Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2017, 22:35   #9
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ponownie pojawiło się mnóstwo niezrozumiałych słów, choćby bilet. Gdyby modlili się tutaj, pewnie dołączyłby, jednak widocznie mieli inne obyczaje. Ponadto Charlotte miała się spotkać. Obiecał sobie siedzieć cicho oraz robić mądrą minę.
Odebrali swój bagaż i ruszyli ramię w ramię w stronę wejścia, gdzie mimo późnej godziny było co nieco ludzi. Charlie poruszała się tu swobodnie, mimo dziwnego zamieszania i poruszenia. Jakby tego było mało raz na jakiś czas słyszał potworny gwizd, który z każdym ich krokiem zdawał się być coraz bliżej. Wtedy weszli do najbardziej niesamowitej przestrzeni jaką kiedykolwiek zdarzyło się wampirowi widzieć. Coś co przypominało wielką stodołę. TYlko było wykonane z żelaza i tak wielkie, że mogłoby przykryć całą wioskę.


Po chwili znów rozległ się ponowny gwizd i przestrzeń wypełniła się parą. Ogarnął go podziw oraz przestrach jednocześnie. Chwycił doń kobiety rozglądając się gwałtownie. Jakaś pułapka, wredna sztuczka. Jego oczom ukazało się coś dziwnego, z czego dobywała się ów para.


Rozejrzał się gwałtownie poszukując broni, ale niczego nie było, co choć przypomnałoby oręż. Wszyscy! Wszyscy muszą być w z mowie. Wcale nie reagowali na te złomagiczne dziwactwa. Taaaaaak, chcieli go pojąć. To na pewno Tarquin.
- Stój spokojnie - szepnął cicho do Charlotte. - Uratuję cię.

Kobieta chwyciła go pod ramię.
- Pamiętasz? Nic poza człowiekiem nie chce cię zabić. - Spojrzała mu w oczy i wskazała podbródkiem dziwną rzecz. - To jest pociąg.
- To jest smok, widzisz jak dyszy - rozglądał się nerwowo.

Kobieta spoważniała.
- Miałeś mi ufać, Henry.

Oklapł. Faktycznie racja, jednak to było ponad wszelkie pojęcie.
- Ufam, ale nie wiedziałem, że jeździcie na smokach. Czy świat zwariował, żeby korzystać ze złych, choć wielkich istot?
- To przedmiot, nie istota. - Puściła go. - Teraz tam podejdziemy, a potem do tego wsiądziemy.
- Do tego dyszącego, nie boisz się, nie będzie chciał połknąć? Jeśli zaś to przedmiot, to jak niby dyszy, jak ma niby się ruszać - miał tysiące pytań. Widać było, że widok lokomotywy strząsnął wampirem.

- Chcesz bym ci to teraz tłumaczyła, kuzynie? - Kobieta ruszyła dalej, pewnie idąc w stronę pociągu. Widział, że ludzie dziwnie się na niego oglądali, jednak po chwili ruszali w swoją stronę.

Przygryzł wargi. Ta stacja, jak nazwała to Charlotte była ludnym miejscem. Niektórzy faktycznie dziwnie się wgapiali.
- Chodźmy kuzynko. U nas na Orkadach nie ma takich rzeczy chyba - stwierdził cicho. - Budujecie żelazne stodoły. Prowadź - dodał głośniej. Rozglądał się jednak dalej mocno, choć widać było, iż chce opanować ten odruch zdradzający obawę.

Kobieta podeszła do stojącego przy pociągu dziwnie ubranego mężczyzny. Miał dziwną czapkę i cały był na czarno. Okazała mu dokumenty, a on podał jej jakieś dwa kawałki papieru. Po chwili otworzył im drzwi jednego z “dyliżansów” przypiętych do tego dymiącego czegoś. Charlie czekała na niego przed wejściem.
- Wobec tego do boju - Charlie mogła dostrzec determinację na jego twarzy. Pewnie dla niego owo wejście byłoby niczym pójście na Łysą Górę podczas sabatu. Wszystko było nowe, dziwne, szalone. Charlie weszła pierwsza korzystając z pomocy tamtego mężczyzny, który skłonił mu się nisko, widząc że nadchodzi.
- Panie Ashmore.

Henry odpowiedział lekkim skinieniem, przypominając sobie, jak miał się zachować wobec kobiety w pubie. Już będąc obok zobaczył wnętrze, w którym siedziała kobieta.


