłem się, już nie żyli - powiedział dobitnie. - Rycerskie słowo - nie kłamał, choć oczywiście nie mówił prawdy. - Powiem tyle, pewien mój nieprzyjaciel zwabił mnie w to miejsce i jak widać, nie wyszedłem z tego bez szwanku. On zamordował wielu ludzi - co było prawdą.

Kobieta opuściła broń, nadal jednak trzymała ją jakby w pogotowiu. Uważnie mu się przyjrzała i widział, że wie czego szukać. Jakby była medykiem.
- Nic ci nie dolega...
- Nie wiem, chyba nie pamiętam dobrze wszystkiego, albo nie wiem wszystkiego. Mam lekki szum w głowie. Dlatego wypytuję o takie rzeczy. Zaś fizycznie, hm, nie dolega
- uśmiechnął się od ucha do ucha. - Może chcesz dokładnie sprawdzić? - zaproponował.
- Na twoim miejscu zabierałabym się stąd. Mi tam nie prędko na krzesło. - Kobieta ruszyła w jego stronę, ale minęła go i skierowała swoje kroki w stronę z której uciekli.
- Poprowadzisz mnie? Wiesz, muszę się umyć i tak dalej - ruszył za panią bez imienia. - Nie pamiętam, nie wiem tylu rzeczy. Mogłabyś być moją cicerone - użył łacińskiego słowa, jakby badając jej wykształcenie. Kobieta wyglądająca niczym mężczyzna, mogła mieć także męską naukę za sobą.
- Nie jestem niańką. - Jeśli nawet zrozumiała słowo, nie dała sobie tego poznać. Wyminęła mężczyznę i zaczęła przeglądać zwłoki. Po chwili wyciągnęła skądś coś białego, cienkiego. Przypominało trochę opłatek… a może bardziej pergamin. Schowała to do kieszeni i ruszyła dalej, chwytając jedną z szumiących świecących skrzynek.

Prezencja nawaliła kompletnie. Kobieta miała go, obrazowo powiadając, we swojej kształtnej dupie.
- Czekaj - krzyknął na nią i ruszył. - Jak się nazywasz i który jest rok. Kim byli ci ludzie. Przysięgam, że nie wiem. Ale widzę, że ty wiesz. Obawiam się, iż mogą być to jakieś osoby powiązane z owym łajdakiem, którego wspomniałem.
- Nie drzyj się, bo nas znajdą
. - Obejrzała się na niego i przeszła do komnaty, którą znał. Było to miejsce gdzie zabił go Tarquin. Szybko sprawdziła kilka kolejnych zwłok i wyciągnęła dziwnie małą książeczkę..