Luksus godny króla. Spadłby z krzesła, gdyby nie fakt, że nie miał żadnego pod sobą. Zachwiał się prawie łapiąc dłonią za futrynę.
- Niesamowite - westchnął aż. - Królewskie luksusy. U was tak się jeździ tymi popciągami. Musicie być bardzo zamożni, choć wydawało mi się, że na stacji, jak ją nazwałaś, były osoby różnej kondycji finansowej.
- Zaraz ci to wyjaśnię, tylko muszę na chwilę wyskoczyć. - Podała mu jeden z papierków. - To bilet jakby ktoś pytał. Wrócę za kilka minut, dobrze?
- Dobrze. Po prostu będę czekał, jeśli nie potrzebujesz rycerza, który wesprze cię męskim ramieniem.
- Moi “znajomi” nie przepadają za obcymi. - Powoli opuściła pomieszczenie i ruszyła w tłum po chwili w nim znikając.

Wtedy do uszu wampira dotarł kolejny gwizd i stacja ponownie wypełniła się parą. Wytrzymał prawdziwie odważnie, choć trochę brała go chętka, żeby wyskoczyć przez okno oraz wziąć nogi za pas. Straszny był te wiek XIXy. Oraz dziwny. Jednak obiecał Charlie, że poczeka, dlatego czekał. Miał doskonałą okazję patrzeć przez okna na ludzi, na stroje, na bieganie, chwytać dźwięki mowy, jakże inaczej akcentowane niż jego. Czasami nawet inaczej wymawiane. Także mnóstwo słów, których nie znał, szczególnie od mężczyzn, którzy mówili sobie coś podniesionymi głosami. Głównie typu:
- Fuck you! You motherfucker!
- I don’t give a fuck about you!

Oprócz tego szybkie zdania ze zwrotami, których nie uczą żadne przyzwoite guwernantki, odnoszące się do intymnych części ciała. Król Artur, albo sir Kay zamknęliby ich w dyby na dobę, żeby sobie nieco dali na wstrzymanie, jednak tutaj widocznie panowały inne zasady.
- Gdzie jest Charlotte? - powiedział cicho.

Nagle poczuł wstrząs.
- Co się stało? - przez chwilę nie wiedział, jednak obraz za szybką zaczął się lekko przesuwać. Jak to możliwe, ale po prostu przypomniał sobie dyliżans, zresztą kareta tak samo. Tylko że to było znacznie delikatniejsze oraz nie trzęsło, chociaż gwizdało od czasu do czasu, niczym grający na rogu królewski myśliwy. Pociąg najwyraźniej zaczął wyjeżdżać ze stacji. Przez głowę wampira przelatywały setki myśli. Czy powinien wysiąść, czy Charlie go zdradziła?

Wtedy zobaczył ją biegnącą. Widząc jego twarz dała mu znak by otworzył drzwiczki. Skoczył do klamki. Prawda, jak to się otwiera? Faktycznie. Brakuje kołatki. Ruszał ją we wszystkie strony, wreszcie drzwiczki się otwarły. Albo raczej szarpnięte wystrzeliły, zaś wampir wychylił się mocno wyciągając dłoń, żeby chwycić pędzącą kobietę.
- Dawaj! - krzyknął. - Złapię cię.

Charlie skoczyła, łapiąc się jego dłoni i podciągając się jednocześnie. O dziwo zrobiła to lewą dłonią. Zaś mężczyzna schwytał jej nadgarstek szybko wciągając do środka. Spróbował zamknąć drzwi, jednak niespecjalnie pamiętał, jak się to robi. Za drugim razem po prostu nacisnął i jakoś samo się zatrzasnęło szczęknięciem zamku.
- Cała jesteś? - spytał szybko kobietę.
- Prawie. - Charlie uderzyła w jakiś odstający od drzwi kawałek, tak że się wcisnął. Zobaczył, że na jej prawym ramieniu, zaczyna się pojawiać czerwona rana. Nie było śladu po cięciu, ani innej broni. Jednak jego wampirze powonienie nie pozostawiało, żadnych wątpliwości. To była krew. Kobieta szybko zasłoniła kawałki tkaniny w okienkach od korytarza i zaczęła zsuwać z siebie suknię. - W jednej z walizek, powinnam mieć ręcznik.
- Dobrze - szybko zaczął otwierać, albo przynajmniej próbował starą metodą, czyli coś, co wyglądało na otwarcie, we wszystkie strony. Wreszcie puszczało. Kiedy zaś pierwsze trzymanie puściło, wiadomo już było, jak dalej. Szybko przeglądał. - Gdzie to jest? Gdzie to … dobra jest - szybko podał jej ręcznik. Przynajmniej dalej ręcznik był ręcznikiem, nawet jeśli materiał wykonania się wydawał inny.

Kobiecie udało się jakoś zasznurować suknie i zsunąć ją i to co miała pod spodem z ramienia, w którym zionęła dziura. Szybko docisnęła ręcznik tamując krwawienie. Chwyciła dziwnie, jakby rana była na wylot.
- Udało się. - Odetchnęła, jakby dopiero zdała sobie sprawę, że siedzi już spokojnie w pociągu. O ile siedzenie w tym strasznym czymś można było nazwać spokojnym.

- Zdejmij to, zaraz zapomnisz o ranie. Wampiry dysponują lepszymi możliwościami leczenia okaleczeń niżeli doktorowie. Zdejmuj, albo odsuń materiał, zaraz się tym zajmę - pochylił się nad jej raną.

Charlie wpatrywała się w niego lekko nieprzytomnym wzrokiem. Musiała stracić co nieco krwi, gdyż była też bledsza. Powoli odsłoniła ranę, najpierw od przodu, wciąż trzymając ręcznik z tyłu. Wampir dokładnie spojrzał.
- Oberwałaś też z tyłu? - spytał. Pocisk jest wewnątrz? Muszę wiedzieć.
- Wyleciało… z tej strony. - Uśmiechnęła się słabo. Widział, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, kobieta odpłynie. Z rany spłynęła kolejna strużka krwi. Zaczął więc szybko zalizywać. Przód i tył. Przy okazji spijając to, co tak czy siak wypływało. Kobieta drgnęła i jęknęła z rozkoszy, mimo bólu fakt, że wampir z niej pił musiał sprawiać jej sporo przyjemności.
- Nie ruszaj się - pod jego językiem rana zabliźniała się powoli. Najpierw tworząc strupek, potem wściekle czerwony placek. Kiedy zarosła skórą, wprawdzie świeżą oraz nieładną, ale zawsze, od przedniej strony, zabrał się za tył. Chwile wszystko trwało, najgorsze zaś, że wewnątrz pocisk, czymkolwiek by nie był, mógł narobić solidnego kłopotu. Trochę się poznał na tym, jako rycerz, weteran wielu bitew. No tak, to co robił było interesującym miksem rozkoszy oraz bólu. Przerwał na chwilę. Pozwolił kobiecie dojść do siebie. Tak czy siak musiała się zaraz zacząć trudniejsza część rozmowy.

Charlie ułożyła się na jednym z siedzisk, rzucając ręcznik na ziemię.
- Dziękuję. - Oddychała ciężko, ale widać było, że sam fakt że się z niej nie leje znacznie poprawiał sytuację. - Ktoś śledził albo mnie, albo mojego znajomego.
- Znajomym zajmiemy się później. Skóra całkiem zarosła, ale środek nie wygląda ciekawie. Mięsień ramienia przebity, zdajesz sobie sprawę? - spytał poważnie.
- Jak to mawiają do wesela się zagoi… a jako że wesele mi nie grozi… to trochę potrwa. - Uśmiechnęła się słabo.
- Chyba, że się rozciapało? Wtedy będzie średnio. Mógłbym temu zaradzić, jeśli będziesz chciała. - kontynuował.
- Rozciepało? - Spojrzała na niego pytająco. - Przestrzelił mnie. Mam chyba naderwany mięsień, albo ścięgno, albo kto tam ich wie. Słabo ruszam prawą ręką. - By zademonstrować spróbowała ją zacisnąć w pięść. Nie wyszło. - Może być ciężko grać na pianinie.
- Cóż, pianino pół biedy, ale jak mówię, jeśli sobie życzysz, zaradzę temu. Poswędzi cię jedynie. Jeśli nie, nie będę zawracał głowy. Będziesz musiała jedynie sobie coś powyobrażać oraz zrobić to, co już robiłaś, tyle że nieco więcej - wyjaśnił enigmatycznie. Jednak nie chciał zmuszać, do tej pory raczej nie miała ochoty na pomoc, więc nie naciskał.
- Jak chcesz mi pomóc?
- Możesz, jeśli chcesz, wypić trochę mojej krwi. Tej, której już próbowałaś. Ona przyspieszy gojenie, właściwie bardziej niż bardzo. Jeśli chcesz …
- Czemu miałabym nie chcieć, Gaheris? - Wyszeptała jego prawdziwe imię, tak by nikt po za tym pomieszczeniem nie mógł ich usłyszeć.
- Bo jeśli będziesz ją pić zbyt często, możesz ją pragnąć zawsze i będę mógł wydać ci rozkaz, ty go zaś wykonasz. Nie teraz, ale jeśli będziesz częściej pić większe ilości. Chociaż z drugiej strony, twoje starzenie zatrzyma się, więc coś za coś. Dlatego uczciwie uprzedziłem. Zależy mi na tobie, Charlie - powiedział poważnie.