- Niby któż miałby nas znaleźć, ale jeśli, nie obawiaj się - stwierdził. - Jestem rycerzem i potrafię także bronić niewiasty - “nie tylko chędożyć” tych słów akurat nie dodał. Kobieta miała charakterek. - Jeśli powiesz mi więcej, będę w stanie lepiej się zachowywać, czyli tak, jak ci bardziej pasuje - podał jej logiczny argument.
- Rycerze wymarli w średniowieczu Gehry. - Kobieta podeszła do niego. Patrzyła na niego jak na wariata. - A my mamy XIX wiek.
- Nie ma rycerzy? W średniowieczu? To niby kto obecnie walczy, kobiety trzymające gwizdek
- roześmiał się, ech niby taka poważna, ale miała ochotę na przekomarzanki.
Zlustrowała go.
- Powiedziałeś Gaharis tak? Rycerz króla Artura jak z pieśni? - Uśmiechnęła się. - Psychiatrą też nie jestem. Chcesz mojej pomocy to się słuchaj, panie “rycerzu”. Rycerze wymarli kilkanaście wieków temu, wiesz co to wiek, czy też ci wyjaśnić?
- Objaśnij
- powiedział, zaś wewnątrz jego głosu można było dostrzec nutę prawdziwego przestrachu.
- Wiek oznacza 100 lat. - Zlustrowała go z uśmiechem. Widać było że ponownie zacisnęła pięść na “gwizdku”. - Chcesz mi wmówić, że masz ponad tysiąc lat czy też uznamy, że jesteś świrem?
- Wiem, ile to jest wiek. Ale zapominasz o jeszcze jednej możliwości
- uśmiechnął się. - To ty jesteś tym tego “Świrem” jeśli właściwie rozumiem to słowo, albo lepiej, chcesz mnie zwodzić z jakiegoś sobie tylko znanego powodu. Czyż nie jest to równie logiczne wyjaśnienie, jak obydwa twoje?
- To radź sobie sam rycerzyku
. - Wyminęła go i ruszyła z powrotem. - Pozdrów króla Artura. - Pomachała mu wychodząc.
- On już niestety nie żyje - odparł. - Przynajmniej wedle mojej wiedzy - powiedział i ruszył za nią. Skoro nie chciała z nim rozmawiać, trudno, lubił kobiety, ale na pewno nie był kimś, kto jest namolny. Rozmawiał, zaproponował, wreszcie zauroczył. Wszystko na nic. Ale jednak miała rację, że mogli się pojawić ludzie Targuina, więc trzeba było stąd się ulotnić, zdobyć jakiegoś konia lub oręż. Trudno, szkoda, ale tak bywa.
- Według mojej wiedzy. - Kobieta odezwała się cicho gdy szli w jakimś najwyraźniej dobrze jej znanym kierunku. - Jest mityczną postacią, nie wiadomo czy żył naprawdę. - Zerknęła na niego. Była ciekawa, cholernie ciekawa. - Kim naprawdę jesteś?
- Żył naprawdę i był dobrym człowiekiem
- powiedział poważnie.. - Zaś pytasz kim jestem. Podałem ci swoje imię, powiedziałem co tu robiłem, ty zaś nie chciałaś mi rzec dokładnie nic. Kimkolwiek więc jesteś, dlaczego oczekujesz, że wyjawię...
- Charlotte
. - Kobieta w pewnym momencie przywarła do muru, ciągnąc go za sobą. Ostrożnie wyjrzała za winkiel. - Nie powinno mnie tu być. Na razie musi ci to wystarczyć Gehry. Albo się z tym pogodzisz i będziesz odpowiadał na moje pytania, a ja ci pomogę. - Zerknęła na niego. - Albo w tym momencie się rozdzielamy i radzisz sobie sam rycerzyku.
- Czy dasz mi słowo, że mi pomożesz? Bez względu na wszystko
- spytał poważnie. - Słowo honoru. Jeśli tak powiem ci, może nie wszystko, ale to co uznam za wskazane i stosowne. Nawet jeśli to nie jest to, czego oczekiwałabyś, tyle mogę uczciwie ofiarować. Może kiedyś będziemy mogli być ze sobą szczersi. Czy tyle ci wystarczy?
- Jestem w stanie dużo przyjąć. Ale chcę mieć gwarancję, że nie wbijesz mi noża w plecy
. - Na chwilę odwróciła od niego wzrok. - A co do honoru… zniknął razem z rycerzami.
- Nie wbiłbym ci ani noża ani nie zabił w jakikolwiek sposób. Nie walczę przeciwko kobietom
- spojrzał pogardliwie, po prostu tak jakoś obojętnie. - Jesteś twardą osobą, cóż, szkoda, że nie możemy się dogadać. Wielka szkoda. Bądź więc zdrowa i uważaj na tych, którzy cię ścigają. Jeśli będziesz miała jakiś problem przez niedługi czas, krzyknij. Postaram się przyjść z pomocą. Rycerze mają obowiązek bronić niewiast - ruszył przed siebie. Cóż, czasem nie udaje się dogadać, jeśli druga strona uprawia strategię ściany.

Gdy wyszedł zobaczył ruiny kościoła. Jakieś dziwne namioty i milion rzeczy których nie rozumiał. Było coś co przypominało stoły ale było za cienkie. Jakby ławy. Torby ale z paskami. Nigdzie śladu konia. A w oddali wieś.

 
Kelly jest offline