Przyglądała mu się uważnie. Po dłuższej chwili przygryzła wargę, a w jej oczach pojawiła się ta już znana mu ciekawość.
- Chcę...
- Wobec tego pij oraz skup się na ranie. Wyobraź sobie, jak twoje rozerwane mięśnie się spajają, jak twoje ścięgna przywierają odpowiednio, jak twoje ciało się leczy i pij - przyłożył nadgarstek własnej dłoni do swych ust i dziabnął kłem tak, że pojawiła się niewielka strużka krwi. Kobieta patrzyła na to z coraz szerzej otwierającymi się oczami. Szybko przyłożył rękę do jej ust. - Pij oraz wyobrażaj sobie, pij Charlie, pij najsłodszy napój.

Powoli sięgnęła językiem do rany. Posmakowała i już po chwili przysunęła usta do jego nadgarstka całując go i spijając sączące się vitae. Widział jak sięga do niego zdrową dłonią. Czuła jak krew w jej własnym ciele przyspiesza, czując to dziwne nienaturalne spełnienie, tą doskonałość, którą mogło zapewnić tylko wampirze vitae.
- Myśl tak jak mówiłem. Jest smaczna, ale ty myśl, skup się. Twoja rana. Leczy się, gwałtownie poprawia się. Twoje ciało łaczy się, naprawia. Myśl Charlie - mówił półgłosem. - Ssij i myśl bez przerwy.

Niestety po zalizaniu ran nie za bardzo mógł zobaczyć, czy kobiecie się udaje. Pierwszym znakiem, że już jest dobrze, było to, że sięgnęła do niego także prawą ręką. Uważnie obserwując jej twarz widział, że nie odmalował się na niej nawet najmniejszy grymas bólu.
- Jeszcze trochę i kontynuuj. Jest dobrze, ale nie będziemy ryzykować - powiedział spokojnie. - Prosze, tak samo jak przed chwilą. Tak doskonale - czuł jak zasysa, skoro potrafi jednocześnie ruszać ramieniem, idzie odpowiednio. Był zadowolony, choć będzie musiał zrekompensować sobie utratę krwi. Jak nie dziś, to jutro. Bowiem takie zabawy jak ta, rodziły wampirzy głód.

W pewnym momencie kobieta oderwała się od jego nadgarstka i pociągnęła zaskoczonego wampira do siebie. Złożyła na jego ustach łakomy pocałunek. W ustach poczuł smak swojej własnej vitae. Oddał jej pocałunek, choć poczuł się dziwnie. Jakby zakręciło mu się w głowie. Od 1300u lat nie karmił nikogo swoją krwią.
- Masz słodkie usta, Charlie - całował ją łącząc się ponownie ze swoją vitae. - Słodkie, ale też piękne. Nie ruszaj się tylko za bardzo. Twoja ręka się regeneruje bardzo szybko. Nie zakłócimy tego - całował ją. - Ostrożnie, nie ruszaj ręką i najlepiej ogólnie ciałem. Szczerze mówiąc tego też nie powinniśmy robić, całowania, ale nie mogę się powstrzymać - mówił pomiędzy kolejnymi całusami. Kobieta nie reagowała na jego słowa. Pragnęła go całym ciałem i teraz nawet jeśli coś ją bolało, było raczej nieistotne. Czuł jak przyciąga go do siebie, jak wsuwa dłoń pod jego surdut.
 
Aiko jest offline